Homoseksualna rewolucja w praktyce

Niezależna Gazeta Obywatelska3

Czy ktoś jeszcze pamięta migawki z wiadomości telewizyjnych z lat dziewięćdziesiątych, przedstawiające uśmiechniętych mężczyzn zawierających jednopłciowy związek? Zdarzały się na zasadzie kuriozów, kwitowanych śmiechem, tak jak kwituje się na przykład informację o tym, że oto w jednej budzie mieszkają ze sobą kot i pies. Wielu pewnie pamięta łzawą historyjkę filmową pt. Filadelfia? – odwołujący się do sfery emocjonalnej propagandowy obraz okraszony łzawą pioseneczką Bruce’a Springsteena (uprzednio ucieleśniającego amerykańskiego twardziela w dżinsach i czapeczce z daszkiem)? Wszystko to już było.

Analizując przekaz mediów, zapoznając się z ofertą galerii sztuki, obserwując rozmaite inicjatywy społeczne, dochodzimy do wniosku, że mamy do czynienia albo z szaleństwem, albo ze skrajnie radykalną rewolucją zmierzającą do ustanowienia panseksualnej religii. Czyż wszak nie jesteśmy świadkami homoseksualnej rewolucji, mającej na celu przedefiniowanie człowieczeństwa, a zwłaszcza tak istotniej jego części jak płciowość? Konsekwencje tej rewolucji uderzą głównie w rodzinę i edukację, ale także w politykę, religię i wiele innych sfer.

W internecie krąży napisany w języku angielskim tekst autorstwa Michaela Swifta zatytułowany Gej rewolucjonista, a opublikowany w piśmie dla homoseksualistów w roku 1987. Jego autor twierdził później, że to tylko tekst satyryczny. Czyżby? Tekst został napisany w formie manifestu – jak program ruchu homoseksualnego. Na pewno nie byłby on wart wspomnienia, gdyby nie oczywisty fakt, że wiele jego wstrząsających postulatów – ogłoszonych, co warto podkreślić, niemal ćwierć wieku temu – już zrealizowano albo właśnie się realizuje.

Czytamy oto w tymże tekście takie, na przykład, słowa: Zniesione zostaną wszystkie prawa zakazujące homoseksualizmu, a w ich miejsce zaczną obowiązywać ustawy propagujące miłość między mężczyznami. Wszyscy homoseksualiści muszą trwać przy sobie jak bracia: musimy zjednoczyć się artystycznie, społecznie, politycznie i finansowo. Zwyciężymy tylko wówczas, gdy pokażemy bezwzględnemu heteroseksualnemu wrogowi wspólne oblicze.

Dalej tekst staje się jeszcze bardziej radykalny: Komórka społeczna zwana rodziną – wylęgarnia kłamstwa, zdrady, przeciętności, hipokryzji i przemocy – zostanie obalona. Rodzina, która studzi wyobraźnię i ogranicza wolną wolę, musi zniknąć. Genetyczne laboratoria będą wytwarzać i hodować idealnych chłopców. Będą oni żyć we wspólnocie, wychowywani i kształceni przez homoseksualnych mędrców.

Na koniec zaś pada najbardziej dosadne zdanie: Drżyjcie, heteroseksualne świnie, kiedy staniemy przed wami bez naszych masek.

„Homowyborcza” promocja

Kiedy w Polsce rozszalała się machina promująca homoseksualizm, Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej – zaniepokojone narastaniem zjawiska zleciło w roku 2005 badanie prasoznawcze, w którym szczegółowo przeanalizowano jeden tytuł: ogólnopolski dziennik „Gazeta Wyborcza”. Zakresem prac badawczych objęto treść oraz ilość publikacji w poszczególnych wydaniach. I oto w ciągu całego roku 2004 (306 wydań) „Gazeta Wyborcza” opublikowała aż 379 tekstów ukazujących homoseksualizm w pozytywnym świetle. Oznacza to, że na jeden numer przypadało średnio 1,23 tekstu promującego homoseksualizm.

W zestawieniu z innymi dziennikami sztandarowy tytuł prasowy Agory jawi się prawdziwym promotorem homoseksualizmu, ustępując na tym polu jedynie portalom homoseksualnym. W publikacjach „Gazety Wyborczej” za lata 2003 i 2004, z wyjątkiem dwóch tekstów (Walczyć i ustępować z 07.07.2003 i Oświadczenie metropolity krakowskiego z 23.04.2004), pozostałe mają charakter ewidentnie zaangażowany w promocję homoseksualizmu.

Obecnie machina medialna zarówno na świecie, jak i w Polsce pracuje już w tym zakresie pełną parą. Dochodzi do tego propaganda eventowa, skierowaną, na przykład, wprost do dzieci, oraz działania ukierunkowane na zmiękczenie niezmiennego i zawsze negatywnego wobec homoseksualistów stanowiska Kościoła Katolickiego.

Przegląd opiniotwórczych tygodników liberalnych to obecnie zajęcie przyprawiające a to o wybuchy śmiechu, a to o odczucie mdłości bądź skrajne przygnębienie stopniem zaangażowania głównych mediów opiniotwórczych w homoseksualną rewolucję.

Homorodzinna sielanka

W tygodniku Newsweek z 20 lutego 2011 widnieje sielankowe zdjęcie dwóch uśmiechniętych mężczyzn w bielutkiej pościeli z kilkuletnim chłopczykiem miedzy nimi. Obok zdanie: Czy homoseksualiści są dobrymi rodzicami? Naukowcy zgodnie twierdzą, że tak. Czemu więc adopcja dzieci przez pary tej samej płci wzbudza tyle kontrowersji? Warto skupić się na każdym słowie tego zdania: oto tzw. oświeceni już wiedzą i głoszą, że naukowcy (nie wiadomo ilu, w domyśle chyba wszyscy) twierdzą (znaczy nie mają wątpliwości) zgodnie (czyli stoją murem, to dla nich po prostu pewnik), że tak. Jedynym więc problemem jest jeszcze tzw. ciemnota, która uniemożliwia przyjęcia tej oczywistej – jak się sugeruje – prawdy i zaakceptowanie adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.

Wyrzucono więc na śmietnik wszystkie inne, krytyczne wobec homoseksualizmu opinie naukowe. Nie ma już wątpliwości, ogłasza się dogmaty i podaje masom do wierzenia. Dalej od sielanki aż kręci się w głowie. Oto kolejny iście kabaretowy fragment:

Andrew jest gejem, od kilku lat ma męża Johna, czwórkę dzieci i dość – przynajmniej z pozoru – skomplikowaną sytuację rodzinną (tu pewnie sugestia, że oczywiście, że to musi być tylko pozór, bo naprawdę wszystko jest super – przyp. red). Dwuletni syn George mieszka z nim i jego mężem. Biologicznym ojcem chłopca jest Andrew, jajeczko pochodziło od niespokrewnionej kobiety, a dziecko urodziła Laura, przyjaciółka rodziny, lesbijka. Córka Blaine ma cztery lata i mieszka z biologiczną matką i jej partnerem. Dziewczynka również urodziła się dzięki zapłodnieniu in vitro, dawcą spermy był Andrew. (Przy okazji widać do czego używa się tej metody – przyp. red.) Dziesięcioletni Olivier i siedmioletnia Lucy przyszli na świat podobnie, dzięki sztucznemu zapłodnieniu. Nasienie pochodziło od Johna, a jajeczko było Laury, która jest w związku z Tammy. (…) Na sesji zdjęciowej dla „Newsweeka” ta dziewiątka wygląda jak jedna, wielka, szczęśliwa rodzina.

Tak wygląda wioska potiomkinowska obecnego etapu antychrześcijańskiej rewolucji. Zresztą tytuł tekstu, z którego korzystała autorka brzmi: Poznaj moją prawdziwą nowoczesną rodzinę. Ten sielankowy opis to jednak nie koniec, tuż poniżej bowiem znalazła się „bumaga” naukowców: Psychologowie przyznają (znów w domyśle – pewnie wszyscy, jednym chórem), że chyba w żadnej innej kwestii nie byli tak zgodni (no proszę, wreszcie jest jakiś pewnik, dogmat, w świecie, w którym tyle krwi utoczono w walce z dogmatami), jak w tej, czy homoseksualiści powinni (ciekawe że nie użyto słowa „mogą” ale „powinni”) wychowywać dzieci. Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne – podobnie jak wiele innych ośrodków naukowych – (wiadomo, w Ameryce powiedzieli…) twierdzi (no właśnie, czyli nie ma tu wątpliwości), że rodzice tej samej płci są (uwaga!!!) tacy sami jak heteroseksualni i nie ma naukowych podstaw odmawiania im praw rodzicielskich.

A jednak nie wszystko jest tak kolorowe i sielskie. Znalazło się również coś, co budzi niepokój autorki tekstu. Istnieje bowiem problem, który kładzie się cieniem na szczęśliwym potiomkinowskim świecie. Czytamy oto dalej że: Problemem takich rodzin jest często brak akceptacji. Tu następuje wyliczanka: dzieci z takich „rodzin” poddaje się ostracyzmowi, muszą ukrywać, kto je wychowuje, boją się reakcji innych; w dorosłym życiu takie dzieci muszą ukrywać swoją „orientację”, by nie narazić rodziców na oskarżenia o „zarażenie” potomstwa homoseksualizmem. Tak więc, tylko czekać, aż odpowiednie instytucje zaczną „porządkować” również ten odcinek frontu i oczyszczą go z wrogiego, reakcyjnego elementu, stojącego na przeszkodzie w osiągnięciu wyższego poziomu szczęścia ludzkości, czyli zaistnienia – jak mówi tytuł tekstu, który zainspirował autorkę polskojęzycznej wersji „Newsweeka”  – prawdziwej nowoczesnej rodziny.

Homoopera mydlana

Inny wysokonakładowy tygodnik opinii, „Polityka”, 5 lutego opublikowała opatrzony dużego formatu niesmacznym zdjęciem tekst pt. Szczęśliwy los Les, będący rozmową z wiodącymi rzekomo sielski żywot „małżonkami”.

W Przekroju z 22 lutego znalazł się tekst pt. Homo? Już wiadomo. Tu znowu podobne klimaty: Anna z Edytą razem w niedużym miasteczku pod Poznaniem. Wychowują Zuzkę, którą Ania urodziła osiem lat temu. Zamierzają powiększyć rodzinę – tym razem w ciążę ma zajść Edyta. Dawca nasienia został już wybrany.

A teraz fragment, mający za zadanie złapać za serce „młodego wykształconego z wielkiego miasta”: Mam czasem wrażenie – mówi Anna – że teraz Zuza ma lepszy kontakt z Edytą niż ze mną. Jak trzeba pogadać o chłopakach albo o tym, co w szkole, to leci do niej, nie do mnie. Ale też często przytula się do obu równocześnie. – Wy moje kochane mamuśki – mówi. Gdy zrobiła to po raz pierwszy, rozłożyła je na łopatki. Poryczały się ze szczęścia.

W obecnej rzeczywistości, kiedy logiczne argumenty niewiele już znaczą, decydują emocje. Jak widać, propaganda doskonale to wykorzystuje. Czytamy opis dramatycznych perypetii ze zdobyciem nasienia do zabiegu in vitro albo sytuacji, w której straszna pielęgniarka dopytuje się o imię dziecka poczętego w próbówce, czyli jak okrutne jest to zacofane, nieuświadomione społeczeństwo.

Inny fragment, tym razem o Reni i Karolinie: Obie czują się matkami. Ponad dwa lata przygotowywały się do podjęcia decyzji o dziecku, były rozmowy o tym, która ma rodzić, i ustaliły, że najpierw starsza. Renia żali się, że gdyby Karolina umarła, nie będzie mogła opiekować się dzieckiem. Dalej scena jak żywcem wyjęta z prohomoseksualnej opery mydlanej: Edyta w ciężkim stanie w szpitalu, Anna próbuje się do niej bezskutecznie dostać i krzyczy: Wpuście mnie, ja ją kocham! Wpuścili. Czyż to nie oczywiste wskazanie, że brak zalegalizowanych związków jednopłciowych to sama krzywda ludzka?

Oprócz propagandy medialnej mamy też propagandę prowadzoną za pomocą tzw. eventów, a także działalność lobbystyczną i społeczną. Taktyka ruchu homoseksualnego polega też na zbliżeniu się do Kościoła katolickiego, wejściu do jego struktur, zinfiltrowaniu ich i doprowadzeniu do akceptacji homoseksualizmu.

Siusiu w torcik

Na osobne potraktowanie zasługuje wyjątkowo szokująca sprawa promocji homoseksualizmu wśród dzieci. W Polsce można wskazać coraz liczniejsze tego przykłady, na przykład: udostępnienie homoseksualnej pornografii dzieciom, podczas warsztatów na temat AIDS w Krakowskim Magistracie 29 listopada 2005 roku, kiedy prohomoseksualni aktywiści z tej organizacji rozpowszechnili ulotki dotyczące stosunków homoseksualnych (z pornograficznymi zdjęciami) wśród dzieci z krakowskich szkół. Podobne ulotki pojawiły się podczas warsztatów dla młodzieży zorganizowanych w Urzędzie Miasta Krakowa w ramach kampanii Zjednoczeni przeciw AIDS. Materiały dostępne były dla każdego, w tym dla gimnazjalistów! Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski nakazał natychmiastowe przerwanie skandalicznych zajęć.

W kwietniu br. w Krakowie wybuchł kolejny skandal związany z warsztatami antydyskryminacyjnymi pt. Przytul swego demona zorganizowanymi w tamtejszym Bunkrze Sztuki. Podczas owych  warsztatów korzysta się z koncepcji tzw. płci kulturowej, gender czy queer, czyli pojęć wylansowanych przez środowiska pederastów, lesbijek, transwestytów i biseksualistów. Impreza skierowana była do dzieci w wieku 10-12 lat!!! Na dodatek zaplanowano ją  na zakończenie autorskiej wystawy Karola Radziszewskiego, prezentującej homoseksualną pornografię.

Autor ten zdążył już zaprezentować swoje „prace”, na przykład, na skandalicznej wystawie zbiorowej pt. Ars homo erotica w warszawskim Muzum Narodowym. Radziszewski jest też autorem projektu – przepraszam za obrzydliwe wyrażenie, ale taki jest tytuł – Siusiu w torcik… Widocznie organizatorzy miejskiej placówki kulturalnej (???), jaką oficjalnie jest krakowski Bunkier Sztuki, uznali, że to odpowiednie towarzystwo dla dziesięciolatków.

Do podobnego skandalu doszło w Radomiu, kiedy okazało się, że w placówce miejskiej zaplanowano zorganizowanie imprezy pt. Żywa biblioteka, adresowanej także do młodzieży, polegającej m.in. na spotkaniu z aktywnym homoseksualistą.

Czas na obozy reedukacji

A co z tymi, którzy z ową homoseksualną rewolucją się nie zgodzą? Dla takich przewidziano katalog rozmaitych szykan. W Stanach Zjednoczonych, na przykład, zwolenników katolickiej wizji małżeństwa i płciowości straszy się sądem za nauczanie o grzechu homoseksualizmu – tak właśnie postąpiło dowództwo armii amerykańskiej po zniesieniu polityki wobec homoseksualistów Don’t ask, don’t tell.

Wytacza się procesy właścicielom małych pensjonatów za rzekomą dyskryminację pederastów (odmawianie noclegu homoseksualnym parom). Utrudnia się rozpowszechnianie fragmentów Pisma Świętego jednoznacznie potępiających homoseksualizm.

W Polsce natomiast trwa kampania na rzecz ustawowej ochrony przed tzw. „mową nienawiści” ze względu na „orientację seksualną”.

Szokujące? Może jeszcze tak. Ale nie łudźmy się – „młody wykształcony z wielkiego miasta” bombardowany takim przekazem, wychowany w postmodernistycznym i postlogicznym świecie, nie potrafiący już rozumnie uzasadnić, dlaczego małżeństwo to nierozerwalny związek jednego mężczyzny z jedną kobietą, przedkładający uczucia nad intelekt, przywyknie do tego, później się wzruszy, a następnie uzna opisane przykłady za normę. Na to właśnie liczy homolobby.

To dlatego tak ważne było instytucjonalne uznanie aktów homoseksualnych za normę, wyrażone rozmaitych w dokumentach w rodzaju Karty Praw Podstawowych, ustaw „równościowych” i tym podobnych. Nadchodzi kolej na wyciąganie z tego konsekwencji w postaci pogodzenia się z ową „nową normą”. Pogodzenia się – dodajmy – w całej rozciągłości. W charakterystyczny sposób wyłożył to prof. Jan Hartman w opublikowanym na łamach tygodnika „Wprost” 22 lutego 2011 tekście zatytułowanym Gej straszy we mnie, w którym zaproponował, „reedukację etyczną”. Autor postuluje odkrycie w sobie homoseksualisty i oswojenie go, oraz pozbycie się wszystkich resztek nabytej jeszcze w dzieciństwie homofobii.

Rewolucja seksualna  nie zawaha się więc zapewne sięgnąć po państwowy aparat przymusu w postaci wyroków, więzień, pozbawiania stanowisk, ingerencji w zacisze domowe, brutalnej interwencji w nauczanie duchownych itp. W połączeniu z innymi zagrożeniami społecznymi: relatywizmem, narkomanią, kryzysem rodziny i systemów emerytalnych, radykalizującym się islamem, napływem emigrantów z niestabilnych i biedniejszych rejonów świata, może dokonać całkowitego zniszczenia znanego nam dotąd społeczeństwa. W tej sytuacji jedynym ratunkiem i nadzieją wydaje się być zapowiedziana w Fatimie interwencja Opatrzności. Matka Boża nie pozostawiła wszak wątpliwości zapewnieniem: W końcu Moje Niepokalane Serce zatriumfuje.

 

Autor: Szymon Tarasiński, tekst ukazał się w dwumiesięczniku „Polonia Christiana” (nr 20) Maj-czerwiec 2011 pt. „Tęczowa propaganda”

  1. okoń
    | ID: 9980bc8c | #1

    jak tak dalej pójdzie, to za kilka lat małżeństwo heteroseksualne i zdrowa rodzina to będzie jakieś dziwadło i powód do wykluczenia. Ale już to wszystko przerabialiśmy w starożytności, mam nadzieję, że wiara katolicka i nauka Kościoła jest tak mocno zakorzeniona w Polakach, że ostatecznie zwycięży i nie da się jakiejś socjalistycznej propagandzie

  2. konrad
    | ID: 6dd8bb52 | #2

    fajny tekst

  3. Hetero boy
    | ID: 5afc573d | #3

    Jak to można nie kochać brzoskwinki. Nie mam pojęcia :) ;)

Komentarze są zamknięte