Żeby zrozumieć postępowanie Lecha Kaczyńskiego na arenie międzynarodowej trzeba najpierw wspomnieć o jego ulubionej postaci historycznej. Taką niewątpliwie był Józef Piłsudski ze swoją teorią dwóch stołków, którą inspirował się tragicznie zmarły prezydent. Zresztą paradoksalnie złączyło ich wspólne miejsce ostatniego spoczynku.
Uwspółcześnianie Piłsudskiego
Tragicznie zmarły prezydent posiadał (paradoksalnie) dwie wizje Niemiec. Z jednej strony doceniał ich wkład w rozwój wzajemnych relacji -co wiązało się ze współczesnością- z drugiej zgodnie z modelem Marko Papica, Kaczyński idąc z duchem teorii „dwóch stołków” Piłsudskiego kładł ogromny nacisk na zagrażające Polsce relacje niemiecko-rosyjskie.
W ramach tej idei widział on blok Europy słowiańskiej (modyfikacja federalistycznego modelu Piłsudskiego) stanowiącej bufor oddzielający Polskę od Rosji. Polityczny układ miał się opierać na Grupie Wyszehradzkiej Plus (Visegrad Plus) z dodatkiem Rumunii i Bułgarii, których to Polska była ambasadorem na rzecz akcesji do UE. Państwa nadbałtyckie z Polską łączył natomiast lęk przed rosnącą pozycją Rosji i niepodważalnym już chyba dzisiaj monopolem Gazpromu w regionie. Litwa, Łotwa i Estonia to państwa, w partnerstwie z którymi Lech Kaczyński widział wspólną politykę energetyczną. Jej istotnym elementem miał być most energetyczny pomiędzy wymienionymi państwami.
Komponent transatlantycki
Lech Kaczyński widział bezpieczeństwo Polski przede wszystkim w NATO oraz w oparciu o silne relacje ze Stanami Zjednoczonymi (mógł sobie na to pozwolić, bo owym okresie rządzili tam Republikanie z konserwatywnymi poglądami). Wspomnianą strefę buforową dla Polski nie określał tylko jako granice państw oddzielających ją od „złej” Rosji. Chciał on pełnej suwerenności państw z nią sąsiadujących, szczególnie Kaukazu, co w zasadzie korespondowało z kolejną turą poszerzenia NATO w obrębie basenu Morza Czarnego. Rewolucja róż w Gruzji, którą uważał za arcyważną dla bezpieczeństwa energetycznego i w zasadzie politycznego Polski to doskonały przykład tych zamysłów. Miękkie podbrzusze Europy było zresztą zdaniem Kaczyńskiego ostatnią granicą między możliwościami oddziaływania politycznego Europy Zachodniej i dalszymi republikami byłego ZSRR (Wschodem).
Linia Kaczyńskiego
Ścisłą współpracę z państwami byłego ZSRR, głównie Tbilisi i Baku, Kaczyński widział głównie w uniezależnieniu się od dostaw gazu i ropy z Rosji. Miał temu służyć rurociąg aż od Azerbejdżanu i Morza Kaspijskiego po Gruzję, Morze Czarne, Ukrainę i Polskę – nazwijmy to linią Kaczyńskiego. Pas ten miał zwiększać bezpieczeństwo energetyczne Polski i Unii Europejskiej od południa bez udziału Rosji. Projekt ten, trudny do zrealizowania ze względu na liczebność państw biorących w nim udział, został wstrzymany przez wojnę w Gruzji, po secesji Abchazji i Osetii Południowej.
Ideą Kaczyńskiego było stworzenie pasa państw stricte niezależnych i przyjaznych Polsce. Jednoczył ku sobie Czechów i prezydenta Vaclava Klausa, z którym połączyły go poglądy na temat Traktatu Lizbońskiego. Jeśli chodzi o zapotrzebowanie energetyczne Polski to skupiał się także na państwach bałtyckich.
Obecny rząd- wygładzanie niedociągnięć Kaczyńskiego czy własna droga?
Kontynuacja polityki Kaczyńskiego przez obecny rząd skutkuje powstaniem oddziałów szybkiego reagowania Grupy Wyszehradzkiej, która u boku NATO będzie ćwiczyć głównie na terenie Europy. Projekt ma osiągnąć gotowość w 2016 roku. Kaczyński chciał przez taką współpracę w ramach tej grupy państw wzmocnić Polskę w Unii Europejskiej, przystopować rosnącą rolę Niemiec i stworzyć z Polski lidera nadającemu ton w Programie Wschodnim Unii Europejskiej.
Kolejnym założeniem polityki Lecha Kaczyńskiego było stworzenie ośrodka państw mających wspólnego „wroga” i wspólny interes geostrategiczny i energetyczny. Idea stworzenia mostu energetycznego między Polską, Litwą, Łotwą i Estonią miałby zabezpieczać polskie zapotrzebowanie na energię z północy. W projekcie biorą udział Polska Grupa Energetyczna i Lietuvos Energija, jest on realizowany przez obecny rząd.Ważnym elementem tego planu miało być bezpieczeństwo energetyczne państw całego regionu poprzez budowę elektrowni atomowej na Litwie. Według Lecha Kaczyńskiego miało się to opłacać i nam i Litwinom. Wspólne działanie w tej kwestii tłumaczą koszta inwestycji, które oscylują na poziomie 3 mld. dolarów. Rząd PO porzucił jednak ten plan koncentrując się na budowie własnej elektrowni, prawdopodobnie w Żarnowcu.
Mankamentem polityki Kaczyńskiego było całkowite oparcie bezpieczeństwa o relacje z USA, późniejsze wycieki z Wikileaks pokazały jednak, że Polska była tylko elementem większej gry z tarczą rakietową w tle. Amerykanie grali tarczą z Rosją, aby w Radzie Bezpieczeństwa zyskać poparcie dla sankcji nakładanych na Iran, który do dzisiaj jest solą w oku amerykańskiego establishmentu. Trudne relacje z Rosją nie była wyłączną winą Kaczyńskiego, ale logika Sikorskiego – my robimy pierwszy krok, czekając na odpowiedź – normalizuje sytuacje i wydaje się być lepszą strategią. Podczas prezydentury Kaczyńskiego niemal całkowicie zamarła współpraca Trójkąta Weimarskiego – z głównymi graczami w Unii Europejskiej. Dzisiaj te relacje są normalizowane i pielęgnowane z dobrym skutkiem dla Polski.
Podsumowanie
Kaczyński to napewno bardzo barwna postać polskiej sceny politycznej. Nacjonalista, który często postępował ideologicznie, a nie realistycznie w stosunkach z państwami ościennymi. Według niektórych amerykańskich dyplomatów, człowiek odważny (wizyta w Gruzji podczas gdy jej tereny były bombardowane przez Rosję). Zjednoczył wokół siebie państwa nadbałtyckie z Ukrainą, by złożyć wspólny sprzeciw wojnie w Gruzji. Prywatnie przyjaciel Sakaszwilego, romantyk i piłsudczyk. Lech Kaczyński nie widział Polski zakompleksionej i nadał ton polityce wschodniej, która nie miała polotu przez ostatnie kilkanaście lat.
Autor: Bartosz Mroczkowski, za „Polityka Wschodnia”
Konsultacja i poprawki: Piotr A. Maciążek
PROFESOR MĄŻ STANU LECH ALEKSANDER KACZYŃSKI – JEDEN Z NAJWIĘKSZYCH POLAKÓW – CAŁA PLATFORMA DO PIĘT MU NIE DORASTA
Gdyby Saakaszwili zajął Osetię i włączyłby ją do Gruzji, byłoby to rozwiązanie szkodliwe z punktu widzenia globalnej polityki żydowskiej, bo likwidowałoby ognisko konfliktu. Przypuszczam, że mowa o niezatapialnym lotniskowcu gruzińskim w ataku na Iran była tylko dezinformacją. Utworzenie bazy lotniskowej w Gruzji przez Izrael mogło też być jedynie chęcią niezależnego od elity światowej rozgrywania Iranu przez Izrael. Gdyby była zgoda całego żydostwa do ataku Iranu przez Izrael, wówczas wykorzystano by tereny Kurdów w północnym Iraku, którzy prawie że całkowicie są niezależni od władzy irackiej i mają bardzo bliskie i przyjazne stosunki z Izraelem. Światowa elita chce jednak, aby to USA lub NATO, a nie Izrael, zaatakowało Iran.
Należy rozumieć sposób myślenia elit żydowskich, które mają na celu realizację TYLKO SWOJEGO planu. Ich sposób myślenia jest wręcz przeciwny do tego, co słyszymy w mass mediach i co nam może wydawać się słuszne i logiczne. Dlatego często ludzie dostają tzw. „przestawienia mózgu w poprzek”, bo nagle słyszą rozwiązania, które kłócą się z ich zdrowym rozsądkiem. Słysząc to wielokrotnie i z wielu źródeł, dochodzą do wniosku, że po prostu są mało inteligentni, to ich podłamuje i zdają się przestać samodzielnie myśleć, a opierać się na cytowaniu tzw. ekspertów lub naukowców.
Ognisko konfliktu więc byłoby zlikwidowane i problem przestałby istnieć. Oczywiście byłby jakiś tam problem narodowy wewnątrz Osetii, ale to już sprawa na dużo niższym poziomie i dużo kosztowałoby wysiłków, aby to na nowo rozdmuchać do pożądanych rozmiarów. Nie można było do tego dopuścić, więc strona rosyjska o tym wiedziała, a ponadto nastąpił sabotaż armii gruzińskiej. Z tego, co pamiętam, większość wyższych dowódców w sztabie generalnym Gruzji jest syjonistami i były głosy w Gruzji aby postawić ich pod sąd za niekompetencję, ale nic z tego nie wyszło. Saakaszwili nie może ich ruszyć, bo to oni rządzą nim, a nie na odwrót – i skończyłoby się to tym, że Saakaszwili miałby wypadek lub inną bubę.
Nie wiadomo, jaki był cel Putina w tym konflikcie. Być może chciał on osadzić swojego człowieka w Gruzji. W tym celu musiałby zająć całą Gruzję lub przynajmniej jej stolicę. Jednak jeśli był taki jego cel, to dziwne wydaje się jego zatrzymanie wojsk na granicy Osetii czy Gori. Marsz wojsk Rosyjskich na Tbilisi strasznie się ślimaczył, co kontrastuje z etapem początkowym, który pomimo że odbywał się pod ostrzałem, był bardzo agresywny. Czyżby Putin na coś czekał? Na jakąś grę lub gracza, który miał pojawić się na scenie? Być może był hamowany poprzez wpływy dyplomatyczne, międzynarodowe i te kremlowskie. Wszystko w celu aby „rzucić” do tego konfliktu nowego gracza lub państwo.
Zajęcie całej Gruzji przez Rosję w tym czasie nie byłoby korzystne z punktu widzenia interesu światowego żydostwa. Putin mógłby zainstalować swojego rezuna i doprowadzić, chcąc lub nie chcąc, do zażegnania konfliktu, zjednoczenia Gruzji – i problem przestałby istnieć. Nie o to tu chodzi. Aby wywołać odpowiedni efekt, sprawy muszą mieć swoją teatralność. Muszą „przemawiać” i emocjonalnie angażować widza. Żydowską specjalnością jest ustawianie konfliktów, bo wtedy zyskują najwięcej. Nie jakiś tam rurociąg, ale rurociąg z ziemią i niewolnikami z opcją na dalsze rozniecenie konfliktu zupełnie marginalnego do rozmiarów regionalnego, angażującego więcej graczy po obu stronach, co jest ich głównym celem.
Dzwonią więc do prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego przy pomocy Condoleezzy Rice z zapytaniem, czy aby nie mógłby coś w tej sprawie zrobić. Aby nadać temu więcej dramaturgi, telefon odbył się w nocy czy też wczesnych godzinach rannych. Czy może był to telefondo zawsze usłużnego Radka Sikorskiego, którego Condoleezza wielokrotnie klepała po plecach? Radek jest kolegą pani Condoleezzy Rice z Center for Strategic Studies, a pani Rice byłą studentka Josefa Korbela, ojca pani Madeleine Albright. Choć obie panie są uczniami tej samej osoby, to Madeleine Albright pełniła funkcje w administracji demokratycznej Clintona, a pani Rice w republikańskiej Busha. Dwóch podobno różnych partii, dwóch podobno różnych administracji, dwóch podobno rożnych wizji świata i Ameryki, dwóch ideologii rywalizujących ze sobą na śmierć i życie, a jednak na tyle „tolerancyjnych”, że rekrutują osoby, które reprezentują tą samą ideologię i powiązania.
Więc Lech Kaczyński organizuje ad hoc „wyprawę” złożoną z głów wschodnioeuropejskich państw, aby swoją własną piersią, postawą i obecnością zatrzymać marsz wojsk rosyjskich na Tbilisi. Odbywa się wiec, na którym Kaczyński mówi agresywne słowa względem Rosji i Rosjan, które to właśnie słowa podchwytuje prasa światowa i rosyjska i którymi obtrąbia świat przez następne kilka dni. Przypuszczam, że w centrum intrygantów obserwujących te wydarzenia musiała nastąpić euforia.
Polska na eskapadzie Lecha Kaczyńskiego absolutnie nic a nic nie zyskała. Strata czasu, i pieniędzy polskich podatników na egzotyczne, megalomańskie i stojące na granicy poczytalności umysłowej eskapady Prezydenta RP. Żadnej polityki polskiej, żadnego planu – ani nawet zrozumienia sytuacji i gry tam zachodzącej przy pomocy swojego własnego umysłu, jeno gotowe akceptowanie wersji przekazanej mu przez Washington. Może właśnie o to w tym chodziło, aby on tam pojechał i przez to konflikt, który nie jest naszym problemem, nagle zaczął nim być? Ale czy my nie mamy dosyć swoich nierozwiązanych problemów? My musimy bardzo cenić polską krew, bo jest nas niewiele. Za niesłuszną sprawę, i za gruzińską piosenkę o Polakach nie warto przelewać naszej krwi.
Gdyby prezydent chciał pokrzyżować politykę sztucznych konfliktów pomiędzy grupami żydów, którzy odgrywają rolę przeciwników, to powinien tam nie jechać. Przecież to właśnie mogło pokrzyżować ich plany.
Powstaje pytanie podstawowe: Qui bono? Można zadać sobie tutaj innych kilka pytań. Czy Stany Zjednoczone ze swoimi rozległymi wpływami politycznymi, militarnymi i gospodarczymi naprawdę były bezradne względem Putina w tak małej sprawie? Czy Stany Zjednoczone ze swoim systemem satelitów szpiegowskich naprawdę nie widziały zgrupowania wojsk rosyjskich i były zaskoczone ich interwencją? Można być naiwnym, ale są granice wszystkiego. Czy środowiska żydowskie, które są zawsze tylko lojalne względem żydów i Izraela – i od których aż się roi w administracji Putina – nie wiedziały o mającej nastąpić kontrakcji Putina? Osobiście wątpię.
Czy interwencja Polski cokolwiek mogła zmienić? Czy pan prezydent Polski był tak mało inteligentny, że nie rozumiał co jest grane? Czy może też świadomie szkodził interesowi Polski, jednocześnie przykrywając swoje działania gestami i słowami patriotyzmu przed Polakami? Pan prezydent mówił że ponieważ żydzi mają duże wpływy, polityka Polska może dużo zyskać na „podpięciu” się pod politykę żydowską. Powstaje jednak pytanie: jak Polska może zyskać na dawaniu pomocy polityce, która dąży do zniszczenia Polski i eksterminacji Polaków?
W konflikcie Gruzinskim Putina również wystawiono do wiatru i zrozumiał że nie wolno mu przekraczać pewnych granic bo „nagle” ceny ropy i gazu zaczęły spadać do tego stopnia, że Rosja mogła zbankrutować, co skończyłoby się tym, że Putina by strącono z tronu, a wstawiono by innego który lepiej współpracowałby z elitą świata. Należy również zauważyć że, w czasie gdy te ceny ropy i gazu spadały do krytycznego punktu, plany Putina odnośnie stworzenia Centrum Finansowego w Moskwie który rywalizowałby z Nowym Jorkiem, zostały szybko i po cichu skreślone, po czym nastąpił ponowny wrost cen gazu i ropy. Świadczy to o tym że Putin chcąc czy nie chcąc współpracuje lub musi współpracować z elitą finansową w jej rozgrywce.
Być może początkowo, przed interwencją w Osetii, pewne środowiska żydowskie pozwoliły Putinowi odczuć lub dać do zrozumienia że uda mu się wprowadzić swój własny reżim w Gruzji. W polityce żydowskiej, takie rozwiązanie byłoby nie do zaakceptowania gdyż wtedy Rosjanie mieli by bezpośredni dostęp do Armenii, tradycyjnego sojusznika Rosji, którego Rosjanie w przyszłości mogli by wesprzeć.
http://marucha.wordpress.com/2011/07/28/skowyt-psa-poety-3/#more-14367
Eleonora ale masz odlot. Nie wiem co bierzesz ale ja też chcę mieć taki. Podaj mi numer do swojego dilera.
Przykro mi, ale idiotom nie podają:((
Kto stoi za plecami Saakaszwilego?
Gruziński prezydent ma opinię „agenta Ameryki”. Nikt oczywiście nie wie do końca, jaki charakter ma ta „agentura”. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości – Saakaszwili to pupil Waszyngtonu, to polityk, któremu uchodzi na sucho bardzo dużo. Kiedy dławi opozycję, trzyma media w uścisku czy nawet – jak twierdzi opozycja gruzińska – fałszuje wybory – Waszyngton, tak ponoć uwrażliwiony na kwestię „praw człowieka” w innych częściach świata – tutaj jest wyjątkowo tolerancyjny.
To jasne, że Saakaszwili to w polityce Ameryki „nasz skurwysyn”, a to oznacza, że może robić prawie wszystko, co chce. Tu jednak pojawia się pytanie – jaką rolę wyznaczyli mu polityczni sponsorzy? I kto tym sponsorem jest?
Okazuje się, że odpowiedzi trzeba szukać w najbliższym otoczeniu gruzińskiego prezydenta. Kluczową postacią w jego rządzie jest urodzony w 1978 roku gruziński Żyd – Davit Kezeraszwili. Postać to tajemnicza, oficjalny życiorys mówi tylko, że studiował najpierw w Rosji a potem w Izraelu. Mówi płynnie po hebrajsku, był też (a może nadal jest) obywatelem Izraela. Wedle rosyjskich źródeł, Mossad skierował go do koordynowania tzw. rewolucji róż (2003), wiadomo także, że działania te wspierali ludzie z otoczenia Georga Sorosa. Celem operacji było odsunięcie od władzy starego i umiarkowanego Eduarda Szewardnadze, który nie gwarantował odpowiednio antyrosyjskiego kursu Gruzji. Przypomnijmy, że w ramach „osaczania” Rosji po wygnaniu z niej organizacji Georga Sorosa i wszechwładnych żydowskich miliarderów – Borysa Bierezowskiego i Władimira Gusinskiego – przeprowadzono jeszcze tzw. pomarańczową rewolucję i próbowanego tego samego na Białorusi.
Kezeraszwili objął w nowym rządzie gruzińskim funkcję ministra finansów (od 2004 r.), a od listopada 2006 ministra obrony. To on był architektem programu uzbrojenia Gruzji w broń izraelską i amerykańską. Jak informuje izraelska agencja yetnews, „jego drzwi były zawsze otwarte dla Izraelczyków, którzy oferowali jego krajowi systemy made in Israel”. Kezeraszwili ściągnął do Gruzji takich ludzi jak: Roniego Milo, byłego ministra oraz jego brata Szlomo, byłego dyrektora zakładów zbrojeniowych. W programie brali też udział emerytowani generałowie armii izraelskiej: Gal Hirsch i Israel Ziv. Izrael dostarczył Gruzji nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej, samoloty bezzałogowe, systemy łączności, pociski i rakiety. Z kolei Gal Hirsch zajął się szkoleniem sił specjalnych. Jak donosi izraelska agencja, te działania miały autoryzację ministerstwa obrony w Tel Awiwie.
Szkolone przez Izraelczyków i Amerykanów jednostki specjalne Gruzji były przygotowywane do operacji w Osetii Południowej. Szkolił je inny gruziński Żyd w rządzie – Temur Jakobaszwili. Oficjalnie to minister ds. integracji europejskiej, w rzeczywistości ktoś zupełnie inny. „Izrael powinien być dumny z tych wojskowych, którzy szkolą Gruzinów” – powiedział Jakobaszwili w radiu izraelskim. Już w czasie walk w Osetii buńczucznie informował: „Zabiliśmy wczoraj 60 rosyjskich żołnierzy”. Stwierdził też: „Walczymy teraz przeciwko Wielkiej Rosji”. Jak się okazało, armia gruzińska szybko pierzchła z pola bitwy po rosyjskim kontrataku, tracąc masę sprzętu i ludzi. Rosjanie już wcześniej zestrzelili kilka izraelskich samolotów bezzałogowych, które latały nad Osetią.
Jest rzeczą pewną, że Gruzja została użyta w globalnej grze prowadzonej przez niektóre ośrodki żydowskie przeciwko Rosji, została bezprzykładnie wykorzystana i porzucona. Zachowanie gruzińskich sił w Osetii – jak oceniają niektóre źródła – przypominało akcje pacyfikacyjne prowadzone przez Izrael przeciwko Palestyńczykom. W rzeczywistości było jeszcze gorzej – Izrael stara się atakować wybrane cele, tymczasem Gruzini podstępnie, w nocy, rozpoczęli zmasowany atak artyleryjski na śpiące miasto – Cchinwali, burząc je w 90 proc. i zabijając ok. 2000 ludzi.
I na koniec pytanie – jaką rolę w tej grze odegrała Polska, a konkretnie mówiąc jej prezydent? Wiadomo, że od pewnego czasu Lech Kaczyński był częstym gościem z Tbilisi, z jego wypowiedzi wynikało, że coś wie na temat tego, co się wydarzy. Ale o wiele bardziej intrygujące jest inne pytanie – o czym rozmawiał w maju br. podczas swojej wizyty w Izraelu z szefem Mossadu Meirem Daganem (o tym fakcie poinformował tygodnik „Wprost”)? I co oznacza ogłoszone przez prezydenta „strategiczne partnerstwo” z Izraelem?
Jan Engelgard
heheh, jak widać pan Engelgard, znany dziennikarz, miewa również odloty?!
Zdaje się, że wszyscy z którymi niezgadza się wasz umiłowany pan Sakiewicz, tropiciel wielki wszelakich TW( ale z Zytą zaprzyjaźniony) bywają ludźmi pozbawionymi władz umysłowych lub, co gorsza, bywają także ” płatnymi sługusami Kremla::))
To dopiero jest odlot! A pan Marianie? Co pali?