Niemcy grają sytuacją na granicy polsko-białoruskiej. „Sueddeutsche Zeitung” pisze o „bezprawiu w lesie”. Źródło? Informacje aktywistów

Zastępca Naczelnego

Foto za Straż Graniczna/Twitter.com

Niemieckie media znów usiłują uderzyć w Polskę, posługując się do tego sytuacją na granicy polsko-białoruskiej. Viktoria Grossmann w reportażu opublikowanym w weekendowym wydaniu „Sueddeutsche Zeitung” stwierdziła, że zapora na granicy, którą ona nazywa murem, nie spełnia swojego zadania, a strażnicy graniczni stosują „push-backi”. Przekonywała że panuje „bezprawie w lesie”.

Zapora nie spełnia zadania?

Od ubiegłej jesieni miejsce lubiane przez amatorów przyrody, turystów i grzybiarzy stało się miejscem, w którym żołnierze, szmuglerzy i uchodźcy oraz ci, którzy chcą świadczyć pomoc humanitarną, wzajemnie się obserwują”

— napisała Grossmann.

Dziennikarka przekonywała również, że wybudowana na granicy polsko-białoruskiej zapora, którą nazywa murem, „nie rozwiązała problemów”. Warto w tym miejscu przypomnieć, że stalowa zapora nie jest jeszcze ukończona – powstaje jej elektroniczna część. Logiczne jest także, to, iż żadna zapora na tak rozległym terenie nie gwarantuje stuprocentowej skuteczności, ale bardzo mocno przyczynia się do poprawy bezpieczeństwa.

Autorka oświadczyła również, że polska Straż Graniczna stosuje wobec migrantów tzw. „push-backi”. Powołuje się przy tym na dane… działających na granicy aktywistów.

Ponieważ straż graniczna pisze w swoich raportach o „próbach przekroczenia granicy”, działacze zajmujący się pomocą humanitarną uważają, że w tej statystyce chodzi o odsyłanie migrantów na teren Białorusi, czyli tzw. „push-backi”. Władze Białorusi odsyłają ich z powrotem do Polski”

— napisała w „SZ”.

Uchodźcy dwóch kategorii?

Przypomnijmy, że to nie pierwszy raz, kiedy zagraniczne media wykorzystują niespokojną sytuację na granicy polsko-białoruskiej. Amerykański „The New York Times” przekonywał, że w Polsce są dwie kategorie uchodźców, a narrację tę chętnie podchwyciła chociażby Janina Ochojska.

Do sprawy kategoryzowania uchodźców jasno i zdecydowanie odnosił się prezydent Andrzej Duda. Wyjaśnił, że „przede wszystkim trzeba rozróżnić zdecydowanie dwie grupy”.

Z jednej strony mieliśmy kryzys migracyjny, który był kryzysem o charakterze hybrydowym, wywołanym przez władze białoruskie kilka miesięcy temu zaplanowaną, sprowokowaną akcją. I mamy wojnę na Ukrainie, brutalny atak rosyjski połączony z bombardowaniem (…) osiedli cywilnych i w związku z tym mamy ludzi, którzy uciekają, ratując swoje życie, uciekają przed wojną”

— mówił w kwietniu prezydent Duda podczas konferencji prasowej w Watykanie.

Podkreślił, że wśród uciekających przed wojną na Ukrainie są i ludzie bogaci, i gorzej sytuowani, tacy „którzy nic nie zdołali ze swoich domów zabrać, bo uciekali dosłownie przed bombami i to są uchodźcy i prawo międzynarodowe nazywa tych ludzi uchodźcami”.

Przypomniał, że na granicy polsko-białoruskiej „mieliśmy do czynienia z migrantami, którzy przylatywali na Białoruś samolotami, było ich stać na bilety lotnicze, przylatywali dlatego, że w zorganizowany sposób rozpowszechniano informacje w krajach Bliskiego Wschodu, że można sobie zapewnić lepsze życie w UE, w niemieckiej Republice Federalnej i innych krajach na zachodzie Europy, dla których Polska miała być tylko krajem, przez który chcieli przejść”.

Źródło: wkt/dw.com/PAP, wPolityce.pl

Komentarze są zamknięte