Afera Amber Gold: skąd pochodził kapitał. Kto na tym zarobił?

Autor Obywatelski
Marcin P. złote dziecko biznesu. Dzisiaj główny oskarżony w aferze AMBER GOLD. Czy rzeczywiście "główny"?

Marcin P. złote dziecko biznesu. Dzisiaj główny oskarżony w aferze AMBER GOLD. Czy rzeczywiście „główny”?

To, że Amber Gold było przestępstwem, w którym brali udział politycy i urzędnicy wysokiego szczebla, jest dziś niemal pewne. Nie można rozkręcić tak dużego przedsięwzięcia bez parasola ochronnego. Kapitał zakładowy Amber Gold wynosił 50 mln zł. Wiemy, że założycielem był dwudziestokilkuletni Marcin P. Nikt nie pofatygował się, aby sprawdzić, czy faktycznie ten kapitał założycielski w ogóle istniał, a jeżeli tak, to skąd pochodził.Sąd rejestrowy dopuścił z kolei do tego, że do zarządu Amber Gold wpisano kilkakrotnie karanego Marcina P. Nikogo nie zastanawiało, że młody chłopak, który dopiero co wyszedł z więzienia, ma 50 mln zł, żeby podbił polski rynek finansowy. A przecież w ogólnopolskich mediach pełno było kosztownych reklam lokat. Dziś można się tylko domyślać, jak bardzo była to zaplanowana akcja. Taktyką w całej sprawie było nawet to, że nikt nie wiedział, jak w rzeczywistości wygląda właściciel i twórca Amber Gold, Marcin P. Nie pokazywał się publicznie, nie udzielał wywiadów, żył w cieniu. Nazywano go złotym dzieckiem, które osiągnęło sukces „od zera do milionera”. Dopiero w sierpniu 2012 r., kiedy wokół Amber Gold zrobiło się głośno, Marcin P., ratując swój „złoty interes”, zdecydował się na wywiad w magazynie „Bloomberg Businessweek Polska”, wydawanym w tamtym czasie przez Michała Lisieckiego (właściciela tygodników „Wprost” i „Do Rzeczy”), który publicznie stawał wówczas po stronie walącej się piramidy finansowej. Ratunek się nie powiódł i piramida finansowa runęła. Pozostało do wyjaśnienia, kto ją zbudował i kto na niej zarobił.
„Caryca” matką chrzestną Amber Gold?
Komisja ds. Amber Gold do tej pory zebrała się już trzykrotnie. Obecnie oczekuje na wpłynięcie pierwszych dokumentów z różnych organów i urzędów państwowych. Jak ustaliła „Warszawska Gazeta”, swoje prace sejmowi śledczy rozpoczną od analizy akt sprawy, którą miał w prokuraturze i sądach twórca Amber Gold. Osoba, która zna tę sprawę, twierdzi, że w aktach można będzie natrafić na ślady tajemniczej „Carycy”. Według tygodnika „W Sieci” jest to kobieta mająca ogromny wpływ na pomorski wymiar sprawiedliwości. Jego symbolem stał się były prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, sędzia Ryszard Milewski, który stracił stanowisko po mojej prowokacji dziennikarskiej z 2012 r. P3f4f3f64-f356-11e1-afda-0025b511226erzypomnijmy: sędzia Milewski chciał się spotkać z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem i był gotów ustalać terminy posiedzeń ws. Amber Gold. To właśnie Ryszard Milewski, zdaniem tygodnika „W Sieci”, miał wprowadzić „Carycę” na salony sędziowskie. To, że ślady sędzi nazywanej „Carycą” istnieją w sprawach Marcina P., może potwierdzać fakt, że podczas jednej z rozmów, którą z nim odbyłem, przyznawał, iż ma znajomą sędzię. Może chodzić o „Carycę” albo o kogoś z jej bliskiego otoczenia. „Warszawska Gazeta” o możliwej znajomości Marcina P. z pomorską sędzią pisała już w lipcu br.
Komisja będzie również analizowała dokumenty Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), ABW, UOKiK, a także Ministerstwa Gospodarki, Finansów, Sprawiedliwości oraz dokumentację dotyczącą utworzenia linii lotniczej OLT Express, która była powiązana z Amber Gold. Ważne są też dokumenty z urzędów skarbowych dotyczące wszelkich działań wobec Marcina P. Bowiem jego firma istniała niemal niezauważona przez skarbówkę. Nie była nawet wpisana do systemu podatkowego, przez co mogła funkcjonować niemal jak w raju podatkowym. Co ciekawe, także druga firma Marcina P. nie figurowała w systemie urzędu skarbowego. Chodzi o firmę Amber Gold Invest. Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann wystąpiła też o udostępnienie dokumentów, m.in. do NBP, Ministerstwa Transportu (to w związku z liniami lotniczymi, w które Marcin P. włożył kapitał), a także do kancelarii premiera oraz do prokuratur, które zajmowały się sprawą Amber Gold (było ich kilka).
Oczy szeroko przymknięte
Amber Gold to aleja zła – mówił nam jakiś czas temu człowiek związany ze służbami specjalnymi. Nie ma możliwości, by funkcjonariusze delegatury gdańskiej ABW w tamtym czasie nie wiedzieli o tej dziwnej firmie. Przy tej sprawie zawiodło kilkanaście instytucji i organów państwa z prokuraturą na czele. Zbyt wiele było zbiegów okoliczności i zbyt wiele zastanawiających decyzji. Zawsze na korzyść Marcina P.
Pierwsi zostaną przesłuchani pracownicy urzędów i ministerstw. Na końcu (działalność komisji szacowana jest na dwa lata) przesłuchani mają być ich szefowie. Oczywiste jest też, że kontakty Amber Gold z politykami były czymś namacalnym. Chociażby przez to, że cała Polska mogła zobaczyć, jak działacze i politycy Platformy na płycie gdańskiego lotniska przeciągali samolot należący do OLT Express. Była to doskonała reklama, ale także uwiarygodnienie całego biznesu Marcina P. To, że Donald Tusk będzie zeznawał przed komisją, jest pewne. Tak samo jak pewne jest przesłuchanie jego syna Michała.
Ważne jest bowiem, aby ustalić, kto stał za zatrudnieniem Michała Tuska u Marcina P., a także jakimi informacjami ABW podzieliła się z Donaldem Tuskiem w maju 2012 r. Wówczas to, po zapoznaniu się z pewną notatką, Tusk ostrzegł syna, by ten nie pracował dla Marcina P. Ta informacja jest ważna z dwóch powodów. Po pierwsze da odpowiedź na pytanie, od kiedy służby specjalne interesowały się Amber Gold i jaką faktycznie dysponowały wiedzą. Po drugie pozwoli ocenić, czy Donald Tusk mówił prawdę na konferencji prasowej z 14 sierpnia 2012 r., gdy zapewniał, że ostrzegając syna, nie posiadał żadnych innych informacji niż te dostępne w przestrzeni medialnej. Dopiero potem okazało się, że miał jednak wiedzę pochodzącą z tej właśnie notatki zreferowanej mu w maju 2012 r. O tę notatkę do kancelarii premiera zwróciła się już szefowa komisji śledczej.
Trudne pytania czekają także partyjnego kolegę Tuska z tamtego okresu – Sławomira Nowaka, który kierował Ministerstwem Transportu. Resort ten nadzorował Urząd Lotnictwa Cywilnego, który wydał koncesję dla linii OLT Express. Potem okazało się, że linie lotnicze Marcina P. nie powinny tak szybko dostać koncesji. Według kontroli z lata 2012 r., przeprowadzonej „na szybko” po wybuchu afery, w urzędzie tym miały miejsce „liczne uchybienia i nieprawidłowości”. I choć w całym dokumencie ani razu nie pada nazwa linii lotniczych OLT Express, to nikt nie miał wątpliwości, że dotyczy to uchybień właśnie tej firmy. Przed komisją pojawić się będzie musiał także prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Jest on mocno związany ze środowiskiem PO, a także działaniami marketingowymi Amber Gold. Adamowicz w ostatnim czasie ma także problemy z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym w związku z koniecznością udowodnienia pochodzenia swojego majątku.
Posłowie czekają też na dokumenty z prokuratury w Warszawie. Interesują ich zapisy z afery taśmowej, na których mogą być informacje o Amber Gold. Wassermann chce też zadać pyta nia Państwowej Komisji Wyborczej, na wypadek gdyby P. wpłacał jakieś fundusze na podmioty polityczne. To może być ciekawy trop, jeśli spojrzeć na to, jak hojnym darczyńcą był Marcin P. Wystarczy przypomnieć, że przekazał 3 mln złotych na film biograficzny o Lechu Wałęsie. Po wybuchu afery producent zwrócił pieniądze.
To właśnie śledczy mają być przesłuchani jako pierwsi. Kiedy wybuchła cała afera, Andrzej Seremet zapowiadał prawdziwe trzęsienie ziemi w trójmiejskiej prokuraturze. Na zapowiedziach się skończyło. Na pierwszy ogień poszła wtedy prokuratura rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz i jej szefowa

W wyniku kontroli okazało się, że Majstrowicz niezbyt dobrze znała prawo bankowe, na dodatek okazało się podczas sprawy dyscyplinarnej, że nie zna w ogóle akt sprawy, po prostu ich nie czytała – mówił w jednym z wywiadów Edward Zalewski, ówczesny szef Krajowej Rady Prokuratorów. Majstrowicz była zmuszona do odejścia. Całe postępowanie dyscyplinarne zakończyło się jednak fiaskiem. W kwietniu 2015 r. sąd dyscyplinarny oczyścił ją ze wszystkich zarzutów. Nie wiadomo dlaczego, bo postępowanie było niejawne. Wiadomo, że pozostali prokuratorzy, którzy otarli się o śledztwa dotyczące Amber Gold, pracują do dziś i mają się dobrze. Jednym z nich jest prokurator Piotr Wesołowski. Jak mówił na ostatnim posiedzeniu komisji Krzysztof Brejza, ciekawe, dlaczego Wesołowski, jako ówczesny wicedyrektor biura prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, nie przekazał zwierzchnikowi pisma, w którym szef KNF już w listopadzie 2011 r. wskazuje na możliwy przestępczy charakter działań Amber Gold. Dziś Wesołowski jest prokuratorem gdańskiej Prokuratury Regionalnej, oddelegowanym do Prokuratury Generalnej.
Rząd zapłaci za Amber Gold?
Aby przekonać się, czy faktycznie mieliśmy do czynienia z układem mafijnym, trzeba zbadać, kim były pierwsze osoby, które zainwestowały w Amber Gold i skąd miały pieniądze. Piramida finansowa polega na tym, że pierwsze lokaty wypracowują zysk, a tracą ci, którzy inwestują później. Można przypuszczać, że osoby, które na przykład zainwestowały w nowo powstały Amber Gold miliony złotych i wypłaciły pieniądze z zyskiem, dysponowały ukrytą wiedzą o tym, czym naprawdę jest to przedsięwzięcie. W sierpniu 2012 r. minister finansów Jacek Rostowski z mównicy sejmowej informował o tych wpłatach, podając kwoty 1,5 mln zł i 3 mln zł, nie wspomniał jednak, kto je wpłacił i kiedy.
Co ciekawe, w lipcu 2013 r., tuż przed wydaniem opinii, że Marcin P. nie był wspierany żadnymi większymi środkami z zewnątrz, jeden z tygodników opublikował informacje, jakoby w Amber Gold założono tylko cztery lokaty przekraczające milion złotych, natomiast sama prokuratura wie tylko o dwóch takich lokatach. Pojawia się więc pytanie, kto kłamie i skąd wiedzę o tych dwóch lokatach miał Rostowski? Dokumentacja zabezpieczona przez ABW latem 2012 r. była wybrakowana i niepełna. Prokuratura ma w aktach informacje, że Marcin P. swój „złoty biznes” rozpoczynał, mając na koncie zaledwie kilkaset złotych. Tych informacji gdański sąd, prowadzący dziś sprawę Marcina P., nie bada. Dlatego to komisja śledcza musi wyjaśnić, gdzie był „czynnik” chroniący twórcę piramidy finansowej, która oszukała ponad 19 tys. osób na kwotę ponad 850 mln zł.
Pojawiają się już głosy, że jeśli komisja śledcza ustali, iż państwo zawiodło przy sprawie Amber Gold, to Skarb Państwa będzie musiał podjąć decyzję o zwrocie poszkodowanym utraconych środków. O tym wątku także pisaliśmy w lipcu br. Kilka dni temu w jednym z wywiadów sama premier Beata Szydło dała do zrozumienia, że realny może okazać się zwrot poszkodowanym utraconych środków, jeśli komisja potwierdzi tezy, że państwo za czasów Donalda Tuska nie działało. Oby tylko na słowach się nie skończyło.

Paweł Miter

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Warszawska Gazeta

oprac W.S

Komentarze są zamknięte