W listopadzie podczas gali w Kazaniu Mariusz Wach przegrał z Powietkinem, jednym z najlepszych pięściarzy wagi ciężkiej na świecie, przez techniczny nokaut w 12. rundzie. Po pojedynku pojawiły się informacje, że „Wiking” został złapany na dopingu. W jego przypadku byłaby to recydywa – wcześniej był już zawieszony po pojedynku z Władimirem Kliczką.
Federacja World Boxing Council nie uznała jednak badań prowadzonych przez rosyjską komisję i sprawa rozeszła się po kościach. Sam Mariusz Wach przekonuje zresztą, że żadnych niedozwolonych środków nie brał. – To była nagonka na moją osobę. Do tej pory nie otrzymałem żadnego pisma od Rosjan. Jakieś papierki dostawali polscy dziennikarze i promotorzy niezwiązani ze mną, a później życzliwie wysyłali to do WBC i do wydziału boksu zawodowego PZB – skomentował „Wiking” w rozmowie z „Super Expressem”.
Wach zdaje sobie równocześnie sprawę, że gdyby ponownie przyłapano go na dopingu, już nigdy nie wyszedłby do ringu. – Zostałbym dożywotnio dyskwalifikowany. Przecież w WBC nie pracują idioci – powiedział.
Mariusz Wach przyznał, że gdyby nie jego partnerka Marta, mógłby zejść na złą drogę. – Miałem taki okres w karierze, że po kolejnej operacji straciłem nadzieję na powrót do boksu. Trener Andrzej Gmitruk widział moje problemy, ale nie poświęcał mi zbyt wiele uwagi. To, że wróciłem, to zasługa Marty, która wyganiała mnie na treningi i je nadzorowała. Gdyby nie ona, pewnie dalej szwendałbym się po mieście i pił – ujawnił.
W najbliższą sobotę Wach wróci na ring. Jego rywalem na gali boksu w Kędzierzynie-Koźlu będzie Brazylijczyk Marcelo Luiz Nascimento (18-12, 16 KO). Nie jest to przeciwnik z najwyższej półki, Polak wierzy jednak, że jeszcze kiedyś powalczy o mistrzostwo świata. – Nie jestem rozbity ani wyboksowany i stać mnie na parę lat walk na najwyższym poziomie. Jestem święcie przekonany, że jeszcze dojdę do pojedynku o pas – zakończył.
Za Super Expresem
W.S