„Znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że bez stanowczych ruchów nie da się tego problemu rozwiązać. Moim zdaniem będzie tylko gorzej” – mówi portalowi wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister i p.o. ministra obrony narodowej.
wPolityce.pl: Straż Graniczna informuje o 667 nowych próbach nielegalnego przekroczenia granicy i zatrzymaniu kolejnych osób. Z kolei w Warszawie zatrzymano auto, w którym jechali obywatele Syrii, Iraku i Jemenu posiadający… białoruskie wizy. Czyżby kryzys migracyjny eskalował?
prof. Romuald Szeremietiew: To tylko świadczy o tym, że środki, jakie zastosowaliśmy w obronie granicy nie robią wrażenia na reżimie Łukaszenki. On po prostu nasila działania, które rozpoczął. Jeszcze raz powtórzę słowa, które mówię od dawna: ze strony Polski powinno być bardziej stanowcze działanie. Należy poinformować światową opinię publiczną, a przede wszystkim organizacje międzynarodowe, do których Polska należy, że jesteśmy obiektem agresji ze strony Republiki Białorusi, podać przykłady fizycznej agresji, bo przecież to nie tylko kwestia przerzucania migrantów, ale również fizycznego atakowania zabezpieczeń granicznych, prowokowania naszych funkcjonariuszy i żołnierzy, itd. Należy wyciągnąć z tego wnioski, a następnie zagrozić ogłoszeniem stanu wojny z Białorusią, co – jak podkreślam – nie wymaga prowadzenia działań zbrojnych ani wprowadzenia stanu wojennego na terenie kraju. To ustawiłoby we właściwych relacji stosunek między Polską a państwem-agresorem, którym w tym wypadku jest Republika Białorusi. Podnosiłem już ten postulat, ale chyba wydawał się zbyt nieprawdopodobny, by go zrealizować. A może komuś zabrakło odwagi, żeby wprowadzić go w życie? Równie dobrze pomysł mógł zostać niezauważony. Czasem lepiej niewygodne opinie przemilczeć.
Już teraz rządzący, jak i mundurowi spotykają się z ostrą krytyką swoich działań ze strony opozycji i części mediów. Może właśnie z tego wynika obawa przed podjęciem bardziej radykalnych środków?
To nic nowego. W sytuacji agresji atakujący zawsze stara się udowodnić, że to atakowany jest agresorem i uruchamia swoją propagandę próbując przedstawić siebie jako ofiarę. A że po naszej stronie są ośrodki, politycy, ludzie, którzy raczej sprzyjają agresorowi niż własnemu państwu, to nic dziwnego, że ma to swój rezonans, ale tym nie należy się przejmować – taka jest natura wojny. Trzeba jasno powiedzieć, że taki mamy stan i dać sobie spokój z udawaniem, że chodzi o coś innego. Na Ukrainie też toczy się wojna, a Kijów udaje, że żadnej wojny nie ma. Rosja znalazła sposób, aby realizować swoje interesy rozniecając różnego rodzaju konflikty osłabiające państwa, które Moskwa chce sobie podporządkować. Jak widać, teraz przyszła kolej na Polskę.
Tyle że krytyka Straży Granicznej i rządzących pojawia się w mediach, które trudno uznać za ekspozyturę Kremla. Jeśli już, to częściej padają oskarżenia o niemieckie afiliacje. Czyżby tak łatwo nabierały się na narrację Łukaszenki?
Nikt się na nic nie nabiera. To skoordynowana akcja, która ma na celu likwidację państwa polskiego. Jesteśmy w stanie zagrożenia. Jesteśmy państwem atakowanym, na którego terenie są zwolennicy agresora, co nazywa się „V Kolumną”. Trzeba to jasno opisać i wyciągnąć z tego wnioski. Już wskazywałem, jakie to wnioski, ale jak rozumiem opinie emeryta nie interesują ludzi, którzy podejmują w tej sprawie decyzje. W takim razie niech dalej kombinują. Tak jak do tej pory…
Widzę, że nie ma Pan złudzeń, iż ogłoszenie stanu wojny po prostu nie nastąpi.
Za dużo jest w naszej polityce miarkowania, aby nie zrobić czegoś ostrego. Tymczasem znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że bez stanowczych ruchów nie da się tego problemu rozwiązać. Moim zdaniem będzie tylko gorzej.
To dosyć pesymistyczna wizja…
Nie, staram się po prostu być realistą. Nie sądzę, aby to, co mówię, odegrało jakąś rolę i ktoś postanowił wziąć moje słowa do serca. Nie sądzę też, aby sytuacja uległa zmianie na lepsze, dlatego że Rosja czy Białoruś zrezygnują. Nie sądzę też, żeby pojawiła się jakaś rzesza chcących wspierać i ratować państwo polskie. Rzeczywiście może nie wygląda to zbyt różowo, ale tak oceniam sytuację.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Aleksander Majewski
Źródło: wPolityce.pl