Na Marszu Niepodległości został postrzelony fotoreporter Tygodnika Solidarność. Według relacji Tomasz Gutrego, który ma 74 lata i pracuje w „TS” od wczesnych lat dziewięćdziesiątych, a przemiany solidarnościowe dokumentuje fotograficznie od wczesnych lat osiemdziesiątych, miał do niego strzelić z kilku metrów policjant. Gumowy pocisk utkwił w twarzy fotoreportera Tygodnika Solidarność i portalu tysol.pl, który obecnie przebywa w szpitalu, gdzie czeka go operacja. – Niestety bardzo poważnie wyglądają obrażenia, które doznał jeden z fotoreporterów. Po ludzku jest nam przykro i liczymy na szybki powrót do zdrowia Pana Tomasza. Wyjaśnimy okoliczności tej sytuacji. Tak samo, jak każdą inną wątpliwość – napisała Komenda Stołeczna Policji na swoim profilu na Twitterze.
Tutaj nie ma czego wyjaśniać. Policjant, który strzelił z kilku metrów do fotoreportera, do starszego człowieka już dzisiaj powinien zostać wydalony ze służby. Można zrozumieć dynamikę sytuacji, ale funkcjonariusze Policji są chyba szkoleni w reakcjach w takich sytuacjach. Myślę, że strzelanie na wysokości głów, z bliskiej odległości pociskami gumowymi, wydaje się przy tym, że na oślep, nie jest objawem profesjonalizmu, ale skandalem. „Przeprosiny” są tutaj wprost nie na miejscu, są wręcz groteskowe. Przypomnijmy, że ponad dwie dekady temu fotoreporter „Naszego Dziennika” Robert Sobkowicz stracił oko, gdy funkcjonariusze Komendy Stołecznej Policji użyli broni gładkolufowej przeciwko protestującym”
– mówi Niezależnej Gazecie Obywatelskiej Paweł Czyż, rzecznik prasowy Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin.
24 czerwca 1999 r. Sobkowicz, fotoreporter „Naszego Dziennika” robił zdjęcia demonstracji związkowców z radomskiego Łucznika w Warszawie. Manifestanci rzucali w stronę policjantów śrubami, płytami chodnikowymi, a nawet znakami drogowymi, funkcjonariusze odpowiedzieli ogniem z broni gładkolufowej. Jedna z kul trafiła Sobkowicza w twarz, stracił prawe oko. Mimo kalectwa nie zrezygnował z zawodu.
Proces w tej sprawie trwał osiem lat. W 2007 r. warszawski Sąd Okręgowy uznał, że za trwałe kalectwo fotoreportera winę ponosi policja. Wyrok utrzymał Sąd Apelacyjny, a MSWiA ostatecznie zrezygnowało z wniesienia o kasację”
– opisywał w 2011 roku sprawę red. Sobkowicza „Newsweek”.
Uzasadniając wyrok, sędzia Agnieszka Jędrzejewska-Jaroszewicz (z Sądu Okręgowego w Warszawie – przyp. red. NGO) zaznaczyła, że przy ustalaniu kwoty odszkodowania wzięła pod uwagę wszystkie okoliczności, a przede wszystkim poniesiony przez fotoreportera „Naszego Dziennika” uszczerbek na zdrowiu. – Sąd miał na uwadze – czego nie ukrywam – postawę pozwanego [KSP i MSWiA – przyp. red.], który w żaden sposób nie uznał swojej odpowiedzialności, nawet wtedy, gdy została ona przesądzona orzeczeniem sądu – stwierdziła sędzia. Zwróciła też uwagę, że nigdy nie podjęto ze strony policji czy resortu spraw wewnętrznych kroków, aby w jakiś sposób zadośćuczynić, nawet w części, roszczeniu Roberta Sobkowicza. Jaroszewicz powiedziała, że mimo iż zdarzają się większe tragedie, to jednak nie zmienia to faktu, że w wyniku postrzelenia życie fotoreportera „uległo nieodwracalnej zmianie” i musiał przystosować się do nowej sytuacji. Sąd podkreślił, że zasądzona kwota renty ma związek z kosztami wizyt kontrolnych związanych z protezą oka, które muszą być przeprowadzane za granicą. – Te pieniądze będę musiał odkładać na coroczne wyjazdy do Włoch. Teraz na pewno będę jeździł co rok, bo będę miał na to fundusze, a do tej pory nie zawsze mogłem sobie na to pozwolić – mówił po wyroku Sobkowicz”
– opisywał proces swojego fotoreportera „Nasz Dziennik”.
Przez wiele lat Komenda Stołeczna Policji nie chciała poszkodowanemu wypłacić red. Sobkowiczowi odszkodowania. Dopiero po 8 latach uzyskał on w procesie odszkodowanie. Wówczas, według sądu, funkcjonariusze, cyt. „ewidentnie strzelali wbrew obowiązującym przepisom w kierunku demonstrantów”. Zatem Komenda Stołeczna Policji nie wyciągnęła żadnych wniosków z postrzelenia red. Sobkowicza, ponownie strzela w kierunku demonstrantów i w efekcie rani kolejnego fotoreportera. Minister Mariusz Kamiński powinien też rozważyć odwołanie szefa stołecznej Policji”
– mówi nam Paweł Czyż z ZChR.
Piotr Galicki