„… i zapamiętaj niedouczony tumanie z The Washington Post. W okupowanej Polsce działały niemieckie obozy koncentracyjne!”. Plakaty o tej treści pojawiły się właśnie na niektórych ulicach Warszawy w reakcji na publikację w tym amerykańskim dzienniku, dotyczącą filmu „Optymista”.
Wynika z niej, że Bułgaria była jedynym krajem Europy Wschodniej, który uratował większość mieszkających tam Żydów od śmierci w obozach koncentracyjnych. A te, rzecz jasna, były „polskie”. Po interwencji ambasadora Ryszarda Schnepfa oraz amerykańskiej Polonii redakcja wycofała to sformułowanie ze strony internetowej, zastępując go „nazistowskimi obozami w okupowanej Polsce”, ale w tekście pozostała teza, że w odróżnieniu od Bułgarów, Polacy, Francuzi, Włosi czy Holendrzy biernie przyglądali się zagładzie Żydów. Czyli, tak czy owak, nadal pozostaliśmy tymi, którzy „wyssali antysemityzm z mlekiem matki”.
Można się cieszyć, że „The Washington Post” zareagował. Tylko kto zauważa sprostowania czy przeprosiny publikowane najmniejszymi czcionkami, jakimś petitem, czy nonparelem? Najważniejsze jest to, co poszło w świat wcześniej. A jak pojawi się protest po publikacji, to „polskie obozy” zamieni się na bliżej niezidentyfikowane „nazistowskie” tak by nie urazić Niemców. A potem antypolska machina ruszy od nowa i pojawi się kolejny tekst np. w „Die Welt”, czy „New York Times”.
Ale czy można się temu dziwić, skoro identycznego zdania jak np. „The Washington Post” (by pozostać przy prasie zza Oceanu) jest prezydent najpotężniejszego mocarstwa świata? Przykład idzie z góry, a w zeszłym roku Barack Obama mówił podczas pośmiertnego honorowania Jana Karskiego Medalem Wolności właśnie o „polskich obozach śmierci”. Nie można tego tłumaczyć li tylko ignorancją i brakiem wykształcenia ogólnego gospodarza Białego Domu. Ma cały sztab doradców od pijaru, dla których obozy były tylko i wyłącznie „polskie”. Taki jest „trynd” – Polacy są winni Zagłady. Koniec, kropka.
Zrozumiałe więc, że tzw. zachodnie demokracje oraz koła polityczne w Izraelu skrzętnie przemilczają fakt, że termin „polskie obozy koncentracyjne” wymyślił… Niemiec, Adolf Benzinger, członek zachodnioniemieckiego kontrwywiadu. Nie byłoby to przecież poprawne politycznie. A to właśnie Benzingerowi w 1956 roku postawiono zadanie opracowania – jak sam to określił – sposobu „wybielenia historycznej odpowiedzialności Niemiec za Zagładę”. Trzeba przyznać, zrobił to skutecznie. Że też my nie mamy takiego Adolfa…
Krytykujemy Niemców, Amerykanów, Żydów, za fałszowanie naszej historii najnowszej. A nad Wisłą jest inaczej? Niedawne zaproszenie Jana Tomasza Grossa przez Instytut Pamięci Narodowej, o czym pisała Julia M. Jaskólska w tekście „Hucpa w IPN”, to tylko ostatni z kwiatków tego typu. A to, że wskutek dyktatu Unii Europejskiej może u nas działać legalnie Komunistyczna Partia Polski, wysławiająca na swojej stronie internetowej Marcelego Nowotkę jako wielkiego patriotę, zaś kolaborancką Armię Ludową jako główną siłę podziemia okupacyjnego, to nie kpina z prawodawstwa zakazującego propagowania symboliki i ideologii czerwonego i brunatnego terroru? Oprócz publikacji zakłamujących dzieje najnowsze – takich jak ta w „Polityce” zarzucająca rotmistrzowi Pileckiemu kolaborację z komunistami podczas śledztwa w mordowni UB na warszawskim Mokotowie, przy którym jak powiedział ten bohater z Auschwitz „Oświęcim to była igraszka” – na ulicach, placach, straszą nas tablice pamiątkowe ku czci rodaków zamordowanych na różne sposoby podczas wojny przez „hitlerowców”. Niemcy są czyści jak łza, widać w odróżnieniu od złych „hitlerowców” i „nazistów”, i po 1939 roku rozdawali polskim dzieciom cukierki i głaskali je po głowach. Ale ci co przeżyli tamten czas lub znają historię wiedzą doskonale, że okupantami i zbrodniarzami byli Niemcy.
Odzieranie Polaków z godności trwa w najlepsze, gdyż rząd koalicji PO-PSL nie prowadzi żadnej polityki obrony dobrego imienia kraju i nie zmienią tego żadne protesty tego, czy innego ambasadora. Gdyby ją prowadził, to proces przeciwko niemieckiemu „Die Welt” za użycie zwrotu „polski obóz koncentracyjny na Majdanku” wytoczyłby on, a nie Zbigniew Osewski ze Świnoujścia, którego rodzina padła ofiarą niemieckich represji m.in. w obozie w Essen. Proces ma ruszyć 13 września.
„Nie dostałem żadnego wsparcia od naszych władz. Pan premier niespecjalnie jest zainteresowany historią kraju, którym rządzi. Odnoszę wrażenie, że obecna ekipa rządząca uważałaby obronę dobrego imienia Polski za niepoprawną polityczne. A sprawa jest ważna, bo naród, który nie zadba o upamiętnienie swej przeszłości, źle skończy w przyszłości” – mówił niedawno rozgoryczony Osewski portalowi wPolityce.pl. I trudno się z nim nie zgodzić.
Piotr Jakucki
Artykuł udostępniamy dzięki współpracy NGO z Agencją Prasową Fratria
Odkłamywanie jest konieczne. Ale czy to świat usłyszy? A może chociaż zobaczy.
w polsce taka akcja jest kompletnie bez sensu, potrzebna za granicą nie u nas….