Transvaal, Oranje i Boerowie część V – Uświęcona historia: Wielki Trek

Niezależna Gazeta Obywatelska2

Sytuacja trekburów w pierwszej połowie XIX w. przedstawiała się dla nich niekorzystnie. Tradycyjna migracja kolejnych roczników farmerów na wschód w poszukiwaniu nowych pastwisk napotkała przeszkodę w postaci Zuurveldu, terytorium zakazanego, za którym rozciągały się terytoria plemienne ludów Bantu. Tam tworzyła się potęga wojowniczych Zulusów, którzy mieli jeszcze odcisnąć krwawe piętno w południowoafrykańskiej historii.

Począwszy od lat 20 XIX w. na zachodzie pojawili się angielscy osadnicy, za którymi stała potęga Imperium Brytyjskiego. W naturalny sposób rozszerzająca się przestrzeń życiowa trekburów, którzy na przestrzeni pokoleń wykształcili półkoczowniczy tryb życia, polegający na zajmowaniu coraz to nowych pastwisk, od czego zależała egzystencja kolejnych roczników, teraz została nagle zahamowana. Burowie z pogranicza znaleźli się w potrzasku. Za plecami mieli angielskich osadników i ich krępujące prawodawstwo a przed sobą jednoczące się plemiona Bantu. Jedynym wyjściem z sytuacji, w której dramatycznie kurczyła się egzystencjalna przestrzeń, była północ kraju, ku której coraz śmielej i z nadzieją zaczęli patrzeć burscy osadnicy.

 Dzikie i nieznane krainy Północy

W południowoafrykańskiej historii białego człowieka tradycyjnym kierunkiem ekspansji był wschód, uważany za kierunek bezpieczny a przede wszystkim żyzny, ze względu na bliskość oceanu z licznymi ujściami rzek. Podejmowane na przestrzeni XVIII w. wyprawy na północ napotykały co prawda na terytoria bezludne, ale za to jałowe i pozbawione naturalnych rezerwuarów wody a przez to nie nadające się do zasiedlenia. To zniechęciło kolejnych eksploratorów i północy interior został pominięty w burskiej ekspansji. Tak było do początków XIX w. Wówczas burskie osadnictwo przesunęło się setki kilometrów na wschód od Kapsztadu osiągając na północy brzeg rzeki Oranje za którą rozciągły się nieznane krainy.  Liczni śmiałkowie i awanturnicy przekraczali graniczną rzekę w poszukiwaniu przygód, ale przede wszystkim w poszukiwaniu kości słoniowej. Wracając przywozili ze sobą fantastyczne opowieści o kraju żyznym i urodzajnym. Obfitującym w wiele rzek zasilających wiecznie zielone pastwiska. Najsłynniejszym z nich był Coenraad de Buys.

Coenraad de Buys miał typowo burskie korzenie. Protoplasta afrykanerskiej linii rodziny de Buys przybył na kontynent Afrykański już w roku 1688 wśród francuskich hugenotów. Pierwsze pokolenie de Buys było czysto francuskie, kolejne już jednak francusko-holenderskie. W czwartym pokoleniu, w roku 1761 urodził się Coenraad. Biorąc aktywny udział w rebelii w Graaf-Reinet w 1795 r. musiał ukrywać się ze statusem banity na terytorium plemiennym Xhosa. Z czasem zaczął sprzyjać Afrykanom stając się doradcą plemiennym, przez co jego powrót do kolonii był niemożliwy.

De Buys w kolejnych latach dokładnie poznał terytoria rozciągające się na północ od rzeki Oranje docierając aż po rzekę Limpopo. Ostatecznie w 1818 r. osiadł u stóp gór Soutpansberg na północy późniejszego Transvaalu zakładając osadę Buysdrop (Miasto Buys). Osadę zamieszkiwał z licznymi afrykańskimi żonami, z którymi spłodził ponad 300 dzieci. Razem z kilkunastoma angielskimi dezerterami z wojen z Xhosa społeczność ta dała początek specyficznemu, mulackiemu ludowi tzw. „Buyswolk”, którego patriarchą był Coenraad de Buys.

Ten jak i inne przykłady zachęcały Burów do przekraczania rzeki Oranje, a barwne relacje podróżników o wiecznie zielonych pastwiskach rozpalały ich wyobraźnię o lekker lewe czyli spokojnym życiu bez anglików i wojowniczych Bantu.

Ziemie wielkiego Veldu, czyli płaskowyżu rozciągającego od rzeki Oranje na południu po Limpopo na północy, ograniczone od wschodu górami Smoczymi, były bowiem niemal wyludnione a to za sprawą  międzyplemiennych wojen toczonych począwszy od roku 1818, które zapoczątkowały narodotwórczy proces wyodrębnienia się narodu Zuluskiego.

Po śmierci Dingiswayo, wodza małego, nieznanego dotąd plemienia Zulu, władzę w 1818 r. przejął Shaka, który doprowadził do utworzenia 50 000 wyszkolonej i doskonale zorganizowanej armii. Na czele swoich wojowników, Shaka rozpoczął krwawy proces podboju i zagłady lokalnych plemion. W okresie panowania Shaki, do 1824 r. szacuje się, że życie straciło ponad pół miliona ludzi. W wyniku stosowania taktyki spalonej ziemi przez armie Shaki nastąpił okres wielkiego głodu, który zmusił ponad dwa i pół miliona Afrykanów do opuszczenia domostw w poszukiwaniu jedzenia. Procesowi temu towarzyszyła makabryczna praktyka kanibalizmu.

Tysiące wygłodniałych wojowników, którzy zasmakowali ludzkiego mięsa organizowało się w kanibalistyczne zespoły, których jedynym celem było polowanie na ludzi. Setki takich grup krążyło po wielkim Veldzie zamieniając całe wioski w tzw. „żywe spiżarnie”.

Mieszkańcom, złożonym przeważnie z kobiet i dzieci, łamano piszczele, żeby przyszła ofiara kanibalizmu nie miała możliwości ucieczki, a zachowana przy życiu zachowała jednocześnie „świeżość”.

Okrutny proceder sprawił, że pierwsze wyprawy białego człowieka w głąb Veldu zapoczątkowane w pierwszej połowie lat 30. XIX w. nie napotkały niemal wcale osiedl ludzkich, a żyzny i urodzajny płaskowyż obfitujący w wiele rzek zamieniony był w pustkowie.

Na każdej farmie, począwszy od 1830 r., dyskutowano o nowym terytorium. W okresie tym Afrykanerzy zbudowali dość kompletny obraz terytorium, który nazwali Transoranją, a który rozciągał się na północ od rzeki Oranje. Setki relacji śmiałków i podróżników uzupełniały ten obraz o barwne i wielce obiecujące spostrzeżenia.

Na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza relacja z ekspedycji dr Andrew Smitha, który w roku 1832 przecierał szlak do wschodniego Natalu.

Dr Smith relacjonował: „Natal był bogaty w rzeki i strumyki, które mogą nawodnić tysiące akrów, stosunkowo małym kosztem[1].

Jeszcze bardziej entuzjastyczny w swej relacji był Willem Berg, Bur towarzyszący ekspedycji dr Smitha, który bez ogródek stwierdził: „Nigdy w życiu nie wdziałem tak dobrego miejsca[2].

Powyższe fakty skłoniły wreszcie społeczność burską do podjęcia konkretnych kroków.

 Voorste mense – forpoczta Wielkiego Treku

Przezorni Afrykanerzy z pogranicza w połowie 1834 r. wysłali trzy patrole zwiadowcze, dla zbadania wnętrza kraju tzw. Comissie Trekke.

Pierwszy udał się na północny zachód do pustynnego Dorstelandu (dzisiejsza Namibia). Komando wróciło z raportem, który stwierdzał, że ziemia tam jest jałowa i nie nadaje się pod uprawę. Drugi patrol prowadzony przez mieszczanina Scholtza dotarł na daleką północ aż do gór Zoutpansberg.

Komando po drodze nie napotkało żadnego plemienia, dopiero u podnóża gór natknęło się na przedstawicieli „Buyswolk”. Do Kolonii wyprawa powróciła z doniesieniami o niekończącej się wysokiej równinie wypełnionej drobną, słodką trawą, która była praktycznie pozbawiona ludzi.

Trzeci Comissie Trekke, z którym wiązano największe nadzieje, wyruszył do Natalu, śladami ekspedycji dr Smitha. Patrol ten był najliczniejszy. Składał się z dwudziestu jeden mężczyzn, jednej kobiety, kilkudziesięciu Afrykanów i 14 wozów. Ekspedycją kierował Pieter Uys z Uitenhage.

Wyprawa potwierdziła w pełni entuzjastyczne relacje dr Smitha i jego towarzyszy. Natalland, jak nazwał tą krainę Uys, według jego słów była „jeszcze piękniejsza”[3].

Główną zaletą Natallandu był otwarty dostęp do oceanu nad którym już od 1824 r. znajdowała się faktoria handlowa założona przez Henry Francisa Fynna, byłego porucznika brytyjskiej marynarki wojennej. Gdy w połowie 1834 r. dotarła tam ekspedycja Uysa, osadę zamieszkiwało około trzydziestu Europejczyków, w większości anglików, kupców i łowców kości słoniowej, którzy cieszyli się protektoratem Dingaana – wodza Zulusów.

Przykładem angielskich osadników, Uys nawiązał kontakt z Dingaanem, który nie miał zastrzeżeń do zajmowania przez Burskich pionierów bezludnego południa Natalu położonego nad rzeką Tugelą.

Z tymi zachęcającymi wiadomościami Uys, na początku 1835 r., wrócił w granice Kolonii.

Raporty z dwóch wypraw wyraźnie podzieliły społeczność Trekburów co do kierunku przyszłej emigracji.

Wielki Veld, o którym optymistycznie raportował Scholtz, nęcił bezkresem trawiastych przestrzeni, gdzie nie sięgała brytyjska kontrola. Z drugiej strony wprost entuzjastyczny raport Uysa dotyczący Natalu przekonywał dostępem do oceanu i oparciem przyszłej niezależności na doskonale usytuowanym Porcie Natal. Jednak aby tam dotrzeć należało przekroczyć Drakensberg – Góry Smocze, wydawać się mogło granicę nie do przebycia przez wozy ciągnięte przez woły, jakich to zaprzęgów używali Trekbutowie.

Niezdecydowanych najbardziej jednak przekonywał fakt, że Uys miał pozorne poparcie zuluskiego wodza Dingaana w zasiedleniu południowego Natalu.

Jednak debata o wyjściu Trekburów z Kolonii wciąż toczyła się na farmach rozrzuconych na pograniczu. Wahano się co do ostatecznego kierunku migracji. Czy będzie to odległy Zoutpansberg czy może bliższy, ale za to przedzielony wysokimi górami, Natalland?

W końcu farmer z Tarkastad Andries Hendrik Potgieter zdecydował się jako pierwszy pozostawić wszystko co wiązało go z Kolonią Przylądkową i wyruszyć w nieznaną przyszłość.

Potgieter zebrał sąsiedzkie rodziny Steyen, Liebenberg, Kruger, Botha oraz Robberts i rozpoczął przygotowania do podróży na północ.

Jeszcze w trakcie przygotowań, Potgieter wysłał dwie grupy rodzin, które miały utorować drogę do Zoutpansbergu.

Ich zadaniem było dotarcie do portugalskiego portu Lourenco Marquez leżącego nad Delagoa Bay, który miał stać się alternatywą dla Portu Natal.

Przywódcami voorste menseczyli „ludźmi z przed” Wielkiego Treku zostali, kuzyn Potgietera Johannes Van Rensburg i zamożny farmer Louis Tregardt.

 Autor: Tomasz Greniuch



[1] Great Trek, Oliver Ransford, http://civilisationis.com/smartboard/shop/ransford/chap2.htm

 [3] Tamże.

  1. | ID: b55a1578 | #1

    Panie Tomaszu, zgubił Pan przypis nr 2:-) A tak poza tym, to liczę, że wyda Pan kiedyś ten cykl w formie książki. Pozdrawiam i życzę spokojnych Świąt Bożego Narodzenia!

  2. Tomasz
    | ID: e30c875d | #2

    Przypis nr 2 znajduje się w tekście a jego odwołanie brzmi: Great Trek, Oliver Ransford, http://civilisationis.com/smartboard/shop/ransford/chap2.htm
    Dziękuję za dobre słowo. Póki co cykl wciąż się rozrasta i z pierwotnie zakładanego planu wciąż „ucieka” w różne wątki :)
    Również życzę spokojnych i rodzinnych Świąt Narodzenia Pańskiego!
    pozdrawiam

Komentarze są zamknięte