Marek Kuryło: „Lex orandi – lex credendi” – część IV

Niezależna Gazeta Obywatelska2

Muzyka kościelna cierpi na poważną chorobę. Ma olbrzymie braki. Została tak zeszpecona i pogwałcona, że jej odrodzenie się powstaje w wielkich bólach, z niebywałym trudem. Niezaprzeczalnie wiele już zasług w tej dziedzinie ma obecny papież Benedykt XVI, który robi wszystko, aby liturgia odzyskała dawny swój blask.

Stare, pobożne i uświęcone pieśni zostały zastąpione gitarami lub innymi nowoczesnymi pioseneczkami „do kiełbasy”. Nie ma w nich sacrum, zaś profanum jest w nadmiarze. I to się przyjęło. Bylejakość. Nawet wielu księży to pochwala. Tu jawi się jak krucho jest z formacją w seminariach. Kapłani zakładają, że do młodych trzeba jakoś trafić. Przecież uciekną z Kościoła. Zatrzymajmy ich czymkolwiek. Nawet czymś pustym, nawet kosztem świętości liturgicznej, kosztem szacunku w miejscu dla Niego przeznaczonym.

„Młodzieżówki” to jeden z głównych powodów naginania powagi Mszy pod gusta i gusteczka młodych osób, które przecież miały i być mają, nadzieją Kościoła Świętego. Podsuwanie coraz to nowych pomysłów, by „uatrakcyjnić” Msze, by nie było nudno i by Pan X i Pani Y nie zasnęli.

Moi drodzy, zwróćcie uwagę na to, że zrobić Msze „atrakcyjną” to znaczy po prostu ją zniszczyć, sprofanować to, co w oczach Boga jest najcenniejszą Ofiarą z Jego Syna. Czy tym się ktoś przejmuje? Wchodząc do kościoła na taką Mszę, słyszałem już nie raz bębny (!!!), gitary i klimat afrykańskich tańców. Młodzi prześcigają się w tym, kto będzie bardziej oryginalny, kto jak wypadnie w oczach… no właśnie, oczach kogo? Przecież nie Boga. A moderatorzy, opiekunowie grup, stoją jak strusie i chowają głowę w piasek. Ani be, ani me.

Róbta, co chceta” – słynne hasło, które pod płaszczykiem miłości i dobroci spowodowało więcej zła niż można przypuszczać.

Kiedyś był jeden Kanon Mszy, niezmienny, ukazujący wiarę Apostołów, świętą Tradycję. Dziś modlitw Eucharystycznych jest bez liku. Na Zachodzie nawet zostały stworzone na potrzebę Mszy za klaunów. Nie, nie żartuję. Przecież to normalne.

Na pewno? Gdzie jedność? Gdzie ukazanie, że wszystko jest niezmienne? Tak jak Bóg, był, jest i takim pozostanie. Widzimy dziś niestety w kościele radosną, swobodną twórczość, pełną błędów, wypaczeń i nieścisłości. To bardzo uderza w liturgię. Dopowiadanie przez kapłanów różnych zdań w miejscach nie przewidzianych przez przepisy (prawie nikt ich się dziś zresztą nie trzyma) przedstawia nam obraz kryzysu. Ogromnego kryzysu. Składanie życzeń urodzinowych na Mszy. Bardzo ludzkie? A i owszem. Ale czy to odpowiednie miejsce na tego rodzaju uprzejmości. Zdecydowanie nie! Różnego rodzaju przemówienia ludzi świeckich, poetów, dyrektorów itd. są nie na miejscu. Bo miejsce ma mieć Bóg. A o Nim coś mało), choć niby wszystko rzekomo skupia się właśnie wokół Niego.

Patrząc z niepokojem co się dzieje z Mszą, nie sposób nie zauważyć kryzysu architektury współczesnych nowoczesnych świątyń. Puste ściany, głuche przestrzenie z postaciami, których obrazy mogłyby napawać strachem małe dzieci przed snem. Niejednokrotnie brakuje krzyża.

W starych kościołach piękne obrazy przedstawiające różne sceny z Pisma Świętego , życia świętych, wzbudzającą w sercu tyle słodyczy. Pulchniutkie aniołki w całym swym splendorze często otaczają Trójcę Świętą, Oddają Jej cześć, spoglądają na Nas zachęcając do tego samego. Sursum corda, gdy widzimy ludzi Kościoła stojących dumnie, lecz z pokorą trzymając w ręku atrybuty ich świętości. Czasem mają swe ręce wzniesione ku górze i mówią nam komu swe życie zawierzyli. A warto było. Tylko Oni, wszyscy jak jeden mąż dbali o Msze w ich życiu. Nie pozwoliliby na takie dziwactwa, które mamy dziś często pod dostatkiem. Z wielką radością dziękują Bogu, że nie musieli dożyć do tych czasów. Wyobrażacie sobie może co czuliby w swoim sercu będąc na Mszy razem z nami? Oni na szczęście radują się z bliskiego obcowania z naszym Stwórcą.

Dawniej na ołtarzu, oprócz sześciu świec i trzech obrusów stał krucyfiks. Przypominał o tym, na co kładłem nacisk na początku artykułu. Msza jest Ofiarą. Dziś zamiast niego stoi… mikrofon. To rzeczywiście marne porównanie? Myślę, że nie tyle marne, co przykre. Ono powinno uświadomić i zmusić nas do refleksji. Nie możemy uważać, ze liturgia nie dotyczy bieżącego życia. Ten błąd już popełniliśmy. Wzywam wszystkich, żeby ruszyli głową. Potrzeba społeczeństwu obudzić się z letargu, przetrzeć oczy. Święty znak wiary, symbol odrodzenia się w Chrystusie zniknął z ołtarzy! Wybitni znawcy posoborowia z kpiną na ustach wygarną mi brak kompetencji i wiedzy. „Przecież w dokumentach krzyż powinien stać obok ołtarza a nie na nim„, powiedzą. „To, że obowiązywało to przez wieki nie oznacza, że tak musi być. Trzeba się trzymać obowiązującego prawa w ramach posłuszeństwa Kościołowi„.

Boże, Tobie posłuszeństwo zawsze było miłe. I jest. Czy jednak odrzucenie krzyża Twojego Syna będzie sprawiało Ci radość? Jeżeli ktoś mi powie, żebym podeptał krzyż bo inaczej zginę, to wykonanie polecenia sprawi Tobie radość? Czy wywoła Twój święty gniew? Zastanówmy się, czy odłączenie tego znaku wiary od Ołtarza Pańskiego był dobrym pomysłem?

Bardzo wiele zmieniło się też w postaci samego ołtarza. Widząc niektóre z nich przypominam sobie, ze na czymś podobnym jadłem juz dziś śniadanie. Prawdziwe, marmurowe lub z kamienia ołtarze z relikwiami w środku zastąpiono zwykłymi stołami. Z Ofiary przeszło na Ucztę. Skoro zaś Uczta to i stół być musi. I na czymś tak niegodnym tego co się dokonuje spełnia się wielkie misterium. Nie wiem czy moje wywody do kogoś trafią. Daj Boże! Tak bardzo mi zależy na dobru Kościoła, nie na krytyce, na ciągłym narzekaniu, ale na uświadomieniu nam, że znajduje się on w głębokim liturgicznym kryzysie, co ma przełożenie na wiarę. I co najważniejsze! Naszą postawą, sprzeciwianiu się komedii mszalnej i wskazywaniu dobrego kierunku możemy również działać na rzecz odnowy, złego niejednokrotnie wizerunku.

Msza św. Piusa V charakteryzuje się niezwykłą i zdumiewającą dziś niejednego, liczbą znaków krzyża, przyklęknięć, pokłonów, gestów. Wiele osób bezsensownie stara się powiedzieć, że takie nagromadzenie symboliki jest niepotrzebne, że dobrze zrobiono likwidując powtarzające się słowa itd.

Po owocach ich poznacie”- słowa Chrystusa brzmią dziś jak smutna wyrocznia. Zbierzmy siły, zawrzyjmy szyki i ruszajmy walczyć o katolicką Europę, jej korzenie. Mamy szanse uczestniczyć w Opolu w tym wielowiekowym obrządku rzymskim. Mimo, że niedzielny wieczór można spędzić w ciepłym mieszkaniu przed telewizorem, zróbmy akt poświęcenia i zjawmy się w małym kościółku pw. św. Sebastiana o 18:30.Wyryjmy sobie łacińskie słowa w sercu: „Lex orandi – lex credendi…”.

Zabierzmy się zatem do ciężkiej pracy…

Autor: Marek Kuryło

  1. Slim
    | ID: 060e94a9 | #1
  2. Piotr
    | ID: 4a0a99ee | #2

    Jeśli chodzi o wygląd współczesnych kościołów to zgadzam się z autorem w zupełności. Z wykształcenia jestem historykiem sztuki i miłośnikiem architektury sakralnej. W swoim życiu widziałem już wiele wspaniałych kościołów i za każdym razem gdy wchodzę m.in. do gotyckiej katedry, czy barokowego kościoła to czuję się jakbym wchodził do innego świata, gdzie czuć obecność Boga, jego majestat i potęgę. Gdy natomiast wchodzę do współczesnego kościoła i widzę wszechogarniającą tandetę i kicz to czuję pustkę, zażenowanie a czasami nawet wstyd. Taka architektura nie sprzyja skupieniu a wręcz przeciwnie. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie buduje się współcześnie wspaniałych kościołów, dorównujących tym z poprzednich epok ale niestety są one zdecydowaną mniejszością. Dzisiaj raczej panuje, niezrozumiała dla mnie moda: im dziwniej, tym lepiej!

Komentarze są zamknięte