Wiedza historyczna pomaga zrozumieć rzeczywistość. Na historię składają się wydarzenia i ludzie. Zatem, każde zdarzenie historyczne powinno kojarzyć się z osobami. Publicystyka dotyka problemów, ale nie rozpatruje biografii bohaterów wydarzeń. Sami musimy prześledzić kulisy ich życia. Zyskujemy wtedy szansę na lepsze rozumienie historii. Modne jest ostatnio rozprawianie o Śląsku. Cała Polska dyskutuje o „śląskości lub polskości Ślązaków”. Wielkim zamilczanym w tej debacie jest wybitny Ślązak – Wojciech Korfanty. Postać prawie nie znana, określana jednym zdaniem – komisarz plebiscytowy i dyktator trzeciego powstania śląskiego. Losy Wojciecha Korfantego mają wymiar zarówno regionalny-śląski, jak i polski oraz międzynarodowy. Zasługują dlatego na prześledzenie.
W jakim domu wychował się przyszły bojownik o polski Śląsk? Jaką działalność podejmował stając się obiektem restrykcji władz pruskich i ich więźniem? Czym naraził się władzom Rzeczpospolitej, że stał się śmiertelnym wrogiem Józefa Piłsudskiego – więźniem Brześcia i emigrantem? Wojciech Korfanty urodził się w Siemianowicach Śląskich w katolickiej, robotniczej rodzinie 20 kwietnia 1873 r. – rok po wprowadzeniu Kulturkampfu. Czytania i pisania po polsku nauczyła go mama z „ Żywotów Świętych” Piotra Skargi. Czteroletnią naukę w pruskiej szkole ludowej ukończył celująco, natomiast ośmioletniego gimnazjum nie dane mu było zakończyć. Kilka miesięcy przed maturą wydalono go za działalność propolską. „Zasługę mojego uświadomienia narodowego – pisał po latach Korfanty- przypisać muszę moim hakatystycznym profesorom w gimnazjum w Katowicach, którzy zohydzaniem wszystkiego co polskie i co katolickie wzbudzili we mnie ciekawość do książki polskiej, z której pragnąłem się dowiedzieć, czym jest ten lżony i poniżany naród, którego językiem w mojej rodzinie mówiłem”. Przy wsparciu dwóch księży, założył w gimnazjum tajne kółko samokształceniowe. Urządzał wycieczki do Krakowa i Lwowa, stając się obiektem zainteresowania pruskiej policji. Wieść o relegowanym gimnazjaliście rozeszła się daleko. Znalazł się poseł Koła Polskiego w niemieckim Reichstagu, który wyciągał Korfantego z kłopotów. Pomógł mu podjąć studia w Berlinie i zdać maturę. W Berlinie Korfanty nawiązał kontakty z tajnymi organizacjami narodowymi – m.in. z Zetem. Studia w zakresie filozofii, prawa i ekonomii odbywał, z przerwami, we Wrocławiu i w Berlinie. Kończąc studia władał już czteroma językami, prowadził działalność publicystyczną i był autorem głośnej broszury politycznej krytykującej partię Centrum – dotąd jedyną partię polskojęzycznych Górnoślązaków. W 1901 r. założył w Katowicach gazetę „Górnoślązak”. Jej redakcja szybko stała się kwaterą ruchu narodowego. Pobyt w więzieniu za działalność agitatorską sprawił, że opuszczał je jako męczennik i znany przywódca. Jako dobry mówca i organizator, Korfanty nie umknął uwadze kierownictwu Ligi Narodowej – Romanowi Dmowskiemu i Zygmuntowi Balickiemu. Wkrótce, wytypowali go na kandydata partii narodowej Górnego Śląska do niemieckiego Reichstagu. Mając zaledwie trzydzieści lat, w 1903 r. został wybrany do niemieckiego parlamentu. Rok później zdobył mandat do pruskiego sejmu krajowego – Landtagu z okręgu wielkopolskiego. Zasiadając przez wiele lat w obu izbach, reprezentował opcję polską. Gromił władze pruskie za politykę germanizacyjną i antypolskie ustawy. Żądał przyłączenia wszystkich ziem polskich zaboru pruskiego do państwa polskiego. Za odwagę głoszenia poglądów doznał szykan nawet ze strony kościoła. W 1903 r. władze kościelne na Śląsku odmówiły mu udzielenia ślubu kościelnego, jeżeli nie przeprosi za publikacje, które oskarżały księży o działalność antypolską. Sprawa obiła się o Watykan. Po sakrament małżeństwa musiał jechać aż do Krakowa. Względy finansowe zmusiły go w 1912 r. do przeniesienia się z rodziną do Berlina. Tam prowadził aktywność zawodową i polityczną, aż do zakończenia I wojny światowej. Był bardzo pomocny w rozmowach wysłanników J. Piłsudskiego z rządem niemieckim w sprawie niemieckiego poparcia akcji legionowej. Na forum Reichstagu stale podnosił polskie postulaty terytorialne. Po wybuchu w Berlinie rewolucji, pierwsze kroki skierował do Poznania. Tam odegrał znacząca rolę w przejmowaniu władzy przez rady robotniczo-żołnierskie, a potem podczas Powstania Wielkopolskiego. Doświadczenia poznańskie wykorzystał na Śląsku. Nie był entuzjastą walki zbrojnej, ale popierał tworzenie konspiracji wojskowej. W lutym 1920 r. rząd polski mianował go komisarzem plebiscytowym na Górnym Śląsku. Pokierował tam całością przygotowań organizacyjnych, propagandowych i politycznych. Nie zastosował się do rozkazu rządu polskiego do wstrzymania działań zbrojnych w maju 1921 r. Powiedział: „ Jako Górnoślązak nie mogę w tej chwili opuścić rodaków i na ich prośbę zostaję”. Złożył dymisją ze stanowiska komisarza i ogłosił się jego dyktatorem. Po pierwszych sukcesach militarnych 3-go Powstania Śląskiego dał rozkaz wstrzymania działań zbrojnych . Decyzją tą naraził się wielu powstańcom.
Pierwsze konflikty Korfantego z władzami polskimi rozpoczęły się 14. XI 1918 r. w Warszawie. Socjalista – Ignacy Daszyński został mianowany na stanowisko premiera rządu polskiego. Korfanty oświadczył wtedy, że Wielkopolska, którą reprezentuje oczekuje rządu koalicyjnego i nie uzna autorytetu pana Daszyńskiego. O Piłsudskim powiedział, że nie cieszy się nimbem wśród Wielkopolan. Słowami tymi naraził się Piłsudskiemu nieodwracalnie. Gdy w 1923 r. Korfanty otrzymał propozycję zostania premierem Polski, Piłsudski postawił ultimatum: „albo ja, albo Korfanty”. Wynik głosowania był korzystny dla Korfantego, ale Piłsudski nie podpisał jego nominacji. Konflikt między Korfantym i Piłsudskim trafnie skomentował ziemianin z poznańskiego: „Między koncepcją życiową litewskiego samotnika z Belwederu, a koncepcjami przywódcy mas śląskich nie było możliwości kompromisu”. Odsunięty od rządów centralnych Korfanty wrócił do Katowic. Tam zaangażował się w działalność gospodarczą i publicystyczną. Zajęcia te łączył z funkcjami politycznymi w ramach Sejmu Śląskiego. Reprezentował tam chrześcijańską demokrację. Po przewrocie majowym, jako przeciwnik piłsudczyków, był przez nich bezwzględnie zwalczany. Szukali na niego haków. W 1930 razem z buntownikami, posłami Centrolewicy, został uwięziony w twierdzy brzeskiej. Miejsce to stało się przełomowym punktem jego życia. Nigdy nie zapomniał brutalności, z jaką obchodzono się tam z więźniami. Na łożu śmierci powiedział do kapłana: „Zabieram ze sobą dwa największe wspomnienia – jedno dobre, to jest Śląsk, drugie złe, to jest Brześć”. W 1935 r. został zmuszony do emigracji. Pozostał tam do kwietnia 1939 r. Zaryzykował powrót, gdyż miał nadzieję, że zagrożenie wojną przyćmi polityczne i osobiste spory. Mylił się. Zaaresztowano go wkrótce po przybyciu. Wypuszczono szybko, ze względu na zły stan zdrowia. Umarł – dwa miesiące przed wybuchem II wojny światowej. Pogrzeb Korfantego stał się wielkim manifestem patriotycznym. Przybyły na niego dziesiątki tysięcy ludzi. Zabrakło tylko delegacji władz państwowych i województwa śląskiego. Ignacy Paderewski napisał w kondolencjach: „Stanął przed Sędzią Najwyższym Wielki Obywatel, wierny syn Kościoła, nieustraszony rycerz Rzeczypospolitej… Wojciech Korfanty znajdzie na kartach historii odrodzonej Polski należne mu stanowisko, choć Mu go odmawiano za życia”. Na pamięć zasługuje działalność Korfantego na polu gospodarczym i wydawniczym. Stworzył spółkę wydawniczą z gazetą „Polonia”, wybudował drukarnię, zasiadał w licznych radach nadzorczych przemysłu górnośląskiego. Gdyby nie przeszkody ze strony władz, stałby się potentatem prasowym.
Poglądy Wojciecha Korfantego ewoluowały – od radykalnych za młodu, po umiarkowane w sile wieku. Pod koniec życia, po doświadczeniach brzeskich, poglądy te nabrały religijnej zadumy. Niezmienne było jedno – poczucie odpowiedzialności za losy Górnego Śląska. Dotąd nie wydano przemówień i bogatej publicystyki Korfantego. Jeden z jego współpracowników redakcyjnych napisał o nim: „Jako dziennikarz był człowiekiem o charakterze bojowym. Był twardy, bezkompromisowy, gdy chodziło o rzeczy zasadnicze. Posługiwał się często satyrą i ostrym dowcipem”. Ocena działalności tego polityka była zmienna i zależna od politycznych uwarunkowań. Bezpośrednio po wojnie oficjalna polska historiografia wyrażała uznanie dla politycznej działalności W. Korfantego. Opisywała jego walkę o odzyskanie Śląska. Uległo to zmianie z końcem lat czterdziestych, gdy komunizm zaostrzył swój stosunek do Kościoła. Dopiero po 1989 r. W. Korfanty stał się sztandarowym bohaterem Śląska. W 1999 r. uhonorowano go Orderem Orła Białego. Stał się patronem wielu szkół, a jego nazwisko znowu pojawiło się w nazwach ulic. Ostatnie lata jednak nie napawają optymizmem. O patriotyzmie polskim nie wypada mówić. Polskość Śląska wypierana jest przez pojęcie „śląskość Śląska”. W opinii publicznej zagnieżdża się pojęcie „narodowość Śląska”. Zapomina się, że w powstaniach walczono nie o wyodrębnienie państwa o nazwie „Śląsk”, tylko o przyłączenie tego regionu do Polski. Dobrze by było, żeby każdy Polak zapytany o Korfantego, przytoczył choć jedno zdanie manifestu wygłoszonego przez niego w dniu 3 maja 1921 r.: „…Zwycięstwo osiągniemy za wszelką cenę i nie ma takiego mocarza na świecie, który by nas mógł okuć ponownie w kajdany germańskie”! Ta deklaracja powinna stać się obowiązkiem każdego Polaka. Chyba mamy jeszcze długą drogę do przebycia, bo pan Jerzy Gorzelik – lider RAŚ bezkarnie wygłasza referaty o tym, „że każdy kto mieszka na Śląsku jest ślązakiem”, a „ Wojciech Korfanty nie jest żadną ikoną regionalną”. Niech wymieni zatem osoby, które uznaje za „ikony Śląska”. Najwyższy czas, żeby historycy podjęli polemikę z tezami głoszonymi przez różnej maści historyków. Na przykład z panem Witoldem Pronobisem – byłym redaktorem radia Wolna Europa. W książce „ Polska i Świat XX wieku” wydanej w 1992 r. dokonał takiej oceny działalności Korfantego: „Wojciech Korfanty wspierał „górnośląskich polaków”, którzy – jego zdaniem byli uciskani przez państwo pruskie. W jego wystąpieniach zwalczał mniemaną dyskryminację wszystkich polaków terenu Prus” ! Czekamy na obronę, czekamy na polską interpretację historii, na książki i podręczniki, w których słowo Polak nie będzie pisane małą literą.
Autor: Marcin Keller, art. zostanie opublikowany również w najnowszym wydaniu „Aspektu Polskiego”
Bardzo dziękuję za ten kapitalny artykuł ..W rzeczy samej czas najwyższy by pan Wojciech Korfanty powrócił na należne Mu miejsce w historii państwowości polskiej ..
Warto by tu przywołać z pamięci wydaną Jego własnym nakładem w 1927 roku „Odezwę do ludu Śląskiego ” ..
Owa lektura wiele wyjaśnia w kwestii późniejszego „zaciemniania” Jego dokonań na polu tak politycznym jak i gospodarczym .Proceder ten uprawiały niemalże wszystkie ekipy począwszy oczywiście od samego J.Piłsudskiego. Był niekoronowanym przywódcą ludu śląskiego w tamtych trudnych przecież i bardzo złożonych czasach..Nade wszystko pomimo takiego traktowania zwłaszcza szykan w stosunku do Jego żony i dzieci , nigdy w żadnym swoim przesłaniu wydawanym także i drukiem nie odnosił się do Polski inaczej niż z wielka miłością i czcią niczym do własnej matki. To postać przepiękna na której winno się wzorować prawidłowe pojmowanie tak samego patriotyzmu co i polskiej narodowej racji stanu. Rzadko zdarza się ktoś tak wybitny a zarazem oddany bez reszty Macierzy. Z pewnością dla dr Gorzelika nie jest Wojciech Korfanty „odpowiednim” wzorem raczej jest jego przeciwieństwem..
Stąd i tak iście lekceważący tryb odniesienia się do samej osoby przywódcy III Powstania Śląskiego. Przypomnijmy jeszcze że był to bój o polskość Śląska i powrót Śląska do Macierzy .
Cześć Mu i chwała …
A ja myślałem że to ci zli Niemcy lub ludzie Kożdonia wykończyli tego „polskiego” Ślązaka,a tu popatrz „polska miłość do Ślazaków” Troche mi to przypomina dzisiejsze czasy kedy to PiS chce podgryzć PO gardło lub odwrotnie.
A o arszeniku w jego celi w artykule zapomniano?