Gdyby zapytać Państwa, czy kiedykolwiek ją choć raz słyszeliście, to każdy bez wątpienia odpowiedziałby, że tak. Jedni od razu, bez namysłu, na sam dźwięk jej nazwiska, a inni dopiero po prezentacji jednego z utworów. Olśnienie, zdziwienie, otwarta gęba i wybałuszone oczy- tak, te piosenki! Bo jak można w ogóle tego nie słyszeć? I zaraz potem skojarzenia: ta postać, ten głos, czarna sukienka i egipski makijaż, snop światła reflektora i oczy… Gdyby jednak zapytać, czy ktokolwiek z Państwa ją zna- to odpowiedź mogłaby sprawić niejedną trudność. No bo co to znaczy znać? Kilka płyt, teledysków, zapisy z koncertów, filmy z internetu… ale, czy to znaczy tyle już, że wiemy o niej coś więcej niż ona sama nam prezentuje podczas występu? Podziwiamy, słuchamy, przeżywamy i to wszystko.
I tak byłoby dalej, gdyby nie ukazała się na rynku wydawniczym opowieść o Ewie Demarczyk. Opowieść o Czarnym Aniele, o artystce niezwykłej, której nikt nawet nie próbuje prześcignąć, z którą jakakolwiek rywalizacja wszelkich udanych i nieudanych naśladowców podnosi jedynie prestiż Ewy. Czy to mogło się wydarzyć w Polsce Ludowej i fascynować dalej w XXI wieku?
To była długo oczekiwana książka: „Czarny Anioł- opowieść o Ewie Demarczyk” pióra Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz- Oboładze. Pierwsza próba- jakże udana- sportretowania tej artystki bez jej udziału. Jej życie toczy się obok, a autorki tej biografii dość pewnie podążają za nią po licznych – na szczęście- śladach. Jest to opowieść oparta o wspomnienia różnych osób, bowiem o Ewie opowiadają ludzie, którzy z nią pracowali: muzycy, przyjaciele z Piwnicy pod Baranami. Nie tylko zresztą o niej jest to książka, ale o całym środowisku artystycznym jakże przy Ewie charakterystycznym, a także o klimacie Krakowa, który do dzisiaj magnetyzuje i przyciąga swoją nieujarzmioną siłą.
Czytając widzimy oczami wyobraźni tamten czas, tamtych lat. Moje pokolenie wyrastało już zbyt późno, aby w tym uczestniczyć, ale ta niewytłumaczalna moc, emanująca z tej postaci i mnie w końcu doprowadziła do duchowej ekstazy. Mam na myśli jak najbardziej świecki jej aspekt i chociaż płyta gramofonowa nie zastąpi Ewy na żywo, to mogę zaliczyć siebie do szczęśliwców, którzy jej piosenki słuchają nader często.
No, ale miało być o książce, a piszę o sobie. Proszę wybaczyć, nie da się tak całkiem bez osobistych emocji. Czytając opowieść o Ewie Demarczyk, ja szczerze życzę Państwu tego uniesienia, bo treść książki odpowie nam na wiele pytań, choć to najważniejsze ciągle pozostanie bez odpowiedzi. Ja mam nadzieję, że autorki „Czarnego Anioła” dopiszą dalszą część w oparciu o głównego bohatera. Wciąż jest szansa, iż przemówi do nas jeszcze Panna Madonna legenda tych lat…
„Czarny Anioł- opowieść o Ewie Demarczyk”, książka wydana w tym roku AD2015, od niedawna w dystrybucji ma jedną znaczącą wadę. Za szybko się ją czyta. Ale stwierdzam to raczej z widocznym niedosytem, bo ta historia, z którą przyjdzie nam się zapoznać, mogłaby trwać i trwać.
To już tak na koniec przywołam Państwu słowa śp. Piotra Skrzyneckiego- najlepszego w Polsce konferansjera (obok Andrzeja Poniedzielskiego), które mogłyby być początkiem jak i końcem opowieści o Ewie Demarczyk; takoż i wstępem oraz epilogiem przedstawienia z Czarnym Aniołem na scenie:
„Był wieczór. Śpiewaliśmy pieśni. Patrzyliśmy na chmury. Wróżyliśmy z kwiatów. Nadeszła noc. Będziemy wróżyć z gwiazd. Będziemy słuchać szumu rzek. Będziemy śpiewać pieśni. I stanie się świt. Będziemy wróżyć z lotu ptaków. Będziemy śpiewać pieśni i przyjdzie nam żyć…”
Tomasz J. Kostyła