Jak tylko robi się ciepło, wokół krakowskiego Rynku, jak grzyby po deszczu wyrastają kawiarniane ogródki. Ja sobie ulubiłem przy ażurowo przeszklonej kawiarence Vis-à-Vis, gdzie niegdyś spotykał się kwiat piwnicznej bohemy spod Baranów, a dziś ostał się już tylko odlany z brązu pomniczek piwnicznego czarnoksiężnika Piotra Skrzyneckiego, siedzącego przy niedopitej filiżance kawy. Więc, jak tylko jest wolne krzesło lubię przycupnąć obok pana Piotra i przy małej czarnej powspominać, jak dostojnym miejscem był niegdyś krakowski Rynek.
Ale to już tylko wspomnienie, gdyż odkąd w Krakowie zaczęli rządzić przyjezdni, z niegdyś majestatycznego rynku zrobiono estradę, na której odbywają się coraz to huczniejsze, płoszące ludzi i gołębie „eventy” subkultury bazarowo-podwórkowej.
A od paru dni dosłownie krew mnie zalewa, bo idąc na kawę muszę przejść obok szpecącego płytę prastarego rynku koszmarnego szkaradztwa o nazwie „Otwarty Punkt Konsultacji Społecznych Kraków 2022”, a nazywając rzecz po imieniu polowej siedziby lobbystycznej spółki od kręcenia lodów, jeszcze do niedawna kierowanej przez pewną chwacką posłankę Platformy Obywatelskiej spod Giewontu.
Spółka ta od nazwiska pomysłodawczyni nosiła początkowo nazwę Jagna Marczuajtis & Family, ale od czasu jak mąż pani prezes próbował dać w łapę dziennikarzom na stacji benzynowej przy cmentarzu i smród się rozsuł po Krakowie, w obawie o partyjny wizerunek sztabowcy zmienili migiem nazwę spółki na Sic! „Namiot Sferyczny Komitetu Konkursowego Kraków 2022”.
Filozofia tej szemranej firmy polega na zrobieniu mieszkańcom Krakowa z mózgu wody i wciśnięciu im ciemnoty, że nic ich bardziej nie uszczęśliwi, jak olimpiada zimowa w ich Królewskim Mieście. Zaś biznes plan tego interesu jest prostszy niż budowa cepa bowiem chodzi o to, żeby w mocy prawa, w biały dzień zachachmęcić z kasy miejskiej kilkadziesiąt baniek na promocję czegoś, co się nigdy nie odbędzie, więc odpowiedzialność żadna i można bezkarnie kręcić lody ile wlezie. No bo trzeba być kompletnie odmóżdżonym by uwierzyć, że ktoś nam powierzy zrobienie tej olimpiady. Słowem w Krakowie buszuje gang wielkich Szu, bo co, jak co, ale ściemniać to oni umieją. A o skrupułach, że nie wypada kręcić lodów na krakowskim rynku mowy nie ma, bo dla takich, co nie odróżniają aromatu krakowskich bajgli od woni Big Maca, Plac św. Marka i targowisko pod Gubałówką to też „Rynek”.
Zaś finałem tego mega-szwindlu ma być referendum odbyte dla euro-picu dniu wyborów do parlamentu brukselskiego, co ma utwierdzić krakusów w złudnym przeświadczeniu, że jest cudnie, a jak zagłosują za Olimpiadą będzie jeszcze cudniej. Oczywiście ani słowa o tym, że Kraków nie był jeszcze nigdy tak zadłużony jak teraz.
A władzom miejskim absolutnie nie przeszkadza, że ten grzyb, przepraszam „Namiot Sferyczny Komitetu Konkursowego Kraków 2022”, jak kolec w oku kaleczy średniowieczny pejzaż głównego placu Królewskiego Miasta, które UNESCO zapisało w poczet Światowego Dziedzictwa Kulturalnego uznając ten zabytkowy klejnot za jeden z najcenniejszych obiektów światowych.
Więc wam teraz powiem, co o tym wszystkim myślę Jejmoście i Mości Panowie pożal się Boże „elita” krakowskich rajców o czersko-ordynackich korzeniach.
Prawie codziennie krwawi mi serce, gdy w czasie rowerowej przejażdżki mijam sczezłe ruiny niegdysiejszej perły mojego ukochanego miasta, czyli przedwojennego Stadionu Miejskiego nazywanego później stadionem lekkoatletycznym Cracovii. Ten unikatowy na światową skalę kompleks rekreacyjno sportowy zbudowali w latach trzydziestych w najpiękniejszej części miasta ówcześni rajcy krakowskiego grodu, którzy swoje funkcje mieli za służebne posłannictwo dla krakowian, którzy im zaufali.
To architektoniczne cacko zabudowy przestrzennej wkomponowane w oazę zieleni miejskiej było wierną kopią olimpijskiego kompleksu sportowego zbudowanego kilka lat wcześniej w Colombe pod Paryżem na letnią olimpiadę 1924, a owo przeurocze miejsce zlokalizowane w samym sercu Krakowa nieprzypadkowo z widokiem na Błonia, Wawelskie Wzgórze, Sowiniec i kopce Tadeusza Kościuszki i Józefa Piłsudskiego nazywałem w młodości zaczarowanym ogrodem, tak tam było dostojnie i pięknie.
Był tam bowiem kameralny stadion lekkoatletyczny ze żwirową bieżnią, stylową trybuną i w każdym calu przemyślaną infrastrukturą, romantyczny amfiteatr gdzie odbywały się walki zapaśnicze, a później mecze siatkówki, korty tenisowe i przyległy kompleks basenów pływackich z olimpijską trampoliną. A wszystko udostępnione mieszkańcom. Do dziś pamiętam ten szczęsny czas, gdy w moich w latach licealnych na baseny w Cichym Kąciku schodziła się krakowska młodzież. Nie zapomnę też nigdy zapachu bzów i jaśminów, gdy wieczorami umawiałem się na randki w tajemnych zakamarkach tego krakowskiego Koloseum.
Każda europejska metropolia, gdyby tylko miała taki klejnot, strzegłaby go, jak przysłowiowego oczka w głowie. Niestety, od kilkudziesięciu lat ten kompleks zawstydzająco niszczeje i przypomina obecnie jedno wielkie gruzowisko. I tylko pomyśleć, że kiedyś rekreacyjne kompleksy sportowe w Colombe pod Paryżem i w Krakowie wyglądały równie imponująco. A dzisiaj???
I choć unijne pieniądze już od dawna płyną do Krakowa włodarze miejscy przez te wszystkie lata palcem nie kiwnęli by ten rajski ogród uratować. Dlaczego? Bo najwyraźniej z zimną krwią czekają aż się wszystko do końca rozpadnie i będzie można ogłosić stan upadłościowy obiektu by go za półdarmo opchnąć innym wycwanionym draniom, którzy tam wybudują jeszcze jeden betonowy supermarket.
Ale nie dziwota, sami wybraliśmy sobie obce Krakowowi władze, które myślą wyłącznie o kasie, nie miejskiej bynajmniej, a tego sortu przyjezdni czują się tym lepiej, im wokół nich obskurniej i brzydziej. Tak. Tak. Wcale nie przesadzam. Bo jak się ostatnio umawiałem na spotkanie z jednym z krakowskich radych i zaproponowałem spotkanie w Vis-à-Vis nie wiedział gdzie to jest, a jak mu powiedziałem, że obok wejścia do „Piwnicy pod Baranami” też nie wiedział, co to takiego. Więc skoro w Królewskim Mieście, z nieprzymuszonej woli wyborców rządzi tej maści element napływowy trudno od nich wymagać, żeby mieli serce do Krakowa. Bo żeby czuć podwawelską duszę trzeba się w tym mieście wychować i od małego chłonąć całym sobą wielowiekowe tradycje tego baśniowego miasta.
I tylko mi nie pitolcie Panowie Rajcy i Panie Rajczynie o trudnościach obiektywnych, nieuregulowanych stanach prawnych, problemach natury finansowej, studiach opłacalności i temu podobnych pierdołach. Bo jak nie potrafiliście najcenniejszego w mieście klejnotu zrewitalizować to nie macie prawa mamić ludzi, że zrobicie w Krakowie olimpiadę. Z czym do gościa??? Czyście się z kapustą na głowy pozamieniali??? Robicie z siebie głupków przyklejając w spotach Tatry do Krakowa – wasza sprawa. Wiem, że macie ludzi za nic i uważacie krakowian za debili. Ale są granice cynicznej bezczelności!
Już za komuny byli „dobroczyńcy”, którzy chcieli „zagospodarować” nam Błonia, lecz nawet w tamtych trudnych czasach szanujący tradycję roztropni krakowianie pokazali draniom gest Kozakiewicza i nie pozwolili tknąć uświęconej dla nich łąki. Teraz przyszli nowi, którzy nam chcą z Krakowa Soczi zrobić.
Dlatego przed zbliżającym się referendum apeluję do mieszkańców Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa! Kochani! Nie dajcie się zrobić w bambuko! Idźcie do tego referendum i pokażcie wycwanionym bajokom, gdzie się zgina mandolina.
Krzysztof Pasierbiewicz
Podzielam mysli autora.Ciekawi wynik referendum.Nie jest wazne,czy rzadzi przyjezdny czy Krakus,wazne aby madrze rzadził.