Od kilku lat gospodarka Niemiec słabnie, a poprawy nie widać. Pomiędzy czołowymi politykami coraz częściej dochodzi do sporów, które tylko opóźniają szukanie rozwiązań. Czwarta co do wielkości gospodarka świata upada na naszych oczach. Tym razem punktem zapalanym jest polityka klimatyczna, która wydaje się iść w złym kierunku. To właśnie zielona polityka przemysłowa ma wciągać Niemcy w coraz większy kryzys.
— Ze względu na wysoki poziom inwestycji w ochronę klimatu, Niemcy będą w stanie jeszcze przez jakiś czas osiągać wskaźniki wzrostu, tak jak miało to miejsce w latach 50. i 60. ubiegłego wieku — ogłosił niemiecki kanclerz Olaf Scholz w 2023 r.
Brytyjska gazeta „The Telegraph” najwyraźniej widzi to inaczej:
„Pompy ciepła mogą rzucić niemiecką gospodarkę na kolana. Jak to często bywało w przeszłości, strategia przemysłowa była receptą na katastrofę”.
Gazeta wymienia przykłady zmarnowanych pieniędzy na „epicką skalę”. Przykładowo nie tylko Niemcy, ale i wiele innych rządów europejskich, promowało nowe technologie na wczesnym etapie, zanim sprawdziły się one na rynku.
Dotacje zachęciły ludzi do wyboru produktów takich jak pompy ciepła czy samochody elektryczne. Miliardy z nich trafiły do firm, które spełniają kryteria klimatyczne, zamiast do firm, które mogą zaoferować najlepszy produkt po najniższej cenie.
„Teraz okazuje się, że zielone miejsca pracy znikają coraz szybciej, a inwestycje w ich tworzenie są zmarnowane” — podsumowuje The Telegraph.
Sytuacja dużo lepiej wygląda w Stanach Zjednoczonych, gdzie ustawa o redukcji inflacji (IRA) przewiduje zainwestowanie 369 mld dol. (1,4 bln zł) w bezpieczeństwo energetyczne i walkę ze zmianami klimatu. Według analityka Jacka Connessa tylko do końca maja w zrównoważony przemysł zainwestowano ponad 110 mld dol. (423,5 mld zł) i utworzono 90,4 tys. nowych miejsc pracy.
— Nie należy poddawać się przy pierwszych oznakach kłopotów. Pierwsze próby budowy nowoczesnych statków handlowych przez Koreę Południową zakończyły się katastrofą. Dziś kraj ten jest światowym liderem na rynku stoczniowym — mówi dyrektor instytutu ekonomicznego IMK, Sebastian Dullien.
„Pozostajemy w tyle”
Jednak o załamywaniu się gospodarki mówią nawet sami niemieccy politycy. Po oznakach cudu gospodarczego, którym szczyciło się wcześniej tak wielu z nich, nie zostało dziś ani śladu.
Niemieckie stawki CIT nie są ani „konkurencyjne na arenie międzynarodowej”, ani „wystarczająco przyjazne dla inwestorów” — powiedział niedawno Robert Habeck, niemiecki minister gospodarki. Podobne zdanie ma minister finansów Christian Lindner:
— Pozostajemy w tyle, ponieważ brakuje nam wzrostu. Jako lokalizacja nie jesteśmy już konkurencyjni.
Choć obaj dostrzegają problem, wciąż nie mogą znaleźć rozwiązania, które doprowadziłoby Niemcy do kolejnego cudu gospodarczego.
Spory wewnętrzne
Niemiecka gospodarka załamuje się, a partiom tworzącym trójpartyjną koalicję coraz bardziej ze sobą nie po drodze. Przykładów tego wewnętrznego konfliktu jest coraz więcej.
Minister Lindner w rozmowie z gazetą „Handelsblatt” skrytykował plany podatkowego wicekanclerza Habecka.
— Zaproponował zaciągnięcie setek miliardów euro długu, aby politycy mogli następnie wypłacać dotacje firmom. Taka polityka zadłużenia nie ma sensu z ekonomicznego punktu widzenia — powiedział.
Konflikt między Habeckiem a Lindnerem to jeszcze nie wszystko. Swoje trzy grosze wtrącił również sam kanclerz Olaf Scholz i wystąpił przeciwko obydwu ministrom, twierdząc, że kraj nie potrzebuje reformy podatkowej.
Bild, Daniel Puskepeleitis, Nils Heisterhagen/Onet.pl
Dodaj komentarz