Z duszą na ramieniu, przyjąłem propozycje udziału w zespole doradców KPN. Pokutował wizerunek, tworzony w PRL’u, że to faszyści i antysemici. Do tego niebezpieczni, bo Moczulski chce zbrojnie odzyskać Lwów i wjechać tam na białym koniu.
Prawda była oczywiście inna. Był to ruch o tradycji piłsudczykowskiej, czyli odwoływał się do patriotyzmu, działań propaństwowych i prospołecznych. Konfederacja nie brała udziału w „okrągłym stole”, nie uczestniczyła w sprawowaniu władzy, ale teraz przestała być traktowane jak nielegalna partia. Dostała siedzibę w pałacyku przy Nowym Świecie. Moczulskiemu zależało na ściągnięciu wykształconych ludzi. Nie było to łatwe, wobec zapatrzenia inteligencji w Unię Wolności i program Balcerowicza. Gazeta Wyborcza, jak niegdyś Trybuna, przejęła rolę mentora prezentującego „jedynie słuszną drogę” i stanowisko władzy. Spotykaliśmy się raz w tygodniu. W zespole byli działacze KPN i ludzie biznesu. Przewinęli się i ci którzy znaleźli się potem na liście najbogatszych Polaków. Ja z doktoratem, wtedy byłem najbardziej wykształconą osobą w tym gronie.
Próbowałem analizować i zrozumieć to co się działo Jak większość społeczeństwa, po okresie PRL’u, nie miałem wiedzy o ekonomii czy funkcjonowaniu systemu finansów świata. Nie widzieliśmy żadnej różnicy między inflacją a dewaluacją, zaś Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy jawiły się jako organizacje charytatywne, pomagające państwom w potrzebie.
Nie mieliśmy wiedzy ekonomicznej, lecz widzieliśmy ze afera goni aferę:
– zniknęły pieniądze z FOZ (Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego);
– spółka Art. B zaciągała kredyty. Pieniądze z jednego kredytu, stawały się gwarancją wypłacalności i zabezpieczeniem następnej pożyczki. Chwile potem właściciele wraz z pożyczonymi pieniędzmi, opuścili Polskę;
– powstała Bezpieczna Kasa Oszczędności Lecha Grobelnego. Deklarowane kolosalne odsetki od lokat wypłacano z nowo wnoszonych depozytów, aż się to zawaliło. Typowa piramida… no i wszelkie afery związane z prywatyzacją. Wymieniać ich się tu nie da, było ich za dużo.
Wydzielimy że przez inflacje ludzie tracą oszczędności.
A makroekonomicznie, sytuacja w skrócie, była taka:
– pozostał nadmiar pieniądza, emitowanego w PRL’u by gasić protesty. Drukowano ich coraz więcej o coraz wyższych nominałach. Portfele były za małe, pieniądze noszono w torbach i rulonach. Towarów brakowało;
– gospodarką źle zarządzano, kadry kierownicze pochodziły z nominacji politycznych.
Przez lata komuny oszczędzaliśmy. Powstawał przemysł i gospodarka. Ich funkcjonowanie, miało zabezpieczać renty i emerytury, wspólne wydatki na system ochrony zdrowia i naukę itd…. Majątek państwa był najwyższym dobrem. Gospodarka jednak nie działała.
Walka z systemem i strajki eskalowały żądania płacowe i zwiększały emisje pieniądza. Nie było wzrostu produkcji. Pieniądz tracił na wartości, a kadry kierownicze nie zajmowały się organizacją produkcji, lecz gaszeniem protestów.
By ustabilizować gospodarkę, dwa cele wydawały się nadrzędne:
– likwidacja nawisu inflacyjnego;
– lepsze zarządzanie, a gdy to nie da efektu, zamknięcie nierentownych przedsiębiorstw.
Korzystając z zaufania, jakie miały nowo wybrane władze, bez społecznej debaty, Polskę poddano działaniu neoliberalnego pakietu, zwanego Konsensusem Waszyngtońskim. Był on wcześniej stosowany w państwach Ameryki Łacińskiej. Naszą implementacje nazwano Planem Balcerowicza.
Czym jest, jakie są doktrynerskie nakazy pakietu, można przeczytać w licznych publikacjach czy choćby w Wikipedii. Dopiero po wielu latach dowiedziałem się, ze stosowanie się tych zaleceń, było wymogiem uzyskania pomocy z Banku Światowego i Funduszu Walutowego. Podstawowym problemem był jednak kolosalny nawis inflacyjny. Groził on paniką i wzrostem popytu w każdej chwili, a towarów brakowało. Utrzymując spadek wartości pieniądza, na poziomie ok 500% w 91 roku, zlikwidowano problem. Inflacja zabrała ludziom oszczędności i obniżyła pensje, których nigdy uczciwie nie zrewaloryzowano.… Kredyty na działalność gospodarczą stały się drogie. Zatory płatnicze powodowały łańcuchy bankructw. Wtedy prywatyzowano takie przedsiębiorstwa …..
W socjalizmie własność państwowa była najwyższym dobrem – teraz dla neoliberałów, własność państwowa była złem, a prywatne miało być najlepsze. Przedsiębiorstwa państwowe okazały się źródłem marnotrawstw i korupcji. Zamiast naprawiać ich funkcjonowanie, postanowiono się ich pozbyć. Rechotem historii jest to, iż właśnie następne pokolenie budowniczych PRL u, tych którzy kolektywizowali i nacjonalizowali, utworzyło nowe neoliberalne elity władzy. Teraz z przyczyn ideologicznych, już nie nacjonalizowali, lecz prowadzili lub wspierali prywatyzacje .
Każdy kto był przeciwko, stawał się wrogiem, komuchem lub wariatem .
Program stabilizacyjny pozbawił społeczeństwo oszczędności finansowych i przemysłu który miał być zabezpieczeniem potrzeb państwa.
Społeczeństwo zbiedniało, ale gospodarka zaczęła funkcjonować.
Czy można było inaczej?
Nie dało się prowadzić prywatyzacji kuponowej jak na Węgrzech, Słowenii czy w Czechach. Był za duży nawis inflacyjny, by rozdawać kolejne papiery wartościowe do płacenia za prywatyzowany majątek..
Można było jednak skierować do obywateli, masową wyprzedaż, mieszkań, sklepów i działek, niektórych mniej potrzebnych fabryk. Likwidowałoby to, czy zmniejszało skumulowany nawis inflacyjny. Można było przeznaczyć na ten cel, część z majątku Skarbu Państwa, bez zabierania inflacją oszczędności. Czy ta, mniej radykalna droga, przywróciłaby funkcjonowanie gospodarki? Tego nie wiem, ale wierzę że były na to szanse. Wtedy jednak nawet tego nie próbowano.
Często dziś obwinia się komunę, o niskie emerytury i problemy ZUSu: „całe lata płaciliśmy na ubezpieczenie społeczne, a teraz ZUS nie ma pieniędzy na emerytury”, … że komuna zamiast lokować, rozkradła nasze oszczędności.… Należy to sprostować: komuna pozostawiła przemysł państwowy, mający być wspólnym zabezpieczeniem na przyszłość w tym na renty i emerytury. Został on zmarnotrawiony i wyprzedany nie przez komunę, a przez neoliberalny program stabilizacyjny.
Nastąpiło rozwiązanie Sejmu Kontraktowego. Zbliżały się pierwsze wolne wybory parlamentarne. Odmówiłem startowania z list KPN. Bałem się wrogości i ostracyzmu środowiskowego. Pokazałem się jednak w telewizyjnym materiale wyborczym, popierając Konfederację. Na reakcje długo nie musiałem czekać. Pierwszy, jeszcze w trakcie emisji programu, zatelefonował, Piotr Szulkin. Drugim był Andrzej Falber. Jak mi nie wstyd, że popieram faszystów, a powinienem popierać liberalizm, Wyborczą i Balcerowicza … inni dołączyli trochę potem. Wylewano na mnie wiadra pomyj …
KPN wprowadził do parlamentu 49 posłów i dwóch senatorów. Gdy powstawał rząd Jana Olszewskiego, reprezentując KPN wraz z prof. Rafałem Krawczykiem brałem udział w obradach stolika gospodarczego. Ważyły się losy udziału Konfederacji w rządzie.
Po latach wiem, że nasz stosunek do neoliberalnej polityki gospodarczej i prywatyzacji, tych którzy konstruowali rząd, stawiał przed alternatywą: albo KPN w koalicji, albo współpraca z Bankiem Światowym i Międzynarodowym Funduszem Walutowym. W efekcie powstał mniejszościowy rząd Jana Olszewskiego, który kontynuował neoliberalną politykę gospodarczą, zaś wokół Klubu Parlamentarnego KPN, skupili się przeciwnicy neoliberalizmu.
Do zespołu doradców dołączyli
prof. Stefan Kurowski – nestor polskiej ekonomii;
dr Dariusz Grabowski – późniejszy parlamentarzysta i eurodeputowany;
Janusz Szewczak – późniejszy parlamentarzysta i członek władz Orlenu;
dr Aleksander Jędraszczyk.
Nie chcieliśmy prywatyzacji, to byliśmy ośmieszani przez rządowe i neoliberalne media. Przy tej postawie, nasze środowisko samo skazało się na medialne niszczenie. Każdy, związany z Konfederacją stawał się potencjalnym celem złośliwych, kompromitujących publikacji… Konferencje prasowe Klubu Parlamentarnego czasem zmieniały się w awantury czy przepychanki słowne z dziennikarzami.
Nie pamiętam już czego dotyczyła tamta konferencja. Reporterka sejmowa Gazety Wyborczej skierowała do mnie zarzut – pytanie: dlaczego współpracuje z KPN, przecież to antysemici. Odpowiedziałem, że z pochodzenia jestem Żydem, ale w Konfederacji, śladu antysemityzmu nie zauważyłem.
Padła na to błyskawiczna, twarda riposta:
To nie Pan, panie Sandauer będzie tu decydować kto jest Żydem !
Typowa neoliberalna postawa: fakty mało istotne, mamy media – więc my wiemy lepiej. Przypominam to zapomniane, lecz niegdyś szeroko komentowane zdarzenie….
Dalsze losy Konfederacji, marginalizowanie i kompromitowanie Moczulskiego, napisała historia, wszyscy ją znamy. Nie sposób jednak powstrzymać się od kilku uwag. Za działalność polityczną odsiedział ponad 10 lat w więzieniach PRL u i to go nie złamało.
Umieszczony na liście agentów i kłamców lustracyjnych, Moczulski rozpoczął postępowanie sądowe. Zgromadzone materiały o jego współpracy były mało przekonujące, a postępowanie tak wadliwie prowadzone, że Trybunał Praw Człowieka uchylił decyzje sądu uznającą go za kłamcę lustracyjnego. Przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Po prawie dwudziestu latach postępowania, ze względu na stan zdrowia i wiek (88 lat), Moczulski wycofał wniosek o autolustrację. Spawa kłamstwa lustracyjnego stała się kompromitacją wymiaru sprawiedliwości i pozostała nierozstrzygnięta.
W międzyczasie jego działania zaczęły zaprzeczać wcześniejszej drodze życiowej. Przewodniczący KPN, najpierw został doradcą Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, by potem zawędrować w okolice KODu. Budowanie wizerunku Moczulskiego jako agenta, mało kogo przekonywało, bo jego droga życiowa przeczyła temu. Natomiast on sam zraził wielu z tych, którzy go wcześniej popierali. Związanie się z Aleksandrem Kwaśniewskim, a potem z Tuskiem było dla nich, nie do przyjęcia …
Źródło: adamsandauer.pl
Dziękuję za obszerne wyjaśnienia…
tak naprawdę są b skrótowe