Ameryka wchodzi w ostrą fazę walki prezydenckiej. 3 listopada odbędą się tam wybory, w bardzo charakterystycznej sytuacji epidemiologicznej i kryzysu gospodarczego. Stany Zjednoczone cały czas nękane są przez pandemię koronawirusa, która zapisała się traumą społeczeństwa. Do tego doszedł jeszcze głęboki kryzys gospodarczy, wzrost bezrobocia. W takiej rzeczywistości Donald Trump będzie walczył o reelekcję. Za swojego przeciwnika ma Joe Bidena, 78-letniego byłego wiceprezydenta za rządów Baraka Obamy. Partia Demokratyczna oficjalnie ogłosiła go jako swojego kandydata.
Co wiadomo o Joe Bidenie. Jeżeli wygra, będzie najstarszym prezydentem USA i już na starcie wiadomo, ze nie będzie jego reelekcji. To doświadczony senator, który przez tamtejsze elity polityczne ceniony jest za znajomość polityki zagranicznej. Jest też postrzegany jako mistrz wpadek. Ma niezwykły talent do popełniania gaf. Mówi się, że demokraci najlepiej zrobili by, gdyby ukryli kandydata z dala od mediów. Joe Lockhart, były rzecznik prasowy Białego Domu za czasów Billa Clintona publicznie radzi kandydatowi Partii Demokratycznej, aby nie zgadzał się na debatę z Donaldem Trumpem. Jeszcze do niedawna Joe Biden jawnie przyznawał się do swojego katolicyzmu. Jest też Rycerzem Kolumba, którzy walczą z legalną aborcją, pojawił się na zdjęciu z papieżem Franciszkiem. Teraz jednak gwałtownie skręca w lewo.
Wiadomo, że wybory prezydenckie będą zdominowane nie przez kwestie rasowe, krucjatę przeciw policji czy walki na ulicach. Naczelnym punktem kampanii stanie się walka z koronawirusem oraz miejsca pracy. Donald Trump przedstawia siebie jako gwaranta „prawa i porządku”, musi jednak przekonać wyborców, że mimo popełnionych przez Stany błędów podczas pandemii, potrafi rozprawić się z wirusem, skierować gospodarkę na właściwe tory oraz zaprowadzić spokój na ulicach.
W wypadku wygranej Joe Bidena zmieni się bardzo polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych. Na taki przebieg wydarzeń liczą Niemcy, Francja, Chiny czy Iran. Dyplomacja amerykańska nabierze wówczas więcej politycznej poprawności. Wygranej Trumpowi życzy Wielka Brytania, która obecnie ułożyła sobie doskonale stosunki z USA. Niespokojna jest także Polska, która jest w przyjaźni z obecnym prezydentem. Dla nas lepiej jest, gdy Ameryką rządzą republikanie. 30 lat temu republikański prezydent George Bush senior doprowadził do korzystnej dla Polski restrukturyzacji polskiego zadłużenia przez Klub Paryski. Ale już do NATO Polska wchodziła za rządów Billa Clintona, a plany budowy tarczy antyrakietowej, choć widziane w różny sposób, poparł zarówno republikanin George w. Bush i demokrata Barak Obama. On też zdecydował o wysłaniu do polski brygady amerykańskich żołnierzy, a Donald Trump rozwinął ten kontyngent.
Teraz w wypadku zwycięstwa Joe Bidena można się spodziewać, że decyzja o zatrzymaniu procesu wyprowadzenia wojsk amerykańskich z Niemiec zostanie wstrzymana. Malo prawdopodobne jest natomiast wycofanie od nas już obecnych wojsk amerykańskich. Będą one tak długo, jak Ameryka będzie miała z tego korzyści.
W przeszłości Joe Biden był jednym z liderów kierujących ratyfikacją ustawy o rozszerzeniu NATO o Polskę, Czechy i Węgry. Napisał wtedy bardzo korzystny dla nas raport, który miał przekonać o tym Partię Demokratyczną. Był zwolennikiem obecności USA w różnych regionach świata. W 2002r. głosował za inwazją w Iraku, a w latach 90 odegrał ważną rolę w przekonaniu Billa Clintona do zbrojnej interwencji w Bośni i Kosowie. Gdy Barak Obama ogłosił rezygnację z budowy tarczy w Polsce i Czechach, do polski przyjechał Joe Biden z propozycją oferty nowej tarczy.
Obecnie Partia Demokratyczna cały czas staje się coraz bardziej partią lewicową. Wprawdzie Biden pokonał zadeklarowanego socjalistę Bernie Sandersa, ale na wiceprezydenta została wybrana lewicowa czarnoskóra Kamala Harris. W prawyborach atakowała Bidena z pozycji lewicowych. Zarzucała mu współpracę z białymi segregacjonistami z Południa w latach 70 i robiła zarzut, że jest katolikiem i Rycerzem Kolumba. Poparła prawo, aby wszystkie instytucje finansowane z federalnych środków: wyższe uczelnie, kluby sportowe, ośrodki dla bezdomnych respektowały prawo mężczyzn do identyfikowania się jako kobiety. Biden i Harris deklarują, że w wypadku zwycięstwa wprowadzą nową legislację w życie. Joe Biden już teraz mówi, że osoby transgenderowe lub niebinarne powinny mieć prawo zaznaczać w dokumentach znak X, który oznacza „inną płeć”.
Wszystko wskazuje na to, że w wypadku wygrania kandydata Partii Demokratycznej, Ameryka poszybuje w kierunku rewolucji LGBT i ze względu na swoje lewicowe przekonania stanie się na tym gruncie liderem światowym.
Źródło: Iwona Galińska/prawy.pl