Górnictwo węgla kamiennego w III Rzeczypospolitej. Anatomia rozkładu

Zastępca Naczelnego

Kazimierz Wilk, fot. FB

Polska energetyka i polski przemysł u swego zarania zostały ufundowane na rodzimych surowcach energetycznych – złożach węgla, przede wszystkim kamiennego. To było i jest racjonalne podejście – wykorzystanie bezpiecznego, dostępnego i relatywnie taniego surowca, pozwalającego na uniezależnienie polskiej gospodarki od zmiennych czynników polityki zagranicznej i zapewnienie zarazem rzeszom Polaków – pracowników i konsumentów – miejsc zatrudnienia pozwalających na wzmocnienie kapitałowe polskiego rynku narodowego.

Ten paradygmat rozwojowy, który w dużej mierze przyczynił się do dynamicznej odbudowy i rozwoju polskiej gospodarki w Dwudziestoleciu Międzywojennym, został w okresie transformacji po 1989 roku złożony w ofierze rozmaitym ideologicznym fascynacjom zachodnim socliberalizmem i globalizacją.

Obecne problemy branży, których jedną z konsekwencji jest słabość polskiej gospodarki i jej zbyt duże uzależnienie od zagranicznych koniunktur politycznych, są konsekwencją wadliwej restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego prowadzonej w Polsce po roku 1989. Właściwie nawet trudno mówić o restrukturyzacji, była to raczej celowa, planowa likwidacja potencjału wydobywczego, w dużej mierze rentownego ekonomicznie polskiego górnictwa.

W bardzo ciekawym artykule z grudnia 2010 roku(1), dr Wojciech Błasiak, wybitny polski socjolog i ekonomista, zajmujący się w ramach swoich badań naukowych również problematyką procesów społeczno-gospodarczych zachodzących w poszczególnych gałęziach polskiego przemysłu, w tym przemysłu wydobywczego, prezentuje zarówno genezę obecnych problemów górnictwa, ich diagnozę, jak i pewne refleksje, nie zawsze budujące, na możliwy rozwój sytuacji w tej kluczowej gałęzi polskiej gospodarki. Poniżej cytuję, za zgodą autora, obszerny fragment jego pracy.

Wojciech Błasiak stwierdza, iż

rzeczywistym, a ukrywanym celem było wyeliminowanie Polski, jako wielkiego eksportera węgla kamiennego z rynków światowych w interesie głównych konkurentów polskiego węgla, czyli przede wszystkim USA, Australii, Kanady i RPA. Był to program restrukturyzacji opracowany przez Bank Światowy, a realizowany przez kolejne polskie rządy, zarówno postsolidarnościowe, jak i postkomunistyczne w latach 1989–2003.

W rezultacie tej niszczącej restrukturyzacji Polska z wielkiego eksportera światowego węgla kamiennego na poziomie ponad 30 mln ton w 1990 roku, stała się ostatecznie od 2008 jego importerem netto na poziomie 10 mln ton. Bezpośrednie i pośrednie straty ekonomiczne szacuje się na rząd kilkuset miliardów złotych. Prawda o tej restrukturyzacji do tej pory jest bezwzględnie ukrywana przed polską opinia publiczną, a jej realizatorzy w osobach polityków, menedżerów i naukowców, funkcjonują publicznie, jako postacie wielce kompetentne i zasłużone dla polskiej polityki, gospodarki i nauki.

ZNACZENIE GOSPODARCZE POLSKIEGO WĘGLA KAMIENNEGO

Polskie górnictwo węgla kamiennego do roku 1989 pozostawało strategicznym podsektorem ówczesnej gospodarki realnego socjalizmu. Przez cały okres istnienia Polski Ludowej, w latach 1945–1989, zapewniało bowiem dopływ kluczowych dla bilansu płatniczego walut wymienialnych, pozyskiwanych w ramach eksportu wydobywanego surowca wysokiej jakości, oraz relatywnie tanie źródło energii pierwotnej dla ówczesnego, niskoefektywnego i wysoce energochłonnego, przemysłu i całej gospodarki. Przez cały ten okres rodzimy węgiel był (i jest zresztą nadal) kluczowym pierwotnym nośnikiem energii polskiej gospodarki, przy rosnącym od lat 60-tych udziale węgla kamiennego.

W chwili obecnej aż 95,4% energii jest produkowanej z węgla, w tym ok. 64 % z węgla kamiennego. Polska Ludowa była największym w Europie, poza ówczesnym Związkiem Radzieckim producentem i wielkim światowym eksporterem węgla kamiennego, tak energetycznego jak i koksowego.

W 1988 roku Polska wydobywała 193 mln ton węgla, eksportując 32,2 mln ton węgla i 2,8 mln ton koksu, w 1989 roku odpowiednio: 187; 28,9 i 3,2 a w 1990 roku – 148; 28 i 3,7. W 1989 roku była czwartym na świecie producentem tego surowca energetycznego po Chinach, USA i ZSRR, a przed Indiami, RPA i Australią oraz Wielką Brytanią.

Rozpad imperium radzieckiego w latach 1989–1991, najpierw w jego części zewnętrznej w latach 1989–1990, a ostatecznie również części wewnętrznej w postaci samego Związku Radzieckiego w 1991 roku oraz załamanie gospodarki realnego socjalizmu w latach 1988–1991, otworzyła procesy transformacji polskiej gospodarki i samego górnictwa węglowego.

Zmiany organizacyjne i ekonomiczne w górnictwie polskim były w nowych warunkach niezbędne. Program przystosowania górnictwa do warunków rynkowych opracowany z udziałem naukowców Politechniki Śląskiej i Polskiej Akademii Nauk powstał na zlecenie Krajowej Komisji Górnictwa NSZZ „Solidarność” już w 1989 roku. Jednak o przebiegu procesów przekształceń w samym górnictwie zdecydowały dwa strategiczne programy gospodarcze realizowane przez kolejne rządy.

TERAPIA SZOKOWA” WASHINGTON CONSENSUS I BANK ŚWIATOWY

Pierwszym był tzw. „plan Balcerowicza”, wdrożony pakietem specjalnym ustaw z dnia 1 stycznia 1990 roku. Został on opracowany w zasadniczych założeniach w formule skrajnie neoliberalnej „terapii szokowej” (i uzgodniony na wiosnę 1989 roku) przez przedstawiciela światowej oligarchii finansowej, Georga Sorosa dla ostatniego komunistycznego rządu Mieczysława Rakowskiego.

Spektakularna klęska partii komunistycznej w częściowo wolnych wyborach parlamentarnych w czerwcu 1989 roku, a następnie „odwrócenie sojuszy” w parlamencie w sierpniu tegoż roku przez dotychczas satelitarne wobec komunistów partie, Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne, spowodowało utratę władzy parlamentarnej przez komunistów i umożliwiło powołanie pierwszego tzw. niekomunistycznego rządu, acz z udziałem komunistów.

W nowych warunkach latem 1989 roku plan G. Sorosa został uszczegółowiony już dla potrzeb rządu Tadeusza Mazowieckiego przez sponsorowanego przez G. Sorosa, harwardzkiego ekonomistę Jeffreya Sachsa. Dla ukrycia jego niesuwerennego charakteru nazwano go i nadal się go nazywa „planem Balcerowicza”, choć sam Leszek Balcerowicz nie ma nic wspólnego z samym jego powstaniem.

Jak wspomina to J. Sachs, decydująca okazała się rozmowa w sierpniu 1989 roku z desygnowanym do roli nowego premiera Tadeuszem Mazowieckim, który musiał znaleźć kogoś, kto naprawdę byłby w stanie podjąć się tak ogromnego wysiłku: „Wspomniał o Leszku Balcerowiczu, którego nie znałem”. W końcu to właśnie Balcerowicz pokierował wykonaniem trudnych zadań gospodarczych. Sądzę zresztą, że gdyby nie utrata bezpośredniej władzy politycznej w parlamencie przez komunistów na okresie czerwca – sierpnia 1989 roku, to właśnie komunistyczny rząd realizowałby ten sam plan „terapii szokowej”, tyle, że pod nazwą „planu Rakowskiego” czy „planu Wilczka”.

Drugim strategicznym projektem był program restrukturyzacji polskiego podsektora węgla kamiennego Banku Światowego ze stycznia 1991 roku. Program ten został zaakceptowany i był wdrażany przez kolejne polskie rządy, acz z różnymi natężeniem i konsekwencją, praktycznie aż do końca 2003 roku. O realizacji tego programu w zasadniczy sposób decydowały aż do 2002 roku kolejne „misje węglowe” Banku Światowego, o czym świadczy porównanie zaleceń tych „misji”, szczególnie w postaci zalecenia limitowania eksportu polskiego węgla, z późniejszą polityką rządów polskich.

Z istniejących dwóch polskich zagłębi węglowych: dolnośląskiego i górnośląskiego, w Dolnośląskim Zagłębiu Węglowym w rejonie Wałbrzycha, gdzie było czynnych 5 kopalń, zlikwidowano całkowicie 4 z nich poczynając od października 1991 roku, a budowaną nową kopalnie antracytu zamknięto w 1996 roku.

Realizowane programy miały charakter wycinkowy, ograniczony jedynie do celów likwidacyjnych, bez odniesienia do regionalnej i krajowej problematyki społeczno-gospodarczej. Nie stworzono alternatywnych miejsc pracy, przekształcając region obarczony tzw. restrukturyzacją w zagłębie biedy i bezrobocia sięgającego powyżej 30 %. Jak wadliwe były to programy i jak bardzo zabrakło głębszej refleksji decydentom politycznym możemy wnioskować po bezpośrednich skutkach. Chociażby po tym, że wskutek realizowanej polityki likwidacyjnej wobec sektora wydobywczego, w regionie tym doszło do budowy tzw. „biedaszybów” przez zdesperowanych byłych górników, w postaci wykopywania głębokich jam i wydobywania z nich ręcznie węgla, co skutkowało wypadkami śmiertelnego zasypywania w nich ludzi. Zagłębie Górnośląskie, gdzie były 64 kopalnie, podlegało procesom ograniczenia wydobycia i likwidacji kopalń po roku 2003.

Tzw. „plan Balcerowicza”, a w istocie plan Sorosa-Sachsa, był zgodny z zasadami Washingthon Consensus narzuconymi zadłużonym krajom obszarów paryferyjnych i semiperyferyjnych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy oraz administrację rządową USA. Zakładał poprzez „terapię szokową” sprywatyzowanie majątku państwowego, maksymalną deregulację gospodarki, w tym finansów oraz walkę z inflacją, jako główny cel gospodarczy. W istocie sprowadzał się on do redukcji aktywności gospodarczej poprzez uderzenie w popyt wewnętrzny, nieskrępowane otwarcie rynków na zagraniczną konkurencje, a rynków finansowych na zagraniczne kapitały spekulacyjne, zwłaszcza amerykańskie oraz przejęcie przez kapitał zagraniczny w drodze prywatyzacji gospodarczych enklaw rentowności i nowoczesności technologicznej.

RENTOWNOŚĆ EKONOMICZNA WYDOBYCIA WĘGLA

Przemysł wydobywczy nie był jedynym obszarem gospodarki, który został poddany restrukturyzacji przez likwidację, ale tutaj straty były szczególnie dotkliwe. W tzw. „planie Balcerowicza” górnictwo miało odegrać i odegrało role tzw. „kotwicy” inflacji. To „zakotwiczenie” inflacji w Polsce polegało na tym, że z dniem 1 stycznia 1990 roku utrzymano urzędowe ceny węgla, a uwolniono prawie wszystkie pozostałe.

Węgiel kamienny jest podstawowym nośnikiem energii w Polsce, więc jego niska, bezpośrednio i pośrednio administracyjnie utrzymana cena, stała się gwarantem ograniczenia inflacji. W ten sposób wyłączono górnictwo z urynkowienia gospodarki.

Narzucone ceny urzędowe poniżej kosztów wydobycia uczyniły wydobycie węgla kamiennego nierentownym finansowo już na starcie, mimo obiektywnie wysokiej rentowności ekonomicznej. I tak w całym 1990 roku średni koszt wydobycia 1 tony węgla wynosił według ówczesnego kursu do-

lara 20 USD, a średnia cena węgla eksportowanego z Polski utrzymywała się na poziomie 50 USD. Kopalnie zaś zostały zmuszone do sprzedawania węgla na rynku krajowym po średniej cenie 12 USD. Ponieważ eksport był bardzo opłacalny, to rząd polski wprowadził 80 % podatek eksportowy. O wysokiej opłacalności wydobycia węgla kamiennego świadczy podstawowe kryterium porównawcze, jakim jest cena parytetowa, czyli potencjalna cena węgla importowanego do Polski, jaką musieliby płacić krajowi odbiorcy, gdyby zdecydowano się zaprzestać własnego wydobycia.

W 1991 roku najtańszy węgiel energetyczny z importu musiałby kosztować już w polskim porcie przed wyładunkiem od 42 do 52 dolarów za tonę, jak to szacowali eksperci ekonomiczni firmy eksportowej węgla „Węglokoks”, przy ówczesnej średniej cenie węgla krajowego na poziomie nieco ponad 25 dolarów za tonę, a jednocześnie przy kosztach wydobycia 28,5 dolarów, zaś zarazem przy średniej cenie węgla eksportowanego z Polski na poziomie ok. 49 dolarów za tonę. W centrum kraju, w zależności, od jakości i kierunku importu, a także po doliczeniu VAT lub podatku obrotowego czy cła, ta cena parytetowa wynosiłaby od 61,9 do 71,9 dolara za tonę.

SPIRALA ZADŁUŻENIA GÓRNICTWA

W 1990 roku uruchomiono proces spiralnego zadłużenia kopalni, aż po stan katastrofy finansowej całego górnictwa od połowy lat 90. Polityka sterowania cenami zbytu węgla poniżej kosztów wydobycia doprowadziła do sytuacji, gdy obiektywnie wysoce rentowny ekonomicznie podsektor węgla kamiennego stał się nierentowny finansowo, stale powiększając wielkie zadłużenie. Ruszyła bowiem „kula śnieżna” zadłużenia górnictwa od 4,5 bln starych złotych w 1990 roku przez 7 bln w 1991, 23 bln 1992, po 13 mld nowych złotych (czyli 130 bln starych) w 1998 i ponad 23 mld zł w 2002 roku.

Mechanizm sterowania przez kolejne rządy cenami węgla poniżej kosztów wydobycia utrzymano bowiem po 1990 roku. Po zniesieniu cen administracyjnych wprowadzono ceny kontrolowane przez podległe Ministerstwu Finansów Izby Skarbowe. Następnie zaś ceny zbytu węgla dla potrzeb zawodowej energetyki były określone przez faktyczny dyktat monopolistyczny państwowego sektora energetycznego, a faktycznie ustalone przez Ministerstwo Gospodarki. Energetyka przechwytywała przez tak narzucane ceny akumulacje ekonomiczne z górnictwa, a poprzez relatywnie niższe ceny energii z akumulacji tej dyskretnie dotowano tez odbiorców polskiej energii.

Dla przykładu w 1997 roku ustalono cenę 32 USD za tonę węgla energetycznego, mimo iż węgiel importowany musiałby kosztować minimum 35 USD, a i tak w ciągu roku zmuszano spółki węglowe do sprzedaży węgla po 27 USD. Równocześnie limitowano i ograniczano administracyjnie eksport węgla, mimo iż aż do 1997 roku był on nawet pod ówczesnym względem finansowym opłacalny, a okresowo wysoce opłacalny. Do tego doszły obciążenia fiskalne w postaci wysokich opłat za podziemne wyrobisko i 22% VAT.

Wszystko to działo się w sytuacji polityki NBP podwyższania wartości złotego w stosunku do walut krajów rdzenia, czyli aprecjacji złotego, w ramach której w latach 1990–1997 złoty zyskał 180% na swej wartości w stosunku do dolara. I w takiej relacji spadła opłacalność eksportu węgla. Z szacunków ekspertów Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej wynikało, że gdyby nie restrykcyjna polityka finansowa kolejnych rządów branża ta byłaby rentowna i generowała nie wielkie straty, lecz spore zyski.

Szacowali oni, że jeden tylko czynnik restrykcyjny, czyli kształtowanie cen węgla kamiennego poniżej poziomu inflacji w latach 1990–1997, spowodowało straty dla górnictwa w wysokości 268 bilionów starych złotych ( 26 817,6 mln zł). Jeśli odejmiemy od tego sumy przeznaczone na dotacje dla kopalń oraz wszelkiego typu umorzenia zobowiązań wobec górnictwa w wysokości 68 bln starych złotych (6 780 mln zł), to górnictwo powinno było przynieść ponad 200 bln starych złotych zysku brutto (20 037,6 mln zł) tj. ponad 20 mld zł, a zysku netto 17 mld 715,6 zł”.

Zainteresowanych tą problematyką zachęcam do zapoznania się z całym artykułem. Jest tam wiele interesujących informacji, które często nie docierały zbyt szeroko do opinii publicznej, a wraz z opartą na nich wnikliwą analizą procesu destrukcji polskiego górnictwa nie tylko obnażają mechanizm, który do niej doprowadził, ale pozwalają na zrozumienie, kim byli sprawcy tej katastrofy.

Autor z Prezydentem RP Andrzejem Dudą, fot. FB

Nie można, moim zdaniem, patrzeć na problemy górnictwa dziś, pomijając tamten okres, w którym zapadające kolejno decyzje polityczne pogrążały je coraz mocniej, czyniąc z rentownej branży sektor zaskakująco niedochodowy. Dzisiejsze problemy górnictwa sięgają głęboko w przeszłość. Raz zaczepiona „kotwica” ciągnie polskie górnictwo ku likwidacji a przynajmniej ku znaczącej redukcji w niedalekiej przyszłości, z symbolicznym pozostawieniem kilku kopalń działających z systemowym wyłączeniem rentowności, dla dezinformacji i zdezorientowania opinii publicznej. To nie jest konkluzja nieprawdopodobna, chociaż dla wielu wstrząsająca. Zresztą górnictwo nie jest tutaj jakąś wyjątkową dziedziną gospodarki, pokrzywdzoną szczególnie w procesie źle przygotowanej i przeprowadzonej transformacji, jest raczej wyraźnym przykładem, pozwalającym zrozumieć, co się stało w pozostałych dziedzinach. Podobne są bowiem choćby skutki politycznego rozmontowania polskiego przemysłu stoczniowego, którego beneficjentem stały się stocznie niemieckie i francuskie. A czy ktoś mógł przypuszczać przed ćwierćwieczem, jaki będzie skutek tej transformacji, jaka będzie skala dewastacji polskiego przemysłu stoczniowego, czy wręcz jego likwidacji. Można zapytać – gdzie są dzisiaj te polskie stocznie?! Oczywiście pozostawiono symbol w postaci okrojonej Stoczni Gdańskiej! Chociaż nie, przepraszam! Jesteśmy potęgą morską w budowaniu jachtów, czyli z natury rzeczy w wąskiej dziedzinie o niewielkiej skali produkcji, wytwarzającej produkty dla najbogatszych, co w żadnym stopniu nie rekompensuje tamtej stoczniowej katastrofy.

Operacja pt. „zniszczyć polskie górnictwo” nie do końca się udała. Pacjent dogorywa, ale jeszcze rzęzi, więc niezbędny jest jeszcze jeden mocny cios obuchem z góry. Tę rolę spełnia dzisiaj tzw. „pakiet klimatyczny”. Jest to coś tak niebywale absurdalnego, a zarazem tak groźnego, że nie można nad tym przejść bez komentarza. Otóż ponad 98 % ciepła, którym jest ogrzewana ziemia pochodzi z Słońca. 2 % ciepła wytwarzane jest na Ziemi w procesach endogenicznych i egzotermicznych. Z tych 2 %, które tylko 2 %, czyli 0,4 ‰ przypada na działalność człowieka. Gdyby zatem ludzkość przez rok zaprzestała całej swojej działalności wytwórczej, to ilość gazów cieplarnianych wyemitowanych do atmosfery byłaby porównywalna z emisją wulkanów przez 3 dni w ciągu roku. Obecnie ilość dwutlenku węgla, (który nie jest gazem cieplarnianym, a tylko sprzyja procesom życiowym, w tym fotosyntezie na Ziemi) wynosi w skali globalnej ok. 360g/m3. Jeśli spadnie poniżej 240g/m3 to ustanie fotosynteza.

Wobec powyższej wiedzy, która przecież nie wykracza poza poziom przeciętnego licealisty, wszelkie humbugi w rodzaju „pakietu klimatycznego” nie maja, najmniejszego sensu, są jedynie metodą na wydrenowanie finansów niektórych państw (w szczególności tych słabszych politycznie i gospodarczo) przez międzynarodowe koncerny, które narzucają nowe reguły gry, brutalnie ograniczając rozwój regionów peryferyjnych.

Jak ostrzega Instytut Globalizacji z Gliwic „pakiet klimatyczny” będzie zabójczy dla gospodarki Polski. Brak prądu, bankructwa przedsiębiorstw, bezrobocie i kryzys gospodarczy, takie mogą być konsekwencje dla Polski. Może to kosztować polską gospodarkę nawet 100 mld euro do 2020 roku – szacują eksperci Instytutu Globalizacji. Są to koszty nie do przyjęcia dla polskich przedsiębiorstw, które staną przed widmem bankructwa, bądź ograniczenia swojej działalności, a co za tym idzie – może być długotrwały kryzys gospodarczy w naszym kraju. To jest scenariusz katastroficzny, ale – niestety – zupełnie realny. Dla konsumentów najbardziej odczuwalna może być drastyczna, co najmniej dwukrotna podwyżka cen prądu, a także braki w dostawach energii elektrycznej, które w coraz większym stopniu zagrażają Polsce.

Według Instytutu Globalizacji polska racja stanu wymaga odrzucenia „pakietu klimatycznego”, bowiem zagraża on również suwerenności energetycznej naszego kraju. Zapisy „pakietu klimatycznego” są korzystne dla krajów rozwiniętych, które bazują na bezemisyjnej energii jądrowej – tłumaczy dr. Tomasz Teluk, dyrektor Instytutu Globalizacji. Koszty tego dokumentu poniosą takie kraje jak Polska, których energetyka uzależnione jest od węgla. Instytut Globalizacji, w wydanej publikacji pt. „Mitologia efektu cieplarnianego” kwestionuje także naukowe podstawy europejskiej polityki energetycznej.

Ewa Kopacz ogłosiła po szczycie klimatycznym w Brukseli, iż dostaliśmy na maksa, czyli tyle ile mieliśmy i nikt nam niczego nie zabrał. Premier zapewniła też, że dzięki jej negocjacjom, nie będzie podwyżek prądu w Polsce. To prawda, dostaliśmy na maksa, ale … po głowie! To nasza całkowita kapitulacja! Janusz Szewczak tak komentuje „sukces” Kopacz w rozmowie z niezależną pl. To nawet nie jest kompromis, to pełna kapitulacja, a dla polskiej gospodarki i resztek przemysłu to po prostu katastrofa – mówi główny ekonomista SKOK. – Można to nazwać wyrokiem z odroczonym terminem wykonania. W konsekwencji ustaleń szczytu klimatycznego, będziemy na szafot wchodzić nie po cztery schody, jak to było planowane, a po dwa. Mieli nas w sensie przemysłowym wieszać o 8.45 a powieszą o 9.30 dnia następnego – dodaje.

Cele pakietu klimatycznego są możliwe do osiągnięcia w przypadku likwidacji górnictwa, zamknięciu przemysłów energochłonnych (huty, cementownie, zakłady chemiczne) i dwukrotnie większym wzroście cen na energie elektryczną.

Polskie górnictwo jest w stanie permanentnego kryzysu, którego końca nie widać. Nie jest to bynajmniej wina górników i ich rzekomych „przywilejów” ani braku efektywnej pracy, czy wydajności. Niektórzy, jak np. Prezes JSW SA Jarosław Zagórowski posuwa się do stwierdzeń typu nie możemy płacić górnikom tylko za przychodzenie do pracy! Skoro płaci się tylko górnikom za przychodzenie do pracy, to nasuwa się pytanie: kto fedruje?!

Polska ma zasoby węgla kamiennego wystarczające jeszcze na 40 lat, brunatnego na kilkaset, co daje nam pełną niezależność energetyczną. Prawdopodobnie więc zamysł jest prosty: likwidacja górnictwa i energetyki w Polsce uzależni nas od zagranicy i zlikwiduje konkurencję ze strony polskiej gospodarki, skazując Polaków na życie w nędzy. Po prostu zapłacimy za parę lat czyjegoś dobrobytu. Dodam, że o sukcesie po szczycie klimatycznym w Brukseli mogą mówić jedynie Niemcy, Francja i rosyjski Gazprom, które zabezpieczyły swoje interesy zapewniając sobie wysokie wpływy z produkcji przemysłowej nie obłożonej kosztami klimatycznymi i, odpowiednio, eksportu rzekomo mniej szkodliwego surowca!

Na koniec odniosę się do odebrania górnikom ich jak to jest określane „przywilejów” tj. tzw. „Barbórki”, 14-pensji, deputatu węglowego. To jest rzecz zupełnie niepoważna, oparta na propagandowym nadużyciu. Tym bardziej, że jak dotąd nikt nie anulował Karty Górnika z 1982 roku, z której wynikają m.in. uprawnienia górnicze. Zresztą, w moim przekonaniu, to nie są właśnie żadne przywileje, a uprawnienia za ciężką pracę wykonywaną z narażeniem życia. To naprawdę niebezpieczny zawód – każdy zjazd górnika pod ziemię jest związany z narażeniem życia. Wszelkie zakusy, by odebrać górnikom te uprawnienia uważam za brak szacunku dla ciężkiej i niebezpiecznej pracy. Natomiast próbę odebrania deputatów węglowych emerytom i rencistom można ocenić jedynie jako szczególnie perfidną szykanę ze strony władz, tym bardziej bolesną, że te deputaty są bardzo silnie osadzone w górniczej tradycji – deputat węglowy emeryci i renciści otrzymywali już w powojennej Polsce, w czasie okupacji hitlerowskiej i w PRL.

Obecnie sytuacja górnictwa jest arcytrudna, wymaga bardzo poważnego i kompleksowego planu ratunkowego, w przeciwnym bowiem razie Polska utraci istotny element gospodarki – niezbędną dla energetyki branżę surowcową. To będzie bardzo negatywnie rzutować nie tylko na szansę rozwoju gospodarczego Polski, ale przyczyni się również do utraty suwerenności energetycznej.

Na koniec – dygresja. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że było takie stronnictwo polityczne, które konsekwentnie broniło górnictwa węglowego, jako istotnej części gospodarki polskiej. Posłowie Konfederacji Polski Niepodległej nigdy nie godzili się na taką restrukturyzację górnictwa. Ostrzegali z trybuny sejmowej w licznych wystąpieniach. Podejmowali inicjatywy poselskie, prowadzili kampanie medialne celem uświadomienia społeczeństwa o spodziewanych skutkach katastrofalnej polityki w tej dziedzinie. W tej batalii, przegranej przez Polskę z jej kolejnymi rządami,najmocniej brzmiały wystąpienia poseł Janiny Kraus i posła Wojciecha Błasiaka ostrzegające przed konsekwencjami. Wiem, że nie odczuwają dziś nawet cienia satysfakcji, choć tamte ich analizy i ostrzeżenia sprawdziły się co do joty.

Również Związek Zawodowy „Kontra” ostro sprzeciwiał się likwidacji kopalń prowadząc akcje protestacyjne pod ziemią. Przewodniczący Związku Poseł Ryszard Burski w wystąpieniach w Sejmie oraz w społecznych akcjach protestacyjnych bronił polskiego górnictwa. Nie mogę nie wspomnieć o ŚP dr. Gabrielu Kraus doradcy ZZ „Sierpień 80”, człowieka o wielkim sercu, wielkiej wiedzy, który zawsze mocno wspierał posłów Konfederacji Polski Niepodległej. Pozostaje wyrazić żal, że to, co można było osiągnąć małym kosztem, blokując wówczas wadliwą transformację i modernizując górnictwo drogą przebudowy, a nie likwidacji, Polska będzie musiała prędzej czy później odrobić wielką pracą i wysiłkiem społecznym, aby odzyskać podstawy suwerenności energetycznej*.

Kazimierz Wilk**

** Poseł Polskiego Związku Zachodniego w Klubie Parlamentarnym KPN 1991-93 i poseł KPN w latach 1993-97. W czasie rządów koalicji SLD-PSL zwany „nękaczem rządu”. Pomagał Polakom na Litwie i w Czechach. Był sygnatariuszem AWS oraz wieloletnim przewodniczącym Związku Zawodowego „Kontra”.

(1) W. Błasiak, Protesty społeczne w górnictwie węgla kamiennego w Polsce po 1989 roku: tło, przyczyny, przebieg oraz konsekwencje, prawica.net.pl

*Tekst ukazał sie pierwotnie w „OPINIA nurtu niepodległościowego” nr 4 jesień/2014

Komentarze są zamknięte