Fundacja Lex Nostra: rozwód, a odzyskanie wolności – to nie zawsze to samo…

Autor Obywatelski

Rozwód zazwyczaj kojarzy się z zakończeniem pożycia małżeńskiego, ale i wspólnych spraw, a nierzadko z całkowitym zaniechaniem kontaktów przez byłych partnerów. Brzmi poważnie, ale wbrew pozorom niejednokrotnie to najlepszy z możliwych bieg zdarzeń. Co natomiast jeśli przybiera on zupełnie inny tor? Wtedy pojawiają się konsekwencje w postaci braku środków finansowych, czy rujnowanie zdrowia i to zarówno pod kątem psychicznym, jak również i fizycznym.Wtedy także dotychczas spokojne i codzienne życie przeobraża się w notoryczne nękanie oraz częste wizyty komornika. Czy zatem rozwód jest zawsze jednoznaczny z odzyskaniem wolności? Poniższa historia udowadnia, że zdecydowanie nie.
Jak już wspomniano powyżej, zakończenie swojego małżeństwa niestety rzadko oznacza całkowite uwolnienie się od byłego małżonka. Właśnie z taką sytuacją zetknęła się Pani Agnieszka Kowalska, która mimo rozwodu nadal cały czas jest nękana przez swojego byłego męża. Należy już w tym miejscu podkreślić, że owo uprzykrzanie życia dotyczy nie tylko Pani Agnieszki, ale również jej córki, która na własnej skórze odczuwa konsekwencje działań własnego ojca. Jak łatwo się domyślić, wszelkie utrudnienia i negatywne postępki Pana Adama przybierają niezwykle skrajną oraz szkodliwą formę, co w konsekwencji doprowadziło do ewidentnego załamania kobiety, zniszczenia jej zdrowia, jak i całkowicie zaburzyło dotychczas ustatkowane kwestie finansowe. Dlaczego w taki, a nie inny sposób postępuje były małżonek, skoro nigdy nie doznał żadnej krzywdy od Pani Agnieszki, a sam ponownie ułożył swoje życie i jest szczęśliwym człowiekiem? Tego nie wiemy. Natomiast wiemy, jak sytuacja prezentowała się na przestrzeni lat oraz ilu zaniedbań i negatywnych czynności dopuścił się mężczyzna względem swej poprzedniej rodziny.
Kilka podstawowych informacji
Dramat Pani Agnieszki rozpoczął się w niedługim czasie po ślubie. Kochający, czuły oraz troskliwy mąż przeobraził się w zupełnie inną osobą. Rozpoczęły się problemy z nadużywaniem alkoholu, a później również z narkotykami, co doprowadzało do agresywnych i nieobliczalnych zachowań.
Pierwszy raz kobieta trafiła do szpitala ze znacznym uszczerbkiem na zdrowiu, które było wynikiem ciężkiego pobicia przez ówczesnego małżonka w Wigilię 1997r. Później było już tylko gorzej. I w żadnym wypadku nie będzie nadużyciem, jeśli powiem, że przez wiele lat małżeństwa przemoc zarówno fizyczna, jak i psychiczna, której ofiarą była nie tylko Agnieszka, ale i jej córka, były stałym elementem codziennego życia tej rodziny. Do tego dochodziły notoryczny strach, zmienność nastrojów, czy wybuchy niekontrolowanej agresji męża, które kobieta starała się tolerować ze względu na dobro i bezpieczeństwo swojej córki. Nic więc dziwnego, że po tylu latach męki w końcu małżeństwo Państwa Kowalskich zakończyło się rozwodem.
Pozorne szczęście, które okazało się być absurdalnym koszmarem
Można by rzecz: wreszcie odzyskam spokój i szczęście. Jednak nic bardziej mylnego, gdyż właśnie wtedy Pan K. zapragnął walczyć o swoją – już wtedy – byłą żonę. Bez rezultatu, dlatego też zniecierpliwiony stwierdził: „masz czas do końca roku, i albo do mnie wracasz, albo zobaczysz co zacznie się dziać w Twoim życiu”. Myśl, która pojawiła się w tym momencie w głowie praktycznie każdego – niestety – ale stała się faktem. Wypowiadając powyżej zacytowane słowa, Pan Adam w sposób jawny zagroził, że zamieni życie swej poprzedniej rodziny w piekło. Dodał również, że zacznie zakładać im sprawy sądowe, doprowadzi do bankructwa, a na koniec wypchnie Panią Agnieszkę z III piętra i upozoruje samobójstwo, bo przecież – jak sam stwierdził – każdy uwierzy w taki scenariusz, a dokładnie to, że zdesperowana, samotna kobieta po rozwodzie nie poradziła sobie finansowo, a gdy straciła wszystko odebrała sobie życie. Nie ma się co zatem dziwić, że przerażona Pani Kowalska zgłosiła całe zajście na policję oraz prokuraturę – lecz wtedy nikt jej nie uwierzył, a absurdu sytuacji dopełnia fakt umorzenia śledztwa przez prokuraturę, która stwierdziła, że to kobieta przez te wszystkie lata skrupulatnie planowała, jak przejąć majątek męża.
Początek końca, czyli rzekoma ugoda
W czasie trwania małżeństwa Państwo Kowalscy zakupili szereg nieruchomości, na które były zaciągnięte kredyty hipoteczne. W 2010r. zawarli oni ugodę majątkową , co do podziału majątku wspólnego, zgodnie z którą zostało ustalone, które nieruchomości mają przypaść jednemu, a które drugiemu partnerowi.
Co ciekawe, przed podpisaniem owej ugody majątkowej mężczyzna przekonał swoją byłą żonę, że w związku, iż jego przyszłe plany prywatne związane są z przeprowadzką za granicę, najlepiej byłoby, aby większość nieruchomości przejęła właśnie ona, a dodatkowo argumentował swój pogląd faktem ofiarowania w przyszłości wszystkiego ich córce. W związku z czym, Pani Agnieszka miała spłacać kredyty hipoteczne oraz inne opłaty związane z tymi nieruchomościami.
Niby wszystko jasne i logiczne, a jednak właśnie w tym momencie zaczynają pojawiać się poważne problemy, które jak się później okazało były jedynie wierzchołkiem góry lodowej… Ale po kolei. Zacznijmy od tego, że Adam dopuścił się szeregu zaniechań dotyczących nie wywiązywania się z wspomnianej powyżej ugody majątkowej. A mianowicie…
Po pierwsze, zawłaszczanie nie swoich pieniędzy
Po pewnym czasie okazało się, że od 2009r. Pan K., pełniący funkcję Prezesa Zarządu w firmie, której wspólnie wraz z żoną wynajmowali nieruchomości przy w Warszawie, skutecznie blokował wypłatę należnych jej środków z najmu. Mimo wielokrotnego wysyłania przez kobietę wezwań do zapłaty, firmy najzwyczajniej w świecie zaprzestały wykonywać przelewów za czynsze, czy też wszelkie koszty eksploatacyjne. Ostatecznie, po rozwiązaniu zagadki wyjaśniło się, że mechanizm zawłaszczania pieniędzy był bardzo prosty i – co nie będzie zaskoczeniem – został stworzony przez już wtedy byłego męża. Mianowicie, Adam K. zlecał wypłatę pieniędzy z działalności gospodarcze kobiety nie na rachunek bankowy podany na fakturach, lecz na rachunki do banków, w których mieli oni wspólne kredyty hipoteczne. Jednak najistotniejszym jest fakt, że współwłaścicielami owych nieruchomości na które zaciągnęli kredyty byli obydwoje i to w równym rozłożeniu po 50%. Tym samym, środki finansowe Pani Agnieszki pokrywały zobowiązania zarówno jej, jak i byłego męża, natomiast nie spłacały dodatkowych zobowiązań ciążących już wyłącznie na niej samej. Ponadto, firmy rzekomo bez żadnych zmian należności wypłacały, a że finalnie trafiały one nie na to konto na które powinny to już inna – zdaniem Pana K. niezbyt mająca znaczenie – sprawa. Owszem, dla niego z pewnością nie, ale dla Pani Kowalskiej – no właśnie…
Po drugie, całkowita niechęć do wszystkiego mimo zobowiązań zapisanych w ugodzie
Kolejnym przykładem może być sprawa sprzedaży wspólnego lokalu usługowego. Byli Małżonkowie zobowiązali się sprzedać lokal użytkowy. W ugodzie majątkowej zostały wyznaczone terminy, kwoty oraz zasady sprzedaży owego lokalu. Niestety, nawet zapis o karach umownych nie pomógł, by nie powiedzieć, że nie przyniósł kompletnie żadnego, nawet najmniejszego skutku. Dlatego też mimo podejmowania kilkakrotnych prób sprzedaży przez Panią Agnieszkę, brak jakiejkolwiek chęci ze strony byłego partnera finalnie skutecznie doprowadzał do niemożności dokonania omawianego zabiegu.
Po trzecie, odmowa przystąpienia do sprzedaży
Wśród zaniedbań wskazać należy także odmowę przystąpienia do sprzedaży i utrudnianie w całym procesie, czy też w procesie wynajmu lokalu usługowego wraz z miejscami postojowymi, – który notabene znacząco poprawiłby sytuację finansową kobiety. Jednak to przecież nie oto chodziło, by pomóc, lecz by utrudnić. Poza tym podobnie jak w kwestii sprzedaży, tak i wynajmu lokalu, Pani Kowalska wielokrotnie podejmowała próby i starała się znaleźć najemcę – również bezskutecznie. W sytuacji znalezienia przez Panią Agnieszkę najemcy, Pan K. odmawiał wynajmu lokalu.
Nie trzeba chyba dodawać, że takie zachowanie skutkowało szeregiem negatywnych konsekwencji, wśród których koniecznie należy wymienić stracenie płynności finansowej przez Panią Agnieszkę. W rezultacie nie mogła ona spłacać rat kredytów hipotecznych oraz pożyczki w SKOKU, która została zaciągnięta właśnie na wspomniany lokal. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że owe utrudnienie nie trwały miesiąc, czy też dwa ale 2,5 roku w ciągu których była partnerka Adama codziennie musiała borykać się z coraz to nowymi i trudniejszymi problemami. Z kolei, gdy ostatecznie udało się w końcu dokonać sprzedaży, co nastąpiło dopiero w 2014r. ale o tym więcej w dalszej części artykułu, byli małżonkowie otrzymali nie 580 000zł, które oferowano im wcześniej, a jedyne 440 000zł. Zatem łatwo obliczyć, że strata była ogromna i wynosiła 140 000 zł na jednej nieruchomości. A z czego ona wynikała? Ano z tego, że Pan K. postanowił za wszelką cenę utrudnić życie kobiecie, a przy tym swej córce, ostatecznie sam także na tym precedensie tracąc.
Po czwarte, brak spłaty długu przez Adama K. wobec Pani Agnieszki .
Na skutek nie zawarcia przez Pana Adama umowy sprzedaży lokalu, w 2011 r., Pani Kowalska wezwała go do zapłaty kwoty stanowiącej jej wierzytelność przysługującą jej w stosunku do mężczyzny, a który to dług sam uznał w zapisie kluczowej Ugody. Jak łatwo się domyślić, podobnie jak do sprzedaży lokalu, tak i do zapłaty długu nie doszło. Kobieta, nadal wierząc w pozytywne rozwiązanie sprawy, wyznaczała kolejne terminy, jednak i tych szans mężczyzna nie zechciał wykorzystać, bo niby po co?
Po piąte, niechęć przepisania mieszkania na córkę
W 2014 r. dziewczyna wezwała swego ojca do przeniesienia aktem darowizny 50% udziałów oraz spłaty 50% wysokości kredytu hipotecznego na mieszkanie proponując dwa terminy. Lecz zgodnie z przewidywaniami odpowiedź nie nadeszła na żadne wezwanie. W związku z tym, uznała, że nie warto odpuszczać, tym bardziej ubiegając się całkowicie należnej jej darowizny, decydując się na ponowne wysłanie kolejnego pisma z propozycją trzeciego terminu. W końcu, doszło do stawienia się w Kancelarii Notarialnej zarówno ojca, jak i córki. Można by rzec radość ogromna, a cytując znane powiedzenie „Już witała się z gąską” aż tu nagle okazało się, że nie doceniła swojego ojca, bowiem ostatecznie mężczyzna odmówił podpisania aktu darowizny. Dlaczego? Bo tak. Zdaniem Pana K. to zdecydowanie wystarczający argument.
Przywołane powyżej przykłady postępowań mężczyzny to tylko niektóre z utrudnień, które Pan Adam – bądź co bądź trzeba przyznać dość skutecznie – realizował, a których celem było nic innego jak nękanie byłej żony, a ostatecznie doprowadzenie do jej bankructwa i zniszczenie życia.
Wzajemne rozliczenie
Jak wcześniej wspomniałam sprzedaż lokalu usługowego oraz trzech miejsc postojowych miała się odbyć na postawie zapisów ugody majątkowej. Ze względu na wyrażenie zgody przez Adama K. na wzajemne rozliczenie oraz na zamknięcie wszystkich spraw, które strony miały nadal nie zakończone, była małżonka zleciła swojej Kancelarii Prawnej przygotowanie porozumienia mającego ostatecznie uregulować wszystkie zaległe sprawy, a także wzajemne zobowiązania. We wspomnianym porozumieniu Państwo Kowalscy zgodnie oświadczyli, że zrzekają się odsetek ustawowych i umownych oraz innych należności ubocznych, odszkodowań, kosztów sądowych, czy też kar wynikających z braku uregulowania w terminie wszelkich kwestii opisanych w porozumieniu. Co więcej, można było tam znaleźć także zapis o wzajemnym umorzeniu wierzytelności. Jednym słowem w końcu porozumienie. Ale…
Kolejnym krokiem było wzajemne rozliczenie, którego dokonali zarówno Pani, jak i Pan K. I tak kobieta wyliczyła, że Adam jest jej winny 124 687,21 zł, co sam zainteresowany potwierdził i uznał za właściwe. Z kolei dług oszacowany przez mężczyznę wyniósł 123 553,91 zł, co Pani Agnieszka także potwierdziła i zaakceptowała. W konsekwencji okazało się, że po oszacowaniu zaległość byłego małżonka względem kobiety wynosi 1 133,30 zł. W takim momencie, nie trudno się dziwić, że kobieta zobaczyła dość jasne światełko w tunelu, bowiem wszystko – przynajmniej teoretycznie – zostało nie tylko ustalone, ale również potwierdzone i zaakceptowane przez głównych zainteresowanych. Największą wagę należy przywiązać do słowa teoretycznie, ponieważ to ono idealnie obrazuje całe zajście. I to właśnie na nim sprawa się zakończyła, przynajmniej w tym momencie. Mimo pisemnego zapewnienia przez Adama K. o chęci zakończenia spraw, uznaniu wzajemnych rozliczeń, a także długu w wysokości 1 133,30 zł, finalnie odmówił on podpisania porozumienia oraz sprzedania garaży. Zaskakujące? Myślę, że po tylu przejściach z owym osobnikiem – normalne.
Kolejne rozczarowanie
Tego dnia, owszem doszło do sprzedaży wspólnego lokalu, jednak na tym transakcje zakończono. Warto dodać, że sprzedaż lokalu, jak i miejsc postojowych miała nastąpić w dwóch Kancelariach Notarialnych, co wynikało z faktu, że lokal miała nabyć osoba fizyczna, natomiast garaże firma XX., której to 100% udziałów należy do drugiej żony, Katarzyny K. Mężczyzna poinformował byłą żonę, że spółka nie przystąpi do podpisania aktu notarialnego, a gdy ta zapytała go dlaczego w takim razie w ogóle się fatygował do drugiej kancelarii, z uśmiechem na twarzy odpowiedział: „chciałem zobaczyć Twoją minę”. Sądzę, że zacytowane słowa nie wymagają dodatkowego komentarza z mojej strony, po za łagodnym na takie zachowanie stwierdzeniem: ewidentna bezczelność. Jak już wspomniano powyżej, wszystkie działania Pana Adama ostatecznie doprowadziły do szeroko pojętej utraty płynności finansowej Pani Kowalskiej. Niestety, to nie koniec negatywnych konsekwencji…
Bo brak pieniędzy to nie jedyne zmartwienie
Na domiar złego właśnie w tym momencie K. z premedytacją zaczął spłacać swoje zobowiązania kredytowe, za to zaległości byłej partnerki kierować na drogę sądową w postaci licznych spraw nakazowych. Pomysłowe? A jakże. Niestety, po tym wydarzeniu rozczarowanie zachowaniem byłego męża oraz wynikająca z tego bezsilność doprowadziły Panią Agnieszkę do poważnych problemów ze zdrowiem. Lekarz pierwszego kontaktu znająca całą sytuację i prowadzone batalie z byłym mężem jednoznacznie stwierdziła, że aktualny stan zdrowia jest wynikiem ciągłych problemów i życia w stresie. I tak USG wykryło zmianę ogniskową na wątrobie o wielkości 5 mm z podejrzeniem naczyniaka, polipy na woreczku żółciowym o średnicy 5,5 mm oraz torbiele na nerkach o wielkości 9 mm i 5 mm. Po powtórzeniu badania, stan pacjentki okazał się jeszcze poważniejszy. Mianowicie, zmiana ogniskowa na wątrobie uległa powiększeniu i wynosiła już 3 cm. Co więcej, doszło również do wykrycia następnych torbieli, o których wcześniej nie było mowy, mających średnicę 13 mm. Wraz z upływem czasu, dalsza diagnostyka pokazuje ciągły rozrost zmiany ogniskowej na wątrobie to już ok 5 cm, a także pojawienie się choroby Carolego. Obecnie Pani Kowalska jest w trakcie leczenia i na tę chwilę nie wiadomo, do czego jeszcze doprowadziły czyny Pana Adama.
Tragicznych konsekwencji ciąg dalszy
W konsekwencji Pani Agnieszka została zmuszona do oddania bankowi swych mieszkań, z powodu braku środków finansowych na spłacanie zadłużeń, co nastąpiło w zamian za zwolnienie Państwa K. z dwóch kredytów hipotecznych we frankach. W wyniku wyceny dwóch mieszkań, a następnie rozliczenia wspomnianych kredytów powstała nadwyżka w wysokości 68 210,59zł., z której bank utworzył kaucję do zabezpieczenia trzeciego kredytu hipotecznego. W 2014r. mężczyzna przesłał spłacać dług ów, w rezultacie czego kobieta sama musiała dokonywać spłat oraz pokrywać wszelkie opłaty. Z czego? A no właśnie z kaucji utworzonej wcześniej przez bank jako zabezpieczenie. Gdyby jednak nie to… No właśnie.
Komornik prawdę Ci powie? Nie zawsze…
Mimo, że to mężczyzna jest winny byłej żonie pieniądze, to nie powstrzymało go to przed wytoczeniem jej szeregu spraw nakazowych, które finalnie kończyły się zajęciami komorniczymi. Dodatkowo, pełnomocnik mężczyzny dokonał wpisu w Księdze Wieczystej nieruchomości. W ubiegłym roku Pani K. spłaciła w całości wierzytelność, co więcej otrzymując od komornika dokumenty o zakończeniu sprawy. Jak się później okazało to jednak było za mało, ponieważ mimo tego, pełnomocnik nadal nie chce dokonać wykreślenia z KW, zasłaniając się polskimi przepisami prawnymi, które mówią, że sąd nie może dokonać tegoż wykreślenia ani na wniosek komornika, ani też kobiety. Jedyną możliwością jest uzyskanie zgody samego wierzyciela, czyli w tym przypadku byłego męża. Zatem odnoszę wrażenie, że zatoczyliśmy koło. Jakby tego było mało, Pani Agnieszka niedawno otrzymała dokumenty o chęci przeprowadzenia egzekucji właśnie na TEJ wierzytelności, co świadczy o fakcie, iż wspominany już pełnomocnik skierował tę samą wierzytelność – notabene całkowicie jak już wspomniałam spłaconą w minionym roku – do innego komornika. Kuriozum? Oczywiście, lecz dlaczego ma to być kuriozum życiowe Pani Kowalskiej?
To, że sytuacja jest absurdalna to wiemy. To, że mężczyzna stara się zrobić wszystko, by utrudnić życie swojej byłej żonie, a przy tym również i córce – także. Wiemy również to, że notoryczne nękanie, a także uprzykrzanie codzienności swej poprzedniej rodzinie to nie przypadek, czy też zrządzenie losu. Natomiast nie wiemy – dlaczego? Bo ON tak chciał? Jeśli tak, to to dość marny argument.
Niejednokrotnie usłyszane słowa „od miłości do nienawiści tylko jeden krok” uważaliśmy za herezję. Tymczasem omawiana historia dowodzi, że nie koniecznie musi tak być. Tak samo, jak rozwód nie koniecznie musi oznaczać odzyskanie wolności. Wbrew pozorom czasem ta wolność zostaje wtedy jeszcze bardziej ograniczona.
Mirela Krzyżak
Maciej Lisowski
Fundacja LEX NOSTRA

Imiona i nazwiska bohaterów publikacji zostały zmienione.

 

 

Komentarze są zamknięte