W ostatnich latach rząd Polski wydał miliony złotych na cyfryzację i digitalizację urzędów publicznych, począwszy od gmin a na urzędach administracji państwowej w Warszawie skończywszy. 6. kwietnia br Najwyższa Izba Kontroli w Warszawie przekazała nam informację, w której czytamy że:
„Pomimo dużych sum, wydanych na platformy usług elektronicznych w urzędach, ich wykorzystanie jest znikome. Składa się na to wiele przyczyn. Przede wszystkim tylko nieco ponad 1 proc. dorosłych Polaków posiada profil zaufany, umożliwiający korzystanie z e-usług. Wciąż także wielu Polaków nie ma zaufania do drogi elektronicznej i woli osobiście udać się do urzędu. Dlatego NIK podkreśla, że usługi elektroniczne powinny być bezpieczne, intuicyjne i dostępne dla obywateli w dogodnym dla nich czasie, czyli świadczone nieprzerwanie 24 godziny na dobę. Istotne jest także, by udostępniane e-usługi dotyczyły spraw najczęściej załatwianych w urzędach i tym samym odpowiadały na potrzeby obywateli”. Miało być taniej szybciej i bezpieczniej, przede wszystkim dla obywateli.
Osobiście potwierdzam, że także mam bardzo ograniczone zaufanie do wszelkiego rodzaju PLATFORM, od obywatelskich zaczynając, na elektronicznych kończąc. Załatwiając sprawy urzędowe z reguły stawiam na normalne pismo, czasami pisane ręcznie, dziennik podawczy danego urzędu i pieczątkę z datą pani referent, potwierdzającą wpływ pisma. To chyba jeszcze najbezpieczniejsza forma komunikacji z wszelkiego rodzaju urzędami. Aha. Trzeba tylko nie zapomnieć w urzędzie kopii złożonego pisma, bo znane są wypadki, że niewygodne pisma czasami znikają w urzędach.
Wiktor Sobierajski