Kącik literacki: Rubinowe szkiełko

Niezależna Gazeta Obywatelska

JajoJestem już stara to, co pamiętam nie powinno ulec zatarciu nie dlatego, że mam większe od innych doświadczenie życiowe. Nie ze względu na to na ilu walczyłam frontach zwłaszcza, że moja pamięć nie dotyczy dziejów bohaterstwa. Opowiadam tylko dlatego, że nigdy i nigdzie więcej nie spotkałam owego starego człowieka, który licząc wedle ludzkich lat już wtedy- gdy ja byłam młodą dziewczyną – powinien był nie żyć. Ludzie nie żyją tak długo i nie możliwe, żeby wyglądali aż tak staro.

To był kramarz, handlarz starzyzną. Z daleka wyglądał jak Jankiel z Pana Tadeusza, tyle, że nie miał na pieczy szynku. Za to, co miał do zaoferowania, nie dałbyś dziś młody człowieku złamanego grosza. Wtedy ludzie też mało co chcieli dać, ale myślę, że on nie żądał więcej.
Z daleka rzucały się w oczy dziesiątki migotliwych, kolorowych szkiełek nanizanych na sznury powiązane w pęki. Były tam szkatuły, puzderka, lustra z blachy, wyszczerbione brzytwy , bezzębny grzebień, jedna męska rękawiczka zbrązowiała i wytarta ze starości. Słowem – śmietnik. Gorzej, niż biuro rzeczy znalezionych – cmentarz rzeczy niepotrzebnych.

Podeszłam mimo wszystko. Nie wiem, czym wiedziona – może typowo kobiecym instynktem sroczym. Zaintrygowana dziwną postacią, która zdawała się należeć do epoki dawno minionej. Może chciałam zapytać, czy mu nie zimno tak stać we wiosennym chłodzie w cienkim chałacie, czy co on tam na sobie miał. Jeśli chciałam o to zapytać – zapomniałam.

Stanęłam wobec kramu, jak zaczarowana, a starzec przyglądał mi się uważnie, wcale na mnie nie patrząc. Wyciągnęłam rękę i zamarkowałam nią w powietrzu gest, jaki wróżka robi nad kartami. On milczał i nadal na mnie nie patrzył, ale mogłabym przysiąc, że w tej chwili byliśmy sami na świecie.

Nie byłam pewna na co patrzę. Dziś, mimo wielu lat dogłębnych studiów, nie jestem już pewna, co tam wtedy leżało. Pamięć zawodzi, wierzyć się nie chce, choć bywają chwile, kiedy to wspomnienie wydaje mi się najrealniejsze ze wszystkich moich wspomnień. Widziałam filigrany weneckie, grawerowane plakiety z cienkiej blachy, garnitury pereł godne Barbary Radziwiłłówny, naczynia gliniane naznaczone gwiazdą Isztar.

Handlarz nareszcie na mnie spojrzał. Wydawało mi się, że ledwie zerknął, prześlizgując się wzrokiem po mojej sylwetce i że zobaczył więcej, niż ktokolwiek z ludzi mógłby dostrzec.

Sięgnął do migotliwego pęku czerwonych szkiełek i odczepił od niego jedno. Duży odłamek szkła miał ostre krawędzie i powinien był mnie skaleczyć, gdy starzec zamknął przedmiot w mojej dłoni. Nic złego mi się nie stało.

–To dla ciebie- odezwał się bardzo młodzieńczym głosem. Jego ręce z wierzchu kościste i sękate, wnętrza miały miękkie, jak łapki niemowlęcia. Oczy miał uśmiechnięte i choć schowane pod krzaczastymi brwiami nie były wyblakłe, załzawione, ani pokryte bielmem. Miał czyste świdrujące spojrzenie młodzieńca.

–Zapłacę.
–Nie płać. To jest prezent tylko dla ciebie. Noś go zawsze przy sobie i szukaj.
–Nie wiem czego mam szukać.
–Szukaj tak długo, aż znajdziesz.

Odeszłam zamyślona. Chwilami jestem pewna tego, co widziałam; na straganie wśród stert rupieci i złomu, mienił się złoty skarabeusz, spod spłachetków safianu wyglądało oko Chorusa a obok uszkodzonej broszki ze szmaragdami leżała prawdziwa, rzymska kamea z karneolu. Mój dar też nie był pospolitym kawałkiem szkła.

Innym razem nie jestem pewna niczego. Starzec nie mógł rozdawać takich skarbów za darmo nawet, jeśli niektóre były zdezelowane. Starzec nie mógł wyglądać tak młodo, człowiek nie może żyć tak długo a swoją drogą, on był chyba z tych, którzy nie umierają.

Całe życie szukałam. Nie starego kramarza, bo wątpię, czy przeżył wojnę. Pewnie trafił do getta a stamtąd do Treblinki, albo do Oświęcimia prosto na śmierć. Śladu nie zostało po jego skarbach tak, jak po wąskiej uliczce w której go spotkałam. Szukałam szczęścia tam, gdzie byłam, pośród ludzi, których miałam wokół siebie patrząc na nich łaskawym okiem, przez rubinowe szkiełko.

Teraz widzę przez nie grób męża i groby moich dzieci a czasem, przy dobrej pogodzie miasta, których już nie ma i fiołkowe, młodzieńcze oczy. Wtedy rozpływają się wszystkie troski i z całą siłą powraca do mnie sens. W głębi duszy po prostu wiem, ze starzec był z tych, którzy nigdy nie umierają.

Maria

Komentarze są zamknięte