(…) Czy chcemy iść w niewolę, czy nie chcemy? – Jest to jedyne kryterium, które nas obowiązywać winno. Niemcy reprezentowały wobec nas element, który wydobył z Polski maksymalną chęć niepodległości i chęć przeciwstawienia się im jako zaborcom. Bolszewicy reprezentują wobec nas element, który wydobył z Polski maksymalną chęć pójścia w niewolę.
Stoimy wobec tragicznego paradoksu, gdzie cały naród, naród miłujący wolność, żywotny, silny, o wspaniałej tradycji i pięknej kulturze, naród, który przez pięć lat walczy i krwawi z niezrównanym bohaterstwem o własną niepodległość, czyni jednocześnie wszelkie wysiłki ku temu, ażeby … pójść w niewolę.
W tym kierunku zjednoczyły się wszystkie złe siły, wszystkie wypadkowe błędy, począwszy od naszego Rządu i propagandy oficjalnej, poprzez środowiska intelektualne, aż do najniższych warstw i szeptanej na ucho propagandy nieoficjalnej, w jakiś fatalny kompleks bez wyjścia, ponurą zmowę, kłębowisko zła.
Właściwie rzecz biorąc, taj jak ona jest, bez fałszywego wstydu i obsłonek, cały Naród Polski pochłonięty jest w tej chwili wyszukiwaniem usprawiedliwienia moralnego dla rezygnacji ze swej niepodległości na rzecz Sowietów. W sferach myślących, intelektualnych, czołowych Narodu Polskiego, toczą się dyskusje, zmierzające jawnie, lub pośrednio, świadomie lub nieświadomie, ale do przyjęcia jarzma bolszewickiego jako siły wyższej, konieczności narzuconej. Ludzie ci usiłują obejść rzeczywistość i nie z niej, a obok niej wypośrodkować, wymędrkować, a, najściślej mówiąc, wyspekulować koncepcje nic z tą rzeczywistością nie mające wspólnego. Nie chodzi o to, że w dyskusjach tych biorą udział osoby, które nie zetknęły się osobiście z praktyką bolszewicką, tak trudną do ujęcia w teoretycznej definicji, ale o to, że nie zadają sobie trudu zgromadzenia odpowiedniego materiału po temu, operując miarą zaczerpniętą spoza bolszewickiej edukacji i miarę tę chcą uparcie zastosować do przyszłych polsko-sowieckich możliwości. Jest to błąd myślowy o zasadniczym znaczeniu, błąd, który okazać może najtrafniejsze skutki w przyszłości.
Bolszewizm jest rzeczą nową. I podobnie jak jałowym jest szukać analogii dlań w historii, tak również jałowym jest doszukiwanie się analogii w naszych dawnych stosunkach, do Sowietów. Nie pomoże tu żadna erudycja, żadna ze znanych nam miar historycznych w dziejach ludzkości, a tylko i wyłącznie pomóc może znajomość dziejów sowieckich. Zdawałoby się, że okoliczność ta powinna nam raczej ułatwić zorientowanie, gdyż doświadczenia dwóch lat okupacji państw bałtyckich i wschodniej Polski 1939/41 więcej znaczą dla wypośrodkowania horoskopu, niż znajomość wszystkich historii od współczesnych faraonów począwszy. Ci, którzy pomijają te doświadczenia, zarówno jak ci, którzy nie przywiązują do nich dostatecznej wagi, nie traktując ich po prostu za fundament do swych rozważań, nie operują w dziedzinie prawdy.
Bolszewizm jest to niewola myśli, czynu i ruchu. Każda republika związkowa znosi tę straszną niewolę nie we własnym interesie, a w interesie Związku, czyli obcego państwa, które jest jednocześnie jego ujarzmicielem, a więc służy wrogowi. Służy wrogowi po to, aby powiększać jego potęgę i pomagać mu we wtrącaniu w niewolę innych narodów. Z chwilą więc przyłączenia Polski do Związku Sowieckiego w charakterze XVII republiki, nie tylko życie jej nie warte będzie życia, ze względu na te trzy niewole, ale cel tego życia będzie z gruntu zły, niemoralny. Dlatego słuszność mają ci, którzy twierdzą, że lepiej niech nie będzie żadnej Polski, niźli miałaby być czerwona. Tak jak słusznie powiedzieć może człowiek, że woli nie mieć dzieci, niż mieć dzieci – zbrodniarzy.
Na tej absolutnej negacji powinien się opierać nasz uczuciowy stosunek do Sowietów. Na zrozumieniu, że Sowiety niszczą nie tylko państwo, ale cały naród (całe narody) państwo to zamieszkujący, w sposób, w jaki nie potrafi tego uczynić żaden inny zaborca na świecie – oparty być winien nasz stosunek rozumowy.
Wszelkie przesłanki o konieczności utrzymania substancji polskiej, polskiego stanu posiadania narodowego, przymusowej kapitulacji obliczonej na „przetrzymanie” aż do zmiany okoliczności międzynarodowych, itp. rozumowania, wypływają z nieznajomości tej techniki rządzenia sowieckiego, tego mechanizmu, który niszczy podległe mu substancje narodowe zarówno środkami mechanicznymi, jak w o wiele większym stopniu chemicznymi, gnoi je od wewnątrz, rozkłada w przeciągu krótkiego czasu, przeistacza w bezwolną, beznarodową masę, której nie poczucie narodowe jest wspólną cechą, a tylko wspólny język. Dlatego wobec Sowietów niepodobna jest stosować tych metod oporu przeciw najeźdźcy, które stosowane być mogą wobec każdego innego najeźdźcy naszego globu.
Twierdzenie, że Naród Polski okaże inne, silniejsze właściwości odporne na oddziaływanie bolszewizmu, jest absolutnie gołosłownym przypuszczeniem, jest na niczym nie opartą, najczystszej wody spekulacją myślową, jeżeli nawet uprawianą w dobrej intencji, to jednak z tchórzliwym sumieniem, bojącym się zajrzeć prawdzie w oczy, tej prawdzie, z jakąśmy się zetknęli w Wilnie i Lwowie podczas pierwszej okupacji sowieckiej, w latach 1939/41. Prawda ta poucza nas, że społeczeństwo polskie w swojej znacznej większości nie okazało żadnej odporności wobec metod sowieckich, że dało się tym metodom zgnoić politycznie, że ze strachu, oportunizmu, czy obojętności, ale wzięło 99-procentowy udział w głosowaniu na rzecz przyłączenia do Związku Sowieckiego, że zachowało się w ten sposób, który byłby nie do pomyślenia pod okupacją niemiecką, mimo iż terror fizyczny okupacji niemieckiej był o wiele większy.
Ten jeden przykład wydaje się starczyć do rozwiązania złudzeń o teoretycznych możliwościach naszego wewnętrznego oporu przeciw Sowietom. Ale pozwolimy sobie przytoczyć jeszcze przykład ukraiński, zgoła pod tym względem klasyczny. We Lwowie i na Wołyniu polskim, w ostatnich latach przed wojną, pęczniał coraz bardziej i rozrastał się potężnie ruch narodowy ukraiński, mimo wszelkich ograniczeń i trudności sprawianych mu przez władze polskie, podczas gdy na właściwej Ukrainie i w jej stolicy Kijowie, znikł zupełnie jako ruch narodowy, mimo przymusowej ukrainizacji, stosowanej przez władze bolszewickie. To samo da się powiedzieć o Białorusi… Jeżeli kto w tym miejscu skoczy z krzesła z oburzenia na „porównywanie” Narodu Polskiego do narodów ukraińskiego i białoruskiego, to absolutnie w swym patriotycznym oburzeniu nie będzie miał racji, skoro weźmie pod uwagę, że właśnie na tak niskim poziomie stojący Białorusini, w swym pieluszkowym rozwoju świadomości narodowej, potrafili w ciężkich warunkach emigracyjnych wytworzyć myśl narodową w Pradze czeskiej, Berlinie, czy innych miastach Europy, potrafili utrzymać się w Wilnie czy Pińsku pod najnieprzychylniejszą dla nich administracją takich wojewodów jak Baciański i Kostek, a nie potrafili rozbudować żadnej idei narodowej w sercu własnego terytorium, w Mińsku, na właściwej Białorusi pod rządami bolszewickimi! A przecież od dwudziestu lat mieli „niezależną” republikę, mieli przymusową, absolutną biało rutenizację życia społecznego, szkoły, biblioteki, akademie, konserwatoria i teatry!…
Hitler wybrał się na podbój wschodu i szukał właśnie w Mińsku Białorusinów, w Kijowie Ukraińców, nad Donem Kozaków, szukał Rosjan w Rosji, a znalazł już tylko – bolszewików. To znaczy miazgę ludzką, mówiącą swymi narodowymi językami, bez jakiegokolwiek poczucia wspólnoty narodowej.
Jak dalece nie zdajemy sobie sprawy z tego stanu rzeczy, dowodzi fakt, że większość naszej, nawet poważnej publicystyki współczesnej, nawet z obozu antysowieckiego, przezywa Sowiety: „Rosją”. U nas w kraju mówi się potocznie Rosjanie, albo już „Moskale”, pozostawiając termin ”bolszewicy” oficjalnej propagandzie niemieckiej. Jeżeli nie czyni się tego tylko przez chłopięcą złośliwość w stosunku do propagandy niemieckiej, a dopatruje jakowejś słuszności w terminologii „Rosja” – to popełnia się błąd ucznia z wstępnej klasy, który po prostu nie wie, gdzie i jakie państwo sąsiaduje z Polską współczesną. Albowiem Polska dawno już przestała na wschodzie sąsiadować z Rosją, a sąsiaduje ze Związkiem Socjalistycznych Republik Rad. Państwo to z dawną Rosją ma tylko jedną cechę wspólną, a mianowicie terytorialny zasięg aspiracji imperialistycznych, wypływających z położenia geograficznego, wszystko zaś inne – różne. Zupełnie inne metody w realizowaniu swego imperializmu, w oddziaływaniu na swych sąsiadów, w temperamencie swej polityki zagranicznej, we wszystkim w ogóle co różni jedno państwo od drugiego. Dawne cesarstwo rosyjskie wypełnione zostało zupełnie nową zawartością.
Pierwszym, który błąd wynikający z pomieszania pojęć „Rosji” i „Sowietów” popełnił, był Piłsudski. W roku 1919, gdy bolszewizm był słaby i mógł zostać zmiażdżony militarnie, Piłsudski doprowadził do cichego zawieszenia broni z bolszewikami i uniemożliwił im przez to zgniecenie gen. Denikina, w ten sposób przyczyniając się pośrednio do ugruntowania bolszewizmu. Pomijając fakt, że omal nie przypłacił tego kroku utratą niepodległości w roku 1920, ale obalił przez to rolę Polski, jaką sam chciał jej nadać na wschodzie. Słusznie bowiem zamierzał obudzić Ukrainę i Białoruś, ażeby je następnie od Rosji oderwać. Mylił się jednak, sądząc, że uda się mu to łatwiej przy ustroju sowieckim, niż narodowo-rosyjskim. Odśrodkowe dążenia Ukraińców i Białorusinów, w mniej lub więcej liberalistycznej Rosji (a taką była nawet samodzierżawna) doprowadziłby prędzej czy później do procesu separacji tych ziem do Moskwy. W Rosji zaś sowieckiej doszło do kompletnego zlania tych ziem z Moskwą.
Zabór sowiecki stanowi zatem dla nas (pomijając koniunktury zewnętrzne) nie tylko najgorszą ze wszystkich możliwych koniunktur wzmagania i krzepnięcia wewnętrznych sił narodowych, ale zaprzeczenie wszelkiej koniunktury. Bolszewicy nie dążą do „kokietowania”, czy obdarzania przywilejami, narodu podbitego, aby zapewnić w podbitym kraju spokój i porządek ze względu na wewnętrzny i zewnętrzny interes całości państwa, jak to czynili dawni zaborcy, usiłujący wywołać w kraju ruch pojednawczej „ugody”. Bolszewicy dokonują operacji, którą można porównać do zabiegu chirurgicznego. Oni dążą do uśpienia każdego narodu, po to, ażeby zeń wyssać szpik.
Gdyby nam w tej chwili groziła inwazja i zabór nie sowiecki, a rosyjski, niebezpieczeństwo to miałoby zupełnie inny aspekt. Groziłaby nam wprawdzie niewola, ale niewola rokująca pewność, że naród polski wyjdzie z niej zwycięsko, jak wyszedł już raz po stuletniej tego rodzaju niewoli. Zabór sowiecki w równym stopniu rokuje nam pewność, że z niewoli tej nie wyjdziemy, i jako naród zostaniemy zgładzeni z oblicza ziemi.
Autor: Józef Mackiewicz, Optymizm nie zastąpi nam Polski, Londyn 2007.
Broszurę „Optymizm nie zastąpi nam Polski” Mackiewicz napisał w 1944 r. po upadku Powstania Warszawskiego. Tekst ten w nakładzie 500 egzemplarzy wydało w październiku 1944 r. Biuro Studiów, powołane w 1944 r. przez hr. Ronikiera.
Przepisał Tomasz Kwiatek
@NGO Dziękuję za filmy pp.Gzyms,Wróblewski i inne. Pouczające i niepokojące.
11 Listopada świętować trzeba koniecznie, ale tez zastanowić się nad przyszłością.
Czy , jako Naród, mamy szanse istnienia w przestrzeni światowej?