Przed prezentacją Białej Księgi komisji Antoniego Macierewicza nie było wątpliwości, że zawarte w nim tezy będą obalane na wszelkie sposoby z wyjątkiem tych, w których trzeba używać argumentów. Odnoszono się do stanu psychicznego Macierewicza, Kaczyńskiego i w ogóle całej tej „pisowskiej” gromady, która nie ma zamiaru kupować rządowej propagandy. Zarzuty polityków PO były o tyle bez sensu, że Biała Księga zawiera fotokopie dokumentów prokuratorskich, na których w teorii powinien być oparty także raport komisji Millera. Teraz spodziewać się możemy powtórki z rozrywki, gdy światło dzienne ujrzy raport NIK. Już teraz, na dzień przed prezentacją raportu komisji Millera, możemy spodziewać się szerokiej krytyki działań NIK jak i samej osoby prezesa tej instytucji, czyli Jacka Jezierskiego. Przekaz jest prosty: słuchać Millera, a na raport NIK nie zwracać uwagi.
Pojawiające się pogłoski o tym, że raport Millera nie poda żadnych nazwisk odpowiedzialnych za katastrofę smoleńską nie powinien dziwić. Czas „tłumaczenia” raportu na języki obce był najwyraźniej potrzebny do tego, by sformułować jego tezy w sposób najbardziej przystępny dla opinii publicznej i aby żadnej ze znanych twarzy nie groziła polityczna ani żadna inna odpowiedzialność. Wszak komisja miała tylko analizować i interpretować.
Nie lada strach w politykach Platformy Obywatelskiej musiała wzbudzić natomiast informacja z ostatnich dni o utrudnianiu kontrolerom NIK dostępu do materiałów w Kancelarii Prezesa RM. Gdyby dorzucić do tego przecieki o tym, że podobno odpowiedzialność (wg Najwyższej Izby Kontroli) za lot do Smoleńska ponosi Tomasz Arabski, szef Kancelarii Premiera, otrzymujemy uzasadnienie ostatnich wypowiedzi na temat instytucji kompletującej kolejny raport.
Argument polityków krytykujących Jezierskiego jest zapewne wszystkim znany i był już używany w wielu przypadkach. Ogłasza się wszem i wobec, że raport nie może być obiektywny i wnioski z niego płynące są kłamstwem, bo przecież prezes jest „pisowski”. Cokolwiek to znaczy, tej argumentacji używał już wczoraj na antenie TVN24 Stefan Niesiołowski.
Rzeczywiście, Jacek Jezierski otrzymał w 2007 roku poparcie PiS, Samoobrony, LPR, PSL i kilku polityków z innych ugrupowań gdy był kandydatem na to stanowisko. Warto przypomnieć kogo wówczas wystawiła do konkurencji Platforma Obywatelska. Osobą tą była Julia Pitera, znana dziś głównie z afery dorszowej (bądź Dorszengate), która oparta była na defraudacji majątku Skarbu Państwa na sumę 8 złotych i 16 groszy.
Argumentacja polityków PO jest więc niewiele warta, bo gdy przypominam sobie efekty prac minister Pitery i jej tarczy antykorupcyjnej, która nie wiadomo czy w ogóle istnieje (sic!), to nie wydaje mi się by ta osoba była bardziej aktywna niż obecny prezes NIK.
Niestety, jak to bywa już w Polsce rządzonej przez PO, nie ma dyskusji na argumenty, ale są osobiste wycieczki do osób ośmielających się pokazać nieprawidłowości w funkcjonowaniu obecnej władzy. Nie spodziewam się więc niczego specjalnego po jutrzejszej prezentacji raportu Millera (choć chciałbym być zaskoczony), bo już obecne zapowiedzi braku ponoszenia przez kogokolwiek odpowiedzialności są czystą kpiną.
Czekam jednak na raport NIK, który ma się ukazać na jesieni. Sam fakt utrudniania kontrolerom NIK dostępu do materiałów w Kancelarii Premiera świadczy o tym, że coś może być na rzeczy. Należy się więc uodpornić na ataki polityków PO, w których zapewne wciąż będzie pojawiać się słowo „pisowski” i czekać na efekty prac tej instytucji.
Autor: Marcin Rol
Dla matołów nie było ważne co jest napisane w Białej Księdze – tylko strzaszak który wokół tego zrobił Rudy 102