W lutym, w holu Urzędu Marszałkowskiego w Opolu, Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim przez dwa tygodnie prezentowało wystawę poświęconą 20-leciu swojej działalności. Wystawa została przygotowana dzięki dotacji polskiego MSWiA oraz Konsulatu Niemiec w Opolu. Na wystawie pokazany został dorobek Mniejszości Niemieckiej (MN) na niwie kulturalnej, oświatowej oraz na płaszczyźnie politycznej – chociaż ta dziedzina nie jest celem statutowym TSKN.
Uderzające było zestawienie liczb. Spośród 153-tysięcznej grupy Niemców (liczba z ostatniego spisu ludności), do TSKN należy aż 52 tysiące członków (płacących składki). Zgrupowani są w 327 Niemieckich Kołach Przyjaźni – tzw. DFK (Deutscher Freundschaftskreis). Koła DFK liczą przeciętnie od 100 do 150 osób. Skojarzenie z dawnymi kołami przyjaźni polsko-radzieckiej rodzi się automatycznie. Przynależność do takich kół najczęściej była interesowna. W ramach ich działalności można było liczyć na atrakcyjne wycieczki i ciekawe spotkania. Z natury człowiek lgnie do grup zorganizowanych, gdzie ktoś coś da za darmo, poprowadzi za rękę… Dlatego w podopolskich małych miasteczkach i wioskach nie brakuje osób chętnych do włączenia się w prace kół. DFK cieszą się największym zainteresowaniem wśród osób nieaktywnych zawodowo – emerytów, dzieci i młodzieży. Wypełniają skutecznie lukę po dawnych kołach gospodyń wiejskich i wiejskich domach kultury. Szefami terenowych kół najczęściej są albo ludzie starsi, albo 30-latkowie, którzy w praktyce poznali język niemiecki pracując u sąsiadów za miedzą. Mieszkańcy należący do większości narodowych – czyt.: Polacy, z zazdrością spoglądają na aktywność środowisk mniejszości. Zapraszani wspaniałomyślnie na różne występy, festyny, zatracają „czujność” i wspólnie biesiadują przy piwnych stołach, np. na popularnych festynach z okazji Dnia Ojca, które odbywa się na wiejskich boiskach w czerwcu. Od samego początku działalność DFK jest oczkiem w głowie prominentnych działaczy MN. Bowiem to stąd rekrutują się przyszli aktywiści. Sprawnie prowadzeni, realizować będą dalekosiężne plany niemieckie – wszczepiania mieszkańcom tych terenów niemieckiej tożsamości. Do tego potrzeba lat. Ale skoro państwo polskie nie przeszkadza, a nawet sprzyja, germanizacja tych terenów jest tylko kwestią czasu.
Metody procesu zniemczania są proste. Począwszy od przedszkola, poprzez wszystkie szczeble edukacji szkolnej, aż po akademicką włącznie, należy w sposób atrakcyjny oferować naukę języka niemieckiego. Następnie należy gromadzić dzieci i młodzież wokół zabaw, pokazów, konkursów i wspólnych projektów. Kolejnym etapem są wyjazdy integracyjne do zaprzyjaźnionych miejscowości w Niemczech. Żeby zdobyć sympatię „większości”, szefowie MN rozszerzyli swoją aktywność o sprawy kresowe. Np. w lutym br. TSKN zorganizowało zbiórkę pomocy dla Polaków na Ukrainie. W ramach tej wspaniałomyślnej akcji do Lwowa i Stanisławowa powędrowało 1,5 tony polskich podręczników, komputery i słodycze. Ta wzruszająca akcja nie mogła nie wywołać wdzięczności zamieszkujących Opolszczyznę kresowiaków. Po 20 latach konsekwentnej pracy środowisk niemieckich efekty widać na każdym polu. Poziom przygotowania uczniów w tegorocznym Wojewódzkim Konkursie Języka Niemieckiego dla szkół podstawowych powalił komisję na kolana. Spośród 86 uczestników konkursu, prawie połowa (42) została laureatami, przekraczając 85% możliwych do zdobycia punktów. Od finalistów wymagano wiedzy o Niemczech i Śląsku. Na pytanie o wymagania na konkursie, jeden z uczestników powiedział: „pytano nas m.in. o znajomość niemieckich sportowców oraz o znajomość niemieckich nazw miejscowości na Śląsku Opolskim”. Oczywistym jest, że nauka języka jest tylko narzędziem w procesie „wtapiania się” w kulturę i historię niemiecką. Wysoki poziom konkursu, zapał i ambicje młodzieży – to efekt pracy dobrze opłacanych nauczycieli języka niemieckiego. To oni stymulują aktywność uczniów, zachęcając ich do udziału w szkolnych projektach „międzynarodowych”, do prowadzenia korespondencji ze swoimi rówieśnikami w Niemczech. Nie trzeba ich zresztą zbytnio namawiać. Pokolenie obecnych nastolatków stale odwiedza swoich kuzynów w Niemczech i wie, że opłaca się znać niemiecki. Łatwiej wtedy wybrać się na dyskotekę, posiedzieć przy niemieckiej telewizji.
Dla uczniów mniej zdolnych i leniwych do nauki języków obcych znalazła się także oferta. W szkole zawodowej w Dobrzeniu Wielkim pod Opolem realizuje się specjalny program nauczania polegający na równoczesnym poznawaniu fachowych pojęć w języku polskim i niemieckim. Instrukcje obsługi maszyn, opis urządzeń, przepisy kulinarne itp. uczeń poznaje jednocześnie w obu językach. Dzięki temu za parę lat nie będzie miał problemów podejmując pracę w Niemczech…
Również student przyznający się do „niemieckości” nie jest pozostawiony bez opieki. Od 2003 r. wśród opolskiej młodzieży akademickiej działa Związek Niemieckich Studentów (VDH). Tworzy on swego rodzaju związek korporacyjny na wzór przedwojennych organizacji. Tylko że krzewi nie polskie tradycje żakowskie, lecz tradycje niemieckie. Spotkania odbywają się w całości w języku niemieckim. Na spotkaniach obowiązuje odświętny strój – suknie wieczorowe dla pań i garnitury dla panów. Kandydaci do związku muszą terminować co najmniej jeden rok. W tym czasie terminator, zwany „Fuksem” zgłębia różne dziedziny wiedzy. Poza zwyczajami i regułami związku zapoznaje się z elementami socjologii i polityki. Każdy semestr kończy się hucznymi obchodami, zwanymi „Kneipe”. Śpiewa się tylko po niemiecku…
Wszystko to dzieje się w Opolu pod okiem obojętnych nauczycieli akademickich i kolegów-Polaków. Skoro etap zniemczania dotarł już do studentów, wkrótce zasilą oni rynki pracy – nie tylko rynek opolski. Obejmą stanowiska kierownicze w firmach z niemieckim właścicielem. Prawdopodobnie już wkrótce, stojąc pod drzwiami szefa, usłyszymy słowa: „Warten, bitte!” (proszę czekać). Obawy nie są wydumane, bo coraz częściej w publicznych miejscach „obowiązuje” język niemiecki, np. w sklepie, stojąc w kolejce słyszę gładką wymianę zdań między ekspedientką a klientem. Aż głupio odezwać się potem po polsku…
Niedawno, na stronach „Nowej Trybuny Opolskiej” ukazało się ciekawe ogłoszenie skierowane do młodych Polaków przed 30-stką, biegle posługujących się językiem niemieckim: „Niemiecki Bundestag zaprasza absolwentów wyższych uczelni na międzynarodowe stypendium…”. Program oferty ma charakter polityczny i jest bardzo atrakcyjny. Obejmuje m.in. wprowadzenie do pracy niemieckiego parlamentu, seminaria w fundacjach politycznych oraz praktykę w biurach deputowanych do Bundestagu. Bezpłatny dojazd i zakwaterowanie, pokrycie kosztów ubezpieczenia oraz stypendium – stanowią nie lada pokusę dla biednego, bezrobotnego absolwenta polskich uczelni. Będzie to szansa na jego „rozwój”. Pytanie tylko, o jaki rozwój tu chodzi? Państwo niemieckie nie łoży po to, by stracić, lecz po to – by zyskać. Wyłapuje zdolnych i ambitnych Polaków głównie ze Śląska Opolskiego. Bo to w tym rejonie młodzież najlepiej włada językiem niemieckim. Na swoim terenie państwo niemieckie będzie formować postawy polityczne polskim stypendystom. Nie łudźmy się, że będą to postawy propolskie.
Tekst ukazał się w najnowszym wydaniu miesięcznika „Aspekt Polski”.
Autor: Marcin Keller
ale czy to wszystko dzieje sie kosztem polskiego jezyka i kultury?
..a jak te sprawy wyglądaja w Niemczech,czy zamieszkali tam Polacy maja identyczne uprawnienia..?
Polacy w Niemczech są gastarbeiterami, imigrantami jak Turcy Albańczycy czy Włosi. Nie mają praw mniejszości bo na terenie obecnego RFNu nigdy Polski jako panstwa nie było. Nie lamentujcie tylko trzeźwo oceniajcie sprawy.
„Zapraszani wspaniałomyślnie na różne występy, festyny, zatracają „czujność” i wspólnie biesiadują przy piwnych stołach, np. na popularnych festynach z okazji Dnia Ojca, które odbywa się na wiejskich boiskach w czerwcu.”
Panie Keller…życzmy sobie takiego zatracania czujności Polakom i Niemcom na Śląsku! Człowiek z innym się piwka napije, porozmawia ile to mu kura jaj znosi, obgadają księdza i umówią się na kawę tzn kafej…jak normalni ludzie bez UPRZEDZEŃ
Proponuję by RP też jakoś zachecała swoich młodych obywateli do aktywności i wiazania przyszłosci własnie przy boku Polski np. wydolną słuzbą zdrowia, szkolnictwem , stażami, stypendiami. Jak trzeba było wysupłać pieniądze na opłacanie najemników w Powstaniach Śląskich i kupowanie węgla podczas najlepszej i skutecznej akcji polskiego wywiadu jakim była wojna domowa w 1921 w niektórych kręgach nazywana powstaniami śląskimi, może teraz sie kasa dla Śląska znajdzie?