Taki pomysł mógł zgłosić tylko ktoś całkowicie nieczuły na jedną z najbardziej znanych tradycji tego miasta i kompletnie obojętny na poezję Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Wprawdzie w XXI wieku korzystamy już na co dzień z bardziej nowoczesnych środków lokomocji, ale jakże wyobrazić sobie centrum Krakowa bez ciągniętych przez pięknie przybrane konie pojazdów o różnych – niekiedy zbyt wydumanych – kształtach?
Niestety, znaleźli się ludzie, którzy kierowani chwalebną troską o los zwierząt zdecydowanie przedobrzyli w tej materii apelując do wszystkich kandydatów na prezydenta dawnej stolicy Polski o wprowadzenie całkowitego zakazu wykorzystywania koni do ciągnięcia dorożek, powołując się przy tym na opinię aż 75 procent mieszkańców miasta.
Krakowskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt – bo to jego wymysł – twierdzi, że poczciwe czworonogi narażone są na utratę życia i zdrowia z powodu upałów, smogu oraz ruchu ulicznego.
Czyżby jego działacze zapomnieli, że od pewnego czasu obowiązują surowe przepisy zabraniające dorożkarzom poruszania się po mieście w od godziny 13.00 do 17.00, jeżeli temperatura przekracza 28 stopni Celsjusza? Jeżeli stwierdzą ich naruszenie, niech powiadomią Straż Miejską i policję. Kilka wysokich mandatów szybko przywróci porządek w tej materii. Co do smogu, to z jego powodu cierpią nie tylko konie i jest to jeden z największych problemów nie tylko Krakowa, ale także wielu innych miast. Jeżeli chodzi o ruch uliczny, to przecież po centrum miasta już od dawna nie jeżdżą pojazdy mechaniczne poza uprzywilejowanymi i dostawczymi – te drugie w określonych godzinach, w których turyści zazwyczaj jeszcze śpią.
Obrońcy zwierząt przywołują podpisany przez około tysiąca osób apel do prezydenta profesora Jacka Majchrowskiego w tej sprawie. Nie jest to bynajmniej imponująca liczba, zważywszy na ponad 767 tysięcy mieszkańców Krakowa. Dziwnie wygląda w tym kontekście przywołany wyżej wysoki procent mieszkańców, którzy opowiedzieli się – w przeprowadzonym przez lokalną redakcję „Gazety Wyborczej” sondażu – za tym, aby dorożki przestały jeździć po Krakowie.
Wszelka przesada jest szkodliwa. Konie powinny mieć zapewnione godziwe warunki pracy i z tym nikt rozsądny nie zamierza polemizować. Domaganie się, aby z ulic miasta, po którym jeździła niegdyś zaczarowana dorożka kierowana przez zaczarowanego dorożkarza i ciągnięta przez zaczarowanego konia bezpowrotnie zniknęły stanowiące wielką atrakcję dla turystów „dryndy” jest jednak niezbyt mądre.
Jerzy Bukowski*
*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju
Jestem tzw „Amerykanskim turysta” w Krakowie ktory nie widzi zadnego uroku w dorozkach. Kon na naturalne prawo zyc na lonie natury w kompani swojego gatunku, pod opieka czlowieka. W XIX wieku konie exploitowano w kopalniach i taki kon nigdy juz blekitnego nieba nie zobaczyl. Dorozki to archaism XX wieku, tylko ubrany w kolorowe dzwonki. Nikt sie tych koni nie pytal czy by sobie taki los wybraly. I jeszcze takie pytanie ktore jest tzw „elephant in the room”: Jaka maja przyszlosc dorozkowe konie ktore zachoruja, zestarzeja sie? Czy sa w Polsce pensjonaty dla zuzytych koni,czy jak inne polskie konie sa exportowane do Francji czy Wloch na rzez, transportowane dniami i nocami wody i jedzenia? Taka dostaja zaplate „za sluzbe”. Dorozkowych to eksplotowanie polskich poczciwych koni. Ale pan by na pewno stanal w obronie BOKNAL w Poludniowej Korei i YULIN w Chinach jako „krajowej tradycji”.