Centralne Biuro Antykorupcyjne rozpoczęło właśnie kontrolę decyzji reprywatyzacyjnych podejmowanych przez władze Warszawy. Zasada od dawna była ta sama. Prawowici właściciele przez lata nie mogli odzyskać własności, wystarczyło jednak, aby sprzedali roszczenie (za ułamek wartości) właściwej osobie i sprawa nagle nabierała tempa. Inaczej było w wypadku osób ustosunkowanych.Rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz otrzymała zwrot kamienicy przy ul. Nowakowskiego 16, chociaż z księgi wieczystej wynikało, że nie byli prawowitymi właścicielami. W sytuacji jakichkolwiek wątpliwości miasto nigdy nie zwracało nieruchomości. W wypadku męża prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz Waltz, Andrzeja Waltza, nie stanowiło to przeszkód. W lutym 2007 r. rodzina HGW zarobiła parę milionów złotych na sprzedaży prywatnej spółce pożydowskiej kamienicy przy ul. Nowakowskiego 16 w Warszawie.
Gdyby rzetelnie wyjaśnić sprawę nieruchomości przy ul. Nowakowskiego 16, to byłyby tylko dwa wyjścia: oddanie jej spadkobiercom prawowitych żydowskich właścicieli albo, w razie braku takowych – Skarbowi Państwa. Natomiast jeżeli odnajdą się spadkobiercy prawowitych żydowskich właścicieli, to Skarb Państwa, czyli my, podatnicy, zapłacimy im odszkodowanie.
Historia choroby
Andrzej Waltz i jego krewni odziedziczyli większość udziałów w kamienicy po Romanie Kępskim, wuju męża prezydent stolicy. Jak wynika z akt policji II RP i peerelowskiej milicji, Kępski kupił udziały w kamienicy od szajki oszustów, najprawdopodobniej tzw. szmalcowników. Oszuści mieli pecha, bo wdowa po właścicielu kamienicy przeżyła Holokaust i upomniała się o swoje.
Właścicielami budynku przy ul. Noakowskiego 16 byli Szlama Oppenheim, Pessa Regirerowa, Artur P. Regirer i Hirsz Freudenberg. Tuż po wojnie objawił się Leon Kalinowski, podając się za pełnomocnika właścicieli. Do spółki z dwoma kompanami – Leszkiem Wiśniewskim i Janem Wierzbickim, sfałszował zarówno pełnomocnictwo, jak i wiele aktów notarialnych i odpisów z nich. Liczyli na bezkarność, bo żydowscy właściciele kamienicy zginęli podczas wojny, a archiwa notariusza, który rzekomo sporządził owe pełnomocnictwo, spłonęły podczas bombardowania.
W grudniu 1945 r. Kalinowski za „szacunkowy milion złotych” sprzedał trzy czwarte kamienicy Romanowi Kępskiemu i jedną czwartą Zygmuntowi Szczechowiczowi. Wtedy okazało się, że żona i spadkobierczyni Szlamy Oppenheima, Maria, przeżyła wojnę i rozpoczęła w 1946 r. starania o zwrot należących do jej rodziny kamienic (w tym tej przy ul. Noakowskiego 16). Wpisała swoje roszczenia do księgi wieczystej nieruchomości. Wkrótce Kalinowskiego, Wiśniewskiego i Wierzbickiego aresztowano za fałszowanie dokumentów (w maju 1950 r. zostali prawomocnie skazani; potem Kalinowski za kolejne oszustwa trafił znów – tym razem na kilkanaście lat – do więzienia).
Sąd grodzki w lipcu 1947 r. oddalił wniosek adwokata Marii Oppenheim o wykreślenie Kępskiego i Szczechowicza z księgi wieczystej, ale to orzeczenie zostało zaskarżone. Sprawę zawieszono z powodu procesu karnego Kalinowskiego i jego szajki. Jak wynika z pisma prezydium warszawskiej Rady Narodowej do Wydziału Gospodarki Mieszkaniowej i Terenów z 1 sierpnia 1952 r., toczyła się wtedy sprawa o uznanie za nieważne sprzedaży przez nich kamienic przy ul. Noakowskiego 10, 12 i 16. Także ona została zawieszona, dlatego że na mocy tzw. dekretów bierutowskich najpierw stołeczna gmina, a potem Skarb Państwa przejęły wspomniane nieruchomości. Dla prawowitych właścicieli sprawa stała się bezprzedmiotowa.
Przychylni urzędnicy
W 1997 r. Kępski wszczął w Urzędzie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast starania o odzyskanie kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Zrobił to, mimo że musiał mieć świadomość, iż są prawowici właściciele (był uczestnikiem kilku postępowań, w których podważano legalność sprzedaży tej nieruchomości w 1945 r.). Powinni o tym wiedzieć również warszawscy urzędnicy, bo były odpowiednie wpisy w księdze wieczystej. Tymczasem w ciągu sześciu lat Kępski, a później jego spadkobiercy uzyskali trzy decyzje niezbędne do odzyskania kamienicy (w tym kluczową decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego). W Warszawie na te decyzje czeka się około 10 lat, a na decyzję prezydenta miasta (końcową formalność) – kolejne 3-5 lat. Przy czym urzędnicy wykorzystują każdą, najmniejszą szansę na przeciąganie sprawy i wstrzymywanie zwrotu.
Dziwić musi fakt, że w ogóle uznano Romana Kępskiego za stronę w postępowaniu, choć z dokumentów wynikało, że tytuł jego własności był oprotestowany, a postępowanie w sprawie unieważnienia zakupu przez niego kamienicy zawieszono tylko z uwagi na przejęcie jej w 1952 r. przez państwo.
Ciekawa jest linia obrony rodziny Waltzów, która sprowadza się do powtarzania, jak mantry, że wszystko jest w porządku, bo kluczowe decyzje o zwrocie zapadły, gdy stolicą rządził jako prezydent Lech Kaczyński. Nikt nie komentuje faktu, że rodzina Waltzów odzyskała nieswoją kamienicę.
Tuż po odzyskaniu nieruchomości rodzina Waltzów błyskawicznie sprzedała swoje udziały w kamienicy za kilka milionów złotych. Zapewne na wszelki wypadek.
Tekst ukazał się na łamach tygodnika Warszawska Gazeta!
oprac: W.S
foto:yt