W dniu 17. listopada 2015 r. Sąd Okręgowy w Opolu zajął oficjalne stanowisko w sprawie powództwa Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Głogówku przeciwko mojej osobie. Zostałem pozwany przez MGOK o zapłacenie 600 zł tytułem rzekomego nielegalnego zawieszania plakatów wyborczych podczas wyborów samorządowych w 2014 r. na słupie ogłoszeniowym w Głogówku, a także poniesienie kosztów procesu i zastępstwa procesowego (tj. radcy prawnego reprezentującego MGOK). Od początku byłem w pełni przekonany o tym, że nie zrobiłem niczego nielegalnie, a tym samym o bezzasadności roszczeń MGOK względem mnie. Wczoraj sąd przyznał mi rację, oddalając pozew. Jednocześnie obciążył kosztami procesu MGOK, a także zasądził na moją korzyść zwrot poniesionych przeze mnie kosztów zastępstwa procesowego. Innymi słowy wygrałem w sądzie w MGOK, a wyrok jest prawomocny. Cała sprawa ma jednak bardzo ciekawe podłoże, z którym warto się zapoznać. W mojej opinii informacja o nim daje świetny obraz tego, jak wygląda funkcjonowanie w przestrzeni publicznej w naszej gminie, a szczególnie w przypadku niezgadzania się z władzą.
Kwestię plakatów komentowałem już w listopadzie 2014 r., gdy przedstawiciele wspomnianej gminnej jednostki grozili mi karami. Mówiłem wówczas dla „Nowej Trybuny Opolskiej” i „Radia Park FM”, że wieczorne rozmowy telefoniczne, podczas których grożono mi karami to metody szykanowania rodem z Białorusi. Chór krytyków, wśród których dominowały osoby zrzeszone w Komitecie Wyborczym Wyborców „Niezależni Razem” – tym samym z którego startował Andrzej Kałamarz odsądzał mnie natomiast od czci i wiary. Sam czułem się naprawdę szykanowany. Każdy kto śledził sytuację, mógł odnieść wrażenie, że wszystkie negatywne głosy na mój temat, były jedynie rozpaczliwą próbą powstrzymania niewygodnego dla układu rządzącego kandydata przed objęciem mandatu.
Co do tego, jak mówili o mnie wówczas oponenci polityczni, na przykład Pan Dragomir Rudy, kandydat z listy „Niezależnych Razem” do rady powiatu, a zarazem pracownik MGOK wystosował do mnie za pośrednictwem portalu Facebook list otwarty, w którym odnosił się m.in. do moich wypowiedzi na temat „białoruskich standardów”. W niesprawiedliwej publikacji, którą mógł zobaczyć praktycznie każdy mieszkaniec gminy Głogówek, rozpowszechnianej przez inne osoby pisał na mój temat:
„Strach nawet pomyśleć do czego jest Pan zdolny, i co mógłby Pan zrobić po objęciu mandatu Burmistrza (…). Pana zachowanie w istocie zagraża spokojnej i przede wszystkim zrównoważonej społeczności lokalnej Głogówka (…). Analiza Pańskiego wpisu na blogu z dnia 29 października 2014 roku prowadzi do następującej konstatacji: nie wystarczy samo odebrane wykształcenie, przede wszystkim trzeba posiadać odpowiednią kulturę osobistą. Życzę Panu (…) aby w drugim człowieku nie poszukiwał Pan wroga, ale przyjaciela. Proszę pamiętać, iż lepiej spieszyć się kochać innych ludzi, niż spieszyć się ich obrażać i pomawiać, nie mając przy tym ani krzty racji”.
Wszystkie te słowa, ale także wiele innych, które padły były obliczone na skompromitowanie i poniżenie mnie w opinii publicznej. Nie skomentowałem ich jednak wówczas, uznając, że poczekam z tym na rozstrzygnięcie sprawy przez sąd. Dziś w odniesieniu do przytoczonego cytatu mogę powiedzieć tylko, że faktyczne zagrożenie dla zrównoważonej społeczności lokalnej Głogówka niosą próby zastraszania sądami. Kto z nich słynie? To wiedzą państwo najlepiej. Być może często okazywały się one skuteczne, jednak mnie nie są w stanie skłonić do zaniechania działalności opartej na walce o prawdę i przyzwoitość. Co do kultury osobistej, okazuje się także, że dziś ze strony moich oponentów płyną pod moim adresem rozmaite inwektywy, nie zaś odwrotnie. Wreszcie na koniec, co do racji: nie pomylił się Pan Rudy pisząc, że lepiej się spieszyć kochać innych ludzi, niż spieszyć się ich obrażać i pomawiać, nie mając przy tym ani krzty racji. Sugerowałbym jednak, aby wypowiedź tę wziął sobie do serca. O tym, że mi ta maksyma jest bliska doskonale wie i on, i dyrektor MGOK, którym w dalszym ciągu, mimo krzywdzącego pozwu podaję rękę, i z którym jestem w stanie zamienić bez problemu kilka słów, nie tylko ogólnikowo. Szkoda tylko, że rozmowy ze mną tak bardzo tych panów peszą. Zdążyli się już jednak przekonać: wybaczam, nie zapominam.
Pozostając w temacie wygranej przeze mnie sprawy, warto także zwrócić uwagę na koszty procesu. Niestety poniesie je MGOK, podległy burmistrzowi Głogówka. Innymi słowy, to podatnik złoży się na nieracjonalny pozew, który przeciwko mnie wytoczono. Kuriozum całej sprawy jest takie, że ja osobiście koszty procesu poniosłem z własnej kieszeni, gdy wobec mnie wytoczono machinę opłacaną z publicznych pieniędzy. Jestem ciekaw, czy osoby odpowiedzialne za ten pozew (a także ci, którzy wydawali im polecenia – o ile tacy w ogóle byli, co każdy rozstrzygnie według własnego uznania) dziś zwrócą do publicznej kasy to, co bezsensownie roztrwonili. Czy wykażą się odpowiedzialnością za pieniądze podatnika? Czy może tylko łatwo przychodziło im chodzenie po sądach, gdy nie musieli za to płacić z własnych środków, tylko z pieniędzy publicznych? Jestem zdania, że w myśl zasady albo Dyrektor MGOK-u, albo burmistrz Andrzej Kałamarz (jako reprezentant władz gminy) powinni wykazać się odpowiedzialnością, i zadbać o wyrównanie strat poniesionych na skutek przegrania procesu przez MGOK. Wszak… jak mawiał klasyk, mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, nie jak zaczyna.
Ja zaś pozostanę przy jednej z maksym: prawda sama się obroni. Nie można jej ani zakrzyczeć, ani ukryć, ani w żaden sposób zrelatywizować.
Piotr Bujak (26 l.) jest niezależnym radnym Rady Miejskiej w Głogówku i liderem tamtejszej opozycji.