Umowy w Polsce mają bardzo głęboką tradycję, szczególnie, że tylko w nas są podpisywane głównie bez czytania. Zasadniczo powinienem napisać „prawdopodobnie bez czytania”, bo może co dziesiąty osobnik żyjący w naszym kraju coś tam przeczyta, jednak jak pokazują ostatnie obrazki jest to dość rzadkie zjawisko.
Panowie od Narodowego Centrum Sportu wezmą wielkie premie tylko dlatego, że umowy są podpisane i choćby doktor Mucha zapewniała, że pieniądze wstrzymuje to robi tylko szopkę dla medialnej publiczki klaszczącej z radości płetwami jak pewien kaczor z kreskówki o znanym imieniu „Donald”.
Ostatnio rozmawiałem z opolskim radnym Solidarnej Polski Michałem Nowakiem. Naświetlił pewien problem omawiany na ostatniej sesji Rady Miasta Opola. Otóż umowa która została podpisana z wykonawcą Centrum Wystawinniczo-Kongresowego w Opolu zawiera wiele niekorzystnych dla miasta paragrafów.
Wiadomo już od pewnego czasu, że budowa tego wspaniałego obiektu, na który czeka wielu opolan opóźni się zapewne z winy wykonawcy. Zazwyczaj taki wykonawca musi zapłacić za każdy dzień zwłoki karę, która jest określona właśnie w umowie. Dlatego też wykonawca CWK przy ulicy Wrocławskiej będzie musiał za każdy dzień zapłacić 0,02% całości kwoty inwestycji za każdy dzień opóźnienia. Radny Nowak pyta więc, co to za kara? I tu ma wielką rację! Bo jeżeli całość inwestycji wynosi prawie 30 mln złotych, to setne procenta dla wykonawcy, który w czasie dopuszczenia się opóźnienia wykona „fuchę” na boku wartą kilka milionów złotych, czy też często euro będzie przysłowiową jałmużną do zapłacenia na rzecz miasta.
Ile jest takich fuszerek w umowach? Odpowiedź jest prosta – wiele. Kolejny przykład można przytoczyć z budową wiaduktu przy ulicy Struga. Zakończyło się śledztwem ratuszowej komisji rewizyjnej z doniesieniem do prokuratury. Sprawa do teraz nie doczekała finału, ponieważ wykonawca wiaduktu domaga się od miasta 2 mln złotych, których urząd nie chce zapłacić ponieważ uważa, że nie ma za co.
Tak jest zawsze przy większych inwestycjach. Jest to problem ogólnopolski, ponieważ nad umowami i projektami nie pracują specjaliści tylko zwykli urzędnicy, którzy już od 14.00 siedzą w oczekiwaniu na zakończenie pracy. Problem będzie wracał, jeżeli nie będą zakładane większe założenia budżetowe dla wykonawców. Przetargowa łapanka na najtańszą ofertę najczęściej nie zdaje egzaminu, dlatego potrzebne też są prace parlamentarne, które ustawowo uregulują wszystkie kwestie. Jednak czy kiedykolwiek tego doczekamy?
Autor: Łukasz Żygadło
No tak a potem taki wykonawca kosi kase z miasta!! Co za patologia!
POstkomuna do Lamusa