Sowiecki rabunek Kresów Wschodnich. Kradli nawet ramy okienne i klamki

Zastępca Naczelnego

Sojusznicy w zajętym Brześciu 1939/Twitter.com

W następstwie agresji Związku Sowieckiego wschodnia część Rzeczpospolitej stała się miejscem masowych grabieży. Rabunki miały często charakter prywatny. Dokonywali ich dla własnej korzyści krasnoarmiejcy i komunistyczni bojówkarze. Rozpowszechniona była też jednak grabież instytucjonalna, którą realizowały jednostki Armii Czerwonej oraz organy sowieckiej administracji terenów okupowanych.

Szeregowym sowieckim bojcom przez lata wpajano przekonanie o nędzy trapiącej wszystkich zwyczajnych mieszkańców wyzyskiwanej, „pańskiej Polski”. Faktyczne warunki życia nad Wisłą wprawiły wielu żołnierzy najeźdźczej armii w osłupienie.

Rabunki prywatne

Krasnoarmiejcy nieraz więc próbowali uszczknąć dla siebie coś z oglądanego „bogactwa”. Twierdzili, że jest to słuszna i należna nagroda za udział w „wyzwalaniu” tzw. Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy.

Dowody takiego rozumowania można odnaleźć w licznych sowieckich dokumentach archiwalnych z pierwszych miesięcy wojny. Oto kilka charakterystycznych przykładów:

Lejtnant Czerepanow 23 września 1939 r. w Tarnopolu wyłamał zamek od prywatnego magazynu ze skórą i ukradł lakierowaną skórę na buty. Biorąc przykład z Czerepanowa, żołnierze jego plutonu weszli do magazynu i rozgrabili go. Oprócz tego Czerepanow ukradł z prywatnego domu radioodbiornik, cztery komplety pościeli i inne rzeczy.

Instruktor Wydziału Politycznego 1KS (F[rontu] U[kraińskiego]), starszy politruk Iwanienko, 23 września 1939 r. zabrał bezprawnie jeńcom wojennym i miejscowej ludności dwa kupony sukna, garnitur, płaszcz, aparat fotograficzny i inne przedmioty, które sobie przywłaszczył.

Oficer polityczny Geniczeżew ze szwadronu sztabowego 6 DKaw. (F[ront] B[iałoruski]), po drodze z Nowogródka do Białegostoku od 23 do 27 września, systematycznie grabił jeńców wojennych i ludność. Grożąc bronią, zabierał i przywłaszczał pieniądze i cenne przedmioty zakładników (…). W jednostkach Frontu Białoruskiego odnotowano kilka przypadków wysyłania samochodami zabranego mienia przez dowódców.

Skali procederu nie da się precyzyjnie określić. Rabunki prywatne musiały być jednak bardzo częste, jeśli stały się nieodłącznym motywem we wspomnieniach Polaków, częstokroć do cna ograbianych z najcenniejszego dobytku. Pisali o nich także obywatele Związku Sowieckiego, ochoczo korzystający z uwiezionych łupów.

Wreszcie dysponujemy i źródłami oficjalnymi. Przykładowo zachował się utrzymany w alarmistycznym tonie list jednego z prokuratorów wojskowych Frontu Ukraińskiego. Do samego Józefa Stalina pisał on „o jaskrawych faktach ogromnej samowoli i przestępczych działaniach ze strony całego szeregu dowódców i oficerów politycznych z [różnych] oddziałów”.

Rabunki tylko jednej armii

Nawet jeśli indywidualne akty plądrowania spotykały się z potępieniem, nikt nie krytykował prawdziwie masowego, zarządzonego odgórnie drenażu zajętych terenów. Zardzewiałe tryby sowieckiej machiny wojennej nie były w stanie sprostać wymogom zaopatrzenia ogromnej liczby własnych wojsk w podstawowe środki niezbędne do prowadzenia działań bojowych, czy choćby jakiejkolwiek dyslokacji sił. Z tego powodu dowódcy Armii Czerwonej uciekali się do przymusowych rekwizycji wśród miejscowej ludności.

Zabierano benzynę, żywność dla żołnierzy i paszę dla koni. Poza tym poszukiwane były samochody, motocykle, rowery, broń myśliwska i zegarki. Polskie majątki zostały też pozbawione maszyn rolniczych, zwierząt hodowlanych, mebli, obrazów, rzeczy codziennego użytku, czy co cenniejszych osobistych przedmiotów należących do właścicieli. Ogołacane były zwłaszcza te gospodarstwa, które w myśl bolszewickiej nomenklatury uznawano za „kułacze” czy też „obszarnicze”.

Jedna tylko 6. Armia zadeklarowała zajęcie polskim obywatelom w trakcie „działań wyzwoleńczych”: 547 ton mąki, prawie 29 ton kaszy, około 33 ton tłuszczy, 600 kilogramów masła, ponad 12 ton cukru, tony kawy, prawie 18 ton soli, 843 ton owsa, prawie 3 ton śledzi, około 143 tys. konserw i ponad 3 mln paczek papierosów. Takich armii bolszewickich podczas najazdu na Polskę było w sumie siedem. Należy też pamiętać, że z pewnością nie wszystkie zrabowane dobra trafiły do oficjalnego rejestru.

Tysiące lokomotyw i wagonów

Skala i tempo grabieży na okupowanych Kresach Wschodnich tylko się zwiększyły po podpisaniu Traktatu o granicach i przyjaźni z 28 września 1939 r. Z terenów pierwotnie zajętych przez Armię Czerwoną, a na mocy porozumienia przekazanych III Rzeszy w szybkim tempie wywieziono – według dostępnych danych – 6600 zdobycznych lokomotyw i wagonów kolejowych.

Co najmniej 495 wagonów było wyładowanych materiałami kolejowymi, 293 wagony cukrem, 184 wagony węglem i koksem, 132 wagony rudą i żelazem, 82 wagony mąką i zbożami, 75 wagonów autami, 65 wagonów sprzętem wojskowym, 37 wagonów bydłem, 35 wagonów spirytusem, 10 wagonów maszynami rolniczymi, a 590 wagonów innym mieniem. Zawartość pozostałych wagonów nie została ustalona, trudno jednak podejrzewać, że zmierzały na wschód puste. Sowieci zabierali przecież wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość.

W podobny sposób w 1939 r. zostało potraktowane Wilno, zanim władze w Moskwie cynicznie przekazały je rządowi litewskiemu. W ręce bolszewików wpadło tam 97 parowozów i 1500 wagonów kolejowych. Były bardzo potrzebne krasnoarmiejcom, bowiem miasto zostało doszczętnie i celowo złupione. Do Związku Sowieckiego wysłano zawartość bankowych skarbców, wyposażenie sklepów, szkół i szpitali, karetki pogotowia i osprzęt miejscowych fabryk (w tym w całości nowoczesnych zakładów „Elektrit”, będących wiodącym w Polsce producentem radioodbiorników).

Obłupiona została też wileńska elektrownia kolejowa, zrabowano znaczne zapasy węgla i podkładów kolejowych, a także dobra kultury: zasoby Archiwum Państwowego, publiczne i prywatne zbiory biblioteczne oraz kolekcje dzieł sztuki. „Wyzwoliciele” nie gardzili nawet deskami podłogowymi, ramami okiennymi czy mosiężnymi klamkami. Z Wilna dniem i nocą ciągnęły nie tylko pociągi, ale też całe karawany sowieckich ciężarówek wyładowanych po brzegi wszelkim dobrem.

Upaństwowienie banków

Analogiczne sytuacje notowano na całych Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej. Przykładowo w polskim zagłębiu naftowym w Borysławiu Sowieci zagarnęli 5 tys. wagonów materiałów pędnych i produktów naftowych, natomiast z Łucka, w ciągu tylko jednego dnia, wywieźli 180 wagonów mebli.

Dalsze przejęcia majątku związane były z formalnym przyłączeniem polskich ziem do Związku Sowieckiego. Politycznej aneksji towarzyszyła masowa nacjonalizacja. Szybko upaństwowiono banki. Tylko na Zachodniej Ukrainie Sowieci przejęli 414 placówek bankowych i 1500 innych instytucji kredytowych. Następnym krokiem była konfiskata zasobów pieniężnych, będących w posiadaniu dotychczasowych obywateli Polski.

Ustalono, że od 21 grudnia jedynym środkiem płatniczym będzie rubel, przy czym przyjęto skrajnie niekorzystny dla posiadaczy złotówki przelicznik. Wynosił on 1:1, choć zaraz przed wybuchem wojny za jedną złotówkę trzeba było zapłacić ponad 33 ruble. Wymiany dokonano niespodziewanie, a maksymalna kwota zarówno dla osób fizycznych jak i prawnych wyniosła zaledwie 300 rubli. Jakakolwiek nadwyżka przepadała. W jednej chwili cała elita społeczeństwa, ale też cała klasa średnia, została doprowadzona do ruiny.

Dla podkreślenia skali tej grabieży warto przypomnieć poziom pensji wypłacanych w 1939 r. w Związku Sowieckim. Robotnik zarabiał wówczas 100–130 rubli, nauczyciel 150–200, lekarz 180–250. Szacowano, że dla najskromniejszej egzystencji potrzeba około 100 rubli miesięcznie. Kwota ta była jednak oparta na cenach oficjalnych, nie zaś czarnorynkowych. W rzeczywistości życie kosztowało dużo więcej. Maksimum, jakie pozostawiono Polakom mogło pozwolić przetrwać tylko kilka tygodni.

Tysiące znacjonalizowanych przedsiębiorstw

W październiku 1939 r. Kreml zadecydował o nacjonalizacji polskich instytucji i przedsiębiorstw. Do upaństwowienia przeznaczono m.in. zakłady produkcyjne, poligraficzne, przedsiębiorstwa komunalne, elektrownie, hotele, szpitale, apteki, uzdrowiska, teatry, kina, muzea, galerie sztuki, biblioteki, restauracje, sklepy, obiekty sportowe, budynki administracyjne i szkoły.

Łącznie Związek Sowiecki przejął 3 tys. 919 polskich przedsiębiorstw i instytucji wraz z całym ich majątkiem. Właściciele mniejszych zakładów i warsztatów zostali zmuszeni do sprzedaży swoich interesów po odgórnie ustalonych, urzędowych cenach, z tym że rekompensatę otrzymywali wyłącznie za maszyny i środki produkcji. Zadośćuczynieniu nie podlegały natomiast budynki i ziemia, a więc aktywa o największej wartości.

Rabunek milionów hektarów ziemi

Po nacjonalizacji przemysłu i obiektów użyteczności publicznej przyszedł czas na ziemię. Konfiskacie uległo ponad 4,16 mln hektarów należących do polskich posiadaczy ziemskich, urzędników państwowych, osadników wojskowych i Kościoła Katolickiego (na okupowanych przez Sowietów Kresach istniało około 1300 parafii).

W przybliżeniu 1,5 mln hektarów przekazano bezrolnym i małorolnym chłopom, którzy otrzymali także prawie 190 tys. zwierząt gospodarskich, zrabowanych poprzednim właścicielom. Był to zresztą tylko pośredni etap przemian. W następstwie parcelacji miała przyjść powszechna kolektywizacja, na skutek której cała ziemia rolna znalazłaby się pod kontrolą państwa.

Rabunek dobytku deportowanych

Ostatnią grupą obywateli polskich, dotkniętych rabunkiem ze strony sowieckich władz okupacyjnych, były ofiary trzech masowych deportacji, przeprowadzonych w pierwszej połowie 1940 r. „Specpiersielencom”, jak ich określano, wolno było zabrać tylko 500 kg dobytku. Musieli porzucić cały sprzęt rolniczy i zwierzęta, natomiast ich gospodarstwa zostały przejęte w „tymczasowy zarząd” przez lokalne komitety chłopskie.

Podczas pierwszej deportacji z lutego wspomnianego roku, która uderzyła głównie w polskich osadników wojskowych, tylko na obszarze Zachodniej Białorusi bolszewicy przejęli 9 tys. 584 polskie majątki ziemskie. Następnie dokonywano w nich szabru na wielką skalę. Jak stwierdzał stosowny raport ekspozytury NKWD w Pińsku „poszczególni przewodniczący i członkowie Komitetów Chłopskich, wykorzystując swoje stanowisko służbowe, przywłaszczali sobie lub rozdawali według własnego uznania, cały niespisany majątek osadników i pracowników straży leśnej”.

100 mld w 10 miesięcy

Pełny rachunek strat materialnych, jakie poniosła Rzeczpospolita w wyniku grabieży dokonanych przez Sowietów na okupowanych terenach w latach 1939–1941 nie jest możliwy do odtworzenia. Według fragmentarycznych danych, opracowanych w 1940 r. na rzecz rządu polskiego na uchodźstwie, polskie straty gospodarcze spowodowane wycofaniem złotówki, konfiskatą wkładów bankowych, towarów i urządzeń, nacjonalizacją budynków, mieszkań i przemysłu przez pierwsze 10 miesięcy sowieckiej okupacji wyniosły 8,13 mld przedwojennych złotych, czyli blisko 100 mld zł w dzisiejszych pieniądzach.

Źródło: Dariusz Kaliński, WielkaHISTORIA.PL/Onet.pl

Komentarze są zamknięte