Z duszą na ramieniu, przyjąłem propozycje udziału w zespole doradców KPN. Pokutował wizerunek, tworzony w PRL'u, że to faszyści i antysemici. Do tego niebezpieczni, bo Moczulski chce zbrojnie odzyskać Lwów i wjechać tam na białym koniu.
Prawda była oczywiście inna. Był to ruch o tradycji piłsudczykowskiej, czyli odwoływał się do patriotyzmu, działań propaństwowych i prospołecznych. Konfederacja nie brała udziału w „okrągłym stole", nie uczestniczyła w sprawowaniu władzy, ale teraz przestała być traktowane jak nielegalna partia. Dostała siedzibę w pałacyku przy Nowym Świecie. Moczulskiemu zależało na ściągnięciu wykształconych ludzi. Nie było to łatwe, wobec zapatrzenia inteligencji w Unię Wolności i program Balcerowicza. Gazeta Wyborcza, jak niegdyś Trybuna, przejęła rolę mentora prezentującego „jedynie słuszną drogę" i stanowisko władzy. Spotykaliśmy się raz w tygodniu. W zespole byli działacze KPN i ludzie biznesu. Przewinęli się i ci którzy znaleźli się potem na liście najbogatszych Polaków. Ja z doktoratem, wtedy byłem najbardziej wykształconą osobą w tym gronie.
Czytaj więcej...