Wczoraj, w niedzielę, zobaczyłem dwie fotografie, które, każda na swój sposób, dobrze ilustrują stan duchowy dwóch Kościołów chrześcijańskich w Europie.
Na pierwszym zdjęciu widać jak mieszkańcy Lwowa ostrożnie ukrywają w schronie krucyfiks ze katedry Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego, aby uchronić go przed niebezpieczeństwem zniszczenia w razie ataku rosyjskich rakiet na ich miasto.
Na drugim zdjęciu zobaczyłem prezbiterium kościoła św. Jana w austriackim Innsbrucku, w którym miejscowy biskup rzymskokatolicki zawiesił duży plakat z nagim mężczyzną, działaczem LGBT. Plakat, zasłonił znaczną część ołtarza Pańskiego.
Jak wyjaśnił później na Instagramie sam pasterz diecezji, zrobił to, chcąc „wezwać do refleksji na początku Wielkiego Postu”. David, trans model pozujący na zdjęciu, jest Gruzinem pochodzenia ukraińskiego i w ten sposób, jak twierdzi biskup, protestuje przeciwko wojnie w swojej ojczyźnie.
Cóż. Obie fotografie są boleśnie prawdziwe. Podczas, gdy na pierwszym zdjęciu Lwowianie ratują sacrum od profanacji, od grzechu przemocy, grożącej zniszczeniem piękna, które ich inspiruje i daje im siłę, na drugim, profanacji sacrum dokonuje sam biskup, czyniąc świątynię Boga przestrzenią własnego ekshibicjonizmu. Ołtarz poświęcony Stwórcy zamienił się w ołtarz poświęcony wulgarnej próżności.
Na pierwszym zdjęciu zwykli ludzie żyją i pracują w warunkach zagrożenia wojennego, a ich poświęcenie jest silne.
Na drugim zdjęciu widzimy Kościół, który nie jest zagrożony fizycznym niebezpieczeństwem, materialnie bezpieczny i funkcjonujący w pokoju, a jednak duchowo martwy, zionący ohydą spustoszenia.
Oto dwa Kościoły, które, przynajmniej deklaratywnie, dzielą wspólną wiarę w Jezusa Chrystusa, lecz w praktyce żyją w dwóch boleśnie rozdzielonych światach.
Źródło: Goran Andrijanić, wPolityce.pl