Bussines Insider: Podatek cukrowy mamy trzeci największy w Europie

Zastępca Naczelnego

Mateusz Morawiecki/YouTube.com

Największe cztery gospodarki świata nie mają takiego podatku, a dopiero piąta – Indie – go wprowadziły. A jednak premier stwierdził, że większość „dojrzałych państw” świata podatek cukrowy już ma. Postanowiliśmy sprawdzić, kto i kiedy go wprowadził i jakie podatek dał efekty – pisze Jacek Frączyk na łamach Bussines Insider. – Cukier jest niezdrowy i większość dojrzałych państw już dawno tę opłatę wprowadziła – zapewniał premier w poniedziałek wieczorem na Facebooku, odpowiadając na pytanie internauty o podwyżki podatków.

Czy Polacy zapłacą bardzo dużo za „luksus”?

Sprawdziliśmy. Z tą „większością” premier mocno przesadził, co można tłumaczyć tempem dyskusji na Facebooku. Może też mieć specjalną definicję „państwa dojrzałego”? Cztery największe gospodarki świata to: USA, Chiny, Japonia i Niemcy i w żadnym z tych krajów podobny podatek nie obowiązuje.

Dopiero piąta – Indie podatek cukrowy mają. Uruchomiono go tam w 2017 roku. Opodatkowane są zwiększonym VAT napoje słodzone, ale tylko te bez odpowiedniej zawartości soku owocowego, lub warzywnego. W rezultacie gdyby do Coca-Coli, czy Pepsi dodano sok w określonej ilości, to stawka podatku wynosiłaby 12 proc., a nie 40 proc. Napoje słodzone bez soku są więc obciążone dodatkowym podatkiem 25 proc. Wielu producentów zaczęło soki do swoich napojów dodawać, by obniżyć cenę produktu.

Podatek wprowadziła też gospodarki szósta i siódma na globie, czyli Wielka Brytania i Francja. Nie mają jednak takiego podatku gospodarki od ósmej – Włoch – do czternastej – Australii, choć ta ostatnia to rozważała. Wprowadziła go gospodarka piętnasta – Meksyk, ale potem z przerwą na Indonezję i Niderlandy cukier w napojach opodatkowuje dopiero osiemnasta, czyli Arabia Saudyjska.

Gdyby brać pod uwagę zamożność społeczeństw, tj. PKB na głowę mieszkańca z uwzględnieniem siły nabywczej pieniądza, to z dziesiątki najbogatszych pięć krajów taki podatek wprowadziła. Stosują go (w kolejności od najbogatszego) Katar, Irlandia, Norwegia, Sułtanat Brunei i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Nie ma go w: Luksemburgu, Singapurze, Szwajcarii, USA i Makao. Co innego jednak podwyżka dwulitrowej butelki Coli o 2 zł dla biednego, a co innego dla bogatego.

W przypadku USA podobny eksperyment podatkowy zastosował stan Pensylwania. Szef Coca-Coli analizując wpływ podatku na sprzedaż nazwał go „kompletną katastrofą”, a PepsiCo przestała sprzedawać w tym stanie butelki dwulitrowe i 12-paki.

W Europie dodatkowe podatki na napoje najwcześniej wprowadzono w Finlandii, gdzie obowiązują od 1940 roku i obecnie wynoszą do 22 eurocentów na litr w zależności od zawartości cukru. Ponad cztery dekady później implementowała je Norwegia i obecnie wynoszą 23 eurocentów na litr. Następne były Węgry w 2011 roku (24 eurocenty za litr), a w 2012 roku Francja, która początkowo stosowała ogólny podatek od napojów słodzonych, by od 2017 roku uzależnić stawkę podatku od zawartości cukru (7,16 eurocentów za litr).

Podobne podatki wprowadziła Belgia w 2016 roku (6,8 eurocentów za litr), później w 2017 roku: Portugalia (do 16 eurocentów za litr) i hiszpańska Katalonia (do 12 eurocentów za litr). Jako ostatnie ustanowiły go w 2018 roku: Wielka Brytania (24 pensy za litr) i Irlandia (do 30 eurocentów za litr).

Polski podatek ma wynosić maksymalnie 1,20 zł za litr. Przeliczając stawki europejskich państw na średni kurs złotego wynika, że mamy najwyższy poziom podatku po Wielkiej Brytanii i Irlandii, które życzą sobie za litr odpowiednio 1,49 zł i 1,35 zł. Finlandia, Norwegia i Węgry mają go na poziomie około 1 zł za litr, Portugalia 72 gr, Katalonia 54 gr, a Francja i Belgia po około 30 gr.”

podał portal BI.

Wprowadzony podatek nieznaczenie wpłynie na spożycie cukrów, ale poważnie wpłynie na portfele Polaków. Już teraz duże sieci handlowe podniosły ceny wielu produktów zwierających cukry, np. popularnej Coca-Coli o ponad 50 procent. Rząd RP stoi za wygenerowaniem dodatkowych zysków dla dużych sieci, a skuteczność takiego rozwiązania prozdrowotnego jest dyskusyjna. Tu trzeba postawić na edukację oraz ewolucyjną zmianę nawyków żywieniowych, a nie na nowe podatki. De facto to sytuacja podobna do tej z podwyżkami kosztów odbioru nieposegregowanych odpadów. Większe koszty nie spowodowały lawinowego wzrostu segregacji śmieci. Mamy wrażenie, że tak samo będzie ze spożyciem cukrów”

– powiedział niedawno Niezależnej Gazecie Obywatelskiej Paweł Czyż, rzecznik prasowy Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin.

Podatek cukrowy a otyłość

Uzależnienie stawki podatku od zawartości cukru we Francji od lipca 2017 i jego podwyżka (z 0,9 do 7,15 eurocentów) spowodowało, że tacy giganci jak Schweppes, czy Lipton Ice Tea obniżyli zawartość cukru w swoich napojach o 40 proc., a Seven Up, czy Fanta o 30 poc. – pisał magazyn The Connexion kilka miesięcy po wprowadzeniu nowego podatku. Niewykluczone, że tego samego procesu doświadczymy i w Polsce.

U nas nową daninę wprowadzono od 1 stycznia 2021. Opłata w podatku cukrowym – choć naprawdę powinno się to zwać „podatkiem od napojów słodzonych”, bo samego cukru nie obejmuje – składa się z dwóch części: stałej i zmiennej. Stała to 50 gr od litra napoju zawierającego cukier lub jego zamiennik – słodzik. Zmienna to dodatkowe 5 gr za każdy gram cukru powyżej 5 gram na 100 ml napoju, w przeliczeniu na litr napoju.

Dodatkowo, napoje zawierające kofeinę lub taurynę obciążone są kolejną opłatą: 10 gr za każdy litr napoju. Ustawa zakłada, że łącznie podatek cukrowy na litr napoju może wynieść maksymalnie 1,20 zł.

Niektóre napoje są zwolnione z tej opłaty, np. napoje izotoniczne, wyroby medyczne lub napoje z 20-proc. udziałem soku owocowego lub warzywnego. O to ostatnie wyłączenie mocno walczyła branża sadowników i producentów soków.

(…)

I tak, w momencie wprowadzenia podatku w Norwegii otyłych było 9,8 proc. ludzi. W ciągu pięciu lat od 1976 do 1981 wskaźnik wzrósł o 1,6 pkt. proc. W kolejnych pięciu latach przyrost był wolniejszy, bo wyniósł 1,4 pkt. proc. Podatek cukrowy mógł spowolnić trend, ale go nie zatrzymał. Obecnie otyłych jest aż 25 proc. Norwegów.

A jak się udało Łotyszom przełożyć podatek na otyłość? W 2004 roku, w którym podatek wprowadzano, otyłych było 21,7 proc. Łotyszy, a przyrost w ciągu pięciu wcześniejszych lat był o 1,1 pkt. proc. Pięć lat po wprowadzeniu podatku otyłych było jednak już 23,2 proc. społeczeństwa, czyli 1,5 pkt. proc. więcej niż w momencie wprowadzania daniny. Według najnowszych danych WHO w 2016 roku otyłych wśród Łotyszy jest 25,7 proc., czyli o 4,6 pkt. proc. więcej niż przy początku opodatkowania.

Węgry? Podatek cukrowy mają od 2011 roku, kiedy poziom otyłości mieli już na poziomie 25,8 proc., czyli o 2,5 pkt. proc. wyżej niż pięć lat wcześniej. Czy podatek zmienił trend? Niestety nie – w 2016 otyłe było już 28,6 proc. Węgrów, czyli o 2,8 pkt. proc. więcej niż w momencie wprowadzaniu podatku.

To może chociaż w przypadku Francji można powiedzieć, że jest wyraźny sukces? W 2012 roku gdy wprowadzano pierwszy stosunkowo niewielki jak na obecne standardy podatek od napojów słodzonych otyłych było 21,6 proc. mieszkańców, czyli o 1,6 pkt. proc. więcej niż cztery lata wcześniej. Po czterech latach wskaźnik rośnie o 1,6 pkt. proc., czyli o tyle samo co w poprzednich czterech latach.

W Europie nie działa, to może chociaż poza Europą podatek przynosi gdzieś widoczne efekty? Meksyk wprowadził podatek w 2014 roku, gdy otyłych było 27,2 proc. mieszkańców, czyli o 1,2 pkt. proc. więcej niż dwa lata wcześniej. Dwa lata po wprowadzeniu podatku otyłość wzrosła o też 1,2 pkt. proc.

W tym samym roku co Meksyk swój podatek od napojów wprowadzało Chile. Otyłość wynosiła wtedy 27,7 proc. społeczeństwa, czyli o 1,1 pkt. proc. więcej niż dwa lata wcześniej. Po dwóch latach otyłych przybyło o te same 1,1 pkt. proc.

Na koniec zostawiliśmy sobie Nauru. Tam większość niespecjalnie przejmuje się tuszą, bo otyłych w 2016 roku było aż 60,7 proc. Państwo oczywiście z tym walczy i od 2007 roku obowiązuje tam podatek od importu cukru. Efekt?

W 2007 roku otyłych było 57,3 proc., czyli o 2,3 pkt. proc. więcej niż pięć lat wcześniej. Po pięciu latach od opodatkowania otyłych przybyło do aż 59,3 proc., czyli o 2 pkt. proc. Jak widać po nowszych danych trend wcale się nie zmienił, a tylko nieznacznie osłabł.

Wnioski? Żadne państwo, które wprowadzało podatek nie może się pochwalić spadkiem stopnia otyłości, a tylko dwa: Norwegia i Nauru mogą powiedzieć, że spowolniły w ten sposób trend. I to nieznacznie.”

– przytacza Bussines Insider.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Premier Mateusz Morawiecki ma nadzieję na skutczność „podatku cukrowego” w walce o zdrowie Polaków. Chadecy z ZChR sceptyczni

Zauważyliśmy reakcję Polaków na wprowadzenie tego podatku. Wiele osób pyta żartobliwie o to, czy rząd Mateusza Morawieckiego zamierza wprowadzić podatek solny. Nikogo nie trzeba przekonywać, że sól jest szkodliwa. Przypominamy, że za rządów Ewy Kopacz politycy Prawa i Sprawiedliwości popierali wycofanie drożdżówek ze szklepików szkolnych. Efekty obowiązywania ustawy antyfastfoodowej były dalekie od zakładanych. Apelujemy o szeroki program edukacyjny dotyczący wpływu nadmiernego spożycia cukru na zdrowie i ponowną refleksję Zjednoczonej Prawicy w kwestii podatku cukrowego”

– mówi NGO Paweł Czyż.

Przepisy były bardzo restrykcyjne. Licealiści narzekali, że nie ma kawy, młodsze dzieci krytykowały obiady za „brak smaku”. Młodzież organizowała internetowe protesty”

donosiła „Gazeta Wyborcza”.

„Z danych Małopolskiego Kuratorium Oświaty wynika, że po wprowadzeniu ustawy [o  w życie w co trzeciej szkole spadła liczba dzieci jedzących obiady; także co trzecia placówka zaobserwowała, że uczniowie wyrzucają jedzenie do kosza. W 33 proc. szkół wzrosły ceny obiadów (dotyczy to również 16 proc. sklepików), 12 proc. stołówek zgłosiło trudności z zakupem określonych w rozporządzeniu produktów (ten sam problem ma 21 proc. sklepików). 38 proc. przedszkoli i 13 proc. szkół alarmuje, że nie może słodzić napojów miodem, ponieważ dzieci mają na niego uczulenie. W co trzecim sklepiku asortyment jest teraz bardzo ograniczony, poza wodą i jabłkami prawie nie ma co kupić”

czytamy w Wyborczej.

Źródło: Bussines Insider/Piotr Galicki

 

Komentarze są zamknięte