Białoruś w ostatnich dniach odmieniana jest przez wszystkie przypadki, a to za sprawą minionych wyborów prezydenckich, które przy okazji po raz kolejny ukazały walkę o strefę wpływów w tej strategicznej części Europy. Wybory stały się pretekstem do międzynarodowej próby sił i określenia granic, do których na Białorusi można się posunąć, za którą rozpoczyna się destabilizacja państwa i całego regionu. W tej sprawie nie ma prostych odpowiedzi. Takie serwują jedynie europejskie, w tym polskie mainstreamowe media, licząc na naiwność odbiorców i wykreowanie jednolitego przekazu, niekoniecznie zgodnego z rzeczywistością. Prawdziwa gra o Białoruś rozgrywa się w cieniu kamer i zaciszu politycznych gabinetów, na wielu płaszczyznach, których gołym okiem nie widać. Okołowyborcze zamieszanie i próbę siłowego rozwiązania można zrozumieć tylko przy pomocy starej rzymskiej maksymy: Is fecit, cui prodest (Ten uczynił, czyja korzyść). A zatem, kto i co kryje się za ostatnimi wydarzeniami na Białorusi?
Obalenie Łukaszenki to prezent dla Putina
Powyborczy chaos informacyjny potęgują dodatkowo działania Aleksandra Łukaszenki, który zlecił niedopuszczalne i godne potępienia brutalne działania milicji wobec uczestników antyprezydenckich protestów. Podobnie jak miało to miejsce pięć lat temu, ale to akurat żadna niespodzianka. Niepokoi natomiast skala protestów wzorowana po części na kijowskich majdanach. A to nie jest najlepsza droga do zmian na Białorusi, bo może zakończyć się rewolucyjnym rozlewem krwi jak na Ukrainie. Taki scenariusz byłby najgorszym z możliwych dla Białorusi, bo osłabiłby struktury państwa na tyle, że stałoby się ono łatwym łupem dla Rosji. To także najgorsze z możliwych rozwiązań dla Polski i Unii Europejskiej, ponieważ przybliży ono bezpośrednie zagrożenie do naszych granic. Mamy już poważny problem z upadającą i nieobliczalną Ukrainą. Należy z tej nauki wyciągnąć wnioski, aby nie powielić tych samych błędów w stosunku do Białorusi. Dla polskiego i europejskiego bezpieczeństwa potrzebna jest stabilna i niepodległa Białoruś, a nie Białoruś pogrążona w anarchii i konfliktach. I to temu celowi powinny być podporządkowane wszystkie działania dyplomacji, ale niestety tak nie jest. Trzeba nazwać rzeczy po imieniu, obalenie Łukaszenki dzisiaj oznaczać będzie prezent dla Władimira Putina, który na to właśnie czeka. Bez Łukaszenki Białoruś podryfuje na Wschód i to na dobre. Stracimy ją na dziesięciolecia, jeśli nie na zawsze. Czy o to właśnie chodzi zaślepionym zwalczaniem łukaszenkowskiego autorytaryzmu państwom, takim jak Polska? Jeśli chcemy zafundować sobie Rosję u naszych granic, to proszę bardzo, właśnie tą ślepą uliczką zmierzamy. Ja wolałbym jednak inną przyszłość, bliską współpracę z suwerenną Białorusią, dla naszego dobra. Jaką zatem powinniśmy prowadzić politykę wobec tego państwa?
Białoruś należy „przeciągnąć” na naszą stronę
Przede wszystkim polską politykę, a nie unijną. Nastawioną na pozyskanie Białorusi, a nie jej odtrącenie. Trzeba uznać fakt, że jeszcze przez jakiś czas Łukaszenka będzie rządzić tym krajem i zadbać o nasze interesy, żywotne interesy wynikające ze wspólnej historii i tradycji jeszcze z czasów I Rzeczypospolitej. Pamiętajmy też o ekonomii, handlu, a przede wszystkim o Polakach na Białorusi, którzy padają ofiarą błędnej polityki używania ich jako mięsa armatniego do walki z władzą. To błędne koło działań, na którym traci tylko kresowa polskość. Żadne sankcje nie pomogły i nie pomogą, mogą jedynie pogłębić niechęć do polepszenia wzajemnych relacji. Jest takie mądre powiedzenie, że jeśli przeciwnika nie da się pokonać, to należy go przeżyć. I to tę zasadę powinniśmy zastosować w relacjach z Aleksandrem Łukaszenką. Należy już dziś myśleć o przyszłości, o erze postłukaszenkowskiej, o tym jakim państwem będzie Białoruś i z kim będzie jej po drodze, z nami czy Rosją, a nie walczyć z wiatrakami, jak dzieje się to obecnie. Bo efektem tej irracjonalnej walki jest wpychanie Białorusi w wyłączną rosyjską strefę wpływów, a chyba nie na tym powinno nam zależeć. Obecne działania naszej dyplomacji jedynie oddalają pozytywne i zacieśnione relacje z Polską w przyszłości. Łukaszence należy wysłać jasny i stanowczy sygnał potępiający użycie siły wobec demonstrujących ludzi, ale jednocześnie należy zostawić mu opcję zbliżenia z Polską, jeśli zrezygnuje z używania przemocy. Na dzisiaj nie ma innej opcji, zwłaszcza, że wszystko wskazuje na to, że część zamieszek była prowokowana przez rosyjskich sabotażystów, którzy przeniknęli na terytorium Białorusi, o czym świadczą wcześniejsze aresztowania niektórych z nich. Pamiętajmy, że „ten uczynił, czyja korzyść”, a na obaleniu Łukaszenki może skorzystać tylko jedno państwo, sąsiad ze wschodu. Poza tym, wbrew temu co przedstawiają media, Łukaszenka ma realne poparcie większej części społeczeństwa, zwłaszcza poza dużymi miastami, o czym dobrze wiedzą analitycy zajmujący się tematem. Słaba i rozdrobniona białoruska opozycja nie przedstawia dzisiaj żadnej siły i nie jest partnerem do rokujących zmiany rozmów. Myśląc perspektywicznie, w kategoriach dekad a nie dni, należy zrobić wszystko, aby Białoruś „przeciągnąć” na naszą stronę, jako kraj uosabiający dziedzictwo Wielkiego Księstwa Litewskiego, naszą kulturę i cywilizację. Łączy nas o wiele więcej niż dzieli. To wszystko można osiągnąć, potrzebny jest jedynie zdrowy rozsądek w dyplomacji. A z tym bywa niestety różnie.
Trzeba naprawić błędy polskiej dyplomacji
Wybory prezydenckie na Białorusi oraz towarzyszące im zamieszki powinny dać nam wiele do myślenia, pokazały nam jak wiele mamy do stracenia w tej części Europy, jeśli Białoruś „odpłynie”. Łukaszenka od początku swoich rządów gra na dwóch fortepianach, wschodnim i zachodnim, robi wszystko, aby lawirować pomiędzy dwoma światami, bo to gwarantuje mu utrzymanie władzy. Ale jednocześnie, świadomie czy też nie, umacnia tym samym białoruską państwowość i zachowuje niepodległość, która powinna być również naszym priorytetem i celem. Niestety, błędne decyzje polskich władz od początku urzędowania Łukaszenki, bardziej świadome niż niezamierzone, ustawiły nas na kursie kolizyjnym z Białorusią. Przez nieudolną politykę w ostatnich dwudziestu paru latach Polska na Białorusi straciła więcej niż stracić mogła lub stracić powinna. Najpierw, na początku lat dwutysięcznych, użyła polskiej mniejszości na Białorusi do działań przeciwko rodzącym się wówczas dyktatorskim zapędom prezydenta, co musiało i skończyło się źle dla naszych Rodaków. To tylko rozwścieczyło Łukaszenkę i ustawiło go na antypolskich pozycjach. Poświęcono znaczenie i siłę tamtejszych Polaków w imię bliżej nieokreślonych celów geopolitycznych. Ponadto dopuszczono poprzez stymulowane z Polski intrygi do rozbicia silnego, jednego ZPnB na kilka nic dzisiaj nie znaczących związków. Następnie w ramach nakładanych sankcji polskie firmy i towary zaczęły znikać z białoruskiego rynku, a ich miejsce zajęły w dużej mierze niemieckie. Tak samo jak unijna dyplomacja na Białorusi kierowana jest przez Niemcy. Od paru lat efektem nieefektywnych sankcji jest dynamiczne wejście na Białoruś Chin i to we wszystkich wymiarach, gospodarczym i politycznym. A co najbardziej niepokojące, czując zimny wiatr z Zachodu, Łukaszenka zbliżył się do Rosji na tyle, że zaczyna to wpływać na suwerenność Białorusi. I tak oto zwalczając Łukaszenkę straciliśmy naszą tradycyjną, bo wynikającą z historii, strefę wpływów na rzecz Chińczyków, Rosjan i Niemców. Warto pójść po rozum do głowy, przeanalizować błędy z przeszłości i pomyśleć jak odzyskać Białoruś w przyszłości dla naszego dobra i naszej silnej pozycji w sercu Europy, a bliskie relacje z Białorusią będą miały w tym strategiczne znaczenie. Trzeba naprawić błędy polskiej dyplomacji, zanim będzie za późno. Przyszłość Białorusi ma strategiczne znaczenie.
Dr Bogusław Rogalski, politolog
Prezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin