11 Listopada sprzed lat

Zastępca Naczelnego

Przed kolejnym Narodowym Świętem Niepodległości 11 Listopada powracam myślą do lat 70. i 80. ubiegłego wieku, kiedy tę datę zapisywano w kalendarzu na czarno, a nie na czerwono, a każdy kto urządzał w owym dniu patriotyczne uroczystości narażał się na represje ze strony komunistycznego reżimu.

Jako wnuk legionisty doskonale wiedziałem, że bezwzględnie należy przechowywać w pamięci narodowe imponderabilia, skoro nie można ich oficjalnie demonstrować w przestrzeni publicznej. Ale czy wszystko musi odbywać się oficjalnie?

Gdy jesienią 1975 roku zostałem komendantem szczepu „Żurawie” w Hufcu Związku Harcerstwa Polskiego Kraków-Krowodrza, postanowiłem przekazywać ideę niepodległościową swoim podwładnych w zielonych i szarych mundurach. Chociaż ówczesny ZHP z założenia miał być organizacją kształtującą młodzież na wzorowych obywateli Polski Ludowej, to właśnie w jego szeregach dało się przekornie wychowywać ją wedle przedwojennych ideałów służby Bogu, Polsce i bliźnim.

W Krakowie – podobnie jak w Warszawie i w wielu innych miastach, niekoniecznie tylko w tych największych – obchodziliśmy więc 11 Listopada na różne sposoby. Odbywały się w tym dniu gry polowe oparte na faktach historycznych (najczęściej w okolicach kopca Józefa Piłsudskiego na Sowińcu – polskiej Mogiły Mogił), a także kominki lub ogniska, podczas których śpiewaliśmy żołnierskie piosenki z okresu I i II wojny światowej. Zapraszaliśmy do udziału w nich żyjących jeszcze legionistów, a także członków Armii Krajowej.

W 1980 i w 1981 roku, czyli w okresie tzw. karnawału „Solidarności” to właśnie harcerki i harcerze pełnili w tym dniu służbę porządkową w trakcie patriotycznych przemarszów przez polskie miasta. W Krakowie szliśmy Drogą Królewską ze wzgórza wawelskiego (gdzie wcześniej pełniliśmy wartę przy trumnie Komendanta w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów podczas ceremonii składania na niej kwiatów po Mszy Świętej za Ojczyznę) do Grobu Nieznanego Żołnierza na placu Matejki.

Najbardziej utkwiła mi w pamięci uroczystość w 1981 roku, kiedy przed wielotysięcznym tłumem sprawozdanie z wieloletniej, wiernej służby Rzeczypospolitej składał przez około 45 minut przywódca krakowskiego środowiska legionowego, żołnierz 1 pułku piechoty I Brygady, oficer II RP major Józef Herzog. Padał drobny śnieg, było strasznie zimno, a nikt nie opuścił placu Matejki.

W stanie wojennym i w latach późniejszych kontynuowaliśmy w Krakowie tradycję przemarszów tą samą trasą, co niejednokrotnie miało przykre konsekwencje. Muszę jednak przyznać, że władze Hufca Krowodrza oraz Chorągwi Krakowskiej ZHP przymykały na to oko w przeciwieństwie do Służby Bezpieczeństwa, której funkcjonariusze przesłuchując mnie zawsze podkreślali, że utrzymywanie przez młodzież bliskich kontaktów z sanacyjnymi oficerami jest niedopuszczalne z punktu widzenia racji stanu PRL.

Dzisiaj nie ma już na szczęście Polski Ludowej, chociaż wciąż aktywne są w życiu publicznym sieroty po niej. Członkowie różnych organizacji harcerskich mogą bez obaw, bezpiecznie i oficjalnie uczestniczyć w uroczystościach z okazji 11 Listopada oraz innych narodowych świąt i rocznic.

A jednak trochę mi żal tej pięknej, podniosłej atmosfery z dawnych lat…

Powyższy tekst ukazał się pierwotnie na stronie internetowej Radia RMF FM.

harcmistrz Jerzy Bukowski*

Harcerz Rzeczypospolitej

 

 

 

*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju

Komentarze są zamknięte