Urodził się w rodzinie polskich emigrantów we Francji, ale w dzieciństwie powrócił do Polski. Był zawodnikiem klubów Start Kłodnica i Legia Warszawa. W 1963 uczestniczył w mistrzostwach świata w kolarstwie szosowym, zajmując 5 miejsce w drużynowym wyścigu na 100 km. Startował również w tych mistrzostwach w wyścigu indywidualnym ze startu wspólnego, ale wycofał się w trakcie jazdy.Dwukrotnie wygrywał mistrzostwo Polski w indywidualnym wyścigu szosowym. W 1961 zwyciężył w pierwszym z trzech wyścigów
rozgrywanych w celu wyłonienia mistrza Polski i triumfował w końcowej klasyfikacji trzech wyścigów. W 1963 zwyciężył w klasycznie rozgrywanym wyścigu o mistrzostwo Polski. Był też mistrzem Polski w torowym wyścigu na 50 km (1962), a w 1962 zdobył brązowy medal mistrzostw Polski w torowym wyścigu indywidualnym na 4000 m na dochodzenie. Wygrał również pierwszą edycję Małopolskiego Wyścigu Górskiego (1961).
W 1964 wyjechał do zachodniej Europy i jeździł w zawodowych grupach kolarskich Terrot – Leroux (Belgia – 1964) i Pelforth – Sauvage – Lejeune (Francja – 1966-1968) jako Rene Chtiej. W czasie kariery zawodowej
wygrał m.in. wyścig Francja-Belgia w 1966, a w 1968 uczestniczył w słynnym wyścigu Vuelta a España, nie kończąc jednak wyścigu. Jest bratem kolarza Jana Chtieja.
Dzisiaj ponownie mieszka w Kędzierzynie-Koźlu i będzie można spotkać go podczas kryterium kolarskiego na dystansie 30 km., TRI BIKE im. Wernera Lepicha 14 lipca 2018 r.
Tak naprawdę wszystko zaczęło się w Branicach, gdzie mieszkałem. Przyjeżdżałem do Kłodnicy raz w tygodniu na wyścig.
Do Kłodnicy przyjeżdżałem z Branic oczywiście na rowerze. Wtedy nie jeździło się autami. Pamiętam to było w 1958 roku wystartowałem w wyścigu w Koźlu, ale go nie wygrałem. Wtedy mój brat powiedział do mnie: – Poczekamy rok czasu. No i poczekaliśmy. W następnym roku przyjechałem do Kłodnicy i wygrałem wyścig i tak zaczęła się moja kariera. Tutaj dodam, że mój brat był olimpijczykiem z Rzymu z 1960 roku. W Kłodnicy zostałem natychmiast zauważony przez trenera Wernera Lepicha. To był bardzo dobry człowiek, doradzał nam jak trenować i ile trenować. Po dwóch latach byłem już w kadrze narodowej. To stało się dość szybko, bo 1961 roku startowałem już w mistrzostwach Polski na szosie, gdzie zdobyłem mistrzostwo po trzech wyścigach. Dlaczego tak szybko? Miałem wspaniałych rodziców, którzy nam wszystko dali i nie musieliśmy się z bratem o nic martwić. Podobno mialem także talent do kolarstwa – mówił nam o początkach swojej kariery Roman Chtej.
Następnie Roman Chtej zaczął studia w Raciborzu, a jego ojciec początkowo zabronił mu zabrania z domu roweru. Ojciec powiedział do mnie: – Rower zabierzesz z domu po pierwszym roku studiów. Ja na szczęście całkiem dobrze się uczyłem i w następnym roku rower miałem już w Raciborzu. W każdy piątek, z plecakiem na plecach przyjeżdżałem do domu do Branic na rowerze. To dało mi bardzo dużo, bo jeździłem sam. Brat jeździł gdzie indziej. Dlatego świetnie jeździłem na czas. Miałem bardzo dobrą wytrzymałość i wydolność – wspomina Roman Chtej. W pewnym momencie Roman Chtej został nazwany „rzeźnikiem z Branic”. – Ochrzcił mnie tak sąsiad z Branic, który zawsze zapraszał naszą rodzinę na kiełbaskę, sprzedawał nam najlepsze mięso w okolicy, a moja mama pamiętam, że kupowała od niego dużo koniny, a to przecież szlachetne mięso. Pamiętam też, jak mieszkaliśmy w Łodzi to Józef Taroń przychodził do nas na obiad, bo bardzo lubił koński antrykot, ugotowany przez moją mamę.
W 1963 roku Roman Chtej wziął udział w kolarskich mistrzostwach świata amatorów w Belgii a także wystartował w Wyścigu Pokoju,
z którego wycofał się po jedenastym etapie, w wyniku kraksy i kontuzji. W 1964 roku zdecydował się z bratem wyjechać do Francji na stałe. Tam po roku przeszedł na zawodostwo. Przy okazji zdążył jeszcze jako amator zdobyć mistrzostwo Polski i Francji na torze na 4 km na dochodzenie.
Czy kolarstwo amatorskie tamtych czasów mocno różniło się od kolarstwa zawodowego uprawianego na zachodzie?
– Mnie adaptacja we Francji zajęła tylko dwa miesiące. Z tego co wiem byłem chyba pierwszym polskim kolarzem zawodowym. Wygrywałem naprawdę wiele wyścigów, zwłaszcza organizowanych na południu Francji. Startowałem we wszystkich klasykach, m.in., Paryż – Nicea czy Paryż – Bordeaux. Nie brałem udziału tylko w wyścigu Paryż – Rubeaux. Obenie Roman Chtej nie jeździ na rowerze, bowiem jest po poważnej operacji prawego kolana, ale jeszcze kilka lat wstecz wygrywał wyścigi we Francji w swojej kategorii wiekowej. W wizycie w domu Romana Chteja uczestniczył prezes Odrzańskiego Konsorcjum Piotr Ruczka, który marzy, by tradycje kolarskie z ubiegłego wieku były w Kędzierzynie-Koźlu kultywowane.
– Uważam, że warto wyłowić tych młodych ludzi, którzy nie nadają się do tego, aby być piłkarzami, siatkarzami czy koszykarzami, czyli uprawiać dyscypliny zespołowe. Może młodzi ludzie odnajdą się w sporcie indywidualnym jakim jest kolarstwo? Zresztą jak mówił niedawno Michał Kwiatkowski, z którym spotkałem się w Toruniu, on będzie się ścigał dopóki Bóg da mu zdrowie a później i tak będzie jeździł na rowerze – mówił nam Piotr ruczka, który marzy o wskrzeszeniu tradycji kolarskich w Kędzierzynie-Koźlu.
Tekst i foto: Wiktor Sobierajski