Fundacja Lex Nostra: batalia o dorobek całego życia wciąż trwa

Zastępca Naczelnego

Mimo, że minęło już sporo czasu, odbyło się setki rozpraw i zniszczono wszystko, co zniszczone zostać mogło, to jednak walka Tomasza Reslera wciąż trwa. Mężczyzna nadal toczy nierówną batalię o dorobek swojego życia, ale przede wszystkim batalię o poczucie sprawiedliwości w naszym kraju. Niestety, tak jak dwa lata temu rezultaty tej walki były znikome, tak również teraz niewiele w tym temacie się zmieniło.

Powracamy do historii, która budziła ogromne oburzenie wśród społeczeństwa, czemu zupełnie nie ma się co dziwić. Dlatego, jeżeli interesuje Was w mniejszym lub większym stopniu kwestia jak szybko, niezwykle skutecznie, a co najważniejsze bez najmniejszych skrupułów zniszczyć komuś dorobek całego życia, to ta historia jest z pewnością dla Was. Bowiem jedną ze składowych, które przyczyniły się do upadku spółki PPW ARAJ sp. z o.o. było przyzwolenie na szkodliwą działalność sprawców, bezwzględnie i za wszelką cenę realizujących swoje plany. A gdy dołożymy do tego brak znaczącej reakcji ze strony organów Państwa, czy też niekończące się postępowania sądowe, które ostatecznie i tak niczego nie wnosiły do sprawy to mamy wszystko. Wszystko, co doprowadziło do zniszczenia dużej jednostki gospodarczej, osiągającej obroty roczne około 100 mln złotych, zatrudniającej kilkaset osób oraz znanej na wielu zagranicznych rynkach. Wreszcie spółki, której Tomasz Resler poświęcił połowę swojego życia, by finalnie – bez jego winy, ani też zgody – tak po prostu ją stracić.

Garść formalnych szczegółów

Na samym początku przypomnijmy, że chodzi o spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, która składa się z dwóch wspólników, tj. Jacek Sz. dysponujący 55% udziałów oraz Tomasz Resler – 45% udziałów. Umowa spółki jasno stanowi, że aby w trakcie zgromadzenia wspólników mogły zostać podjęte wiążące uchwały musi wziąć w nich udział 75% kapitału zakładowego. Co więcej, uchwały zapadają większością 2/3 głosów. Wspominam o tym dlatego, aby jasno uzmysłowić, że w obliczu takich zapisów, jeden ze wspólników, w tym przypadku Jacek Sz., samodzielnie nie ma prawa decydować o losach spółki. Ponadto, kolejną istotną kwestią jest wymóg Ustawodawcy, aby w zgromadzeniach wspólników brał udział notariusz. Dowodzi to, że czynnością notariusza została nadana szczególna ranga, gdyż to on swoim majestatem potwierdza działanie zgodne z prawem. W związku z powyższym, zadaniem notariusza jest chociażby sprawdzenie, czy osoby będące na zgromadzeniu są wspólnikami oraz czy zaistniała wystarczająca ilość udziałów obecnych na zgromadzeniu, aby można było podejmować wiążące uchwały. Niby nic takiego, a jednak. Koniecznym podkreślenia jest także fakt, że generalnie uchwały dotyczące zmian umowy spółki charakteryzują się wyjątkowymi uwarunkowaniami, a mianowicie w razie uchwały dotyczącej istotnej zmiany przedmiotu działalności spółki potrzebna jest większość 3/4 głosów oraz zgody wszystkich wspólników, których dotyczy. Zaznaczam – wszystkich.

Umorzenie kolejnego już postępowania

29 grudnia 2017r. Prokuratura Rejonowa w Środzie Śląskiej postanowiła umorzyć kolejne już dochodzenie w przedmiotowej sprawie, tym razem dotyczące poświadczenia nieprawdy przez notariusza Bartosza M., którego miał się dopuścić podczas słynnego już Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników Spółki ARAJ w lipcu 2013r. Dokładnie chodziło oto, że Pan notariusz potwierdził w akcie notarialnym legalność uchwał podjętych na owym zgromadzeniu spółki, po tym, jak wcześniej poproszono go o protokołowanie obrad oraz sporządzenie w tym zakresie aktu. W tym miejscu koniecznym jest podkreślenie, że to właśnie m.in. owe uchwały doprowadziły do bezprawnego zawładnięcia przedsiębiorstwem, a tym samym odebrania go Tomaszowi Reslerowi. Bowiem, zapisy umowy spółki PPW ARAJ jasno mówiły, że żaden wspólnik nie może działać samodzielnie, jako Zgromadzenie Wspólników, ponieważ nie posiada wystarczającej ilości udziałów do odbycia ważnego, zgodnego z prawem zgromadzenia oraz podjęcia wiążącej spółkę uchwały. Dlatego też Jacek Sz. zrobił wszystko, aby ten zapis zmienić, w konsekwencji doprowadzając do – nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu, pozornego – zgromadzenia, a w jego rezultacie jawnej kradzieży. W trakcie owego zgromadzenia podjęto dwie uchwały, gdzie jedna dotyczyła zmian paragrafów, które ostatecznie przyjęły brzmienie: „Wspólnicy uczestniczą w stratach Spółki proporcjonalnie do wysokości posiadanych udziałów”, ,,Zgromadzenie Wspólników zwołuje Zarząd z własnej inicjatywy lub na pisemny wniosek jednego ze wspólników. Zgromadzenie wspólników jest ważne bez względu na liczbę reprezentowanych na nim udziałów. Uchwały zgromadzenia zapadają bezwzględną większością głosów chyba, że niniejsza umowa lub Kodeks spółek handlowych stanowi inaczej” oraz „Zarząd Spółki składa się od 1 do 5 osób”. Z kolei, druga uchwała upoważniała Zarząd Spółki do przyjęcia jednolitego tekstu umowy Spółki po powyżej wspomnianych zmianach. Proste i logiczne? A jakże, przecież cel został osiągnięty, a oto w tym wszystkim chodziło.

Dwa sprzeczne poglądy

W złożonych w sprawie zeznaniach Tomasz Resler zdecydowanie wyraził swe przekonanie, iż notariusz Bartosz M. nie dochował staranności przy wykonywaniu czynności notarialnej, tym samym potwierdzając w akcie notarialnym nieprawdę. Jego zdaniem, potwierdzeniem nieprawdy było stwierdzenie, że zgromadzenie zostało zwołane w sposób prawidłowy jak też, że w sposób zgodny z prawem podjęto obydwie uchwały. Co więcej, należy dodać, że notariusz zaprotokołował zgromadzenie, w którym najzwyczajniej w świecie zabrane zostały wszystkie prawa udziałowe drugiego wspólnika, co z kolei dało gwarancje pełnej władzy Jackowi Sz. Jakby tego było mało, Bartosz M. sporządził protokół ze zgromadzenia wspólników notabene bez wspólników, ponieważ jednego reprezentował pełnomocnik, natomiast drugiego w ogóle nie było. Jak widać, dla niego to żadna przeszkoda, bowiem ostatecznie nadał protokołowi rangę urzędowego dokumentu Państwa Polskiego, jednocześnie uczestnicząc w oszustwie. A to dopiero początek, ponieważ cały czas należy pamiętać, jak bardzo bezprawne było działanie zarówno Jaska Sz. i osób z jego otoczenia, jak również prawników, którzy doskonale wiedząc, że owe uchwały są nieważne, tworzyli i pomagali w realizacji tego procederu. Bo jak mogły być one ważne, skoro zgromadzenie zostało zwołane bezprawnie, gdyż wtedy obowiązywał zapis umowy bez wprowadzonych zmian? Dodajmy, zmian, które nigdy nie powinny zostać uchwalone. Idąc o krok dalej, należy zadać sobie również pytanie, jak karygodne było działanie sądownictwa, które nie wydało postanowienia o zakazie zwoływania kolejnych zgromadzeń, rozpatrując całe postępowanie przez okres dwóch lat? Pytanie retoryczne. Zatem, mimo ewidentnego złamania prawa, prokuratura nie dopatrzyła się zaniechań w czynnościach notariusza, podzielając opinię samego zainteresowanego, który zeznał, że po sprawdzeniu danych przewodniczącego Zgromadzenia, a w związku z tym, po uprzednim okazaniu mu dowodu osobistego, wykonywał powierzone mu czynności, tj. spisywał przebieg zgromadzenia. Co więcej, pokreślił on, że nie była to czynność, którą wykonywał pierwszy raz w życiu, ponieważ wielokrotnie miał on do czynienia z takim obowiązkiem, co zawsze ograniczało się jedynie do odtworzenia przebiegu zgromadzenia bez ingerencji w jego przebieg. Ot zwykłe spisanie wydarzeń. Bezprawnych wydarzeń.

Zdaniem prokuratury…

Otóż prokuratura już na wstępie uznała, że Tomasz Resler wyszedł najzwyczajniej w świecie z błędnego założenia, twierdząc, że notariusz dopuścił się czynu zabronionego. Swą tezę podparła zapisem ustawy z 14 lutego 1991r. tj. Prawo o notariacie, która mówi, iż notariusz dokonuje czynności, takich jak „sporządzanie aktów notarialnych oraz spisywanie protokołów”. W tej sytuacji został sporządzony, co prawda, akt notarialny lecz miał on formę protokołu, a do zadań notariusza należy przede wszystkim oddanie przebiegu Zgromadzenia, co też uczynił. Za to ani słowem nie wspomniała o tym, że zarówno samo zwołanie zgromadzenia, jak również podjęte na nim uchwały, nie miały racji bytu, ponieważ były zakazane oraz niezgodne z prawem. Co więcej, zdaniem prokuratury, gdyby zapisy protokołu odbiegały od rzeczywistego przebiegu danego zgromadzenia to można by było rozważyć, czy Pan Bartosz swoim zachowaniem nie wyczerpał znamion przestępstwa. A że to nie miało miejsca, ponieważ akt notarialny oddawał wyłącznie przebieg rzeczywisty, trudno zatem uznać, aby Bartosz M. swoim zachowaniem dopuścił się zarzucanych mu czynów. I znowu, powołano się na całkowicie nieistotne aspekty, w ogóle nie biorąc pod uwagę tych kluczowych, tj. popełnionego przestępstwa.

Działania Fundacji

W związku ze zdecydowanym sprzeciwem, co do treści prokuratorskiego postanowienia, 2 lutego 2018r. Fundacja LEX NOSTRA złożyła zażalenie na postanowienie Prokuratora Rejonowego w Środzie Śląskiej z 29 grudnia 2017r., tym samym wnosząc o uchylenie owego postanowienia, jak również skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. Według nas postanowienie zostało wydane z naruszeniem przepisów, co mogło mieć ewidentny wpływ na zawartość orzeczenia, przede wszystkim z powodu braku konfrontacji osób przesłuchiwanych w celu wyjaśnienia sprzeczności. W ocenie Fundacji LEX NOSTRA postępowanie przygotowawcze nigdy nie osiągnie zamierzonego celu, jeśli ograniczy się wyłącznie do poprzestania na uzyskaniu sprzecznych zeznań uczestników postępowania. Taka sytuacja oznacza, że stan faktyczny nadal pozostaje niewyjaśniony, a raczej nie to powinno być celem organów państwowych. Podobnie, jak nie można przyjąć jednej wersji zdarzeń za prawdziwą, pozostawiając zupełnie bez oceny wersję odmienną. I właśnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w zaskarżonym postanowieniu. Prokurator ograniczył się bowiem wyłącznie do przedstawienia wersji osób przesłuchiwanych, ale ani nie wskazał wprost, że daje wiarę przesłuchanemu notariuszowi, ani też nie potwierdził, że nie wierzy zeznaniom pokrzywdzonego, nie wspominając już o zeznaniach innych świadków zdarzenia.

Kolejne nieprawidłowości

Jakby tego było mało, można dostrzec również kolejne zaniechania w przywołanym postanowieniu prokuratury. Otóż, organ procesowy kompletnie nie wyjaśnił, jakimi przesłankami kierował się uznając za bezsporne, że brak jest znamion czynu zabronionego. Szczególnie mocno uwydatnia się ta wada, jeśli zwrócimy uwagę na fakt, że nie wypowiedział się on na temat oceny zeznań pokrzywdzonego. Warto mieć również świadomość, że krąg osób, wobec których można byłoby postawić zarzut nie był dla nikogo tajemnicą, bowiem był z góry znany – obejmował notariusza. Zatem tym bardziej z ostrożnością należałoby podchodzić do zeznań i dokonać ich szczegółowej konfrontacji z zeznaniami pokrzywdzonego, czego w zaskarżonym orzeczeniu – jakby nie patrzeć – zabrakło. W takiej sytuacji, dla każdego Kowalskiego logicznym jest, że aby ustalić bezsporny stan faktyczny sprawy – podkreślam faktyczny, a nie wyimaginowany – należy najzwyczajniej w świecie dokonać konfrontacji wszystkich osób, które składały w przedmiotowym temacie swoje zeznania. Tylko w ten sposób będziemy mogli wykluczyć jedne wersje zdarzeń, aby tym samym przyjąć inne – tym razem właściwe. Ponadto, naprawdę ciężko nie zauważyć, że doszło do – nazwijmy rzeczy po imieniu – ewidentnego oszustwa, którego dopuścił się notariusz. W związku z powyższym, koniecznym jest aktualne postanowienie uchylić, po czym całą sprawę rozpatrzyć jeszcze raz. Tyle w kwestii – dość nietrafnego – postanowienia prokuratorskiego, a co do samej historii, to pozwolę ją sobie nieco przypomnieć.

W telegraficznym skrócie

Jak przystało na każdą historię, również w tej warto zacząć od głównych bohaterów. Jacek Sz. i Tomasz Resler, bo o nich mowa, przez wiele lat byli wspólnikami, a tym samym udziałowcami spółki ARAJ. I o ile początkowo – przynajmniej pozornie – współpraca przebiegała bez większych zakłóceń, o tyle od 2011 roku rozpoczęły się nieporozumienia, które dość szybko przerodziły się w stale narastający na sile konflikt. W końcu wyszło na jaw, że wspólnik Pana Reslera w ewidentny sposób przyjął sobie za honor jeden cel: oszukać Reslera, a firmę pozbawić całego majątku. Zatem, skoro pojawił się cel to następnie trzeba skupić się na jego realizacji. Nie inaczej było również w tym przypadku, dlatego też Jacek Sz. we współpracy m.in. z Ryszardem J. ówczesnym dyrektorem finansowym, zatrudnioną firmą ochroniarską, prawnikami oraz komornikami, 12 lipca 2013r. całkowicie odsunął mężczyznę – notabene wieloletniego członka zarządu – od spraw spółki. To właśnie ów feralnego 12 lipca odbyło się wspomniane już wcześniej zgromadzenie wspólników, które notabene mężczyzna skrupulatnie upozorował, co było mu potrzebne do bezprawnego, rzecz jasna bez wiedzy i obecności głównego zainteresowanego, odwołania go z funkcji wiceprezesa. Podkreślić należy, że w owym zgromadzeniu wzięły udział wyłącznie osoby obce spółce. Nie przeszkodziło to jednak, aby w jego trakcie zostały podjęte przywołane wcześniej uchwały w zakresie zmian umowy spółki, braku dostępu do korporacyjnego telefonu, baz informatycznych spółki, a tym samym pozbawienie sprawowania wszelkiej kontroli nad zakładem produkcyjnym oraz zakaz wstępu na teren przedsiębiorstwa. Oczywiście Pan Resler podejmował szereg walk, aby odzyskać, a później chociaż ocalić dorobek swojego życia, jednak nie mógł on liczyć na pomoc ani ze strony policji, ani prokuratury, ani też sądownictwa, bowiem wszystkie, dosłownie wszystkie rozpoczynające się postępowania i tak finalnie zostawały umorzone, nie wspominając już o tempie ich przebiegu, czy też odraczaniu kolejnych terminów rozpraw.

Mimo, że batalia trwa do dzisiaj, to jednak czas na nią poświęcony nie dał oczekiwanych efektów. Mężczyzna jak walczył, tak nadal walczy, próbując odzyskać to, co zostało mu niemoralnie oraz po bestialsku zabrane.

Więcej informacji na ten temat można znaleźć w poprzednim artykule dotyczącym tej sprawy pod adresem: https://fundacja.lexnostra.pl/jak-zajumac-przedsiebiorstwo/.

Mirela Krzyżak, Maciej Lisowski

Fundacja LEX NOSTRA

Komentarze są zamknięte