Związek dwojga ludzi, którego owocem jest 10-letnia dziewczynka. Dziewczynka, która – jak się okazuje -ze strony matki doświadcza, zarówno przemocy fizycznej, jak również psychicznej. Jednak w tej historii – to nie głos dziecka, które mówi, że jest mu źle – się liczy, a decyzja sądu. Niezbyt trafna decyzja sądu, która z godnością, jako właściwym traktowaniem drugiego człowieka, ma niewiele wspólnego.
Małoletnia Zuzia, od 19 października przebywa pod opieką matki, która notabene wykazywała wobec tej 10-letniej dziewczynki, przejawy przemocy zarówno w wymiarze fizycznym, jak również psychicznym. Od tego feralnego dnia ojciec nie ma żadnego kontaktu z córką, ponieważ ta jest całkowicie odcięta od świata, w tym także od telefonu. W wyniku takiej sytuacji, dziecko po raz kolejny nie ma żadnej relacji z osobą, której mogłaby tak zwyczajnie zaufać i powierzyć swoje troski oraz obawy. A co na to wymiar sprawiedliwości? Ano jak to wymiar sprawiedliwości – on ma czas. Ale zacznijmy od początku.
Zwyczajny związek
Para poznała się wiele lat temu, po czym zaczęła się spotykać. Wszystko układało się dobrze i mogłoby się wydawać, że to miłość na całe życie. Następnie urodziła się córka, jednak wraz z upływem czasu między dwojgiem ludzi coś zaczęło się psuć. Ostatecznie, Pan Paweł był w związku z Panią Justyną do maja 2008r, po czym dziewczynka mieszkała z matką i starszym, przyrodnim bratem, a z ojcem utrzymywała regularny kontakt. Mężczyzna co miesiąc jeździł do małoletniej, a dodatkowo ona odwiedzała go w weekendy, oraz podczas ferii i wakacji. Tak też było w sierpniu 2017 roku, kiedy dziewczynka przebywała u niego 3 tygodnie.
Ostatnie lata
Po bliższej analizie całej sytuacji można dostrzec, że przez ostatnie 2-3 lata mężczyzna otrzymywał od córki sygnały świadczące o tym, że ze strony matki doświadcza ona przemocy psychicznej. Jego reakcje najczęściej polegały na wysłaniu do byłej partnerki wiadomości SMS, w treści której Pan Paweł upominał się o szacunek dla dziecka. Do kolejnych komunikatów, że dzieje się coś niedobrego można zaliczyć słowa małoletniej, które wypowiedziała podczas jednego z pobytów u swego ojca. A mianowicie: „Wiesz… jakbym była mamą, to nie wychowywałabym swojej córeczki tak, jak moja mama wychowuje mnie. Wychowywałabym odwrotnie niż mama.” Co więcej, z czasem coraz częściej z jej ust padały pytania: „a co jak ktoś kogoś bije?” oraz „czy da się jednocześnie kogoś kochać i krzywdzić”? Trzeba przyznać, że jak na rzekomo szczęśliwą, 10-letnią dziewczynkę to dość zaskakujące słowa. Jednak, czarę goryczy dopełnił fakt, kiedy któregoś dnia dziecko zapytało, „czy mogłaby mieć drugi telefon, by móc go sobie schować z takim hasłem, którego za nic w świecie nie poda mamie”. Wraz z ujawnianiem kolejnych rewelacji okazało się, że powyższa prośba była konsekwencją odizolowania dziecka od ojca, a w tym zakazem dzwonienia, jak i odbierania od niego telefonów.
Zwrot akcji
W skutek powyżej wymienionych, niepokojących sygnałów od 15 września dziewczynka zamieszkała ze swoim ojcem pod Warszawą. Następnie 25 września 2017 mężczyzna wniósł do Sądu Rejonowego w Piasecznie, III Wydział Rodzinny i Nieletnich wniosek o zabezpieczenie miejsca pobytu dziecka w jego domu ze względu na przemoc psychiczną i fizyczną, której miała doświadczać ze strony matki, na czas odbycia konsultacji psychologicznych. Sąd jednak zdecydował inaczej, ale o tym później. W konsekwencji, Pan Paweł 31 października 2017 podtrzymał wniosek o zabezpieczenie pobytu córki w jego miejscu zamieszkania złożony wcześniej, oraz wniósł o nakaz wydania dziecka ojcu w trybie natychmiastowym, jak również ustanowienie kuratora dla małoletniej.
Wywiad środowiskowy
29 września 2017 roku został przeprowadzony wywiad środowiskowy. W rezultacie, okazało się, że matka często krzyczy na małoletnią, a dodatkowo dziewczynka pozostaje sama w domu na kilka godzin, co napawa ją lękiem. Potwierdziły się również kwestie dotyczące stawiania przez matkę ograniczeń, polegających na zakazie odbierania, czy wykonywania połączeń do ojca pod groźbą kontroli bilingu, co zdecydowanie nasiliło się od jesieni 2016r. Dodatkowo, należy podkreślić również pojawiające się skargi Zuzi na matkę, że „ta ją bije, również kablem, czy ciągnie za włosy”. Według słów dziewczynki „najczęściej mama na mnie krzyczy, nazywa gówniarzem, uderza w nos, oraz ściska za szyję podnosząc do góry, bym przestała płakać”. Notabene, w tym miejscu chciałabym podkreślić, że podczas rozprawy dotyczącej stałego miejsca zamieszkania kobieta przyznała się do owych czynów. Co więcej, Pani Justyna w naruszaniu nietykalności cielesnej drugiego człowieka nie widzi niczego nagannego, a nawet uważa, że po wyrażonym sprzeciwie swojego dziecka miała prawo do takiego zachowania. W nawiązaniu do powyższych słów, kwestią, która pokazuje jak bardzo Zuzię dotknął pewnego rodzaju zakaz płaczu oraz która daje do myślenia, jest jej pytanie do Pana Pawła: „Tato, a czy u Ciebie będę mogła płakać”? Odpowiedź mężczyzny była natychmiastowa: oczywiście, każdy człowiek ma prawo do płaczu, ponieważ w ten sposób może wyrażać własne emocje. Jednak dla tej małej dziewczynki oczywiste wcale to nie było.
Rodzinne spotkania przy asyście policji
Warto zaznaczyć, że z uwagi na dość sprzeczne podejścia do wychowania Zuzi jej dwojga rodziców, niejednokrotnie podczas rodzinnych rozmów, czy też spotkań była obecna policja. W trakcie jednego z nich na którym miało dość do ustalenia miejsca pobytu małoletniej, dziewczynka deklarowała zdecydowaną chęć pozostania z ojcem, mówiąc, że „z tatą jest jej dobrze i chce z nim być”. Zresztą identyczny wniosek można wysnuć z przeprowadzonego wywiadu środowiskowego, gdzie dziecko jak mantrę powtarzało: „chce mieszkać z ojcem i Izą, bo mamy się boję”, notorycznie przytulając się do Pana Pawła. Jednak z owego wywiadu można wywnioskować jeszcze jedną istotną kwestię, a mianowicie dziecko zdradzało objawy stresu związanego z trudną sytuacją rodzinną, mówiąc „to Ty powiedz tatusiu”.
Rzekome porwanie a postanowienie sądu
Postanowienie Sądu Rejonowego w Busko-Zdroju, III Wydział Rodzinny i Nieletnich z 9 października 2017r, stwierdzało, iż do czasu prawomocnego zakończenia postępowania w sprawie, sąd powierzył bieżącą opiekę nad małoletnią jej matce. Zaskakująca decyzja? Dla kobiety chyba nie do końca biorąc pod uwagę, że była ona wynikiem wniesienia przez nią 2 października 2017r, wniosku o pozbawienie władzy rodzicielskiej swojego byłego partnera. Ów wniosek uargumentowała rzekomym porwaniem dziewczynki przez przyrodniego brata, co miało się odbyć na polecenie ojca i doprowadzić do izolacji matki z córką, oraz braku uczestniczenia w zajęciach szkolnych.
Z kolei druga strona uważa, że do żadnego uprowadzenia nigdy nie doszło. Natomiast to, co kobieta nazywa porwaniem to jedynie odwiedziny przyrodniego brata i wspólne wyjście na plac zabaw. Zresztą od pewnego czasu było wiadomym o izolacji małoletniej od jakichkolwiek kontaktów z ojcem, zatem można się domyśleć, że utrzymywanie relacji z przyrodnim bratem również nie były popierane przez rodzicielkę. Dowodów potwierdzających powyższą tezę nie trzeba daleko szukać, ponieważ już sam telefon informujący o wspólnym spotkaniu rodzeństwa w rezultacie doprowadził do odwołania przez Panią Justynę jej wspólnego wyjścia z córką na rolki, co miało być swoistą karą, a czemu towarzyszyła groźba kontynuacji rozmowy w domu.
Nagranie prawdę Ci powie
W dniu, kiedy Zuzię ze szkoły odebrał przyrodni brak, a jej matka – delikatnie mówiąc – nie była z tego powodu zadowolona, czego wyraz dała już podczas telefonicznej rozmowy z dziewczynką, została nagrana rozmowa, która miała miejsce pomiędzy rodzeństwem. Otóż, dziecko, ogromnie zdenerwowane i przestraszone, przez płacz cały czas zastanawiało się, „co zrobiło źle, że mama musi ją tak traktować”. Ponadto, dziewczynka powtarzała, że chce jechać do taty i to z nim zamieszkać, a do mamy może „tylko czasem przyjechać. Nie będę tam spała, nie będę” – mówiła przerażona. Jej lęk doskonale potwierdzają również kolejne słowa, które skierowała do brata: „a gdzie Ty śpisz, mogę spać z Tobą w łóżku? Będę się wtedy czuła o wiele lepiej.” Nie sposób nie podkreślić, że w całej tej sytuacji Zuzia czuła się niezwykle osamotniona. Jak sama wspomniała: „jedyną rzeczą, która mnie mogła wysłuchać, jak Was nie było, to był ten brązowy misiek. I tylko jemu się wyżalam. Nawet Wam bałam się mówić całą prawdę, bo mama mogła się dowiedzieć”. Natomiast, pod koniec nagrania, dziewczynka otrzymała smsa od mamy, który brzmiał: „porozmawiamy w domu”, na co reakcja małoletniej była natychmiastowa: „nigdy!”. Czy tak zachowuje się 10-letnie dziecko, które rzekomo czuje się szczęśliwe? Dziecko, które łączą dobre relacje z własną matką? I w końcu dziecko, które na skutek decyzji wymiaru sprawiedliwości, z tą matką musi mieszkać, nawet – gdy tego bardzo nie chce.
(Nie)uczestnictwo w lekcjach
Z wniosku złożonego w Sądzie Rejonowym w Busku wynika, że matka uzyskała pisemną informację z poprzedniej szkoły córki, iż ta nie chodzi do szkoły od dwóch tygodni. Co interesujące, już 18 września 2017 roku został wysłany mailem wniosek do Szkoły w Busku Zdroju o wydanie duplikatu świadectwa z klasy trzeciej, jak również prośba o wykreślenie córki z listy uczniów. Zatem informacja o braku uczestnictwa Zuzi w lekcjach była – delikatnie mówiąc – nieprawdziwa, ponieważ dziewczynka sporo wcześniej została przeniesiona do innej szkoły o czym powiadomiono dotychczasową placówkę. Ponadto, warto podkreślić, że następnego dnia, tj. 19 września 2017 roku Pan Paweł wysłał powyżej wspomniany wniosek priorytetowym listem poleconym. I warto dodać, że jako drugi rodzic, u którego córka obecnie przebywała, miał prawo poprosić o usprawiedliwienie nieobecności ze starej szkoły, a którego nie otrzymał aż do dziś. Niedopatrzenie? Uznajmy to za pytanie retoryczne. Niestety, wspomniane wcześniej wydarzenia miały swoje następstwa. Otóż, w uzasadnieniu swej decyzji o przyznaniu opieki nad dziewczynką matce sąd powołał się na fakt, iż matka wykazała brak uczestnictwa swej córka w zajęciach. Tyle tylko, że zapomniała Temidę poinformować, iż w dniu 3 października 2017, kiedy to wniosek o zabezpieczenie został złożony, córka była na zajęciach – już w nowej szkole. Niby tak niewielkie zaniedbanie, jednak niosące za sobą ogromne konsekwencje. Nie bójmy się dodać: celowe zaniedbanie, którego Pani Justyna dopuściła się z premedytacją.
Natomiast, co do poczynań samej szkoły, mężczyzna zwrócił się z prośbą do Kuratorium Oświaty, od którego oczekuje stanowczej i jednoznacznej oceny poczynań dyrekcji szkoły, jako instytucji nadzorującej, a tym samym wyciągnięcie odpowiednich konsekwencji. Kuratorium, co prawda na pismo Pana Pawła odpisało, jednak uznając zarzuty za „częściowo potwierdzone”. Co to tak naprawdę oznacza? Tego nie wiadomo, natomiast wiadomo, że tato Zuzi zrobi wszystko, aby do Prokuratury dotarło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Szkołę Podstawową w Busko-Zdroju, które polega na poświadczeniu nieprawdy w oficjalnych dokumentach sporządzonych przez dyrektor szkoły.
Niespodziewana wizyta w szkole
Z uwagi na obawy co do dalszych czynów Pani Justyny, ojciec Zuzi zdecydował, aby do czasu wyjaśnienia sprawy nie ujawniać adresu nowej szkoły małoletniej. Okazało się to daremne, ponieważ kobieta – w znany tylko dla siebie sposób – adres poznała, zjawiając się tam pewnego dnia. Owym dniem był 19 października 2017 roku, kiedy niespodziewanie pojawiła się placówce, jednak koniecznym jest wspomnieć, że do swojej wizyty była niezwykle skrupulatnie przygotowana. Otóż przedstawiła ona Dyrektor Szkoły dokumenty, m.in. swój dowód osobisty, akt urodzenia małoletniej oraz wyrok sądu, z którego wynikało, że bieżąca opieka nad dzieckiem została przyznana matce. Wszystko to sprawiło, że Pani Justyna stała się wiarygodna w oczach pedagog. W konsekwencji Zuzia została wezwana do gabinetu Pani Dyrektor, lecz tu pojawiła się pewna trudność, której matka zapewne nie przewidziała: główna zainteresowana na spotkanie z rodzicielką nie miała ochoty, za to wolała pozostać na lekcjach. Co więcej, dziewczynka płakała, była przerażona i wyraźnie bała się tego spotkania, co dało Pani Dyrektor do myślenia. Niestety – nie na długo. Bowiem, po rozmowie z dzieckiem i zapewnieniu, że w każdej chwili będzie mogła przerwać owe spotkanie, a w towarzystwie nauczycieli może czuć się zupełnie bezpieczna, małoletnia w końcu wyraziła zgodę. Jednak na pierwszy rzut oka było widać, że dziecko komunikowało się z matką niezbyt radośnie, a jej przyjazd wcale nie ucieszył dziewczynki. Wraz z upływem czasu i przekonywaniem Zuzi, że mama bardzo za nią tęskni, kobiecie udało się opuścić placówkę razem z córką. Jak można było się spodziewać, w ciągu kolejnych dni, dziecko nie pojawiło się już w szkole. Warto podkreślić, że dziewczynka została zabrana ze szkoły bez kurtki, przebranych butów, a także pozostawiając w szatni resztę swoich osobistych rzeczy. W tym momencie pojawia się pytanie: gdzie zatem doszło do faktycznego uprowadzenia?
Według psychologa
Dodatkowo, z dzieckiem przeprowadzono rozmowę psychologiczną, która miała być wstępem do dłuższego procesu terapeutycznego, a która skończyła się jedynie na trzech spotkaniach. Dlaczego? Teoretycznie dlaczego nie wiadomo, jednak dziwnym trafem brak udziału w terapii zbiegł się ze zmianą miejsca zamieszkania dziecka i powrotem do domu matki. Zaskakujące? Nie sądzę. Wracając jednak do odbytych spotkań, na których dziewczynka z biegiem czasu coraz bardziej otworzyła się przed psychologiem, należy zaznaczyć, że potwierdziły one dotychczasowe wnioski. Małoletnia wspominała o kłótniach i awanturach, które miały miejsce w domu matki, o sytuacjach zastraszania oraz aktach przemocy fizycznej wobec niej. To właśnie po jednym z takich właśnie wydarzeń, dziecko bało się wrócić do domu, decydując się na wyjazd do ojca mieszkającego pod Warszawą. Owe spotkania z psychologiem przyczyniły się do ujawnienia także innej kwestii. Otóż okazało się, że podczas pobytu małoletniej u ojca, matka dziewczynki m.in. pozostawiała jej na płocie reklamówki z listami od znajomych i rodziny z Buska, czy też schowana w krzakach próbowała zawołać córkę do siebie. Trzeba przyznać, że to dość dziwne zachowania jak przystało na dorosłą osobę. Ja jednak wspominam o tym dlatego, że właśnie takie sytuacje przyczyniły się do powstania u dziecka lęku, oraz notorycznej obawy, że ostatecznie będzie musiało wrócić do matki, której najzwyczajniej w świecie się boi. Zuzia chciała pozostać z ojcem, na co wpływ miały na pewno jej dobre relacje z mężczyzną oraz jego partnerką, poznanie nowych dzieci z okolicy, czy też polubienie nowej szkoły do której zaczęła uczęszczać po przeprowadzce.
W istocie, po zapoznaniu się z opinią psychologiczną, 23 października 2017, Pan Paweł złożył zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Piasecznie, dotyczące przemocy fizycznej i psychicznej, której dziewczynka doświadczała ze strony swojej matki. Obecnie trwa postępowanie przygotowawcze.
Niezaprzeczalne konsekwencje
Zatem, biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki, pozostawienie obecnej sytuacji bez zmian może skutkować urazem psychicznym dziecka. Dziecka, które w przyszłości może zwątpić w sens przeciwstawiania się przemocy. Dziecka, które nie ma prawa wyrażać własnej opinii, ponieważ każda próba i tak ostatecznie kończy się fiaskiem. W końcu dziecka, które jeszcze nie zaczęło tak naprawdę żyć, a już jest przepełnione obawą i lękiem przed całym światem. Walka trwa.
W dzień przed zabraniem Zuzi przez matkę, dziewczynka napisała czym dla niej jest godność. Według niej to „właściwe traktowanie drugiego człowieka. Chodzi oto, żeby nie robić czegoś, czego ktoś sobie nie życzy i żeby go szanować”. Czy zatem wedle tej definicji, zarówno matka, jak i wymiar sprawiedliwości, traktują dziewczynkę z godnością? Zdecydowanie nie.
Mirela Krzyżak, Maciej Lisowski
Fundacja LEX NOSTRA