Ludzie w Polsce do biednych nie należą. Każda bowiem kwota dochodu, jaką wykazuje strona starająca się o zwolnienie od kosztów zdaniem sądu nie uzasadnia wniosku o zwolnienie. Nawet wtedy, gdy z ledwością wystarczy na chleb z „biedronki” kostkę margaryny kupowaną co drugi dzień.
Irena się sądzi. Kolejna firma windykacyjna odkupiła krążący od lat po Polsce jej dług. Uruchomiła komornika. Jedyny sposób na uwolnienie się od egzekucji to dochodzenie swoich praw w procesie przeciwegezekucyjnym. Sąd jednak, by uruchomić procedurę, żąda opłat.
Irena zarabia najniższą krajową. Co więcej, jest ona obciążona alimentami tak, że na życie pozostaje jej ok. 13,50 zł dziennie. Śniadanie, obiad, kolacja, bilet na autobus, bo przecież pracuje. Od czasu do czasu jakiś ciuch i przynajmniej nowa zelówka raz na kwartał. O gazecie czy telewizji kablowej można jedynie marzyć. Na szczęście ok. 200 lat temu prawnicy wymyślili tzw. prawo ubogich. Nie stać cię na adwokata i na opłaty sądowe? Poproś sąd. Zwolni od opłat i ustanowi pełnomocnika.
Przecież w państwie demokratycznym obywatel nie może być pozbawiony prawa do sądu tylko dlatego, że uczciwie pracując nie stać go nawet na zakup codziennej gazety! To jednak teoria, wbijana do głowy kolejnym rocznikom studentów prawa. W praktyce jest inaczej. Zdaniem referendarz sądowej Justyny Andrukanis (SR w Jeleniej Górze) wniosek o zwolnienie podlegał oddaleniu.
Referendarz powołała się przy tym na postanowienie Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie. Zajrzałem. Faktycznie.
Instytucja zwolnienia od kosztów sądowych ma charakter wyjątkowy. Nie bez znaczenia jest fakt, iż w razie przegrania sporu przez osobę zwolnioną od kosztów sądowych – następuje to na koszt Skarbu Państwa, a więc wszystkich podatników. Opłaty sądowe stanowią rodzaj danin publicznych. Zwolnienia od ponoszenia tego rodzaju danin stanowi odstępstwo od konstytucyjnego obowiązku ich powszechnego i równego ponoszenia, wynikającego z art. 84 Konstytucji RP. Dlatego też zwolnienia mogą być stosowane w sytuacjach wyjątkowych, gdy istnieją uzasadnione powody do przerzucenia ciężaru dotyczącego danej osoby na współobywateli. Z ich bowiem środków pochodzą dochody budżetu państwa, z których pokrywa się koszty postępowania sądowego w razie zwolnienia skarżącego z obowiązku ich ponoszenia (por. postanowienia Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 10 stycznia 2005 r., FZ 478/04, LEX nr 393645 oraz z dnia 31 lipca 2008 r., II FZ 297/08, LEX nr 493855).
(orzeczenie z 26 lipca 2013 r. sgn I ACz 483/13 )
Zdaniem referendarz Justyny Andrukanis Irena jest osobą majętną. Bo chociaż nie zarabia zbyt wiele, to przecież ma mieszkanie warte 370.000 zł. Powyższe Irena zaskarżyła w terminie. Niestety. Sędzia SR w Jeleniej Górze mgr Rafał Kuśmierek utrzymał w mocy postanowienie pani referendarz. Poza powieleniem słów o daninie publicznej mgr Kuśmierek dodał kolejny argument. Otóż Irena, chcąc zdobyć pieniądze na proces, mogła wynająć część mieszkania. Bo po co samotnej kobiecie aż tyle metrów?
Aby odmówić zwolnieniu od kosztów wystarczy więc powołać się na „realny majątek”, jakim dysponuje potencjalna strona. Czy to jest koniec inwencji sądów? Aż strach się bać, że kiedy o zwolnienie od kosztów będzie starać się jakaś długonoga blondynka nie posiadająca żadnego majątku kolejny referendarz uzna, że przecież ma warunki, by na opłatę sądową zarobić
(sprawa toczy się przed SR w Jeleniej Górze sgn I C 1539/17)
Humpty Dumpty, za www.3obieg.pl
oprac. W.S