Szczecin. Kiedyś jeden z bastionów antykomunizmu. Dziś wystawiony na soft power Niemców.
Prof. Tadeusz Wierzbicki, rektor Uniwersytetu Szczecińskiego w latach 1989-1993, stwierdził, że podstawowym celem, powstałej w 1985 r. uczelni jest „nasycenie Pomorza Zachodniego kadrą wysoce wykwalifikowaną i oddaną Polsce”. Inne zdanie ma prof. Edward Włodarczyk, obecny rektor szczecińskiej Alma Mater, pełniący tę funkcję drugą kadencję. W „Przeglądzie Uniwersyteckim” z 2015 r., oficjalnym biuletynie uczelni, rektor Włodarczyk powiedział: „owo »oddanie Polsce« po roku 1990 mocno się zdezaktualizowało, sugeruje ono bowiem rolę polityczną uniwersytetu, od której uniwersytet musi być jak najdalej”. Ponieważ magnificencja jest historykiem, pojawiła się też refleksja nawiązująca do przeszłości: „Przypomina mi się w tym miejscu jedna z prac o Instytucie Bałtyckim, placówce naukowej i propagandowej, która powstała w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Jego główne zadanie polegało na ukazywaniu polskiego prawa do dostępu do Bałtyku. Tytuł tej monografii brzmiał: »W służbie narodu i nauki« , czyli dla jej autora interes narodowy okazał się ważniejszy od nauki”.
Autor nie wyjaśnił dlaczego opuszczanie murów uniwersytetu przez kolejne roczniki młodych ludzi „oddanych Polsce”, czyli patriotów, miałoby sugerować jego uwikłanie w politykę. Zadziwiająco, a może nawet: niepokojąco, w ustach polskiego historyka brzmią słowa, że po 1990 r. „oddanie Polsce” się na Uniwersytecie Szczecińskim mocno zdezaktualizowało.
Magnificencja nie ujawniła jakie to narzędzia badawcze, kategorie, pojęcia i metodologie umożliwiają uczonemu, zwłaszcza historykowi, na pryncypialne stwierdzenie, że oto kończy się nauka, a zaczyna „interes narodowy”? A już – nie daj Bóg: »oddanie Polsce«! I co też niebezpiecznego dojrzała (magnificencja) w interesie państwa polskiego, skoro uznała, w tym momencie, za słuszne przeciwstawić go nauce?
Czy prof. Włodarczyk potrafiłby wskazać którego z kolegów, w godności pierwszej osoby na uczelni, z Niemiec który tak ostentacyjnie stwierdzałby, że bywa, iż dobro niemieckiego państwa i narodu stoi niżej niż dobro nauki?
Rektor Włodarczyk nie ma nic przeciwko angażowaniu się uczelni w proces integracji europejskiej, najwidoczniej nie traktując go jako zjawiska politycznego, a co za tym idzie nie uważając za postawę polityczną „oddanie” badacza temu procesowi: „Wielkim zadaniem US jest pokazywanie społeczeństwu polskiemu, […]że mosty w kierunku integracji europejskiej wiodą między innymi przez Szczecin i Pomorze Zachodnie”.
Opinie rektora rodzą szereg pytań. Wśród nich również i to: gdyby polskie interesy narodowe godziły w proces integracyjny Unii, to czy obowiązkiem uczonego z US byłoby wyparcie się tych pierwszych, a wspieranie drugich? Pierwszych – bo są polityczne, drugich – bo skądże znowu?
Niedawno, gdy publicznie zwróciłem się do magnificencji z pytaniami w powyższych kwestiach zapewniła mnie ona, nie wiedzieć czemu podniesionym głosem, że „w mury uczelni polityka nie wejdzie”. Trudno powiedzieć: wejdzie czy nie wejdzie w mury, ale już na szpalty „Przeglądu Uniwersyteckiego” wejść chyba będzie mogła. Tak jak weszła w jednym z numerów tego kwartalnika z 2014 r., wraz z wywiadem z panem Jerzym Gorzelikiem, tym od esesmańskiej czapki i RAŚ, przeprowadzonym przez dziennikarza „Przeglądu”. Pan Gorzelik dzielił się swymi przemyśleniami, bynajmniej nie z metapolityki, politologii czy tym bardziej teologii politycznej. Były to wypowiedzi, którym nie sposób odmówić przymiotnika – polityczne. Wywiad zatytułowany „Chcemy nowoczesnej Polski – zdecentralizujmy ją!” można streścić w słowach: im więcej autonomii, dla każdego regionu Polski, tym lepiej dla niej. Pan Gorzelik bardzo utyskuje na zależność Śląska od Centrum. Na nierozumienie śląskich potrzeb i specyfiki tego miejsca. Na ustawodawczy monopol władz w Warszawie i centralną redystrybucję środków. Szef RAŚ narzeka, a dziennikarz nie oponuje. Niczego nie sugerując, a tym bardziej – twierdząc, zauważmy tylko, że również rektor Włodarczyk ma pretensje do Centrum, mówiąc że „nigdy nie rozumiało pograniczy”, a w tym wypadku – pogranicza zachodniopomorskiego: „Zachód (Polski) nie jest do końca rozumiany w Warszawie”.
Niedawno, za sprawą pana Lecha Karwowskiego, dyrektora Muzeum Narodowego w Szczecinie, wrócił do miasta pomnik Fryderyka II. Jego złowroga rola w dziejach państwa polskiego znana jest w Polsce każdemu, kto skończył szkołę podstawową. Przypomnijmy tylko, że zapamiętałość króla Prus w niszczeniu Polski była tak wielka, że w pewnym momencie wzbudziła nawet obawy Rosji.
Monument Starego Fryca został ustawiony na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Szczecinie. Rzecznik prasowy Muzeum ujawnił, że teraz dziedziniec to „multifunkcjonalna przestrzeń, idealnie nadająca się na większe wydarzenia i spotkania”. Dyrekcja ma bardzo ambitne plany, w niedalekiej przyszłości zmodernizowany dziedziniec ma się stać przestrzenią publiczną: „ma być dostępny dla każdego zainteresowanego, ma tutaj tętnić życie […] To miejsce stanie się taką agorą otwartą dla każdego” – mówi rzecznik MNS. Dziedziniec stanie się „agorą”, a więc miejscem wymiany poglądów.
W Szczecinie wytworzy się sytuacja, która niewątpliwie jeszcze bardziej utrudni jego zrozumienie przez Centrum: polscy mieszkańcy będą „swobodnie” dyskutować na różne tematy, a wolności słowa patronować będzie człowiek, który był spiritus movens pierwszego rozbioru słynącej ze swobody wypowiedzi Rzeczypospolitej i który uważał, że Polacy potrafią tylko gadać, ale nie rządzić. Mrożek by tego nie wymyślił, a pan Karwowski – owszem.
Doprawdy nie wiem jak to nazwać – skończonym bęcwalstwem czy jawną kpiną z godności państwa polskiego, którego interesy rektor Włodarczyk relatywizuje. Na pewno, to co robi Lech Karwowski, jest „ocieplaniem wizerunku” człowieka, który walnie przyczynił się do zniknięcia Polski z mapy Europy na 123 lata. Prof. Włodarczyk, historyk dziejów porozbiorowych – więc powinien co nieco wiedzieć o roli króla Prus w rozbiorach Polski – wchodzący w skład Rady Muzeum Narodowego, nie zareagował na osobliwe pomysły dyrektora tej placówki. A w każdym razie nic mi o tym nie wiadomo, a trochę szukałem informacji przed napisaniem tego tekstu. Może uznał, że byłoby to, niegodne uczonego z US, przedkładanie interesu narodowego nad naukę? A ta przecież wyraźnie stwierdza: pomnika Fryderyka II był w Szczecinie przed wojną, a szacunek do historii miasta nakazuje, aby był również po wojnie.
Pan rektor skreślił Szczecin jako miejsce, w którym buduje się statki oraz działa duży port morski. Magnificencja uważa, że Szczecin powinien być miastem uniwersyteckim (ostatnie notowania „Perspektyw” wykazały, że US nie mieści się nawet w pierwszej pięćdziesiątce państwowych uczelni w kraju), a w cytowanym „Przeglądzie Uniwersyteckim” z 2015 r. dodaje, że region Pomorza Zachodniego powinien zaistnieć jako „świadczący wysoko wykwalifikowane usługi i obszar atrakcyjny turystycznie”. W poglądzie, mówiącym że „Dawne możliwości rozwoju [Szczecina – R.K], takie jak stocznia czy przemysł, wyczerpały się”, prof. Włodarczykowi basuje kolega z Instytutu Historii.
Również pan prezydent Piotr Krzystek, który kilka lat temu stwierdził „Chcemy stawiać na dobrze płatne miejsca pracy w branży usług. Wielki przemysł w Szczecinie nie wytrzymał konkurencji”. Co ciekawe pana prezydenta dzielnie wspiera w rządzeniu miastem lokalny PiS.
Robert Kościelny
Artykuł ukazał się w papierowym wydaniu „Gazety Warszawskiej”