Dlaczego piłkarzom ręcznym Gwardii Opole w połowie sezonu skończyły się pieniądze na rywalizację w PGNiG Ekstralidze? Czy było to niedoszacowanie budżetu na rozgrywki sezonu 2015/2016, czy też ktoś nierozważnie zaczął wydawać pieniądze, np. na wygórowane kontrakty zawodnicze? Czy Janusz Maksym prezes Gwardii obejmując stery klubu w 2005 roku zrobił bilans otwarcia? Co spowodowało, że w pewnym momencie piłkarze ręczni zasłużonego opolskiego klubu po prostu nie mieli gdzie grać? Jak wyglądają stosunki własnościowe kompleksu sportowego przy ulicy Kowalskiej w Opolu, czyli co jest czyje? Zawodnicy Gwardii to szczypiorniści czy hokeiści? Na te jak i inne pytania szukałem odpowiedzi w rozmowie z Januszem Maksymem prezesem Gwardii Opole.
Wiktor Sobierajski: – Używając nomenklatury marynarskiej wydaje się, że ostatnie sztormy targające Gwardią Opole nie zatopiły tego zasłużonego dla miasta i województwa klubu?
Janusz Maksym: – Nie zatopiły i mam nadzieję, że nie zatopią, gdyż w tej chwili w porozumieniu z władzami miasta, zawodnicy zgodzili się grać za mniejsze stawki i na pewno do końca sezonu Gwardia sobie poradzi.
W.S: – Dlaczego w połowie sezonu piłkarzom ręcznym Gwardii, mówiąc kolokwialnie, skończyła się kasa?
J.M: – Przede wszystkim nie przedłużono umowy sponsorskiej. Poza tym przed wejściem do PGNiG Superligi przedstawialiśmy budżet obecnym władzom Opola odpowiedzialnym za sport a wynosił on nieco ponad 3 mln zł. Obiecywano nam, że miasto pomoże dotacjami i zrobi wszystko, by pomóc znaleźć sponsora strategicznego. Obiecywano także, że dostaniemy ok. 1,5 mln na pierwszą rundę rozgrywek sezonu 2015/2016.
W.S: – I co? Wywiązano się z tych obietnic?
J.M: – Nie, ale nie możemy mieć pretensji, ponieważ żadne wzajemne zobowiązania nie zostały sprecyzowane na piśmie. Były to tylko obietnice
W.S: – Jaki jest oficjalny budżet klubu na sezon 2015/2016? Ile z tego stanowi dotacja samorządu Opola?
J.M: – Szczerze powiedziawszy, to nie do końca możemy na dzień dzisiejszy tego oszacować, ponieważ nie wiemy, czy jakieś dodatkowe pieniądze z budżetu miasta się pojawią. A z budżetu samorządu województwa opolskiego za promocję otrzymamy 140 tys. Jeżeli chodzi o kontrakty to nie są one wygórowane. Najwyższy to 180 tyś zł rocznie a najniższy 22,5 tys. Oczywiście zawsze można dyskutować, bo teraz zawodnicy grają za mniejsze pieniądze, ale przed sezonem zakładając pewne cele sportowe trzeba zapewnić odpowiedni skład i sztab trenerski aby te cele osiągnąć. Wiadomo, że nie możemy się porównywać z klubami takimi jak Vive (ok. 40 mln budżetu), Wisła (ok. 8 mln), czy Azoty (ok. 5 mln), a pozostałe kluby z nielicznymi wyjątkami też w swojej historii borykały się bądź nadal borykają z mniejszymi lub większymi kłopotami finansowymi.
W.S: – W historii kędzierzyńskiego klubu siatkówki też były napięcia na linii miasto-klub, ale zdołano znaleźć rozwiązanie. Dzisiaj ZAKSA Kędzierzyn-Koźle dostaje pieniądze od miasta, głównie za to, że promuje je w kraju i za granicą, mając w swojej nazwie Kędzierzyn-Koźle? Wiem, że z tego tytułu klub otrzymywał około 1 miliona złotych rocznie, pomniejszone o kwoty za wynajem pomieszczeń w hali Azoty oraz za wynajem hali na treningi oraz mecze mistrzowskie. A w Opolu?
J.M: – W Opolu kluby sportowe mogą liczyć tylko i wyłącznie na dotacje budżetowe. Nie mowy o umowach z tytułu promocji miasta.
W.S: – Panie prezesie to zapytam wprost. Skąd się wzięły długi w Gwardii i kto według Pana za nie odpowiada?
J.M: – Długi wzięły się z faktu utraty wsparcia sponsorskiego oraz stąd, że obiecywano nam, że jak wejdziemy do najwyższej klasy rozgrywkowej, to pieniądze dla nas się znajdą. I się nie znalazły. Chcę jasno powiedzieć, że z tytułu swojej funkcji w klubie właściwie nie otrzymuję pensji, która mi się należy. Już wtedy gdy przyszedłem do klubu było zadłużenie, które spłaciliśmy.
W.S: – Obejmując stanowisko prezesa klubu zrobił Pan tzw, bilans otwarcia?
J.M: – Oczywiście że tak W 2005 roku zadłużenie wynosiło ok 500 tyś zł. Do 2008 roku pracowaliśmy na niskim budżecie w granicach 600 tyś zł rocznie. Przypomnę, że wtedy graliśmy na zapleczu ekstraklasy, momentami ocierając się o spadek do II ligi. Dużym kosztem dla nas był koszt utrzymania hali, który był naszą własnością. Zaproponowaliśmy wtedy ówczesnym władzom Opola (Ryszard Zembaczyński) przejęcie obiektu przy ulicy Kowalskiej za przysłowiową złotówkę. Miasto nie wyraziło chęci. W związku z tym klub wiedząc, że nie poradzi sobie z utrzymaniem obiektu zaczął usilnie szukać inwestora. W 2010 roku inwestor się znalazł i kupił od nas halę. Dzięki tym środkom mogliśmy pomyśleć o doinwestowaniu działalności sportowej i o przymierzeniu się do awansu do PGNiG Superligi .
W.S: – Kto, proszę podać imię i nazwisko, podpisał się pod dokumentem, w którym poinformował Pana, że drzwi do hali przy Kowalskiej będą dla szczypiornistów Gwardii zamknięte, do chwili uregulowania należności za jej wynajem?
J.M: – Nie chcę mówić po nazwisku, ale firma ta miała prawo to zrobić, bo rzeczywiście przez jakiś czas nie płaciliśmy za halę. Powiem tylko tyle, że zgodnie z ustnymi ustaleniami z właścicielem hali, od lipca 2015 roku mieliśmy regularnie, z góry płacić za wynajem obiektu. Miesięcznie to około 20 tys. brutto plus media. Zaznaczam, że są to ustalenia po remoncie hali. Wcześniej płaciliśmy 7,5 tys. zł miesięcznie.
W.S: – Czy ta decyzja o zamknięciu dla was hali, dotyczyła także waszej akademii minihandball, gdzie trenują dzieci?
J.M: – Nie dotyczyło to tylko naszej naszych drużyn seniorskich i całe szczęście, bo dzieciaki cały czas trenowały.
W.S: – A propos. Szczypiorniści czy hokeiści, bo mam zawrót głowy w tym temacie. Wasi zawodnicy pobierają obecnie wypłaty w kasach Orlika Opole. Przyzna Pan, że to kuriozalna sytuacja? Dla mnie to zwykła kiwka, po to aby komornik nie mógł zająć pieniędzy na poczet długów?
J.M: – Jeszcze raz chcę podkreślić że Gwardia Opole sp. z.o.o, która jest właścicielem licencji nie ma długów publiczno-prawnych, a długi pozostałe wynikają przede wszystkim z zaległości wobec zaspołu. Nie toczy się także wobec spółki żadne postępowanie komornicze.Długi ma stowarzyszenie Gwardia Opole. W stowarzyszeniu, które użyczyło spółce wizerunku jestem prezesem, i spółka właśnie, na którą jest wydana licencja występuje w rozgrywkach PGNiG Superligi.
W.S: – Przyzna Pan, że to dość zagmatwana sytuacja. Czyli co? Są dwie Gwardie?
J.M: – Nie jest zagmatwana. Przed tym sezonem sugerowano nam, czyli wszystkim klubom, (władze miasta też nas do tego namawiały) aby w ramach profesjonalizacji w ZPRP założyć podmioty prawa handlowego. Osobiście uważam, że było to trochę za wcześnie, ponieważ związek powinien wcześniej pomyśleć o założeniu Profesjonalnej Ligi Piłki Ręcznej wzorem Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej. Kluby od dwóch lat dyskutują na ten temat. A związek dopiero teraz przystąpił do działań. Są też pewne wytyczne. Po pierwsze kluby mają przekształcić się w spółki akcyjne do maja 2016, Po drugie wpłacić 50 tyś zł za udziały w spółce Profesjonalna Liga Piłki Ręcznej. Wiem jednak, że większość klubów uważa te i inne propozycje związku za kontrowersyjne i na pewno na ten temat będzie jeszcze dyskusja.
W.S: – Rozumiem, że w związku z zagmatwaną sytuacją z halą przy ulicy Kowalskiej z utęsknieniem czeka Pan na zakończenie remontu Okrąglaka?
J.M: – Tak. Liczę, na to, że koszty wynajmu hali „Okrąglak” dla opolskich klubów zostaną skalkulowane tak, by wszystkich stać było na jej wynajęcie.
Z Januszem Maksymem w drugiej części wywiadu porozmawiamy o sportowych aspektach Gwardii Opole.
Wiktor Sobierajski.