Szczyty domów kryły się w chmurach, w cukrowej wacie chmur. Księżyc szukał swego odbicia w lawendowych kałużach na dnie świata i znajdował je. Łażenie po grzbietach dachów z głową w chmurach, było rozrywką dla odważnych. Podobnie, jak podawanie się za ducha. No i trzeba było mieć porządną koszulę. Henryk do szaleńczo odważnych nigdy nie należał a z porządnych rzeczy miał tylko kapcie.
Nie można o nim powiedzieć, że był tchórzem, co to, to nie! Po prostu nie lubił ryzyka i nikomu, niczego nie musiał udowadniać.
Ale skoro i tak nie mógł spać, postanowił zrobić coś pożytecznego. Wyszedł na balkon, przewiesił nogi między sztachetkami barierki i zaczął łowić sny na wędkę. To była wymarzona noc do łowienia snów. Było ich wszędzie pełno, roznoszonych przez wiatr, w bladej poświacie rogalikowatego rezydenta nieba.
Do łowienia najbardziej nadają się te sny, które kursują pustym przebiegiem, między jednym a drugim użytkownikiem. Nisko nad ziemią w ciągłym pośpiechu, trochę jak taksówki w drodze powrotnej na postój. Gdy sen się zaczepi o haczyk cała wędka się kołysze i wtedy można ją wyciągnąć. Henryk każdy sen ogląda z uwagą a następnie na ogół wypuszcza. Tylko najładniejsze zachowuje dla rodziców. Zdarzają się też oczywiście koszmary, na które trzeba uważać. Są czarne i ciężkie, więc wędka może się zerwać. To byłaby olbrzymia strata.
Poza tym balkon to dobre miejsce do obserwacji – widać stąd dachy innych domów i świat na dole z odpowiedniego dystansu. Henryk zdążył już zaprzyjaźnić się z wielkim, szarym kocurem, który sypia w rynnie sąsiadów. Wyciąga się na całą swą pokaźną długość i zwykle zwiesza którąś łapkę poza rynnę. Czasem sobie rozmawiają o łowieniu snów i łowieniu myszy. To czynności w gruncie rzeczy podobne.
Henryk łowi nie zawsze, nie każda noc się do tego nadaje. Najlepsze są te wiosenno – letnie, ciepłe i dosyć wietrzne. W czasie deszczu, mrozu, czy pełni, nie ma co sobie zawracać głowy, lepiej od razu iść spać. Tak go kiedyś uczył pan od zaklinania wiatru. Nie… Henryk nie był w szkole czarownic, to tylko wuefiści mają swoje tajemnice. Jak wszyscy ludzie zresztą.
Chłopak posiedzi tutaj jeszcze kilka godzin, dziś jest naprawdę czarowna noc. Z resztą duży, szary kot, który wsadził ogon do spływu rynny też chwilowo nigdzie się nie wybiera. Całe gromady seledynowych, ametystowych i topazowych snów błąkają się w powietrzu. A figlarny wietrzyk tuż nad ziemią niepokoi dmuchawce.
Maria