W połowie ubiegłego tygodnia NGO opublikowała tekst (w założeniu) traktujący o kulisach afery z wyciekami ze skrzynki pocztowej Przemysława Holochera. Autor ukrywający się pod pseudonimem dzieli się z czytelnikiem swoją rzekomą, zakulisową wiedzą (?) dotyczącą sprawców i motywów ujawnienia prywatnej korespondencji byłego szefa Obozu Narodowo – Radykalnego.
Scenariusz, który kreśli autor jest wyjęty z kina sensacyjnego. Pomijając całą narracyjną otoczkę autor stawia następujące tezy:
1. Włamania na skrzynkę Holochera dokonali nie lewaccy hakerzy, ale służby specjalne.
2. Atak został dokonany – jak stwierdza autor – wręcz ze snajperską precyzją.
3. Przemysław Holocher stał się celem ataku ze względu na swoją bezkompromisowość, ideowość i różną od pozostałych członków Rady Decyzyjnej wizję Ruchu Narodowego, którzy to mają rzekomo zakusy na ławę europarlamentu w Strasbourgu.
4. „Holochergate” nie jest w stanie zaszkodzić Ruchowi Narodowemu jako całości, a jedynie pozbawi wpływów Obóz Narodowo – Radykalny.
5. Ujawnienie rozmów Przemysława Holochera to prezent dla „wychowanków Mecenasa (Romana Giertycha)” – czyli Sylwestra Chruszcza, Krzysztofa Bosaka, Roberta Winnickiego i w jakimś sensie Artura Zawiszy (chociaż nigdy nie należał przecież do MW), którzy rzekomo od dawna mieli szukać sposobów jak pozbawić wpływów skrzydło oenerowskie. Dowodem na to mają być także podróże po kraju, które odbywają członkowie Rady związani niegdyś z LPR i MW, mające – wg autora – charakter kampanii wyborczej.
6. Członkowie Rady wywodzący się ze środowiska Młodzieży Wszechpolskiej snują polityczny plan oddania Ruchu Narodowego w ręce otoczenia Romana Giertycha, jego Instytutu Myśli Państwowej i ewentualnie otoczenia Jarosława Gowina.
7. Co więcej, chociaż autor nie mówi tego wprost, ale wynika to logicznie z całości wywodu, w celu pogrążenia Przemysława Holochera „frakcja MW/LPR” wykorzystała swoje kontakty i to na jej pośrednie zlecenie służby specjalne wyciągnęły na światło dziennie korespondencję byłego szefa narodowych radykałów. W zasadzie głównie to autor chce zasugerować.
Przyjrzyjmy się po kolei tezom zawartym w tekście.
Ad 1. Teza o inwigilacji przez służby specjalne nie jest w ogóle kontrowersyjna. Autor stwierdza: „(…)za włamaniem do komputera jednego z członków Rady Decyzyjnej lewactwo nie stało. Lewacy bardzo się cieszą z faktu ujawnienia tej korespondencji, ale ich uderzenie to byłby strzał śrutem- na oślep i we wszystkich ludzi z Rady RN. Zanim lewactwo podchwyciło temat wycieku rozmów, to minęło już kilkadziesiąt godzin od ich ujawnienia. Mądrzy lewacy poczekaliby kilka tygodni i przywaliliby z dwururki; na przykład tydzień przed Świętem Niepodległości. Środowiska michnikowszczyzny poszłyby jeszcze dalej i takie uderzenie miałoby miejsce w przededniu wyborów, do których znaczna część Ruchu Narodowego pali się niemiłosiernie. Tymczasem byliśmy świadkami strzału snajperskiego w konkretną osobę, wywodzącą się z określonego środowiska o jasnych poglądach. Tak nie działają ani lewacy, ani zboczeńcy, ani polityczni bankruci. Tak działają służby tajne.” Jak najbardziej można się z tym poglądem zgodzić. Służby specjalne lubią i muszą wiedzieć dużo, więcej i jeszcze więcej. Inwigilacja obywateli przekracza kolejne granice. Zwłaszcza po dwuletnich rządach Prawa i Sprawiedliwości proces ten przyśpieszył w tempie geometrycznym. Podsłuchiwanie rozmów, szukanie wrogów władzy, wrogów społeczeństwa etc. to wszystko dziedzictwo rządów z lata 2005 – 2007, z którego dzisiejsza władza i służby specjalne czerpią pełnymi garściami mając świadomość legitymacji do takich działań. Zostawmy jednak te refleksje na bok. Istotnie, za atakiem ze strony służb przemawia z pewnością to, że lewaccy hakerzy pochwaliliby się swoją zdobyczą na własnych stronach i trąbiliby o swoim sukcesie, bądź jak – zauważa autor – ujawniliby „księgę Holochera” w przededniu zbliżającego się Marszu Niepodległości . W przypadku „Holochergate” wypadki potoczyły się jednak inaczej.
Ad 2. Twierdzenie, że atak został celowo skierowany przeciwko Przemysławowi Holocherowi jest już wysoce wątpliwe. Dlaczego? Na tę chwilę oficjalnie nic nie wiadomo na temat tego czy nie próbowano również włamać się na skrzynki pozostałych członków Rady Decyzyjnej RN. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Wszak kilka lat temu włamano się na skrzynkę mailową ówczesnego prezesa Młodzieży Wszechpolskiej – Krzysztofa Bosaka, a dwa bądź trzy lata temu, przed Marszem Niepodległości, do prasy, a konkretnie do Gazety Wyborczej wyciekła prywatna korespondencja Roberta Winnickiego, również ówczesnego prezesa MW. Wypowiedź autora wskazuje na to, że nie ma on konkretnej wiedzy na temat tego czy próby takie zaszły czy też nie, a więc jednoznaczne stwierdzenie, że celem ataków był sam Przemysław Holocher jest bezpodstawne. Tym bardziej, że rozmowy byłego szefa ONR to w dużej mierze rozmowy z innymi członkami Rady.
Co więcej, jeżeli włamano się również na skrzynki pozostałych liderów Ruchu Narodowego, do czego przecież mogło dojść – dlaczego ich nie ujawniono? Tego pytania autor już nie stawia, starając się forsować tezę o precyzji ataku przeciwko Holocherowi. Cóż, ta celowość pozostaje na razie jedynie chyba w sferze wyobraźni autora, bo z pewnością nie w sferze twardych faktów.
Ad 3. Nie czas i miejsce rozwodzić się tutaj nad ideowością i bezkompromisowością Przemysława Holochera. Nigdy nie miałem okazji poznać Holochera osobiście, a tym bardziej stoczyć z nim jakiejś ideowej dysputy. Publicystyka głównego zainteresowanego też nie była na tyle obfita, aby móc z niej wnioskować o ideowości, bądź jej braku. Wykradzionych rozmów nie czytałem ze szczególną uwagą , bo to i nieeleganckie i do niczego mi specjalnie niepotrzebne. Jednak po ich powierzchownej lekturze, a także pikantnych fragmentach, które zasypały mój Facebook, nijak nie mogę się dopatrzeć ideowości Holochera i niektórych jego znajomych. Zasadniczo zgadzam się z uwagami Magdy Braun z „Myśli Polskiej” : żadnych dyskusji na temat dzieł i działań klasyków endeckich; żadnych rozmów na temat poglądów przedwojennych narodowych – radykałów etc. Autor jednak twierdzi, że to właśnie ideowość stała się powodem ataku na lidera ONR. Skoro tak, to jakieś dowody na to musiałby się znaleźć w samych rozmowach, a tam próżno szukać takich fragmentów, które by na to wskazywały. To oczywiście nie przesądza o braku ideowości samego Holochera i innych członków ONR. Mam na myśli tylko to, że „księgi Holochera” w żaden sposób na taką ideowość i bezkompromisowość nie wskazują.
Nie wiadomo też na jakiej podstawie autor twierdzi, że inni członkowie Rady Decyzyjnej mają ambicję, aby powalczyć o mandaty deputowanych do europarlamentu. Są to jedynie domysły oparte na słabych poszlakach, bądź plotkach, bo przecież jasnych deklaracji w tej materii nie nie ma, niezależnie od tego co sądzimy o ewentualności takiego scenariusza. Nie ma również żadnych dowodów na to, że sam Holocher takich wizji i planów nie snuł. Własne prognozy polityczne dotyczące środowiska Ruchu Narodowego anonimowy autor traktuje jako fakty, co jest absolutnie niedopuszczalne.
Ad 4. Ciężko zgodzić się i z tą tezą. Przede wszystkim dlatego, że informacje o wycieku nosiły tytuły, które wskazywały na to, że ujawniono rozmowy nie Przemysława Holochera, ale liderów Ruchu Narodowego. To w nich jako całość wymierzono pierwsze uderzenie. Dopiero później skoncentrowano się na poszczególnych wątkach rozmów Przemysława Holochera. Jest sprawą oczywistą i w naturalny sposób wynikającą z biegu wypadków, że uderzenie bardziej zabolało ONR. To z członkami własnej, macierzystej organizacji, często przyjaciółmi czy dobrymi kolegami, Holocher prowadził najwięcej rozmów i prowadził je w sposób, nazwijmy to, bardzo luźny i niecenzuralny, do czego z resztą miał prawo. Nic więc dziwnego, że ujawnienie ich treści najbardziej rzutowało na obraz ONR. Przemysław Holocher sam odszedł z Rady Decyzyjnej, a pozostali członkowie ONR w niej zasiadający, pozostali w niej. Nikt ich nie „wyciął”, nie odciął się od nich. Co więcej, Zarząd Obozu Narodowo – Radykalnego ma zupełnie inne zdanie na temat całej sytuacji niż autor tekstu. W oświadczeniu na temat omawianego tekstu oenerowcy wprost nazywają tekst manipulacjami i kłamstwami, co stawia autora – samowolnego adwokata ONR – w dość śmiesznym położeniu.
Ad 5. W zasadzie powyższą tezę omówiono już wyżej przy poprzedzających akapitach. Ostrze publikacji Wikileaks nie było personalnie skierowane przeciwko Holocherowi, ale przeciwko RN jako całości. Sama Wikileaks informuje, że są to rozmowy liderów „niebezpiecznej neonazistowskiej grupy”. To co przeciwnika najbardziej w tym wszystkim interesuje to nie pikantne żarcik ze strony Przemysława Holochera, ale organizacja i pomysły na dalsze działanie Ruchu Narodowego. I jeszcze jedna kwestia: skoro członkowie Rady Decyzyjnej jeżdżąc po kraju uprawiają de facto kampanię wyborczą to robią to wszyscy czy tylko ci, którzy wywodzą się ze środowiska Młodzieży Wszechpolskiej? Czy konferencje i wizyty Przemysława Holochera, udział w spotkaniach Mariana Kowalskiego oraz innych działaczy ONR to przejaw kampanii? Jak rozróżnić te spotkania? Czy przedstawiciele ONR mówią na nich co innego niż przedstawiciele pozostałych środowisk wchodzących w skład RN? Nic na to nie wskazuje, co stawia anonimowego autora ciężkich zarzutów w bardzo brzydkim świetle.
Ad 6. Teoria o tym, że inicjatywa narodowców ma wpaść w ręce Romana Giertycha nie brzmi nieprawdopodobnie z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora. Środowisko byłego wicepremiera straciło jakikolwiek kontakt z bazą społeczną. Jednak wielu nie jest mu w stanie wybaczyć tego, że Liga Polskich Rodzin wpadła w ręce Jarosława Kaczyńskiego i została przez niego unicestwiona, a elektorat LPR dziś głosuje na PiS, bądź kolejne jej podróbki w postaci PJN czy Solidarnej Polski. Środowisko RN utrzymuje zaś kontakt z bazą społeczną, ale brak mu politycznego doświadczenia, obycia i kontaktów, którymi z pewnością dysponuje „stara gwardia”. Cóż jednak z tego jeśli między otoczeniem Giertycha, a Winnickim i całym pokoleniem obecnej Młodzieży Wszechpolskiej panuje wojna.
Weźmy takiego Wojciecha Wierzejskiego, który darzy Roberta Winnickiego tak nieskrywaną niechęcią, że daje temu co rusz upust w postaci komentarzy czy listów do członków Młodzieży Wszechpolskiej. W jednym z takich listów, w którym Wierzejski krytykując kierownictwo MW z czasów prezesury Winnickiego krytykuje de facto samego siebie sprzed kilku lat nawet tego nie zauważając. Podobnie w ostatnim komentarzu, który nosi znamiona rzetelnej krytyki, po kilku zdaniach przeradza się w zwyczajny jad pod adresem Winnickiego, by skończyć się apologią własnych, rzekomo dziejowych dokonań w postaci „becikowego” , wycieczek patriotycznych, szkolnych mundurków etc. Chwali za to Holochera za jego życiorys i działanie, chociaż rok wcześniej cisnął gromy na MW za koalicję z „radykałami” i pomimo tego, że Holocher swego czasu napisał bardzo ostry w swej treści tekst, w reakcji na wypowiedzi prof. Macieja Giertycha. Z kolei Roman Giertych, chociaż na temat RN i obecnej MW raczej stara się nie wypowiadać, to jego niechęć i krytyczne nastawienie też są powszechnie znane. Zresztą sam optował za rozwiązaniem reaktywowanego przez siebie stowarzyszenia. Z kolei Winnicki i dzisiejsza Młodzież Wszechpolska miłością do rodziny Giertychów i jej otoczenia również zdecydowanie nie pała.
Jednak mimo to, autor twierdzi, że to wszystko na pokaz. Dowodem (jedynym, który autor podaje) na to ma być fakt zasiadania redakcji „Polityki Narodowej” W. Wierzejskiego; że to wojna w stylu „Wałęsa – Jaruzelski”, która i tak skończy się kompromisem i ugodą, na bazie której „stara gwardia” przejmie stery okrętu zwanego Ruchem Narodowym po tym jak wcześniej z jego pokładu zostaną wyrzuceni ludzie z ONRu. Najwyraźniej osobiste obawy autora znaczą dla niego więcej niż rzeczywistość i fakty, które najzwyczajniej przeczą jego teoriom.
Ad 7. Jest to chyba zarzut najmocniejszego kalibru. Sugestia, że włamanie do prywatnego profilu Przemysława Holochera zorganizowały połączone siły środowisk związanych z nieboszczką LPR oraz starszą i młodszą Młodzieżą Wszechpolską przewija się przez cały tekst. Najpierw autor przekonuje, że atak był niezwykle precyzyjny. Dalej: skoro atak był precyzyjny musiał być skrupulatnie zaplanowany. Jeżeli z kolei został on skrupulatnie zaplanowany, to przygotować mogły go tylko siły posiadające odpowiednie kontakty w jeszcze bardziej odpowiednich źródłach.
Następnie zostają wskazani beneficjenci afery „HoloLeaks”. To, wewnątrz Ruchu Narodowego, Bosak, Zawisza, Chruszcz i Winnicki, a poza nim otoczenie Romana Giertycha i Wojciecha Wierzejskiego. Brakuje tylko bezpośredniego stwierdzenia wprost – Is fecit cui prodest. Ta stara rzymska maksyma wypowiada prostą prawdę – ten to uczynił, któremu przyniosło to korzyść. Biorąc pod uwagę budowę tekstu, „akcję”, którą autor tworzy i logiczną całość jego wywodu, taki należy wyprowadzić wniosek i przede wszystkim takiej refleksji autor od czytelnika oczekuje.
Bardzo ciężkiego kalibru zarzuty kierowane są pod adresem Artura Zawiszy. Pytanie – czy prawdziwe? Jakie postępowania karne toczą się przeciwko niemu? Tego autor nie podaje, a są to bardzo ciężkie oskarżenia. Jeśli chociaż część z nich jest nieprawdziwa (a nie ma żadnych dowodów na to, że choć część jest prawdziwa), to autor po prostu pomawia Zawiszę.
Nie moim zadaniem, ani też celem, jest obrona Artura Zawiszy czy pozostałych członków kierownictwa Ruchu Narodowego. Nie w tym rzecz. Trzeba jednak zaprotestować przeciwko publicystyce opartej o pomówienia; publicystyce gdzie formułowane tezy (zwłaszcza w tekstach mających charakter, nazwijmy to, „śledczy”) są niepoparte dowodami, a jedynie domysłami. Generalnie trzeba powiedzieć „nie” publicystyce i dziennikarstwu szkoły jednego z byłych już dziennikarzy „Rzeczpospolitej” – „coś tam wiem, nie sprawdziłem, ale co mi tam… napiszę!”, bo jej skutki bywają najczęściej co najmniej niepożądane zarówno dla oskarżającego, jak i oskarżonych, a także, a może przede wszystkim, dla tych, których w założeniu chce się bronić.
Autor stawiający tak daleko idące tezy, powinien wziąć za nie całą odpowiedzialność, nie rzucać ich na wiatr. Dla starożytnych wypowiedziane słowo oznaczało zobowiązanie wobec społeczności i samego siebie. To podstawa naszej cywilizacji. Autor ukrywając się pod pseudonimem najwyraźniej chce tę odpowiedzialność z siebie ściągnąć. Nazwanie tego tchórzostwem nie będzie przesadą.
Kończąc, warto podkreślić też to, że autor, biorąc w obronę Obóz Narodowo – Radykalny, wyrządził jego członkom raczej niedźwiedzią przysługę, aniżeli przysłużył się serdeczną radą. Nietrudno bowiem domyśleć się, jaka była reakcja zarówno wśród kierownictwa Ruchu Narodowego jak i samego ONR. O tym jak daleko autor się w swoich tezach myli niech świadczy oświadczenie Zarządu ONR potępiające ten artykuł i fakt, że członkowie Rady Decyzyjnej RN wywodzący się z ONR nadal w niej zasiadają. Najkrócej rzecz ujmując – artykuł jest jednym wielkim, skrajnie nieeleganckim paszkwilem, wyglądającym jakby był napisany na zlecenie tych, którzy środowiska narodowe w Polsce chcą podzielić, a nie służyć im radą.
Autor: Bartłomiej Gajos
Wreszcie jakiś głos rozsądku po tym paszkwilu, który pisowska redakcja NGO opublikowała w zeszłym tygodniu. Mam tylko pytanie – jak wam nie wstyd?
Panie wątpiący, autor powyższej polemiki jest w redakcji NGO, więc chyba nie do końca ona taka PiSowska, jak się może wydawać, hm? ;)