Zrozumieć Śląsk: nie można patrzeć na niego wyrywkowo, selektywnie lub życzeniowo. Jedynie perspektywa całościowa, kompleksowa, daje jaki taki obraz

Niezależna Gazeta Obywatelska

Śląsk (cześć I) Wprowadzenie

Nie  wnikając w szczegóły Górny Śląsk składa się z dwóch województw: katowickiego (z przed ostatniej reformy) i opolskiego. W obydwu częściach ludność napływowa stanowi ok. 2/3 ogółu mieszkańców, ludność miejscowa (autochtoniczna, rdzenna) ok. 1/3. Województwo śląskie (wg nomenklatury międzywojennej) do polski wróciło w 1922 r., Śląsk Opolski w 1945. Śląsk katowicki ma charakter wielkomiejski, Opolski – małomiasteczkowy i wiejski. Górnoślązacy w obu częściach Śląska muszą więc różnić się od siebie. Ale ogólnie ostatnie stulecie podzieliło Ślązaków na: 1. Ślązaków polskich – jest to jakby odtworzona i najstarsza oraz najbardziej konsekwentna linia; według niej, wszyscy Ślązacy są Polakami; ilość tej grupy prawdopodobnie ulega zmniejszeniu, 2. Ślązaków niemieckich – spadek po panowaniu pruskim, a więc najkrócej mówiąc tych, których Polska z zasady obraża, wszelką polską interpretację uważają za niegodną niemieckiej, uderza u nich wyraźne poczucie separatyzmu; ilość trudna do ustalenia, 3. Ślązaków śląskich – najmłodsza linia, zawiedzeni są w równym stopniu Polską, jak i Niemcami; liczba zwolenników tej opcji zdecydowanie rośnie. W/w podziały są jednak bardzo płynne. We wszystkich kategoriach grupa niezdecydowanych jest przeważająca, ale to właśnie ona decyduje o przynależności i identyfikacji oraz sile poszczególnych opcji, które trudno określić liczbowo.

Gdyby ktoś chciał zrozumieć Śląsk, nie może patrzeć na niego wyrywkowo, selektywnie lub życzeniowo. Jedynie perspektywa całościowa, kompleksowa, daje jaki taki obraz.  Oczywiście, zgoda. Ale co to znaczy „całościowa”, jak podzielić proporcje? Jak odróżnić prawdę od chciejstwa, lub prostej koniukturalości; szczerość intencji od zwykłego zaprzaństwa; modę, także w nauce, od prawdy historycznej?  Może to i trudne to, ale raz jeszcze spróbujmy.

Wszyscy zgadzamy się, że Ślązacy (ludność rdzenna, nie napływowa) są Słowianami; wszyscy zgadzamy się, że Śląsk współtworzył zręby polskiej państwowości a więc metrykalnie związany nadal jest z Polską, a dialekt śląski (gwary śląskie) jest starożytną częścią języka polskiego. Od czasu oderwania się od Polski, Śląsk mniej więcej co 200 lat zmieniał swoją przynależność: najpierw przynależał do Czech, którymi władała niemiecka dynastia Luksemburgów, potem do Austrii i na koniec do Prus. W pierwszym okresie przynależność ta miała mniejsze znaczenie, w pozostałych dwóch wręcz decydujące. Jak Austriacy zdawali sobie sprawę, że Polska w każdej chwili może upomnieć się o Śląsk, to Prusacy i Niemcy traktowali go jako gwarancję swojej potęgi. Trudno też traktować poważnie twierdzenia, że Bolesław Wysoki itd. był Niemcem, bo wychował się w Niemczech. Takie kryterium można zastosować do przeciętnego człowieka, ale nie do rodu książęcego – właściciela Polski piastowskiej, który ze względów politycznych musiał zachowywać się różnie. Zatem wszyscy też musimy się zgodzić, że Ślązacy nie są Niemcami oraz, że Śląsk był rdzenną polską dzielnicą. Za takim postawieniem sprawy nie stoją fanaberie autora tego tekstu, lecz stały wszystkie poważne polskie organizacje na Śląsku, począwszy od połowy XIX w., a także sam fakt, że ruch ten miał charakter oddolny (w Niemczech to rzadkie zjawisko) i został potwierdzony plebiscytem (40% po ok. 600 latach nieobecności, to rzecz niebywała) oraz trzema powstaniami śląskimi. Więcej, sam Korfanty uważał się za lepszego Polaka. Z tych chociażby względów polska tradycja na Śląsku należy do wiodących. Górnoślązacy, historycznie rzecz ujmując, są więc Polakami. Niemiecką tradycję natomiast wypada uznać za towarzyszącą i drugorzędną. Natomiast kto kim się czuje, to już zupełnie osobna sprawa.

Rzecz jednak polega na tym, że w dziejach Śląska żaden z rozpoczętych tam procesów kulturowych nie został ani zakończony, ani w jakiś sposób zsyntetyzowany. Powodów oczywiście było kilka: 1. brak elit, stare zgermanizowały się lub przeniosły do Polski a porzucona ludność polska musiała na nowo je wygenerować, 2. polityczne dzieje Śląska uniemożliwiały mu obiektywne spojrzenie, 3. bieda, 4. Kościół katolicki, który ludność chłopską utrzymywał w ryzach katolicyzmu i posłuszeństwie wobec władzy pruskiej.  Ponadto Niemcy Górnoślązaków uważali za Polaków (ustawy, kulturkampf, reprezentacja w Bundestagu, Landtagu). Drugim elementem determinującym były granice: Polski przesuwały się, a Śląska – nie. I właśnie z tego faktu wypływają kolejne zasadnicze różnice w pojmowaniu Śląska i Polski. Inaczej na Śląsk patrzą Polacy, a inaczej Ślązacy, niezależnie od opcji. Z tego też względu różnie rozumie się i postrzega zachodzące tu zmiany. Ślązacy ze względu na swoje tradycje z reguły patrzą regionalnie i regionalnie odnoszą się do swoich spraw. U Polaków się to zmienia: niegdyś patrzyli globalnie, lecz wydarzenia PRL i III RP coraz bardziej zamykają ich w regionalizmach, i dziś zaczynają myśleć podobnie jak Ślązacy. Oznacza to bardzo niebezpieczną sytuację, ponieważ Polacy nie wykorzystują swoich przez wieki nabytych doświadczeń, a Ślązacy nie mają się od kogo uczyć tej wielkiej polskości, w której nie uczestniczyli, a która należy się im jakoby w spadku. Sytuację komplikuje fakt, że ta edukacja odbyła się na wschodzie, w warunkach o wiele bardziej skomplikowanych kulturowo, niż bywały na Śląsku, ale nie akceptowanych na zachodzie. Dziś Polacy mają zachodnie położenie i piastowskie uwarunkowania, których nie bardzo rozumieją, a Ślązacy (mniej Poznaniacy, czy autochtoni z Pomorza) osiągnięcia I RP oceniają przez pryzmat tego co widzieli po 1945 r., a więc poprzez tych ekspatriantów, którzy pozbawieni domów, dobytku i dorobku pokoleń, przyjechali na ziemie zachodnie – wagonami. Nie patrzą na to, co przynieśli z sobą profesorowie, nauczyciele, urzędnicy, literatura, kultura, lecz patrzą na tych, którzy byli im równi – na ludność chłopską lub pozbawioną wszystkiego drobną inteligencję, która szukała posad i chleba dla siebie.

Na tym tle powstała ogromna przepaść, która utrzymuje się po dzień dzisiejszy i ma tendencje do pogłębiania. Rodziny się pomieszały, a stereotypy pozostały na stałym miejscu. Na Śląsku niekiedy przybiera to dość dziwaczną postać. Dzieci ekspatriantów identyfikują się z polskimi tradycjami na Śląsku, często w większym stopniu niż sami Ślązacy, ale wśród polskich Ślązaków zamiast akceptacji spotykają się z podobnym przyjęciem lub zainteresowaniem co, powiedzmy, przyjezdni w Krakowie. (Jak by nie patrzył Śląsk to nie Kraków). Na Śląsku dość boleśnie odczuwany jest brak nawet podstawowej rozmowy, czy dyskusji. A tam, gdzie nie ma dialogu, zaczynają hulać diabły. Trzeba jednak zaznaczyć, że dyskusja musi mieć szerszą perspektywę. Nie może zamykać się w wymiarze regionalnym, bo taki wysiłek zawsze kończy się powrotem do punktu wyjścia. Ten model przerabialiśmy już wielokrotnie. Zawsze z jednym i tym samym skutkiem.

Zderzenie dwóch światów

Wiosna Ludów była okresem przebudzenia się ludów, narodów. Sprzyjały ku temu warunki polityczne, jak również sprzyjała specyfika epoki. Polskość na Śląsku wyłoniła się z najgłębszych pokładów ludzkiej niedoli; można powiedzieć, że wyłoniła ją „mowa genów”, a więc z soków, jakie wycisnęła bieda, strach po przebytych epidemiach (zarazach) i brak reakcji na to rządu pruskiego oraz z poczucia odrębności ludności rodzimej na Śląsku. Ślązacy w pewnym momencie stanęli przed alternatywą: być albo nie być. Sytuacja była trudniejsza niż w Polsce: nie było szlachty, inteligencji (lub była śladowa) ani kapitału, mieli za to wszystko przeciwko sobie. Z tego „nic” musieli zrobić „coś”. Odzyskać stabilizację oznaczało niezwykły wysiłek i potrzebę wychowania ludzi o specjalnym wyrobieniu i harcie ducha. Do jednych z największych osiągnięć należy zaliczyć rozdzielenie wiary od polityki. Będąc katolikami musieli dokonać rzeczy niebywałej – utemperować propruski kler i zmusić go do zachowań według własnej woli. Udało się to z czasem dzięki pomocy Narodowej Demokracji i Korfantego (w tej kolejności), ale też uchwaleniu konstytucji w Prusach, którą zmuszony był przestrzegać nawet sam król. W Prusach była to zupełna nowość, w Polsce – zwykła codzienność. Rozdzielenie polityki od wiary otworzyło jedną z furtek w kierunku Polski. Ale Kościół w pewnym sensie Górnoślązaków zawiódł, i wówczas pojawił się życzeniowy obraz „świętej Polski”. W Polsce modlono się o wolną Polskę, wykuwano ją orężem, nieprawdopodobnym wysiłkiem intelektualnym. W tym celu wykorzystano chyba wszystkie możliwości: od konfederacji barskiej po Zadrugę i „Solidarność”. W tym geopolitycznym położeniu prawie wszystko kończyło się klęską, po prostu musiało ulec zmasowanej sile zaborczych sąsiadów. „Święta Polska” w sercu części Ślązaków, w zależności od stopnia uświadomienia, miała różne i inne nośniki życzeniowe i emocjonalne. Miała zrekompensować im wszystkie doznane dotąd krzywdy i upokorzenia, miała otulić i sowicie wynagrodzić.

W okresie polskim Śląska, a więc od połowy XIX w. Górnoślązacy przechodzili w tempie skróconym, i jakby w eksternistycznie przyspieszonym tempie, kurs historii polskości i historii Polski. Był tam romantyzm i mesjanizm, była bardzo nierówna poziomem odradzająca się polska literatura, i było wielkie oczekiwanie. Górnoślązacy mieli swoich wielkich ludzi, swój wielki marsz do Polski, swoje ofiary, swoją krew i swoje nadzieje, ale punktem odniesienia była Polska. Bez tego punktu nie byłoby nic, albo wszystko skończyłoby się nieuchronną klęską. W Prusach, to Polska dawała śląskiemu ludowi lepszą perspektywę.

Rok 1922 zderzył z sobą dwa światy: spetryfikowaną piastowskość wyrywającą się z pruskich ram i postjagiellońską młodość odzyskanej wolności. Dla obu światów był to wielki sukces. Granice Polski przesunęły się na zachód. Polska wróciła na Śląsk, a część Śląska (woj. śląskie) wróciło do Polski. W tym samym czasie nastąpiła roszada ludności: ok. 100 tys. Niemców przeniosło się do Niemiec, a 200, niektóre źródła podają, że 300 tys., Ślązaków polskich osiedliło się w Polsce. Śląsk jako taki został podzielony, ale w jakiś sposób wyrównane zostały kwestie narodowościowe. Wówczas miało to wielkie znaczenie i dało perspektywę odzyskania pozostałej części Śląska – i to ze strony nie polskiej, lecz ludności śląskiej. Dziś opisy mówią o „bolesnych podziałach” rodzin.

Ścieranie się dwóch rzeczywistości musiało stworzyć tarcia, a nawet w pojedynczych wypadkach odwzajemnioną wrogość. Niestety, to było nieuniknione. Powstania śląskie nie miałyby żadnego sensu, gdyby utrzymano dotychczasowy podział kapitału. Siła niemieckiego kapitału wyrażała się sumą własności ziemskiej i przemysłowej. Niemcy po prostu byli właścicielami jednocześnie rozległych latyfundiów i kopalń, czy hut. Stosunek niemieckiej siły do polskiej wynosił jak 9:1 (Jędruszczak). W takim układzie Śląsk zamiast współbudować odrodzone państwo polskie, swoje zyski odsyłałby, jak dawniej do Prus, a robotnicy i górnicy śląscy nadal pracowaliby u tego samego niemieckiego właściciela. Natomiast to, że Polska pożyczała pieniądze na Śląsku, to może tylko o niej dobrze świadczyć, bo Niemcom coś podobnego nie przyszłoby do głowy, nawet gdyby Ślązacy dostali autonomię wewnątrz Niemiec. Zresztą, relację pomiędzy ludnością śląską, a niemieckimi właścicielami, opisuje w swoich książkach M. Tobiasz. Warto przeczytać. Natomiast klęska Polski w II wojnie  światowej spowodowała najazd komunizmu i blokadę wzajemnej adaptacji. Od samego zarania podjął on walkę z Polską i polskością – tak samo na Śląsku, jak i w całej Polsce. Patrioci z obu stron karani byli „po równo”.

Jednym z ostatnich wielkich Ślązaków był Edmund Osmańczyk. On nie zgasił światła na ziemi śląskiej, ale na nim zakończył się polski pochód trwający ponad 100 lat. Po nim to już w zasadzie jednostki, wprawdzie wybitne, ale jednak jednostki, konsekwentnie idą po drodze, którą wyznaczyli Lompa, Miarka ks. Skowroński, Korfanty i inni. Walczą po dziś dzień o stracone pozycje, ale po ich odejściu, wszystko, co zostało przytłumione na Śląsku w okresie międzywojennym, ożyje i prawdopodobnie na jakiś czas zostanie zburzone. (Tu chciałbym się mylić).

Obydwa nieustabilizowane światy łączył i nadal łączy Kościół katolicki. Dziś Kościół, podobnie jak państwo, przeżywa swój kryzys. Jakie przybierze rozmiary, trudno stwierdzić.  Jedno jest jednak pewne praca polska na Śląsku ma się ku końcowi. Ani jedna strona, ani druga nie wykorzystały tej sytuacji, jaką dała nam historia. Obydwie strony poddały się najpierw komunistycznej manipulacji a potem liberalnemu klinowi III RP, straciły swój głos i zaczynają wchodzić w obszary na których nic mają do powiedzenia – w myśl polskiego przysłowia: tam, gdzie się dwóch bije, trzeci korzysta. Według kilku źródeł w śląskich parafiach nie ma ani jednego proboszcza spoza Śląska. To jest oczywiście sprawa Kościoła, ale warto w tym momencie przywołać doświadczenie na Litwie od połowy XIX w, gdzie Kościół z jednej strony pomagał Polakom, a z drugiej Litwinom.

Cywilizacja z Zachodu, polska kultura ze Wschodu

Na wsiach śląskich zawsze doskonale wiedziano i odróżniano swojego od obcego, i to przez wiele pokoleń. Ten proces przeniósł się obecnie do miast, i utrzymał do dziś. Ogólnie jednak podział na Górnym Śląsku, ze względu na słabość polskiego państwa, będzie się pogłębiać. Jest to jak dotąd jedyny teren w Polsce, na którym można grać nutą narodowościową i starymi resentymentami. Ślązacy bowiem nie lubią słabego państwa, bo nie zapewnia im ono ani stabilności, ani perspektyw. Główną niechęć kierują do tego, co Niemcy nazwali „Polnische Wirschaft”. Na Śląsku polskość często kojarzona jest z nacjonalizmem. Podoba im się porządek bardziej niemiecki niż polski i ta stabilność, którą dziś daje tamto państwo. Dzisiejsi Ślązacy zawiesili się pomiędzy pruskością a polskością, tak samo zresztą, jak Polacy pomiędzy postjagiellońskością i postpiastowskością. I na tych pozycjach wszyscy trwają.

Nie udał się dialog polsko-śląski, nie udał się też dialog śląsko-śląski. Silniejsze okazało się przekonanie, że Ślązacy, choć są innych opcji, nie powinni się kłócić. I to przekonanie zwycięża – kosztem polskiego dziedzictwa na Śląsku i przyszłych śląskich rozłamów. Śląskość zaczyna tracić nie tylko swój azyl (niebycia ani Polakiem, ani Niemcem), lecz zaczyna wchodzić w niszę, w której grozi jej trwały niebyt. Jak dotąd nie wyłoniła się żadna siła zdolna do przeciwstawienia się temu trendowi. Dziś Ślązacy, zwłaszcza w Katowickim, nie chcą ani Polski, ani Niemiec. Jaka to jest skala, zapewne pokażą wyniki niedawno przeprowadzonego spisu ludności, w której figurowała rubryka z narodowością śląską. Śląskie mity mają dużo goryczy, niepohamowanej przekory – często wbrew sobie, i nade wszystko dużą potrzebę stabilizacji, której dziś w całej Europie coraz mniej. Jak natomiast zachowa się polska większość na Śląsku, jest zagadką. Zagadką jest też jak ostatecznie rozłożą się same śląskie siły?

Na całym Górnym Śląsku (przedwojenne woj. śląskie i powojenne opolskie) polskość na Śląsku pozostawiono samemu sobie, bez żadnego wspomagania ze strony polskiego państwa. W Katowickim pomoc w tym względzie władzom wydawała się to zbyteczna, na Opolszczyźnie polityczna. Ten błąd nowa polska władza, zarówno wojewódzka jak i państwowa popełniała notorycznie od 1989 r. Ową pustkę zagospodarował więc ktoś inny. Apogeum „renesansu” na Opolszczyźnie już mija, ale w zupełnie innej konfiguracji politycznej przenosi się do województwa śląskiego. Po pojawieniu się ruchu narodowości śląskiej, państwo polskie w dużej mierze straciło kontrolę nad tym, co tam się zaczęło dziać.

Ślązacy zdają się nie rozumieć, że każdy konflikt ma co najmniej drugie dno. I tu warto przytoczyć dwie ważne książki: Alfreda Liebfelda „Arcykapłanów zbrojeń” oraz M. Wańkowicza „Sztafetę”. Obydwie dadzą wystarczający obraz sytuacji i mechanizmów działających na Śląsku. A Polacy… a Polakom można zadedykować komentarz, jaki ukazał się na niniejszym portalu 7.11.2011 r.: „Drodzy Polacy […] macie swój kraj w d…żym poważaniu, a prawdę mówiąc nie zależy wam na posiadaniu własnego państwa. Dawne walki o niepodległość, które tyle Polskę kosztowały, okazały się niepotrzebne. Wycinka elit przez kolejnych okupantów doprowadziła do tego, że ziemie między Odrą a Bugiem zamieszkuje obecnie kilka plemion mówiących po polsku, znacznie zróżnicowanych pod względem statusu materialnego, którym nie jest potrzebne własne państwo, bo uważają się za oświeconych, kulturalnych Europejczyków. Istnieją niedobitki patriotów, które przypominają, że Bóg, Honor i Ojczyzna, ale coraz bardziej nie ma komu o tym przypominać. Ogromnie się cieszę, że jestem już stara i że nie będę długo patrzeć na to zbydlęcenie narodu, a głównie jego <elit>. Tylko tych, którzy ponieśli ogromne ofiary w walce o wolną Polskę żal. Żal i wstyd przed nimi, że tak zawiedliśmy”. Panowie politycy, warto jednak zdać sobie sprawę, że jak Śląsk, który w dwóch ostatnich wojnach posiadał kluczowe znaczenie w podboju – ogólnie, Wschodu. Dziś w obliczu kolejnego porozumienia niemiecko-rosyjskiego, ponownie nabiera szczególnego znaczenia. Na pytanie co robić, można odpowiedzieć tak: na Śląsku tylko ślepy nie może dostrzec, że cywilizacja szła z Zachodu, ale prawdziwa kultura przyjechała tam wagonami z kresów po to, by (i tu trochę realnej poezji) ponownie, wspólnie zapalić to światło, które kiedyś biło ze Śląska. W poszukiwaniu dawnych wielkości warto może spotkać się, ale też i zadbać o to, aby grunt nie był czuć cepelią.

Zakończenie

W całej Polsce, ale też i na Śląsku, społeczeństwo żyje bardziej obcą naszej kulturze propagandą, niż swoimi rzeczywistymi problemami. Przyszłość Polski i Śląska (razem, czy osobno), to nie „pełne brzuchy i proste krawężniki” jak ktoś napisał w Komentarzach, lecz nowa wizja, myśl. To nie w pierwszej kolejności zabawki: naziemna szybka miejska kolejka, kolorowe światełka, czy porywająca wyobraźnię nowa architektura, ale przede wszystkim  nie kupowana, lecz własna myśl (w 1308 r. w Legnicy miał powstać pierwszy uniwersytet) i ta niezależna jagiellońska, która pozwoliła rozwinąć polską część cywilizacji. Ale czy nas dziś na taką stać?… Przy formowaniu jakichkolwiek myśli warto pamiętać, że Piastom śląskim albo zabrakło tej wielkości, którą posiadał Mieszko I i Bolesław Chrobry, albo ich polityka ściągnęła na siebie taki ciężar, którego później sami nie zdołali udźwignąć. Tak samo u Korfantego można dostrzec tę samą prawidłowość, którą również zapoczątkowali Piastowie śląscy. Jego „skok” po władzę w Warszawie miał coś z piastowskiego ducha. Gdy przegrał, zaczął się wycofywać, jak niegdyś dawni Piastowie. Wówczas do powtórki z historii dojść nie mogło, ale dzisiaj?

To, że Polacy nie rozumieją Śląska trzeba miedzy bajki włożyć. Śląsk ma swoją specyfikę, ale co z tego, skoro owo niezrozumienie dotyczy obu stron. Jak widać ani Polacy, ani Ślązacy nie potrafią dostrzec wymogów geopolitycznego położenia Śląska. Fochy i dąsy są zapowiedzą wspólnej klęski. W równym stopniu Polacy, jak i Ślązacy usytuowani są między dalszą zagranicą a rozwodnionymi jeszcze marchiami. Sytuacja świadomościowa na Śląsku, ale też i ziemiach zachodnich, bierze właśnie taki kurs. Coraz bliżej im do Berlina, a coraz dalej do Warszawy. Kapitał dawnego pokolenia jest marnotrawiony zarówno w Polsce, jak i na Śląsku. Dominuje postawa koniunkturalna, a wszyscy razem wzięci straciliśmy zaufanie do siebie. Młodzież nie ma żadnego. Nie ma dobrej atmosfery ani do życia, ani do myślenia; procesy gnilne postępują. Młodzież nie ma odpowiednich wzorców, stąd brutalizacja życia, a także agresja w języku i zatrata jego subtelności. Jedyny strażnik porządku – państwo zanika! Gdy nie ma państwa, w takiej sytuacji, zaczynają się rodzić agresywne regionalizmy. Pieniądz, pieniądz ponad wszystko.

Artykuł ukazał się w www.wpolityce.pl dnia 27.11.2011 r.

Autor: Ryszard Surmacz

Komentarze są zamknięte