Wkrótce pojawi się w sieci nowy, silny gracz: portal Tomasza Lisa i Tomasza Machały, wzorowany na amerykańskim serwisie internetowym Huffington Post. Nie obawia się Pan tej konkurencji?
Lis i Machała są pieszczochami obecnego świata. Jak będą chcieli, stworzą sobie i dziesięć redakcji. Przypuszczam, że miesięczny budżet naszego portalu jest równy połowie pensji Tomasza Lisa. Mają, jak słyszę, do dyspozycji 5 mln zł, a może i więcej. Ale każdy, kto zna się na Internecie wie, że projekt, który tworzą, jest co najmniej zagadkowy. Nie ma szans, aby te kilka milionów zwróciło się w jakiejkolwiek perspektywie w normalny sposób. No, chyba, że liczą na jakieś przepłacane reklamy spółek skarbu państwa, które tak mocno zasilały „Wprost”. Chociaż, i tak musieli tam fałszować dane o sprzedaży. W ostateczności można też po wydaniu wszystkich pieniędzy odejść z hukiem i na łamach prasy kolorowej skarżyć się na szykany ze strony wydawcy. Chłopaki to umieją.
Jak z tej perspektywy ocenia Pan ubiegły rok dla portalu „wPolityce.pl”?
Mamy kilka powodów do dumy. Udało nam się osiągnąć stabilność finansową. Z pospolitego ruszenia, jakim na początku był portal, zbudowaliśmy prawdziwą redakcję z newsroomem. Wzmocniliśmy się technologicznie, budując nowy „silnik” portalu. Mamy zespół, którym kieruje Jacek Karnowski. Rośnie oglądalność i opiniotwórczość. To nie jest jeszcze przedsięwzięcie dochodowe, bo każdy zarobiony grosz inwestujemy w rozwój, ale dzięki reklamie i naszym czytelnikom, którzy kupują produkty naszego sklepu, przychody rosną.
Czy opiniotwórczość portalu przekłada się na ilość odsłon?
Mamy ponad pół miliona unikatowych użytkowników i 7-8 mln odsłon miesięcznie. To jest w mojej ocenie gigantyczny wynik, jak na portal, który liczy ledwie kilkanaście miesięcy. To cieszy tym bardziej, że jest połączone z opiniotwórczością. A można mieć stronę bardzo popularną, a niedostrzeganą. Co więcej, bywamy skuteczni. Bitwy, które toczymy o prawdę, praworządność i przyzwoitość w życiu publicznym udaje się jednak wygrywać . Przykładem sprawa Nergala w której podnieśliśmy alarm.
Kiedy zaczynaliście ponad roku temu, wśród autorów blogów byli też m.in. Leszek Miller i Waldemar Pawlak. Zrezygnowaliście z nich?
Leszek Miller i Waldemar Pawlak zawiesili niemal swoje wpisy na blogach. Piszą raz na 3-4 miesiące. Ale u nas nie ma zapisów cenzorskich. Każdy ciekawy i ważny głos Leszka Millera czy Dariusza Rossatiego opublikujemy z największą przyjemnością. Przyjmiemy opinię polemiczną, krytyczną, zrobimy wywiad. Sami zrezygnowaliśmy tylko z Marka Migalskiego, bo w naszej ocenie polityk ten zaczął zaniżać swoimi wpisami i zachowaniem powagę portalu. Z politologa, potem polityka, przeistoczył się w faceta epatującego kupowaniem stringów. Nie neguję prawa takich osób do obecności na scenie politycznej, ale na naszym portalu staramy się trzymać poziom.
Idziemy pod prąd tym, którzy mówią „wino, trawa, wódka, zabawa”. O sprawach publicznych chcemy rozmawiać poważnie i nasi czytelnicy, których jest coraz więcej, też tego chcą.
Wydaje się, że największa konkurencja w sieci – rozwijający się z szybkością francuskiego TGV Salon24 – już wam uciekła.
Cóż, to pana ocena. Według mnie, danych, którymi dysponuję i głosów, które słyszę, to my błyskawicznie gonimy Salon, który wystartował kilka lat wcześniej. Wyniki oglądalności są coraz bardziej zbliżone, o tym, które medium jest bardziej opiniotwórcze też można by porozmawiać. Ale każda koncepcja obecności w Internecie ma swoje zalety i wady, można postawić pytanie czy – skądinąd ciekawy – Salon24 jest jeszcze medium, redakcją, czy tylko platformą, która umożliwia zabranie głosu. Ustaliliśmy jednak z Igorem Janke, że się nie zaczepiamy. Szanuję jego dorobek. Poza tym – w sieci jeden drugiemu nie odbiera. Zmieszczą się wszyscy.
Salon 24 jest klasyczną multimedialną platformą blogową.
Tak. Tymczasem „wPolityce.pl” jest redagowane. Samodzielnie buduje agendę, potrafi bić się o ważne sprawy. Nie każdy tekst nadesłany publikujemy. Od Salonu24 odróżnia nas bardzo wyraźnie to, że anonimowość jest u nas ograniczona do minimum. Redakcja wypracowuje opinie, patrzy na rzeczywistość pod pewnym kątem, jest wierna pewnemu światu wartości i jedne sprawy uważa za ważne, inne za nieważne. Chcemy wskazywać, co w naszej ocenie jest hucpą, a co jest warte uwagi.
Bierzemy odpowiedzialność za słowo, budujemy powagę, prestiż, referencyjność. Dlatego tak ważne są nazwiska naszych autorów: Piotra Zaremby (współzałożyciela portalu), Marka Markiewicza, Krzysztofa Czabańskiego, Jacka Karnowskiego, Marka Pyzy, Marzeny Nykiel, Łukasza Adamskiego, Izabelli Wierzbickiej, Joanny Miziołek, Stanisława Żaryna po rysowników – Andrzeja Zawistowskiego i Rafała Krauze.
Kiedy ich pytałem, dlaczego publikują na portalu, który nie płaci honorariów, podkreślali, że „wPolityce.pl” to ważne, opiniotwórcze, sprofilowane forum opinii, które buduje wolność myśli.
Rzeczywiście, autorom nie płacimy, ale daję słowo honoru, że jak zaczniemy zarabiać, to będziemy płacić. Ale sobie też nie płacimy. Od początku nie wziąłem grosza, a wydałem wraz z kolegami wiele własnych tysięcy. Na szczęście wiele osób rozumie potrzebę zbudowania medium, które będzie choć trochę równoważyło świat mediów. Bo demokracja, w której wszystkie media są ślepe na jedno oko, nie jest zdrowa. Nie mamy milionów jak Lis, ale mamy własną pasję i bardzo silne środowisko, które – co przyjmujemy z wielką wdzięcznością – podziela nasze marzenie o silnym portalu. Bo to jest nasze wspólne medium. Świadomie stawiamy na misję obywatelską. Znajdziemy na naszej stronie miejsce dla każdej oddolnej inicjatywy. Będzie ona dla nas równie – a może i bardziej –ważna, aniżeli wypowiedź Donalda Tuska czy innego lidera partyjnego.
___
Michał Karnowski, rocznik 1976, dziennikarz, publicysta, komentator polityczny, I zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Uważam, Rze. Inaczej pisane”. W czerwcu 2010 roku założył z przyjaciółmi dziennikarzami portal informacyjno-publicystyczny „wPolityce.pl”. Kilka miesięcy potem przekazał funkcję redaktora naczelnego serwisu swojemu bratu, Jackowi, byłemu szefowi „Wiadomości” TVP. Michał Karnowski jest autorem kilku książek, m.in. „Anatomii władzy”, wydanej wspólnie z Erykiem Mistewiczem.
Moje gratulacje dla portalu Wpolityce – jestem prawie codziennym gościem na tym portalu i polecam wszystkim.