Dawno, dawno temu, gdzieś w Polsce urodził się chłopiec o imieniu Janusz. Pochodził on ze wsi. Nauczono go staroświeckich zasad, których nie lubił. Nigdy nie odzywał się przy stole, bo nie miał nic istotnego do powiedzenia. Janusz uczył się pokory przy pracy na roli. Jednak nadal marzył o wolności jako ktoś ważny. Był pobożnym człowiekiem, co niedzielę chodził do kościoła. Uczył się, pracował i modlił. Wiedział, że to dobra droga do bycia świadomym obywatelem państwa w którym żył. A nie było to byle jakie państwo. Wszystko było w nim poukładane, poważnie traktowano religię. Janusz chodził do katolickiej szkoły. Przed każdą lekcją modlił się do Boga o obfitą naukę. Jednak to nadal zmuszało go do milczenia. W jego głowie tworzyły się teorie jak mówić i być słuchanym. Doszedł do wniosku, że może wybrać dwie drogi – zostać księdzem lub politykiem. Bał się polityki. Nie uczył się zbyt dobrze, brakowało mu rozsądku i odpowiedzialności do zostania politykiem. Skończył więc szkołę średnią i zdecydował się pójść do seminarium. Jednak okazało się, że brakuje mu cech wymaganych od księdza. Obraził się o to na Boga, zdecydował się z nim walczyć. Została mu druga droga – polityka. Swój sukces zaczął budować na podstawie małych kłamstw w jego rodzinnej wsi. Już nikt nie zabraniał mu mówić. Obiecywał ludziom różne rzeczy, począwszy od remontu remizy do wybudowania nowych dróg we wsi i wsparcia biednych rolników. Z remontem remizy i wybudowaniem dróg nie miał problemu. Jednak przy wsparciu rolników wpadł na zaskakujący pomysł. Po co korzystać z budżetu wiejskiego, skoro można zabrać pieniądze bogatym i dać biednym? A może zabrać bogatym więcej, a biednym dać mniej niż się zabrało? Przed jego oczami pojawiły się marzenia o dużej willi z basenem, Mercedesie i pięknej żonie.
Ucieszył się, że wyrzucono go z seminarium. Spełnił swoje marzenia. Ale przecież można mieć jeszcze więcej i więcej! Nadchodził czas wyborów do sejmu. Przyłączył się do jednej z partii, która była niezgodna z jego poglądami. Miał przed sobą jeden cel – dostać się do sejmu i wybić z tej „dziury”. Zagłosowała na niego jego wioska, sąsiednia i sąsiednia-sąsiedniej. Tym sposobem trafił do sejmu. Znowu obietnice, których nie był w stanie spełnić. Zaślepił swoich wyborców pozorną pobożnością. Wychwalał krzyż i traktował Kościół z szacunkiem. Zbierał przez to swoich zwolenników. Kadencja sejmu się skończyła. Zdecydował, że założy własny klub wyborczy Ruch Palipsa. Szybko przystąpili do niego inni politycy. Jego przepis na sukces był prosty – tworzyć skandale, obrażać innych polityków i trafić jakoś do młodzieży. Jak to zrobić najlepiej? Zalegalizować to, co obecnie jest nielegalne. Tym sposobem zdobył duże poparcie i po raz kolejny dostał się do sejmu.
Janusz przypomniał sobie o jego niepowodzeniu z seminarium duchownym. Zaczął go drażnić symbol krzyża, który wspierał w poprzedniej kadencji. Całkowicie odciął się od przeszłości. Zaczął walkę z Krzyżem i Kościołem, według jego wizji Polska miała stać się państwem świeckim. Nie rozumiał sensu i znaczenia tego faktu dla Polaków, którzy w każdej złej chwili uciekali się do Boga. Ktoś z jego poprzedniej partii stwierdził: „Przez ostatnie X wieków krzyż stanowił symbol i wspierał w walce o wolność. Gdyby generałowie prowadzili tłumy ukazując im żółtą kaczuszkę zamiast krzyża z pewnością nie osiągnęliby sukcesu”. Społeczeństwo usłyszało te słowa i postanowiło zlikwidować Ruch Palipsa. Janusz nie szanował tego, co zyskał uczciwą pracą. Wrócił do swojej rodzinnej wsi, usiadł przy stole i nadal nie miał głosu.
A morał? Jeśli masz mówić bzdury i niszczyć coś, co stworzono ponad tysiąc lat temu to lepiej wróć do swojej wioski i milcz.
Autor: Piotr Dziedziul z Brzegu
Pierwsza opowieścią ukazujące realia polskiej polityki. Gratuluje!
Podoba mi się. Pierwszy tekst o realiach polityki. Gratuluję.