W bardzo szerokim gremium księży wypłynęło ostatnio zagadnienie, wyrażone wcześniej gdzieś w mediach przez kręgi, które próbują obecnie „wypłynąć” na rozbudzanej przez się niechęci do chrześcijaństwa: „Czy Kościół sprostał zadaniu integracji społeczeństwa?”. Gdy rozbrzmiewały rozmaite uwagi, po sprzeczce z samym sobą („Czy warto?”) dość gwałtownie wstałem i powiedziałem: „Tak i widać to na naszym Śląsku! Kościół ludzi zjednoczył! Kościół po wojnie zebrał ludzi pochodzących z różnych światów: miejscowych i przybywających. Kościół zespolił ich przez kilkadziesiąt lat ciężką pracą i cierpieniem księży. Tak to na podstawie swojej wcześniejszej i ostatniej pracy stanowczo rozeznaję”.
Gorzkie są podziały narzucane mieszkańcom naszego kraju oraz – o co już trudniej, ale i to możliwe – uczestnikom Kościoła. Czym innym są naturalne zróżnicowania wynikłe choćby z otrzymanej w procesie wychowanie kultury, czym innym wykrzyczenie różniącej tezy i zmuszanie, by natychmiast, wobec świadków, kamer i mikrofonów zmusić do pogrupowania się – ku uciesze kogoś, kto bardzo nie lubi, gdy „bracia przebywają razem”.
Skoro na polecenie lokalnego Kościoła, który z natury jest, tak jak Kościół powszechny, monarchiczny, to znaczy ma jedną (monos- – μόνος) zasadę władzy (archein – αρχειν) – J. E. Księdza Biskupa, Następcę Apostołów, przed rokiem przeszło podejmowałem zadania opieki nad duszpasterskiej nad Opolskim Środowiskiem Tradycji Łacińskiej, Pan Bóg otworzył przede mną nowe, choć szacowne w starożytności swej wrota. Mało, bo nie z wykładów, a jedynie dzięki kilkukrotnemu uczestnictwu na zachodzie Europy, znana mi była liturgia w formie celebrowanej przez Kościół od stuleci i spontanicznie pod działaniem Ducha Świętego narastająca w kształt zatwierdzony przez Sobór Trydencki, a nigdy w Kościele nie zniesiona. Natomiast nowi i ciekawi okazali się ludzie przybywający na nią stale lub czasem w kościółku pod wezwaniem świętego mego Patrona. Deklarujący i potwierdzający zaangażowaniem, nierzadko zapałem i bolesnymi doświadczeniami życia przywiązanie do tradycji kościelnej oraz patriotycznej – do każdej w różnym stopniu a też i w rozmaitych odmianach: i niepodległościowej, i narodowej, i solidarnościowej – najnowszej. Miałem od Pana Boga sposobność jako kapłan posługiwać na Śląsku i poza Polską, a nawet Europą, ludziom najrozmaitszych kultur, narodowości i tradycji, zwykle bardzo przez nich samych szanowanych. Może dzięki temu bardziej doświadczam, iż szczera łączność tych bezcennych dla współczesnej Opolszczyzny środowisk z Kościołem katolickim czyli powszechnym i nieustanne otwarcie Kościoła na nie – bardzo leżą mi na sercu; w tej intencji szczerze modlę się, pracuję i na niestarej jeszcze głowinie liczę siwe włosy… Będę pisywał.
Najpierw jednak, na ile starcza sił, postanowiłem – w odpowiedzi na zaproszenie wchodzącej jakoś także w ów krąg szanownej i miłej Redakcji NGO – notować i przesyłać na jej elektroniczne łamy rozważania do Słowa Bożego poszczególnych niedziel, choć według nowego porządku liturgicznego, skoro większość czytelników z takim się na co dzień spotyka. Zaproponowałem tytuł zaczerpnięty z liturgii, gdy w obu odmianach rytu rzymskiego po odczytaniu Ewangelii następuje ciche wezwanie Per evangelica dicta deleantur nostra delicta, co polski przekład oddaje „Niech słowa Ewangelii zgładzą nasze grzechy”. Dodałem przymiotnik catholicissima – „najbardziej katolickie” a to dla podkreślenia, iż umocnienie tej właśnie zbawczej wiary pragniemy dla siebie i bliźnich upraszać. Nie bez znaczenia jest także grecki rdzeń, pogłębiający znaczenie tego przymiotnika: καθολικός od κατά ὅλος czyli „wedle całości” bytujący, „powszechny”. Takim jest w istocie swej Kościół, tak modli się i chwalbę Pańską celebruje, wstępuje do Bożego majestatu i ludzi uświęca, tak też ich jednoczy, nie tylko na śląskiej ziemi. Urbs catholicissima – „miasto najbardziej katolickie” mówiono o ukochanym Lwowie, siedzibie trzech metropolitów katolickich obrządków: łacińskiego, greckiego i ormiańskiego. Czy to polskie doświadczenie powszechności, oparte na dobrej woli uczestnictwa, pojmie ktoś o nie-kresowej duszy?…
W ostatnim numerze papierowego wydania NGO – Nr 3 (2011) zaproszenie na opolską liturgię tradycyjną znalazło się na skraju rozważań o – jak tam napisano „pełnej sprzeczności” postaci ś. p. arcybiskupa Marcela Lefebvra i omówienia książki o nim. Domyślam się, iż powodem był podobny zakres tematyczny tych wypowiedzi – sprawy religijne. Chcę stanowczo podkreślić, iż Opolskie Środowisko Tradycji Łacińskiej nie stanowi ogniwa organizacyjnego struktur, które tworzą osoby odnajdujące własną w tej odpowiedzi, jaką arcybiskup Marcel znalazł na dramatyczny kryzys Kościoła, rozpoczęty zdradą Judasza i pogłębiany przez każdy z naszych grzechów. Takiej odpowiedzi nie udzielamy, do takiej nie dążymy, nad każdą kolejna raną Ciała Mistycznego bolejemy szczerze. Dodatkowo niszczy Kościół owo zerwanie, podobnie jak niszczy skandaliczna ukryta schizma wielu osób i struktur plujących na treść wiary oraz reguły kultu i moralności katolickiej, a pozostających oficjalnie w „pełnej jedności”, z której przez to kpi się z prawa i z lewa. Kto trwa w centrum, przy sercu – naraża się na ciosy właśnie z prawa i z lewa. O to wytrwanie najbardziej żebrzę u Boskiego Majestatu. Niech nas Pan w Kościele zachowa!
Autor: ks. Sebastian Krzyżanowski