Życie polityczne i społeczne w Polsce nigdy nie było ułożone według prawidłowych norm. W wielu kwestiach Polacy odstawali i odstają po dziś dzień od zachodnich sąsiadów, głównie z powodu znalezienia się po wschodniej stronie żelaznej kurtyny. Z tego powodu nasze społeczeństwo, jego elity, przywódcy, organy rządowe czy nawet media powstawały w zupełnie innych warunkach niż ich francuskie, niemieckie, brytyjskie czy amerykańskie odpowiedniki. Elita Polski lat 90. ukształtowana została w sposób całkowicie nieregularny, bazujący na piastowanej funkcji w komunistycznej partii lub na zyskach osiągniętych w czasie uwłaszczenia nomenklatury. Wówczas tworzyły się nowe środowiska biznesowe, polityczne i medialne, które przenikając się nawzajem stworzyły państwo funkcjonujące według określonych zasad. Wpajane społeczeństwu do dziś poglądy o rewolucyjnej roli Okrągłego Stołu były, co najmniej, kłamliwe. Żadna władza na świecie nigdy nie została oddana od tak, po prostu dla zasady. Ten sam scenariusz powtórzył się w Polsce, gdy po ponad 40 latach sowieckiej okupacji, Polacy myśleli iż komunizm zwyczajnie zniknął. Okazało się jednak, że powrócił w skompresowanej formie dawnego PZPR i ukształtował w świetle zachodnich slangów państwo opierające się na starym systemie. Państwo, które praktycznie do 2003 roku nie pokazywało realiów swojego funkcjonowania polskiemu społeczeństwu.
Afera Rywina, która zapoczątkowała upadek SLD, otworzyła tym samym wytworzony system na zjawiska zewnętrzne. Z dnia na dzień słychać było o kolejnych, mniejszych i pobocznych wątkach dotyczących życia społeczno-politycznego. Polskie społeczeństwo zaczynało dostrzegać, jak na najwyższych szczeblach władzy sprawy się po prostu „załatwia” mając przy tym w głębokim poważaniu interes zwykłego obywatela. Ten otwarty częściowo system pokazywał ogromną niezależność i samowolę władzy od suwerena, czyli narodu.
Przez kilka kolejnych lat system ten pozostawał widoczny dla przeciętnego człowieka. Znana społeczeństwu była także afera starachowicka, która obnażyła sposób funkcjonowania znajomości w polskiej polityce do cna, gdy Zbigniewa Sobotki nie spotkała kara więzienia dzięki jego ułaskawieniu przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Największym momentem strachu stał się jednak rok 2005, gdy konserwatywne Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy w parlamencie. Dodatkowa wygrana kandydata PiS w wyborach prezydenckich zatrzęsła elitami mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. To, co było największym wówczas zagrożeniem i co trzeba mocno podkreślić to świadomość, że społeczeństwo wybierało partię z programem, a nie kota w worku. Chciało więc w dużej części rozliczenia przeszłości i budowy nowego, zdrowego państwa.
Maszyna propagandowa uruchomiona w zastraszającej skali została uruchomiona niedługo potem. Główny cel, czyli odsunięcie od władzy PiS-u, który konsekwentnie otwierał system dla opinii publicznej został osiągnięty dwa lata później, gdy wcześniejsze wybory parlamentarne wygrała Platforma Obywatelska. Potrzebna była bowiem władza, która nie patrzyłaby się w przeszłość, ale zajmowałaby się kształtowaniem państwa w cieniu dawnych reguł.
Leszek Miller zapewne dziś podziwia zdolności Donalda Tuska i jego doradców od PR, ponieważ gdyby sam takie posiadał, prawdopodobnie na system wytworzony po ’89 roku długo jeszcze nie padłoby światło dzienne. Natomiast sam Donald Tusk przejdzie do historii jako ten, który owe otwarcie systemu zakończył. Każda z afer, która ujrzała światło dzienne w ostatnich latach, została zwyczajnie zamieciona pod dywan. Afera stoczniowa, afera hazardowa, czy wątek finansowania Platformy Obywatelskiej z pieniędzy o wątpliwym pochodzeniu rękami Mirosława Drzewieckiego (bagatela, bohatera afery hazardowej) – wszystko się zakończyło zanim w rzeczywistości się zaczęło. Plany odsprzedania polskich stoczni osobom o wątpliwej przeszłości z Kataru i dogadywanie się prominentnych polityków PO na cmentarzach z pionierami branży hazardowej, dzięki elastyczności mainstreamowych mediów nie wywołały większego oburzenia wśród Polaków. Głównie dlatego, że po prostu nie poznali tych spraw od początku do końca. Owszem, była próba wyjaśnienia afery hazardowej, lecz od samego początku skazana na porażkę przy kierownictwie Mirosława Sekuły, członka PO i specjalisty od rozmowy z pustymi krzesłami. Komisja, a w zasadzie kabaret był tylko fasadą z napisem trzeba coś zrobić z aferą to zrobimy, ale na swój sposób. By było śmieszniej, wnioskowano o przesłuchiwanie jej członków ze strony opozycyjnego PiS.
Jednakże ktoś musiał ponieść konsekwencje. Dlatego dziś Polacy już wiedzą, że w państwie Donalda Tuska w tego typu sytuacji ponosi karę nie ten, który przemierzał cmentarze w jakichś dziwnych okolicznościach ale ten, który to pokazał. Tym sposobem Mariusz Kamiński, były szef CBA z nominacji PiS narobił sobie problemów po raz pierwszy. Później z kolei, gdy opowiedział jednemu z tygodników historię finansowania Platformy Obywatelskiej, otrzymał zapewnienie, że kolejne postępowanie w prokuraturze już na niego czeka. Lecz przypuszczalnie wątek tego finansowania nie będzie dalej ciągnięty, choć rzekomo mówił o nim świadek koronny i miał mieć związek z mafią pruszkowską.
Tym sposobem system otwarty w czasie afery Rywina domknął się w ostatnich 3 latach. Wszystko wskazuje jednak na to, że w kolejnych latach będzie on się coraz mocniej kamuflował przed Polakami. Zagrożenia jakie z tego płyną są niebagatelne, gdyż w pozornie demokratycznej Polsce może to stać się zaczątkiem odseparowania przeciętnego obywatela od rzeczywistości, która zacznie nim tylko zarządzać i traktować go jako źródło dochodu.
Autor: Marcin Rol