Wczorajsze orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego okazało się istnym ciosem dla zamierzeń Platformy Obywatelskiej. Ich dotychczasowe plany wydłużenia czasu głosowania w nadchodzących wyborach, zakazania emisji spotów radiowych i telewizyjnych, czy wywieszania billboardów – wzięły w łeb. Nici z powiększania frekwencji, trzymania urn wyborczych całą noc w zasięgu ręki samorządowców czy odizolowania opozycji od społeczeństwa. Jedyne co pozostało z nowego kodeksu wyborczego PO, to kwestie głosowania przez pełnomocnika i jednomandatowe okręgi wyborcze do Senatu. Ale choć wydaje się, że to ostatnie jest dla Platformy częściową wygraną, może okazać się raczej sporym problemem.
Pomysły PO, które miały za zadanie zmienić całkowicie formę i przebieg nadchodzących wyborów, okazały się nie tylko bzdurne z punktu widzenia przeciętnego obywatela, ale przede wszystkim niezgodne z obowiązującym prawem i konstytucją. Dwudniowe wybory, które wiązały się ze zdecydowanie większymi kosztami, wg jedynej Partii miały za zadanie zwiększyć frekwencję i doprowadzić do jej ponownego zwycięstwa. Urny wyborcze, które w nocy miały być pod okiem samorządowców (bardzo często właśnie z PO lub z ich namaszczenia), nie byłyby więc bezpieczne. Przemawia za tym argument, że Polacy znają już dokonania partii rządzącej w Wałbrzychu, gdzie sfałszowano wybory i jej dokonania w zakresie tworzenia nieistniejących członków partyjnych dla regionalnych rozgrywek. Propozycja dwudniowych wyborów była jednak od samego początku liczeniem na łut szczęścia lub długie macki partyjnych działaczy. Dziś w Polsce nawet dziecko w przedszkolu wie, że rodzica na cały dzień spotka w domu tylko w niedzielę (choć i od tego są wyjątki). Wie zatem, że jedynym dniem wolnym od pracy jest niedziela i tylko wtedy może odbywać się głosowanie. Nie wierzę natomiast, że nie wiedzieli o tym prawnicy, którzy pomagali tworzyć tego typu kodeks wyborczy.
Z kolei najważniejszą kwestią poruszoną przez Trybunał, jest ta dotycząca zakazu emisji spotów radiowych i telewizyjnych, oraz wywieszania billboardów o powierzchni większej niż 2m². Jest to o tyle ważne, że w uzasadnieniu decyzji o niezgodności tych zapisów z konstytucją, Trybunał mówi o naruszaniu wolności słowa, wyrażania swoich poglądów i pozyskiwania informacji. W zapisach, które przygotowała PO istnieje podwójne naruszenie wolności i praw osobistych obywateli. Z jednej strony zapisy te odbierały podmiotom, jakimi są partie polityczne, możliwość prezentacji własnych poglądów na zasadnicze kwestie w państwie, a z drugiej strony odbierały przeciętnemu obywatelowi prawo do informacji o programie i zamierzeniach opozycji mającej szansę na wygranie wyborów. Byłoby to więc jawne złamanie wolności, która i tak w ostatnim czasie jest naruszana przez sytuacje takie, jak wchodzenie ABW do mieszkania studenta krytykującego władzę, czy zamykanie stadionów, na których nie ma burd i chuligaństwa, ale pojawiają się antyrządowe hasła (w dodatku wyśmiewające konkretne media wpierające owy rząd).
Zdawałoby się jednak, że jedyna Partia osiągnęła sukces w kwestii jednomandatowych okręgów wyborczych do Senatu. I można by było tak powiedzieć, gdyby nie fakt, że Platformie mocniej zależało na tym jakieś dwa miesiące temu, gdy nie istniał jeszcze pomysł powstania ruchu kandydatów popieranych przez prezydentów miast. Ruch „Obywatele do Senatu” założony przez Rafała Dutkiewicza, wg sondażu przeprowadzonego przez Millward Brown SMG/KRC, wygrywa z Platformą Obywatelską stosunkiem 26 do 23 procent (informacje z 11 lipca br.). Da się więc zauważyć dobrą minę do złej gry posła PO, Pawła Olszewskiego, który uznał orzeczenie Trybunału za wielki sukces Platformy.
By nie zapominać o roli prezydenta Komorowskiego w tych potyczkach, warto przypomnieć sobie jego decyzję sprzed kilku tygodni, o nieformalnej dacie wyborów 9-go października. Choć media przedstawiały to jako decyzję całkowicie niezależną od PO i Donalda Tuska, rzeczywistość kreuje się nieco inaczej. Platforma Obywatelska spodziewała się już wcześniej, że dwudniowe wybory są pomysłem, który nie wypali w jesiennych wyborach. By jednak zrozumieć pochodzenie daty 9-go października, wystarczy zaglądnąć do niedawnej wypowiedzi… Janusza Palikota. Były członek PO, którego najwyraźniej sfrustrowało nasłanie na niego CBA, zobaczył w jak trudnej sytuacji jest dziś opozycja w Polsce i uraczył obywateli kilkoma cennymi informacjami. W programie Kropka nad i z 12 lipca 2011 roku, Janusz Palikot powiedział:
[…]wybory zostały skrócone z powodu kłopotów budżetowych przez prezydenta Komorowskiego, żeby rząd zdążył zmienić założenia budżetowe jeszcze przed końcem tego roku […], bo Bruksela nie zatwierdziła Rostkowskiemu tych założeń i podejrzewa nas o Grecję […]
Z kolei na pytanie Moniki Olejnik, czy 9 października jest datą ustanowioną na złość Platformie Obywatelskiej, czy o tym wiedziała, Palikot odpowiada w następujący sposób:
[…] Oczywiście, że wiedziała. Przecież to było na prośbę Donalda Tuska, po sześciu ważnych wydarzeniach w ramach prezydencji, nagle się kończy to wyborami, a więc w okresie niemalże ciszy wyborczej dzieją się ważne wydarzenia dotyczące prezydencji, co więcej to jest dwa tygodnie wcześniej i te dwa tygodnie są bezcenne dla Rostowskiego ze względu na dramatyczną sytuację budżetu, bo Bruksela podejrzewa nas o „chorobę grecką. I w związku z tym, żebyśmy przedstawili nowe założenia, mniej optymistyczne dotyczące wzrostu (gospodarczego – przyp. red), pracy, inflacji, potrzeba tych dwóch tygodni. […]
Podsumowując, proszę nie podejrzewać mnie o krzewienie sympatii do Janusza Palikota, bo tego bym nie zniósł, ale jego wypowiedzi obnażają rzeczywistość, której PO najwyraźniej bardzo się boi. Rozgrywki o kodeks wyborczy to nie tylko rozgrywki o prawo, ale o ich byt po wyborach i pozycję polityczną. Należy także odnotować, że gdyby nie interwencja Prawa i Sprawiedliwości, wybory odbywałyby się z równoczesnym łamaniem prawa i konstytucyjnych zapisów. Prawdopodobnie nikt inny nie sprzeciwiałby się tym kwestiom, co powinno być dla wyborców jasnym sygnałem kto w Polsce stoi na straży wolności słowa, swobód obywatelskich, i że miłość PO do wyborców raczej się już wyczerpała. Platforma przegrywając w najważniejszych kwestiach odniosła więc porażkę, która może ich kosztować po 9 października bardzo wysoką cenę, jaką jest byt polityczny. Wsadźmy więc wypowiedzi posła Olszewskiego między bajki i patrzmy na otaczające nas realia.
Autor: Marcin Rol
Żadna z dotychczasowych partii nie spełniła i nie spełnia oczekiwań społeczeństwa w dostateczny sposób lub chociaż obietnic wyborczych z tego co widać. Tylko i wyłącznie dzięki temu mógł zaistnieć ktoś taki jak Janusz Palikot. Same mu partie dają swoim sposobem funkcjonowania argumenty do ręki, aby mógł działać i obnażać tą naszą polską chorą rzeczywistość. Interesy przeciętnego obywatela poza wyborami jak pokazuje praktyka nie za wiele obchodzą partie polityczne. Wszelkim ich krokom towarzyszy zazwyczaj koniunkturalizm i chęć przypodobania się elektoratowi przed wyborami. Gdyby te wszystkie partie wzięły się do uczciwej pracy na rzecz obywateli tego kraju taki ktoś jak Janusz Palikot nie miałby szansy zaistnieć. Wzajemne obsmarowywanie się partii raczej wyborców nie interesuje. Obywatele patrzą zdecydowanie na konkrety, które są realizowane za ich pieniądze z podatków.
A tak jeszcze mnie bardzo zastanawia jedno: Czy partie polityczne mają swoich wyborców faktycznie za idiotów przynajmniej większości? Tak trudno jest im zrozumieć, że „kupa” obojętne czy będzie zawinięta w papierek z pięknym nadrukiem logo PIS, PO, PJN, PSL, SLD czy jakim kol wiek innym zawsze będzie kupą? I „kupę” tą z pięknego papierka politycznym „kijem” wydłubuje Janusz Palikot i za to do niego partie te mają potem pretensje. Uff… ale się napisałem, lepiej chyba było obejrzeć jakiś fajny film, a nie trwonić czas na jakieś tam pisanie.
Kałoodporny: Janusz Palikot rozgrzebie kupę, ale za alternatywę podstawi kupę naprędce rekrutowanych działaczy swojego Ruchu…;P
Artykuł fajny. Sam mam tylko mieszane uczucia a propos tej sprawy billboardowej… Nie podoba mi się wysokość dotacji dla politycznych partii i fakt, że ich znaczna część pójdzie na te właśnie billboardy… To wyrzucanie pieniędzy w polityczne błoto… Bo jakiż pożytek będzie miał przeciętny obywatel z nieszczerze uśmiechających się do niego politycznych gęb, kuszących frazesami na wielkich plakatach… Gdyby obciąć dotacje o połowę, zakazać politycznego marketingu, to możnaby przeprowadzać z zaoszczędzonych pieniędzy wybory dwu a nawet trzydniowe… i jeszcze jakieś referendum raz do roku;P
Ale tu ironizuję nieco, bo pomysł wyborów dwudniowych i mnie się nie podoba – chociażby z racji faktu, że między dniem 1wszym a drugim pojawiałyby się pewnie jakieś nieoficjalne sondaże, medialne spekulacje sugerujące być może na kogo głosować… A na poprawę frekwencji nie musiałoby się toto przełożyć… W większości krajó na głosowanie jest jeden dzień i to wystarcza
@frustratopolan
Frustrata cieńki z ciebie politykier
Sukces Prawa i Sprawiedliwości – Sukces PRAWDZIWEJ DEMOKRACJI
Co do Partii POstkomunistycznej (wielu jej członków może POszczycić się Legitymacją PZPR-Leszek Korzeniowski) jedno konkretne słowo przychodzi mi na myśl…
…POrażka :) ;)
@kałoodporny
Tak masz rację – obejżyj sobie filmik na youtube jak skakałeś z ćpunami na Krakowskim Przedmieściu 9 Sierpnia 2010