Łatwiej powołać komitet budowy pomnika, zebrać na niego fundusze i nawet go wybudować, niż wygrawerować napis, który zadowoliłby wszystkich. Ostatnio mnożą się tego typu przykłady. Tablica upamiętniająca tragedię pod Smoleńskiem poróżniła jej fundatorów, władze polskie i rosyjskie. Ostatecznie, zamiast na miejscu tragedii, tablica znalazła schronienie w Jasnogórskim Klasztorze. Tablice mające przypominać ofiary obu wojen światowych od lat wywołują emocje i spory pomiędzy Polakami i Mniejszością Niemiecką na Śląsku.
Najświeższa „tablicowa afera” – to brak zgody władz ukraińskich na podanie narodowości polskiej przy nazwiskach pomordowanych profesorów uczelni lwowskich. W niedzielę 4 lipca – w 70. rocznicę mordu polskich profesorów, odsłonięto w centrum Lwowa pomnik przypominający to wydarzenie. Pomnik wielki i piękny, ale pozbawiony tablicy. Uroczystości rozpoczęła msza święta koncelebrowana przez arcybiskupa lwowskiego Mieczysława Mokrzyckiego. W poświęceniu pomnika uczest- niczyli również grekokatolicki arcybiskup Lwowa – Ihor Wozniak i grekokatolicki biskup – ordynariusz eparchii wrocławsko-gdańskiej – Włodzimierz Juszczak. W uroczystościach udział wzięli przedstawiciele władz Wrocławia i Lwowa, rektorzy uczelni wrocławskich i lwowskich oraz polscy senatorowie. Odsłonięcie pomnika zgromadziło ok. dwóch tysięcy osób. Wieloletnie starania kresowian zostały uwieńczone sukcesem. Na Wzgórzu Wuleckim, w miejscu brutalnego mordu, stanął w końcu monumentalny pomnik. Będzie on dumą dla ludzi znających tragedię tego miasta i dla tych, którzy przyczynili się do jego budowy. Jest także nadzieja, że stanie się on inspiracją do poszukiwania prawdy dla zwykłych przechodniów.
W podręcznikach historii rzadko opisywane jest wydarzenie, które miało miejsce w nocy z 3 na 4 lipca 1941 r. – cztery dni po wkroczeniu armii niemieckiej do Związku Radzieckiego. Lwów, jak i cała Galicja, był wtedy częścią Ukrainy Zachodniej – jednej z republik ZSRR. Aresztowanie profesorów uczelni lwowskich było akcją dobrze zaplanowaną. Niemcy nie chcieli popełnić tych samych błędów, co przy aresztowaniu profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego w listopadzie 1939 r. Międzynarodowe protesty spowodowały wtedy, że uwolniono większość uwięzionych w obozach naukowców. 30 maja 1940 r. generalny gubernator Hans Frank tak pouczał przedstawicieli SS i policji: „Nie da się opisać, ile mieliśmy zawracania głowy z krakowskimi profesorami. Gdybyśmy sprawę tę załatwili na miejscu, miałaby ona całkiem inny przebieg. Proszę więc Panów usilnie, by nie kierowali już Panowie nikogo do obozów koncentracyjnych w Rzeszy, lecz podejmowali likwidację na miejscu”.
Przebieg zdarzeń
Akcja prowadzona była w ramach celowej taktyki niszczenia najbardziej twórczej tkanki polskiego narodu. Likwidowano potencjalne warstwy przywódcze, nie ze względu na ich dotychczasowy udział w życiu politycznym, lecz ze względu na posiadany autorytet społeczny i naukowy. Aresztowanie i rozstrzelanie objęło grupę 25 profesorów oraz 20 członków ich rodzin i gości zastanych w mieszkaniach. Akcję przeprowadziła specjalna jednostka policji i służby bezpieczeństwa o nazwie Oddział Operacyjny Do Zadań Specjalnych „Lwów”. Formacja ta była częścią tzw. Einsatzgruppen – jednostek wysokich oficerów SS i policji podążających tuż za armią z zadaniem natychmiastowego aresztowania prominentnych osób i rozstrzeliwania ich. Formacją tą dowodził SS-Gruppenfuehrer – generał Eberhard Schoenegarth – ten sam, który na polecenie Himmlera aresztował profesorów krakowskich. Pierwszym uwięzionym, jeszcze 2 lipca – był prof. Kazimierz Bartel. Kolejni wyprowadzani byli z mieszkań w nocy z 3 na 4 lipca, między godziną 22 a 2. W krótkim czasie 19 funkcjonariuszy przywiozło do budynku Zakładu Wychowawczego im. Abrahamowiczów osoby, które figurowały na listach proskrypcyjnych oraz osoby, które przebywały z nimi w domu. Po dokonaniu selekcji, w trakcie której zwolniono 7 osób – głównie służbę, zatrzymane osoby wyprowadzono z budynku. Rozstrzeliwanie rozpoczęto nieopodal, na Wzgórzu Wuleckim ok. 3 rano. Okolice tego wzgórza zamieszkiwało wiele rodzin profesorskich. Przez okna słychać było wystrzały. Niektórzy przez lornetkę mogli obserwować wydarzenia. Dlatego zostały one dosyć dokładnie opisane przez świadków.
Aresztowani wyprowadzani byli czwórkami. Ustawiali się wzdłuż wykopanego dołu, po czym słychać było salwę wystrzałów mniej więcej co 10 minut. Po egzekucji szybko zasypano grób i ubito ziemię. Mieszkania po zamordowanych profesorach splądrowali i zajęli Niemcy. Mieszkanie prof. Ostrowskiego i prof. Greka, u którego przebywał wtedy Tadeusz Boy-Żeleński stały się dla Niemców wyjątkowa gratką. Oba mieszkania były bogato wyposażone w antyki, cenne dywany i obrazy. W mieszkaniu Ostrowskich przechowywane były najcenniejsze rzeczy arystokratycznej rodziny Badenich i Jabłonowskich. Chęć ograbienia tych domów była zapewne powodem zgładzenia kobiet zastanych w tych mieszkaniach. Rozkaz bowiem przewidywał likwidację tylko mężczyzn – profesorów wg listy oraz mężczyzn powyżej 18 roku życia. Gdy zbliżała się klęska wojenna, gestapo przystąpiło do zacierania śladów zbrodni na Polakach. Do tego celu utworzono specjalny oddział tzw. Sonderkomando 1005. W jego skład wchodzili głównie Żydzi, którzy potem byli likwidowani. W październiku 1943 r. 20 członków komanda odkopało zwłoki rozstrzelanych na Wzgórzu Wuleckim i przewiozło je na Piaski Janowskie w pobliżu ul. Łyczakowskiej. Było to lwowskie miejsce masowych rozstrzeliwań i palenia zwłok.
Kwiat elity naukowej Lwowa
Wśród zamordowanych uczonych znalazły się takie osoby, jak prof. Roman Longchamps de Berier – kierownik Katedry Prawa Cywilnego Uniwersytetu Jana Kazimierza – zamordowany wraz z trzema synami, prof. Witold Nowicki – kierownik Zakładu Anatomii Patologicznej U.J.K – zamordowany wraz z synem, prof. Tadeusz Ostrowski – kierownik Kliniki Chirurgicznej U.J. K. – zamordowany wraz z żoną i lokatorami, prof. Włodzimierz Stożek – kierownik Katedry Matematyki Politechniki Lwowskiej – zamordowany wraz z dwoma synami, prof. Stanisław Pilat – kierownik Katedry Technologii Nafty i Gazów Ziemnych Politechniki Lwowskiej. Tego wybitnego znawcę wymienionej dyscypliny kilka dni po jego śmierci poszukiwały władze niemieckie chcąc wykorzystać jego wiedzę. Niestety było już za późno. Wśród zamordowanych znalazł się również Tadeusz Boy-Żeleński mieszkający u swojego szwagra – prof. Greka. Prof. Kazimierz Bartel – kierownik Katedry Geometrii Wykreślnej Politechniki Lwowskiej, były trzykrotny premier Rzeczypospolitej, został zamordowany dopiero po trzech tygodniach przetrzymywania w więzieniu.
Przedwojenny Lwów był przede wszystkim ośrodkiem nauki, wokół której skupiało się życie miasta. Środowisko akademickie składało się wtedy z czterech uczelni szczycących się bardzo wysokim poziomem naukowym. Zamordowani uczeni znani byli na świecie ze swych odkryć i sukcesów, głównie w zakresie matematyki i logiki. Światowy rozgłos miały również osiągnięcia w niektórych dziedzinach medycyny oraz w zakresie budowy maszyn. Okres wojny poważnie zdziesiątkował świat naukowy Lwowa. Największe straty poniosła medycyna lwowska, bo około 91% zatrudnionych profesorów. Dyscypliny nauk matematyczno-przyrodniczych straciły 36,4% profesorów. Nauki prawno-społeczne 33,3%, humanistyka około 24%, a teologia aż 62% profesorów. Największa liczba ocalałej kadry naukowej Lwowa zasiliła po wojnie uczelnie Śląska – głównie Wrocławia. W pierwszych latach po wojnie to oni stanowili trzon kadry uczelni na Ziemiach Odzyskanych. Od 1945 r. do 1949 r. rektorem Uniwersytetu Wrocławskiego i Politechniki Wrocławskiej był dawny rektor Uniwersytetu Lwowskiego – prof. Stanisław Kulczyński.
Idea budowy pomnika
Już w 1954 r. powstał we Wrocławiu Międzyuczelniany Komitet Uczczenia Pamięci Lwowskich Pracowników Nauki. 10 lat później przy placu Grunwaldzkim we Wrocławiu odsłonięto pomnik z tablicą, której treść nie zadowoliła inicjatorów budowy. Władze nakazały zastąpić słowa: „ku czci profesorów lwowskich” słowami: „ku czci wszystkich polskich naukowców”. Dopiero w 1981 r. wstawiono tablicę informującą o lwowskich profesorach. Równolegle z inicjatywami w Polsce, w samym Lwowie znalazło się wielu zapaleńców, którzy chcieli uwiecznić mord profesorów w miejscu ich kani. W 1956 r. zaczęto budowę pomnika, ale po trzech latach przerwano prace i rozebrano rusztowania. Ponowna próba nastąpiła na początku lat 90-tych. Odsłonięto wtedy niewielki pomnik z dwujęzyczną tablicą, poświęconą zamordowanym w tym miejscu polskim profesorom.
Niedawna lipcowa uroczystość to już trzecia inicjatywa uczczenia pomordowanych profesorów. Szkoda tylko, że wielki monument jest taki anonimowy. Zapewnienia mera – Lwowa Andrijewa Sadowego, że: „napis niedługo tu będzie”, nie zadowala kresowiaków i miejscowej Polonii.
Przesłanie pomnika lwowskiej tragedii
Odsłonięcie pomnika ukazało przy okazji rzeczywisty stan polskich relacji z naszymi obecnymi sąsiadami – Ukrainą i Niemcami. Ukraina nie chce głośno przyznać, że mieszkańcami i elitą przedwojennego Lwowa byli Polacy. Z kolei polskie władze nie chcą narażać się Niemcom przypominaniem szczegółów wojny. W przemówieniu pod pomnikiem, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz w bardzo oszczędnych słowach wymienił sprawców zbrodni. Nie wykorzystał okazji, aby przypomnieć o istocie niemieckiej taktyki wojennej. Taktyka ta zakładała likwidację polskiej inteligencji w obawie, aby nie stała się ona przywódczą grupą oporu dla podbitego narodu. Nadzieję niesie sam kształt pomnika. Monument ten przedstawia bramę wykonaną z granitowych bloków, na których wyryte są numery Dekalogu. Bryła zawierająca piąte przykazanie: „Nie zabijaj”, wystaje z monolitu. Nawet niewielkie jej wyciągnięcie grozi zawaleniem się całej budowli. Jest to najważniejsze ostrzeżenie dla współczesnych, aby budowali świat na cywilizacji śmierci.
Autor: Marcin Keller za „Aspekt Polski” nr 165
a co z żydowskimi profesorami którzy byli polskimi obywatelami?