Dialog Katolicko Luterański przeżywa swoje apogeum. Po setkach wspólnych spotkań, umizgów (niestety głównie ze strony katolików) doszło w 1999 roku do podpisania wspólnej deklaracji w sprawie nauki o usprawiedliwieniu. Następne lata obfitowały w dalsze gesty i deklaracje, aż w 2005 roku ogłoszono, iż całkowite pojednanie jest „tuż, tuż”.
Strona internetowa luteran w Stanach Zjednoczonych podaje nawet datę zjednoczenia ustaloną rzekomo podczas spotkania Światowej Federacji Luteran i Papieskiej Rady do spraw Popierania Jedności Chrześcijan, które miało miejsce w dniach 7-8 listopada 2005 roku w Watykanie. Datę wyznaczono na rok 2017, ponieważ wtedy obchodzona będzie 500 rocznica Protestanckiej Reformacji, co tradycyjnie fetowane jest w dniu 31 października, kiedy to w 1517 roku dr Marcin Luter przybił 95 tez na drzwiach kościoła w Wittenberdze. (Ciekawe, bo 2017 roku masoneria będzie czciła trzechsetną rocznicę swego powstania).
Od czasu Soboru Watykańskiego II w Kościele Katolickim pojawiło się zielone światło dla działań ekumenicznych. Nie zawsze były to inicjatywy zgodne z Magisterium Ecclesiae i nierzadko łamały fundamenty katolickiej ortodoksji.
Magisterium Ecclesiae i posoborowe wypaczenia
Ekumenizm nie jest wynalazkiem Vaticanum Secundum. Sobór jedynie ratyfikował dokumenty, których konstrukcja pozwala na wieloznaczna interpretację. Tak więc, „Dekret o ekumenizmie” czytany w świetle Tradycji pozwala zarówno na w pełni katolickie podejście do innych religii chrześcijańskich oraz na wyciągnięcie wniosków, które wybitnie potępił między innymi papież Pius XI w encyklice „Mortalium Animos” (O popieraniu prawdziwej jedności religii).
Ten proroczy dokument opisuje to wszystko co obecnie nierzadko praktykowane jest w Kościele. Już wtedy Pius XI zauważył, że ruch ekumeniczny pod pięknymi hasłami wciągnął w swe szeregi „potężny zastęp katolików„. Każdy współczesny ekumenista hołduje wyświechtanemu hasłu Nieważne jest to, co nas dzieli, lecz to, co nas łączy. Zupełnie innym językiem operuje wspomniana encyklika: Kto więc nie jest z Kościołem złączony, ten nie może być Jego członkiem i nie ma łączności z głową – Chrystusem.
Wszystko było takie jasne, proste, logiczne. Tylko Kościół Katolicki posiada pełnię środków i prawdziwy gwarant zbawienia (Nulla salus extra Ecclesiam – Poza Kościołem nie ma zbawienia). Tenże Kościół posiada misję nawracania wszystkich innowierców (w tym luteran) po to, aby powrócili do „miłości chrystusowej” i wyzbyli się herezji i błędów.
Dla wielu ignorantów „katolickich” taka optyka to jedynie „skansen” przeszłości. Nowe poglądy przyniósł do Kościoła wiatr rewolucji posoborowej końca lat sześćdziesiątych XX wieku. Dzisiaj nie rozumiemy już ekumenizmu w sensie „powrotu”, w wyniku czego inni „powróciliby” i stali się „katolikami”? pisze kardynał Walter Kasper. Po czym dodaje: To zostało odrzucone przez Sobór Watykański II. Pomijając słowo „katolik” napisane przez kardynała w cudzysłowie, warto zadać pytanie, czy do czasu Soboru Kościół trwał w błędzie, pragnąc nawrócić innowierców?
Zdanie kardynała nie jest niestety odizolowane, a sam kardynał w sprawach ekumenizmu reprezentuje cały Kościół Katolicki z racji piastowania funkcji przewodniczącego Papieskiej Rady do spraw Popierania Jedności Chrześcijan. Takich szokujących wypowiedzi i dokumentów jest multum. Jednym z najważniejszych jest Charta Oecumenika (Karta Ekumeniczna) sygnowana przez protestantów, schizmatyków i Kościół Katolicki. Z dokumentu dowiadujemy się, że Najważniejszym zadaniem Kościołów w Europie jest wspólne głoszenie Ewangelii słowem i czynem dla zabawienia wszystkich ludzkich istot.
A więc każda protestancka sekta, byleby była członkiem „Konferencji Kościołów Europejskich”, zostanie uznana za Kościół, przez którego przemawia Duch Święty i który działa na rzecz zbawienia. Oczywiście Karta tak ustaliła wspólnie „inicjatywy ewangeliczne”, „aby uniknąć szkodliwej konkurencji”. Znajduje się w niej również passus: Zobowiązujemy się do sprzeciwu wobec wszelkich form antysemityzmu i antyjudaizmu w Kościele i społeczeństwie. Tego zabraknąć nie mogło?
Zły papież i dobry Luter
Tyle o ekumenizmie. Powróćmy do aspektu dialogu katolicko-luterańskiego i iluzorycznego pojednania. Warto w imię prawdy pochylić się nad niechlubną i zapomnianą historią luteranizmu i samego Lutra.
Do dzisiaj pokutuje mit przegniłego obyczajowo Kościoła Katolickiego w XVI wieku, na co odpowiedzieli zaniepokojeni o ortodoksję i obyczajowość pobożni protestanci. Nie pomaga w prostowaniu tego przekłamania posoborowy „meaculpizm”, w którym kolejni papieże biją się w nie swoje piersi, przepraszając za rzekome „grzechy Kościoła”. Co prawda sprawa sprzedawania odpustów i symonii była realnym problemem, ale Luter najdelikatniej mówiąc przejaskrawiał kryzys, który miał dotknąć Kościół.
Przerysowaną krytykę wyśmiewał Fryderyk Nietzsche w jednym ze swych pamfletów filozoficznych zwracając uwagę, że wystąpienie Lutra i uwaga, jaką mu poświęcono, świadczyła właśnie o zdrowiu i normalności Kościoła w Niemczech. Sam Rzym nie był w tym czasie wielce budujący dla wiernych, ale zdaje się, że nie zbulwersował aż tak bardzo młodego zakonnika Lutra, który po powrocie ze Stolicy Piotrowej zrezygnował z walki po stronie obserwantów o zaostrzenie reguły i stanął po stronie „liberalnych” współbraci. Tak naprawdę protestantyzm nie wypełniał niszy, którą w kilku miejscach tworzyli niemoralni katolicy. Siłą protestantyzmu był polityczny lobbing.
Odbrązowiony charakter Lutra
Warto zadać sobie trud, aby skompletować dzieła Lutra. Jest to niemożliwe, chyba, że dotrzemy do wydawnictw z XIX wieku, przykładowo do kazań reformatora i jego „Małego Katechizmu”. Wydaje się niewyobrażalne, że do tej pory nie można nabyć dzieł zebranych ojca Reformacji. Nic dziwnego, bowiem są wyjątkowo nieekumeniczne. Jego chamskie, a nawet wulgarne sformułowania nie nadają się do poprawnych biografii. Tak scharakteryzował Lutra Jacques Maritain:
Ten gwałtownik miał w sobie wiele dobroci, szlachetności, miękkości. Przy tym niepohamowaną pychę i bezgraniczną próżność. Rozum nie odgrywał u niego większej roli. Jeśli pod nazwą inteligencji należy rozumieć zdolność chwytania tego, co ogólnie rozróżnia istoty rzeczy, posłusznego zdążania wzdłuż subtelnych szlaków rzeczywistości – Luter inteligentny nie był, raczej ograniczony, przede wszystkim uparty. Lecz w niezwykłym stopniu posiadał konkretność, inteligencję praktyczną, przebiegłość oraz spryt, zdolność spostrzegania zła u innych, sztukę wynajdowania tysiąca sposobów wyjścia z kłopotliwej sytuacji i druzgotania przeciwnika.
To chyba najbardziej trafna ocena Marcina Lutra na jaką natrafiłem.
Luter szokujący
Dzieło i słowo Boże mówią nam jasno, że kobiety winny służyć małżeństwu lub prostytucji – tak widzi doktor Luter rolę przeznaczoną niewiastom, po czym rozwija swoją myśl: Jeśli kobiety męczą się i umierają po licznych porodach, nic w tym złego; niech umierają, byle tylko rodziły, na to są. Nic dziwnego, że skutkiem reformacji było całkowite zdziczenie obyczajów w Europie.
Na myśl przychodzi fala porwań katolickich zakonnic, na których często dokonywano gwałtów, a następnie oddawano za żony swoim protestanckim „wyzwolicielom”. Tak o tym rozboju i gwałcie pisał Luter do porywacza zakonnic Bernharda Koppe, który nota bene porwał również przyszłą żonę reformatora: Tak jak Chrystus wyciągnąłeś te biedne dusze z więzienia ludzkiej tyranii.
Podczas wojny chłopskiej „dobrotliwy” Luter zalecał książętom zabijać chłopów jak wściekłe psy. Jednak największą nienawiścią pałał do Kościoła Katolickiego. Nawoływał do swoistej krucjaty na Rzym: Wydaje mi się, że skoro zwolennicy Rzymu są tak szaleni, jedynym lekarstwem pozostaje, aby cesarz, królowie i książęta przepasali się siłą i zbrojnie uderzyli na owe chwasty całego świata i walczyli z nimi – nie słowami, lecz żelazem. Na koniec apelu do władców świata Luter pisze: Czemuż raczej nie zgładzimy ich mieczem i nie obmyjemy naszych rąk w ich krwi?
Reformator nie potrafił polemizować. Podczas debaty publicznej wysłannik Kościoła wytknął mu wszystkie błędy, lecz wtedy nic go nie mogło już zatrzymać. Wszak nienawiść i pycha zaślepiają. Luter używał bardzo niewyszukanych inwektyw w stosunku do swoich wrogów. Papieża zwykł nazywać „antychrystem”, Kościół „diabelstwem”, teologów „kretynami”.
Tak oto pisał do wicekanclerza uniwersytetu w Ingolstadt, Jana Ecka:
„Ty, który krwią chrześcijańskich braci nasycić się nie możesz. Idź, badaj i szukaj robaków w gnoju, dopóki się nie nauczysz, co to jest błąd, co grzech i kacerstw. Nie widziałem jeszcze większego od ciebie osła, choć chwalisz się, że przez wiele lat uczyłeś się dialektyki.
Uniwersytet paryski i lowański, które zgłosiły zastrzeżenia do Lutra i jego późniejszych pism nazwał szkołą kretów, śmierdzącą kałużą, a profesorów epikurejskimi świniami, diabelską synagogą”.
Prawdziwe oblicze Lutra nie może być zdemaskowane zwłaszcza z powodu jego czystej nienawiści do Żydów. Posunął się nawet do wzywania swoich wiernych do palenia synagog, niszczenia żydowskich ksiąg świętych oraz karania śmiercią Żydów, którzy nie przyłączą się do protestantów. Żydzi byli dla reformatora diabłami, stworzonymi po to, by jak najszybciej wrócić do piekła.
Pod koniec życia Luter szokował opilstwem i obżarstwem. „Żrę jak Czech i chleję jak Niemiec” – pisał w liście z 2 lipca 1540 r. do swojej żony. W tym okresie jad wylewał się z ust reformatora jak nigdy dotąd. Pluł na wszystko i na wszystkich. Papiestwo obrzucał obelżywymi słowami, nie siląc się na jakiekolwiek wyżyny intelektualne. Jeden z XIX-wiecznych apologetów historii Kościoła podsumował nienawistny język reformatora następującymi słowami: nie można inaczej sobie wytłumaczyć, jak tylko, że Luter napisał je rozgrzany napojami spirytusowymi. Jeżeli zaś przy pisaniu tej ramoty był rzeczywiście trzeźwym, to uniósł się on, aż do owego stopnia zapamiętałego gniewu, w którym duch, tracąc wszelkie nad sobą panowanie, dochodzi do rzeczywistego obłąkania.
Fragment ostatniego jego kazania o rozumie oddaje stan jego duszy:
„Rozum to jest największa kurwa diabelska; z natury swojej i sposobu bycia jest szkodliwą kurwą; jest prostytutką, prawdziwą kurwą diabelską, kurwą zeżartą przez świerzb i trąd, którą powinno się zdeptać nogami i zniszczyć ją i jej mądrość (?) rzuć jej w twarz plugastwo, aby ją oszpecić. Rozum jest utopiony i powinien być utopiony w Chrzcie (?) Zasługiwałby na to, ohydny, aby go wyrzucono w najbrudniejszy kąt w domu, do wychodka”.
Luteranizm był coraz bardziej konfesją powstałą w głowie jednego człowieka, którego Gilbert Chesterton nazwał ironicznie „wielkim żywiołowym barbarzyńcą„. Jak bardzo Luter cenił swoja doktrynę, widać po mocnym sformułowaniu reformatora:
„Nie godzę się, aby nauka moja mogła podlegać czyjemukolwiek osądowi, nawet anielskiemu. Kto nie przyjmuje mojej nauki, nie może dojść do zbawienia”.
Luter heretyk
Już w zakonie Luter odznaczał się oryginalnością. W jego listach przebija pycha i chęć zdobycia świętości o własnych siłach. Dość wspomnieć, że niektórzy bracia uważali go za opętanego. Warto dodać, że podczas Mszy Świętej prymicyjnej, Luter doszedł do Kanonu, który później sam obalił, i zatrzymał się. Chciał uciec od ołtarza i gdyby nie przymuszenie przez współbraci nie dokończyłby sprawowania Najświętszej Ofiary. Twierdził, że miewał widzenia Chrystusa, a nawet, że rozmawiał z samym diabłem. To ostatnie wydaje się być wielce prawdopodobne?
Herezje Lutra przechodziły ewolucję. Swoją doktrynę zmieniał i „ulepszał” coraz bardziej oddalając się od katolicyzmu. Nie brakowało mu też dwulicowości. W swoich 95 tezach Luter mieszał ortodoksję z herezjami. Z jednej strony pisał:
„Kto prawdzie odpustów katolickich zaprzecza, niech przeklęty będzie (teza 71.), zaś gdzie indziej: Ci, którzy przez odpusty zbawienia wiecznego pewnymi być mniemają, wpadną razem z mistrzami swoimi w paszczę szatana” (teza 32.).
W końcu Luter zaprzeczył większości prawd katolickich oraz zacięcie zwalczał ofiarny charakter Mszy świętej. Postanowił w tym celu zniszczyć starożytny Kanon mszalny, który tak bardzo pieczołowicie Kościół zachowywał i na wieki sankcjonował podczas Soboru Trydenckiego. Warto dodać, że aż do posoborowej „reformy” liturgicznej Kanon pozostawał nienaruszony, a po nowych zmianach niektóre kościoły protestanckie (zwłaszcza anglikanie) oświadczyły, że nowa „katolicka” Msza jest niemal w pełni zgodna z ichniejszymi liturgiami. Również luterański postulat wprowadzenia języków narodowych do liturgii zrealizowano podczas konstruowania Mszy posoborowej. Także Komunia Święta pod dwiema postaciami i uczynienie z kazania głównej części Mszy to wymysły Lutra.
Podstawowym błędem reformatora było przekonanie, że do zbawienia wystarczy sama wiara, bez uczynków. Herezję tę potępił uroczyście Kościół podczas Soboru Trydenckiego. Jednak we Wspólnej deklaracji w sprawie nauki o usprawiedliwieniu z 1999 roku Kościół wyparł się dawnych potępień, które teologia zawsze określała jako nieomylne. W Deklaracji czytamy: wzajemne potępienia z XVI wieku nie dotyczą współczesnych partnerów w ekumenizmie. Nic dziwnego, skoro do stworzenia Nowej Mszy Świętej zaproszono protestantów w celu konsultacji; skoro odprawia się wspólne nabożeństwa; dąży do jedności sakramentalnej; pozwala się pastorom na głoszenie kazań podczas katolickich Mszy świętych i tworzy się definicje świętych niekatolickich. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że Kościół dystansuje się od dawnych anatem. Dzisiaj nie wypada nawet używać takich słów jak „heretyk”, „schizmatyk” czy „odszczepieniec”.
Pastorów luterańskich, nie posiadających żadnych święceń kapłańskich, gdyż luteranie je odrzucili, mylnie tytułuje się księżmi.
Pogarda Lutra dla Pisma Świętego
Wracając do herezji Marcina Lutra trzeba wrzucić do lamusa mit estymy, jaką rzekomo przykładał do Pisma Świętego. Reformator dokonał własnego przekładu Biblii, tłumacząc ją i interpretując tak, aby potwierdzała jego herezje. Mojżesz dla Lutra jest katem wszystkich, a dziesięć przykazań oryginalny tłumacz skwitował następująco: prawo to jest stosowne dla Żydów, ale nas wcale nie obowiązuje. Księga Machabejska i Księga Estery za dużo judaizują i za dużo w nich pogańskich śmieci. List św. Jakuba przeczący zbawieniu wyłącznie przez wiarę zdaniem Lutra jest listem słomianym. Z czterech Ewangelii Luter za prawdziwą uznał jedynie Ewangelię św. Jana, przeto ją należy przekładać nad inne. O Apokalipsie napisał:
„Nie znajduję nic apostolskiego, ani prorockiego w tej księdze. Apostołowie bowiem nie zwykli przemawiać przenośniami; prorokują w słowach jasnych i zrozumiałych. Niech każdy myśli o tym, co mu doradza jego rozum; co do mnie, mój rozum czuje wstręt do tego i to jest dla mnie dostateczne do odrzucenia”.
A więc objawienie św. Jana Luter całkowicie odrzucił.. Sam Luter niewiele sobie robił z krytyków swojego kontrowersyjnego tłumaczenia Biblii. Swoim wiernym zalecał:
„Jeżeli wam jaki papista będzie robił korowody z powodu wyrazu „jedynie”, „tylko”, to powiedzcie mu tak od ręki: doktor Marcin Luter chce, aby tak było, i dodajcie jeszcze: papista i osioł jedno są”. Pod koniec życia zgorzknienie doprowadzało go do wybitnie nie dyskusyjnej kondycji: cała ta władza przeciwników sprawia mi tylko radość, ma to w .
Misje zamiast dialogu
Taki jest prawdziwy obraz doktora Marcina Lutra. Jeśli ekumenizm ma istnieć, musi bazować na prawdzie, nie tylko teologicznej, lecz również historycznej. Zwróćmy jednak uwagę, że w Kościele Katolickim liberalna część hierarchii próbuje od najmniej 40 lat przeprowadzić rewolucję. Hasła wolności religijnej, kolegializmu i ekumenizmu to hasła rewolucji francuskiej (wolność, równość, braterstwo) zastosowane do rzeczywistości „katolickiej”.
Cel był ten sam: przekształcić katolicyzm w propagatora nowej powszechnej religii, opartej na prawach człowieka. Fałszywy ekumenizm jest tego najlepszym przykładem, ponieważ nie zakłada już nawrócenia zbłąkanych heretyków do Kościoła Katolickiego, ale szuka jakiejś „utraconej jedności”, co jest kolejną herezją, ponieważ „jedność” jest cechą stałą Kościoła. Jedynie ci, którzy odpadli od Kościoła Katolickiego utracili „jedność”, a jej odzyskanie możliwe jest tylko na drodze szczerej konwersji. (Doskonałym przykładem dobrze rozumianego ekumenizmu, niech będzie powrót wiernych kościoła anglikańskiego na łono kościoła Katolickiego).
Do tej pory pomagali w tym misjonarze, jednak ich działalność w kontekście fałszywego ekumenizmu stoi pod znakiem zapytania. Dlatego właśnie coraz częściej misje zajmują się sprawami pokoju na świecie, zaspokajaniem problemów w krajach trzeciego świata, a zapominają o nawracaniu, głoszeniu i prawdziwym dialogu, mającym na celu przyprowadzenie zbłąkanych owiec do jedynego Pasterza.
Autor: Robert Wit Wyrostkiewcz. Tekst pochodzi z www.konserwatyzm.pl pt. „Luter odbrązowiony. Na rozdrożach ekumenizmu”
Tendencyjnie i bardzo jednostronnie przedstawiony temat
Usilnie proszę autora o podanie źródeł skąd pochodzą cytaty i rewelacje dot. Lutra. Może tym poprawi Pan swoją wiarygodność? To dobry zwyczaj, że kiedy wstawiamy cytaty lub powołujemy się na cudzą wypowiedź, podawać źródło skąd ona pochodzi.
Niech Bóg się nad Panem zlituje i błogosławi ( to chyba jest zgodne z Biblią?
Miłujcie nieprzyjaciół swoich i błogosławcie…)
PS. I dobrze jest czytać Biblię, bo wtedy wiemy czeka Pan Bóg od nas oczekuje. Każdy z nas odpowie przed Nim za swoje błędy , ja i Luter, jeśli się mylił w swoich poglądach(jeśli) i Pan, Panie Autorze. Bo nie wyznanie tak naprawdę się liczy , ale nasza zgodność ze słowem Bożym i nasze postępowanie zgodne z nim.
A osąd należy nie do nas.
@Niekatoliczka
No to szanowna Pani, zacytujmy świetego bp. Józefa Sebastiana Pelczara.
Mam nadzieję, że on się ” nie mylił” jak to Pani subtelnie napisała…
Wyznanie jest ważne szanowna Pani, uprzejmię proszę zaznajmomić się z Deklaracją Dominus Iesus ( podpisaną przez umiłowanego papieża JPII)
mówiąc wprost:
Tylko w Kościele Katolickim jest pełnia zbawienia
( no chyba, że umiłowany Papież również się mylił?!?!)
Pisząc równie zgodnie z Biblią:
Tylko Prawda nas wyzwoli (J 8,32)
Błogosławieństwo nie wyklucza dochodzenia do prawdy.
Nawet tej mało uprzejmej wobec herezji.
„Ojcowie założyciele” protestantyzmu
Biskup Pelczar nie miał dobrego zdania o ojcach założycielach poszczególnych protestanckich konfesji. Motorem działania „reformatorów” była zapiekła nienawiść do Kościoła, która wypaczała charakter podejmowanych przez nich działań i sprowadzała wszystkie przedsięwzięcia na drogę destrukcji i grzechu. Inicjator reformacji, Marcin Luter, powodowany swą niepohamowaną pychą i niezwykle gwałtownym charakterem, szybko przemienił zaistniały między zakonem augustiańskim a dominikańskim spór o prawo do zbierania opłat za odpusty w najstraszliwszy konflikt w dziejach Kościoła. Sprzeczka mnichów, powstała na gruncie urażonej dumy augustianów, do których należał Luter, o przekazanie prawa do zbierania opłat odpustowych zarządzonych przez papieża Leona X, została wykorzystana do zaprezentowania swoich koncepcji na temat odpustów i wolnej woli człowieka. Kiedy tezy zostały potępione jako sprzeczne z nauczaniem Kościoła, Lutrowi pozostało albo ich pokorne odwołanie, albo dalsze podważanie dogmatów i rozpoczęcie otwartej wojny z Kościołem, na czele zbuntowanych przeciw cesarzowi książąt.
Według bp. Józefa Pelczara koncepcje Lutra powstawały jako usprawiedliwienie dla jego niestabilnego umysłu oraz cholerycznego charakteru, żądnego rozkoszy i poklasku. „Chcąc zagłuszyć w sobie wyrzuty sumienia, bo sam został zakonnikiem i kapłanem bez powołania – pisze bp Pelczar – przyjął on wygodną teorię o całkowitym skażeniu natury ludzkiej, tak że człowiek, ulegając pożądliwości, może chcieć i czynić tylko źle”2. Luter w istocie miał świadomość pogrążania się w grzechu i stopniowego odchodzenia od Chrystusa, zdając sobie sprawę, że pycha osłabia działanie jego woli. W jednym z listów pisał o zerwaniu z celibatem: „Stałem się przez to małżeństwo tak nędznym i nikczemnym, iż myślę, że anieli w niebie ze mnie się śmieją, a diabli w piekle wyją z radości” (list z 16 VI 1525 r.).
Inni, szukający okazji do rozprawy z Kościołem, szybko wzięli przykład z Lutra. W Szwajcarii stały bywalec lupanarów Ulryk Zwingli i rzezimieszek, skazany w końcu na śmierć Ludwik Heter podjęli myśl i czyny Lutra. Demokratyczne przekonania Zwinglego i jego pycha spowodowały wojnę kantonów protestanckich przeciw katolickim i krwawe prześladowania „papistów”. Motorem działania szwajcarskiego „reformatora” były nabyte we Włoszech przekonania humanistyczne, przejęte od ateisty Giovanniego Pico della Mirandoli, z którym Zwingli utrzymywał przez pewien czas serdeczne kontakty. Stąd, jak pisze Józef Pelczar, charakter szwajcarskiej reformacji był bardziej racjonalistyczny niż luterański.
Przyczyną zerwania Anglii z Rzymem był tyleż gwałtowny charakter króla Henryka VIII, co skomplikowana sytuacja polityczna. Rządy króla szybko przekształciły się w tyranię, a miłość ludu zastąpił strach. Brak męskiego potomka – następcy tronu – spowodował fałszywą i nieuczciwą chęć uznania małżeństwa z Katarzyną Aragońską za niebyłe. Papież nie zezwolił na rozerwanie węzła małżeńskiego i małżeństwo z brzemienną dwórką Anną Boleyn, co spowodowało zerwanie z Rzymem i wkroczenie na powolną, ale konsekwentną drogę protestantyzacji Anglii. Gniew Henryka VIII był potężny, dotknął duchownych wiernych Kościołowi, bliskich przyjaciół króla, starą katolicką arystokrację i przywiązany do katolicyzmu lud. Henryk VIII umierał w 1547 roku sześciokrotnie żonaty, bez jasnych widoków na przekazanie tronu swojemu chorowitemu, małoletniemu synowi Edwardowi VI, zależnemu od woli nowej szlachty, wzbogaconej na reformacyjnej grabieży katolickiego mienia.
Również pobudki Jana Kalwina nie należały do czystych. Pycha, okrucieństwo i chciwość tego człowieka została wprzęgnięta w służbę zemsty za – zdaniem Kalwina – niesłuszne oskarżenie go o głoszenie na Sorbonie heretyckich poglądów na temat wolnej woli. W 1533 r. Kalwin wraz z grupą stronników opuścił Francję i osiadł w Genewie, w której po likwidacji wewnętrznej opozycji przejął całkowitą władzę, likwidując we władzach miasta wszelkie rozróżnienie pomiędzy sferą świecką a religijną. Stworzona komuna teokratyczna poddała kontroli wszystkie przejawy życia mieszkańców Genewy, a wyroki śmierci za przewinienia w rodzaju wdowiej modlitwy za duszę zmarłego męża stały na porządku dziennym. Józef Pelczar pisał o Kalwinie:
Słusznie powiedział historyk Kolb, że „Kalwin chciał zamienić całą ziemię w ponury i zimny zakład pokutniczy”. Wyznawcy Kalwina tchnęli zawsze religijnym fanatyzmem, czego objawem były mordy dokonane na katolikach we Francji i Holandii3.
Antykrólewska polityka hugenotów (francuskich wyznawców kalwinizmu) doprowadziła do długotrwałej okrutnej wojny domowej, w której – zanim doszło do nocy św. Bartłomieja w 1572 r. – hugenoci szczycili się zburzeniem 20 tys. kościołów, 2009 klasztorów i 9 szpitali, zamordowaniem ok. 4 tys. zakonników i zgwałceniem prawie 2 tys. zakonnic. Rzeź w trakcie ślubu księżniczki Małgorzaty z Henrykiem z Nawarry była aktem politycznej zemsty, za który – jak słusznie pisze Józef Pelczar – „Kościół nie odpowiada”.
Konsekwencją nienawiści „reformatorów” do Kościoła było religijne rozdarcie Europy. Efektem stał się podział Europy na kilka wzajemnie zwalczających się stron, ponieważ protestanci nie stworzyli (na szczęście!) jednolitego obozu religijno-politycznego, a przystąpili do niszczenia siebie nawzajem z nie mniejszym zapałem niż do wieszania, topienia i ćwiartowania katolików. Luteranie utopili w morzu krwi powstanie anabaptystów w Rzeszy, Kalwin ścigał z całą surowością zwolenników Zwinglego i Lutra, a spalony na stosie w Genewie antytrynitarz Michał Servet jest tylko z racji swojej sławy często przywoływanym przykładem protestanckiej nietolerancji. Nie inaczej było w Anglii, gdzie na wspólnych szubienicach i stosach ginęli katolicy wraz z angielskimi i szkockimi zwolennikami kalwinizmu i nawet ultraprotestant Jan Knox przyznawał, że pokój religijny zapanował w Anglii dopiero za katolickiej królowej Marii Tudor. Zjednoczeni w swojej herezji „reformatorzy” nigdy wspólnie nie patrzyli na Europę – jeśli nie liczyć wieży luterańskiej katedry w Magdeburgu ani Ściany Reformatorów w Genewie… Mit „jednego protestantyzmu” jest wyłącznie utopijnym życzeniem protestanckich przywódców czasów Bismarcka, które nigdy faktycznie nie zostało zrealizowane. Nienawiść, śmierć i zniszczenie – oto wkład protestantyzmu w historię Europy. Niejednokrotnie władcy protestanccy byli bardziej nieufni wobec swoich „braci w wierze” z innych konfesji niż względem „zabobonnych papistów”. Tak było przykładowo w Prusach (zwłaszcza po zawarciu tzw. unii staropruskiej w 1817 r.), w których kalwińska dynastia Hohenzollernów (od 1613 r.) darzyła większym zaufaniem (np. za króla Fryderyka Wilhelma IV i cesarza Wilhelma II) katolików niż poddanych luteran.
Przyczyny protestanckiego sukcesu
Jak mogło dojść do sukcesu protestantyzmu, skoro kierował się tak niskimi pobudkami? Nie sposób pominąć w tym miejscu teologicznego, „niepostępowego” spojrzenia na historię ludzkości. Jest ona ze względu na skaleczenie natury ludzkiej tragicznym osuwaniem się w grzech, z którego może zostać podźwignięta wyłącznie poprzez łaskę Boga. Przyczyny zwycięstwa protestantyzmu tkwią zatem w ułomności ludzkiej natury.
Nietzche uważał, że Luter zalał całą swoja żółcią Kościół i chrześcijaństwo w momencie, kiedy było ono najnormalniejsze w swojej historii. Pogląd ten wynika z agnostycznego, ale i pobieżnego punktu widzenia niemieckiego filozofa. Zeświecczenie Kościoła, będące efektem blisko stuletniej zależności od królów Francji (niewola awiniońska), jak również wyniszczająca obie siły wojna pomiędzy władzą świecką a duchowną i osłabiająca papiestwo walka wewnętrzna pomiędzy koncyliarystycznymi paleomodernistami a zwolennikami prymatu papieży, uczyniła z Kościoła łakomy kąsek dla umacniających się monarchii narodowych. Tendencja ta spowodowała przedkładanie zależności państwowych nad religijne, a narodowych nad cywilizacyjne. W tym wymiarze postrzegać możemy protestantyzm jako antyuniwersalistyczną rebelię.
Pomijając takie przyczyny jak ówczesny upadek obyczajów, który nie był ani pierwszym w historii Europy i Kościoła, ani też niestety nie ostatnim, za tendencjami sekularyzacyjnymi szła nienawiść do wszystkiego, co przychodziło z Rzymu – czy to pod względem religijnym, czy politycznym. Stąd częsty postulat uniezależnienia od Rzymu poprzez utworzenie „Kościoła narodowego”, któremu w wielu częściach Europy (także w Polsce) przyklaskiwała duża cześć duchowieństwa. Stąd przyjęcie takiej optyki narodowej przez zwolenników reformacji, wzywających do zrzucenia zwierzchności politycznej Rzymu i Cesarstwa, zaniechania płacenia świętopietrza, odrzucenia języka łacińskiego, utworzenia parlamentarnych reprezentacji narodowych (stanowych), stojących ponad królem lub kontrolujących monarchę, czy wynikający z tej tendencji postulat uproszczenia rytuałów i sakramentów, mających być zrozumiałymi dla ogółu. Aby lepiej przeforsować swoje pomysły, reformatorzy zastosowali skuteczną taktykę stopniowania żądań, propagandowego oddziaływania na lud przez szkalowanie przeciwnika. Św. Józef Sebastian Pelczar opisywał to w następujący sposób:
Taktyka nowatorów była taka, że w przesadnym, a często nieprawdziwym świetle przedstawiali zboczenia, jakie do pewnej części świeckiego i zakonnego duchowieństwa rzeczywiście się zakradły pod wpływem ustroju feudalnego, humanizmu, braku seminariów i synodów, zachodniego odszczepieństwa w XIV w., dążności rewolucyjnych w XV w., nagromadzenia bogactw i innych złych czynników, a stąd wysnuwali fałszywy wniosek, że duchowieństwo żądne mienia i panowania zepsuło dzieło Jezusa Chrystusa i błędnymi dodatkami przeinaczyło Jego naukę. Wskutek tego – tak dalej dowodzili – Kościół katolicki przestał być Kościołem Chrystusowym. Należy zatem wrócić do pierwotnego Kościoła, jaki był w I w. po Chrystusie, a takim zreformowanym Kościołem jest właśnie protestantyzm.
Jest to argument, którym z lubością posługiwali się wszyscy heretycy, a który i dziś pada z ust radykalnych modernistów wszelkich odmian. Nie wynika z niego chęć autentycznego reformowania Kościoła poprzez odnowienie religijności czy obudowanie życia sakramentalnego, uświęcenie wiernych, czyli poprzez „przylgnięcie do starożytności” (św. Wincenty z Lerynu), ale ukryty duch rebelii skrywanej pod płaszczem troski. Za każdym razem chodzi o zmianę, o stworzenie nowego „Kościoła pierwszych wieków chrześcijaństwa”, na miarę wyobrażeń każdoczesnych reformatorów.
Błędy protestantyzmu
Protestantyzm, pomimo posługiwania się pojęciami drogimi dla każdego katolika, jest całkowitym zerwaniem z dogmatami Kościoła, stanowi również opozycję wobec katolickiego postrzegania świata i praw rządzących nim w sferze społecznej. Konsekwencje tego są widoczne w mentalności dzisiejszego świata, ufundowanego na „osiągnięciach” reformacji.
1. Usprawiedliwienie
Św. Józef Sebastian Pelczar zaliczał do najgroźniejszych tworów protestantyzmu luterańską koncepcję usprawiedliwienia. Zdaniem Lutra zbawienie następuje wyłącznie przez wiarę, z pominięciem dobrych uczynków. Tak jednoznaczne postawienie tej kwestii eliminowało podstawę chrześcijańskiej etyki, jaką – prócz wiary w Boga – jest miłość bliźniego, objawiająca się poprzez uczynki. Dla luteran dobre uczynki nie posiadały praktycznie żadnego znaczenia religijnego, traktowane były co najwyżej jako przejaw spoistości więzi pomiędzy ludźmi wierzącymi w tego samego Boga. Nie obowiązywały wobec nie przynależących do tej samej wspólnoty wierzących. Tak było do XIX wieku, kiedy to, naśladując katolików, protestanci rozpoczęli działalność charytatywną tzw. zakładów dobroczynnych, z taką bezwzględnością i realizmem opisywanych przez Dickensa. Protestancka dobroczynność, tak jak i stworzona w tym samym wieku instytucja diakonisek, miały za zadanie wyłącznie realizację utylitarnych celów: pozyskiwanie zwolenników i łagodzenie napięć społecznych. Z obserwacji społeczeństwa radykalnych protestantów doby angielskiej wojny domowej narodziła się skrajnie pesymistyczna wizja Tomasza Hobbesa, w której więzi społeczne są wyłącznie efektem zbiorowego egoizmu przezwyciężającego egoizm jednostek. Kiedyś protestanci mówili: nie ma ludzi świętych, dzisiaj mówią: nie ma ludzi rzeczywiście dobrych.
2. Sekularyzacja etyki
Z protestanckiej koncepcji usprawiedliwienia wyrasta wprost kantowska idea etyki autonomicznej, stanowiąca podwalinę liberalnej etyki sytuacyjnej. Jak stwierdził biskup przemyski, protestanckie usprawiedliwienie doprowadziło w konsekwencji do uwolnienia etyki od dogmatów religijnych. Zdaniem Kanta etyka i obyczajność wynikają z powszechnego uznania ludzi, a nie Bożego prawa danego ludziom. Prawo moralne w koncepcji nudziarza z Królewca powstaje z czystego rozumu, a dobre jest to, co jest jednostkowo zgodne z powszechnym prawem moralnym, akceptowanym przez wszystkie istoty rozumne. Konsekwentnie przyjmując sposób myślenia protestanckiego filozofa, dobre jest to, co jest ponadkonfesyjną zasadą etyczną wynikającą z przymusu, a nie z poszukiwania rozkoszy czy zadowolenia – nie zabijaj, nie kradnij itd. Kant ujął ją w postaci nowoczesnego przykazania: „Czyń tak, aby zawsze maksyma twej woli mogła być zarazem zasadą powszechnego prawodawstwa”4. I w tym miejscu myśli etycznej Kanta nastąpiło zerwanie z dotychczasowym chrześcijańskim systemem etycznym. Już nie bojaźń Boża, strach przed potępieniem i pragnienie zbawienia, ale poczucie obowiązku względem innych ludzi i szacunek dla prawa stanowią podstawę moralności. Dla Kanta czyn staje się moralnym dopiero wtedy, gdy wynika z powinności (imperatyw kategoryczny). Prawo powinniśmy pełnić dla samego prawa. – Należy podkreślić, że Kant nie negował wprost w swoim agnostycznym systemie zasad religijnych i istnienia Boga, traktując je jako niezbędne elementy utrzymywania ludzi w karbach, jednak nie wolno nie zauważyć, że stworzony przez niego system etyczny, wyrastający z luterańskiego źródła, poszedł o krok dalej, traktując zasady moralne jako twory czysto ludzkie. Skoro zaś zasady moralne są tworami ludzkiego rozumu, to istnienie Boga należy przyjąć wyłącznie ze względów moralnych. Ludzie nie będą słuchać siebie nawzajem, potrzebują zatem Boga. Skoro rozum praktyczny potrzebuje wyłącznie Boga jako składnika powodzenia utylitarnego prawa moralnego, jaki zatem jest cel moralności i czym jest dobro najwyższe? Dla Kanta nie było nim ani zbawienie, ani Bóg. Dobrem najwyższym jest wyłącznie cnota i szczęśliwość. Ta degradacja moralności, poprzez odarcie jej z elementów nadprzyrodzonych, musiała także zmienić jej cel. Celem zasad moralnych jest człowiek, któremu moralność nadaje odpowiednio wysoką godność. Brzmi to bardzo nowocześnie, a echa kantowskiej etyki znajdziemy dziś w niejednym dokumencie pseudokatolickich modernistów.
3. Sola scriptura: podwaliny indywidualizmu
Św. Józef Sebastian Pelczar określił wiarę w Biblię jako jedyne źródło wiary, „drugą główną zasadą protestantyzmu”. Luter, a za nim inni reformatorzy, odrzucając Świętą Tradycję jako drugi obok Biblii fundament wiary, de facto zanegowali szacunek, jakim otaczano Pismo święte w Kościele katolickim. Całość interpretacji tekstów Biblii opierała się w Kościele na zasadzie autorytetu Ojców Kościoła, zajmujących się od zarania Kościoła tłumaczeniem zawiłości zawartych w wersetach biblijnych. Luter odrzucił ten autorytet, dokonując nie tyle pierwszego przekładu Biblii na język narodowy, co odpowiedniej – dostosowanej do swoich poglądów – cenzury fragmentów Pisma św.
Biskup przemyski w następujący sposób charakteryzuje ten błąd protestantyzmu i jego opłakane skutki:
Jedynym źródłem wiary jest Biblia, którą każdy, według wyroków „Kościoła”, może tłumaczyć, doprowadziła nie tylko do zupełnego rozbicia się w jedności w wierze i do powstania nowych sekt, tak że w samej Ameryce Północnej naliczono ich przeszło 70, ale również do fałszywego mistycyzmu, znajdującego ostateczny wyraz w spirytyzmie, to znowu do skrajnego racjonalizmu, rugującego z religii wszelki pierwiastek nadprzyrodzony, za którym poszedł monizm w różnej postaci, a więc niszczący wszelką religię ateizm.
Błąd reformacji nie polegał na przekazaniu ludziom Biblii do czytania, ale na pozostawieniu ich z Pismem św. „sam na sam” i wmówieniu im, że każda interpretacja wersów biblijnych jest prawdziwa, o ile jest w zgodzie z ogólnymi zasadami protestantyzmu. Za interpretację inną można było zostać wykluczonym ze wspólnoty. Jednak uzbrojenie ludzi w Biblię z prawem samodzielnego komentowania nie tyle uwolniło od tyranii Kościoła – jak przedstawiali to protestanci – ale wydało chrześcijan na łup małych biblijnych satrapów, założycieli kolejnych sekt, nowych „mojżeszów” wiodących zagubione plemię Izraela do Nowego Jeruzalem. Odrzucenie autorytetu zawsze kończy się tyranią opinii. Jak się modlisz, tak wierzysz. Jak wierzysz, tak żyjesz.
Zasada samodzielnego interpretowania Pisma św., przeniesiona ze sfery religii na grunt społeczny, dała początek indywidualizmowi i subiektywizmowi, w którym nie ma obiektywnej prawdy, ponieważ wymagałaby ona istnienia obiektywnego autorytetu, a ten został odrzucony przez reformację. Istnieją wyłącznie subiektywne prawdy indywidualne, które kiedyś w przyszłości, w toku rozwoju, dadzą początek „prawdzie”. W tej koncepcji „prawda” jest efektem ewolucji błędów i prawd. Nie na tym jednak koniec, ponieważ ta koncepcja istnieje w obrębie protestantyzmu w wersji religijnej.
4. Fałszywa idea KościoŁa
Dla Lutra i innych reformatorów Kościół jest wyłącznie instytucją ziemską i materialną. Jest to konsekwencja przyjęcia idei o skrajnie złej naturze ludzkiej, przeniesionej na grunt eklezjologii. Instytucja tworzona przez ludzi nie może być – jak przyjmował Luter – ani nieomylna, ani idealna. Obserwacja pogrążonych w grzechach ludzi skłoniła go do odrzucenia prawdy o Kościele jako Mistycznym Ciele Jezusa Chrystusa. Skoro więc Kościół jest jedynie instytucją materialną, nie różni się niczym od takich instytucji jak państwo, a jego funkcjonowanie jest ściśle utylitarne. Józef Sebastian Pelczar, powołując się w tym miejscu na wrogiego protestanckiemu chrześcijaństwu Fryderyka Nietzschego, stwierdzał wprost, że „protestantyzm zniszczył ideę Kościoła”. Na potwierdzenie tych słów biskup przemyski odwoływał się do szokujących wspomnień apostaty, eksjezuity, hrabiego Hoensbroecka, który odchodząc stopniowo od religii, ostatecznie został luteraninem. W swojej autobiografii Vierzehn Jahre Jesuit tak pisał o protestantyzmie:
To dzieło ludzkie bardzo niedoskonałe, osłabione w swoim charakterze religijnym i chrześcijańskim przez urzędowy biurokratyzm i dworactwo. Summus episcopus i presbyteri tego kościoła nie mają stanowczo nic wspólnego z Pismem świętym i z chrześcijaństwem. Zależny jest od państwa, a jego dostojnicy uganiają się przede wszystkim za zadowoleniem swej próżności i pychy. Kościół protestancki nie może natchnąć żadną miłością, nawet żadnym poszanowaniem. Jego obrachunek religijny zamyka się deficytem5.
5. Ekumenizm
Konsekwencją przyjęcia fałszywej koncepcji Kościoła i odrzucenia obiektywnego autorytetu religijnego musiało być poszukiwanie stałości religijnej w koncepcji ewolucji prawdy. Na gruncie religijnym zaowocowało to ideą tzw. wolnej religii, stworzonej przez racjonalistycznie nastawionych pastorów niemieckich jeszcze pod koniec XIX w. Nowa „wolna religia” miała być pierwszą nowoczesną religią niedogmatyczną, łączącą z jednej strony wszystkie najlepsze elementy wszystkich systemów religijnych świata, z drugiej – religią humanistyczną, wyrastającą z indywidualistycznych podstaw światopoglądowych6. Pomysł protestantów dał początek międzyreligijnym spotkaniom ekumenicznym, które zwłaszcza spodobały się protestantom amerykańskim i masonerii. Józef Sebastian Pelczar przy okazji charakteryzowania tych koncepcji wspominał organizowane „kongresy postępu religii” przez łączącego w sobie wszystkie możliwe pierwiastki ideowe (żydowski, masoński, niemiecki i amerykański) Teodora Reinacha, na których pracowano nad połączeniem elementów kilku religii w jeden „postępowy” system. Najbardziej zastanawiającym faktem, na który zwrócił uwagę biskup przemyski, jest okoliczność zaproszenia na kongres buddystów, protestantów różnych konfesji, przedstawicieli lóż masońskich, monistów oraz wyznawców judaizmu – przy jednoczesnym pominięciu katolików, okraszonym stwierdzeniem, że takie zaproszenie zostanie wystosowane tylko w sytuacji rezygnacji Kościoła z dogmatów. Ekumenizm drogą do chrześcijaństwa bezdogmatycznego?
6. Sceptycyzm
Przykład idei ekumenicznej jest klinicznym objawem sceptycyzmu, do jakiego prowadzi protestantyzm. W sferze społeczno-politycznej protestantyzm jest tworem bezbronnym, wydanym na pastwę systemu państwowego. Nie inaczej jest w wymiarze religijnym, w którym uległość względem świata współczesnego, jego szaleństw i pomysłów spowodowała przyjęcie najbardziej kuriozalnych koncepcji i idei.
Do głośniejszych (…) należy pastor Jatho, który na zebraniu publicznym w Berlinie tak sformował swoje credo: „Jezus Chrystus nie jest Synem Bożym ani naszym Mistrzem, ani Zbawicielem”, pastor Heydorn, który chciał pogodzić protestantyzm z monizmem, predykant berneński Albert Kalthof, który trzy teorie o utrzymaniu siły, o prawie ewolucji i o nieskończoności świata nazwał nowszą nauką o Trójcy Świętej, pastor Steudel, który proponował „nowszą etykę” nie uznającą dekalogu, superintendent Lahusen, który radził nie trzymać się przy „ordynacji” dosłownego tekstu Składu Apostolskiego, teolog protestancki Artur Drews, który w 1910 roku miewał w Berlinie wykłady na temat, że Chrystus jest postacią mityczną7.
Nadworny pruski kaznodzieja pastor Stocker jeszcze w 1909 roku ubolewał, że protestantyzm trapią najcięższe choroby duchowe, których niepodobna przezwyciężyć żadnymi materialnymi środkami, a także stwierdził wprost, że protestantyzm wystąpił przeciwko Bóstwu Jezusa Chrystusa. Pastor Wolt dodawał, że protestanccy wierni są forpocztą pogaństwa i rewolucji w cesarstwie niemieckim.
Józef Sebastian Pelczar, opisując występujące wśród protestanckich teologów przypadki negowania dogmatu Trójcy Świętej, Bóstwa Jezusa Chrystusa, odrzucenia Składu Apostolskiego i innych przykładów stwierdził, że całość historii i budowy religii protestanckiej predestynuje ją do niedowiarstwa. Skoro przyjmiemy tę myśl świętego biskupa za prawdziwą, musimy uznać dzisiejszy modernizm za pokłosie protestanckiego sceptycyzmu w Kościele katolickim.
Pod koniec swego burzliwego życia zgorzkniały Luter podsumował swoje wytężone wysiłki wprowadzenia „religii czystej Ewangelii” słowami: „Teraz ludzie opętani są przez siedem diabłów, podczas gdy najpierw byli opętani przez jednego”. Efekty rebelii protestanckiej dla Europy były opłakane: potępienie dusz, rozbicie religijne i polityczne, wojny i rewolucje. Jeden z najznamienitszych protestanckich historyków epoki zjednoczenia Niemiec, Jan Gustaw Droysen, charakteryzował skutki reformacji następująco:
Nie było rewolucji, która by głębiej wstrząsnęła społeczeństwem, która by straszliwiej burzyła i niemiłosierniej wyrokowała. Od razu wszystko się rozpadło i zostało zakwestionowane, najpierw w umysłach ludzi, potem z niesłychaną szybkością w stosunkach społecznych, we wszelkiej karności i wszelakim porządku.
Uwaga Droysena pozostaje aktualna również dziś. Co prawda sam protestantyzm w swoich tradycyjnych formach pozostaje od dłuższego czasu religijnym trupem, poddawanym kolejnym reformacjom, jednak błędy protestantyzmu, tak celnie zdiagnozowane przez bp. Józefa Sebastiana Pelczara, funkcjonują w obiegu społecznym. Przedostały się również do wnętrza Kościoła katolickiego, wywołując najgroźniejszy kryzys wiary, jakiego doświadczył katolicyzm na przestrzeni wieków. Nie przez przypadek biskup przemyski upatrywał korzeni niebezpiecznego modernizmu w wyrastającej z protestantyzmu etycznej koncepcji Emanuela Kanta.
Antidotum na morderczy kryzys może być wyłącznie odrzucenie modernistycznych błędów, przeniesionych do Kościoła z protestantyzmu, i odrodzenie misyjnej postawy katolików. Od fatalnego roku 1517 była ona najlepszą bronią przeciwko kłamstwom Lutra, głupocie Karlstadta i fanatyzmowi Kalwina, a świadczą o tym rzesze wybitnych konwertytów, wracających z protestanckiego wygnania na łono Kościoła katolickiego. Ponieważ, jak wielokrotnie powtarzał za papieżem św. Piusem X i Leonem XIII święty biskup Józef Sebastian Pelczar, jedność chrześcijaństwa istnieje wyłącznie w Kościele katolickim, a protestanci mogą ją osiągnąć wyłącznie poprzez wyparcie się swoich zgubnych błędów i powrót do odrzuconego niegdyś katolicyzmu. Płaszczyzna dialogu i porozumienia zawiera się w niezmiennym depozycie wiary Kościoła katolickiego, o czym protestanci zawsze winni pamiętać. Ω
Przypisy:
Kościół XX wieku. Rozmowy Ewy K. Czaczkowskiej, Katowice 1999, s. 93.
J. S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, tom I: Jak wielkim skarbem jest religia katolicka i dlaczego ta religia ma dzisiaj tylu przeciwników, Przemyśl 1920, s. 99.
Ibid., s. 101.
A. Stöckl, J. Weingärtner, Historia filozofii, Kraków 1927, s. 343–346.
J. S. Pelczar, op. cit., s. 105.
Zob. J. S. Pelczar, Masoneria, jej istota, zasady, dążności, początki, rozwój, organizacja, ceremoniał i działanie. Poznań 1997, s. 322.
Droga Pani Eleonoro
dla mnie nie ważne są różne przepisy ustanawiane prze ludzi i kościół, dla mnie ważne jest to, co jest zawarte w Biblii i Słowie Bożym i to, co Bóg ode mnie oczekuje. Ojciec Święty jest dla mnie jeden Bóg ( Biblia mówi, żeby nikogo nie nazywać Ojcem Świętym, gdyż jest jeden Ojciec Święty i jest nim Bóg). A Kościół owszem jest też ważny i tylko ten , którego zasady zgodne są z Biblią.
Tą notatką kończę polemikę z Panią i na tym forum. Dlaczego? Uważam , że każdy ma prawo do swoich przekonań, a czy są słuszne czy nie to inna sprawa i sprawa odpowiedzialności przed Bogiem.
Każdy ma prawo wyboru swojej drogi. Moja pierwsza notatka sprowokowana była artykułem i skierowana li i wyłącznie do autora artykułu. Niech Panią Bóg błogosławi. Niekatoliczka
Droga Pani Eleonoro jednak muszę to dopisać. Uważam, że jest tylko jedna osoba nieomylna. Jest nią Pan Bóg, a nie biskup, ani papież, bo oni są tylko ludźmi i mają prawo do pomyłki. A Biblia pod słowem prawda ma, co innego na myśli.
Jezus mówi:
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem,
nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie.
Czyli droga Pani, Prawda, czyli Jezus nas wyzwala, jeżeli przyjmiemy jego ofiarę na krzyżu dla naszego życia.
Bo Jezusa przyjmuje się właśnie do serca i ofiaruje się Mu swoje życie.
A teraz koniec dyskusji, proszę nie kierować do mnie wiadomości, gdyż nie będę miała okazji jej przeczytać.
Nasze drogi są różne i nie mamy po drodze. Niech Panią Pan Bóg błogosławi i da mądrość potrzebną do zrozumienia Prawdy tej Bożej a nie ludzkiej Niekatoliczka.
PS. A zbawienie Pani Eleonoro mamy dzięki temu, że Jezus Chrystus oddał za nas życie na krzyżu Golgoty. W Nim mamy przebaczenie grzechów i zbawienie, a więc i życie wieczne, nie dzięki przynależności do określonej denominacji. A o tym mówi Biblia , równie Tysiąclatka i tego uczą w moim kościele. A w Pani nie????
I Biblia mówi,że nie ma w nikim , a więc i dzięki żadnemu kościołowi nie można uzyskać zbawienia.
To , co Pani napisała podważa wiarygodność kościoła katolickiego, który jeśli uzurpuje sobie wyłączność zapewnienia pełni zbawienia, to jest niezgodny ze Słowem Bożym, które to Słowo powinno być podstawą każdego kościoła Droga Pani Eleonoro.
A może Pani Eleonoro ma pani a imię ….. no wie Pan, jak
Dziękuję Pani za tyle błogosławieństw.
Jednakże zastanawiam się czy błogosławieństwo, które ma spłynąć na moją skromną osobę pochodzi od Boga, w którego wierzę?!
Skoro jest Pani nieomylna w interpretacji Biblii
( oczywiście bez udziału ” omylnego” Kościoła)
Zna pani tę mądrość?
Człowiek roztropny nie gardzi myślą [obcą], a głupi i pyszny niczym się nie przejmuje. (Syr 32,18)
Tak więc nawet Biblia mówi, że czasami warto wysłuchać drugiego.
Tym bardziej człowieka uznanego za świętego….
Jeżeli jest Pani pewna, że zbawienia nie uzyskuje się poprzez Kościół- to niech idzie Pani do lasu, pomodlić się.
I tam spotkać Boga ( kto wie, może nawet wespól ze sarenkami?)
A podstawą każdego Kościoła jest Chrystus szanowna Pani.
Zdaje się, że przed chwilą cytowała Pani słowa o tym że nikt nie przychodzi do Ojca jak przeze mnie….
Plącze się pani w definicjach :)
Aha.
A Ojciec święty jest następcą Apostoła Piotra.
Pierwszego i naznaczonego przez Chrystusa: „Paś owieczki moje”
Stąd to piękne nazewnictwo…
Zapewniam szanowną Panią, że przed Lutrem byli Apostołowie!
Amen.
Bóg chyba się sam z tego śmieje,pragnę przypomnieć że nie tylko katolicy są Chrześcijanami, co do następców apostoła Piotra to było z nimi różnie przykładem może być papież Alexander VI.
Ja wierzę w Boga a nie w papieża czy ojca Rydzyka.
Inaczej mówiąc,Kościól katolicki potrzebuje następnej reformacji!
Jezus mówi:
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem,
nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie. Kobieto Eleonoro, nie ja mówię.
Kończę dyskusje i kto tu się plączę. Good bye
… a najlepiej zreformują go wszelakiej maści lewacy i antynacjonaliści?
heheheh!
PS powiem Panu rzecz jeszcze straszniejszą:
Różnie bywało nie tylko z papieżami.
nawet wśród Apostołów bywało niezłe bagienko :)
Ten się wyparł, tamten zdradził a jeszcze inny- nie uwierzył!
@Niekatoliczka
A miało nam być ” nie po drodze”?!
czyżby wróciła szanowna Pani z jagód?
Również żegnam mile
@antynacjonalista
Brawo, są jeszcze ludzie , którzy myślą i wierzą w Boga, a nie w kościół i w papieża.
I są tacy, którzy nie czytają dokładnie tego, co piszą inni, bo są tak zacietrzewieni i przekonani o prawdziwości swoich przekonań. Opierają się na przekonaniach kapłanów swojego kościoła, a z Biblią mają tyle wspólnego, co ja z Koranem.
Serdecznie pozdrawiam
Ps. Ale z pustego i sam Salomon nie nalej, a nawet najlepszy Biblista( a ja za takiego się nie mam)
zacietrzewionego katolika nie przekona.
czasem warto zmienić zdanie, tylko głupiec nie zmienia zdania, lepsze zbieranie jagód niż dyskusja z Panią Eleonorą. Ale to już finisz, zeszłam do Pani poziomu , sorry, to nie mój klimat
Jestem katolikiem, chodzę do kościoła ale ślepy nie jestem a z historią kościoła katolickiego zapoznałem się już dawno.
również pozdrawiam