Książka Barbary Goldsmith (Wydawnictwo Dolnośląkie) choć nie spełnia wszystkich moich oczekiwań wciąga. Barwny język i swoista dla autorski lekkość opisywania czasami trudnych do zrozumienia zjawisk fizycznych i chemicznych sprawia, że od książki nie sposób się oderwać, chce się poznać wszystkie wątki wielkiej Polki, kobiety – ikony, wybitnego naukowca. Niewątpliwym walorem tej biografii (a czytałem już inne opisujące życie Marii Skłodowskiej-Curie) jest fakt, że oparta jest na stosunkowo niedawno ujawnionych archiwaliach. Książka bogata jest w cytaty z prywatnej korespondencji, dokumentów i pamiętników wielkiej Polki. Mamy okazję poznać Marię jako kobietę i niezłomnego naukowca. Pasja i naukowa dociekliwość, triumf i sukces dwukrotnej noblistki przeplatają się tu z odrzuceniem, hipokryzją i dyskryminacją, której Maria Skłodowska-Curie doświadczała zarówno jako kobieta, naukowiec, jak i imigrantka z Polski. Autorka tworzy portret psychologiczny wybitnej Polki, pokazuje ją jako wytrwałego naukowca, kochającą żonę i przyjaciółkę Piotra Curie, chłodną matkę dla dwóch córek, a także namiętną kochankę uczonego Paula Langevina (w kilka lat po śmierci męża) i ofiarę skandalu obyczajowego jaki ten romans wywołał. Barbara Goldsmith duży nacisk kładzie też na pokazanie Marii jako kobiety, która musiała walczyć o swoje miejsce w świecie należącym wówczas do mężczyzn. Należy jednak żałować, że pochodząca z USA autorka nie pokazała Marii Skłodowskiej-Curie jako Polki i patriotki, jej zaangażowania w upowszechnienie sprawy Polski na arenie międzynarodowej po I wojnie światowej, jej związków z polską emigracją we Francji i znajomości z Ignacym Paderewskim. Patriotyzm Skłodowskiej naszkicowany przez autorkę sprowadza się jedynie do kilku wzmianek o wysyłaniu córek do Polski na wakacje i zapewnieniu im nauki języka polskiego oraz nazwaniu odkrytego przez nią pierwiastka „polon” na cześć kraju, z którego pochodziła, a którego wówczas nie było na mapie Europy. Autorka zbyt dużo, moim zdaniem, poświęca czasu i słów na pokazanie seksizmu i walki o emancypację kobiet, pokazując ją tylko z jednego, feministycznego punktu widzenia.
Barbara Goldsmith otrzymała za tę książkę prestiżową nagrodę amerykańskiego Instytutu Nauk Fizycznych przyznawaną za popularyzację nauki.
Dla zainteresowania sięgnięcia po tę książkę przytoczę ciekawsze cytaty:
„Nad oficjalnym listem nominującym Piotra Curie i Henriego Becquerela do Nagrody Nobla w 1903 r. w dziedzinie fizyki pracowało razem czterech wpływowych naukowców. Pani Curie nie została jednak wymieniona. List zawierał przeinaczone fakty dotyczące odkrycia polonu i radu. (…) A wszystko to pomimo faktu, że zdumiewające odkrycia Marii Curie były powszechnie znane w środowisku naukowców i że trzech z owych czterech mężczyzn, którzy podpisali się pod tym listem, brało udział w jej badaniach i doskonale wiedziało, czyje zasługi należy docenić. (…) podejrzewano nawet, że Becquerel wpłynął na treść listu po to, aby przypisać sobie więcej zasług. (…) Piotr odpowiedział, że jeżeli ma to być poważna nominacja, to nie przyjmie nagrody, dopóki Komitet Noblowski nie uwzględni pani Curie. (…) W listopadzie 1903 r. Curie otrzymali formalne powiadomienie o przyznaniu im nagrody oraz zaproszenie na uroczystość jej wręczenia, która miała się odbyć 10 grudnia w obecności króla Oskara II. Ku zaskoczeniu środowiska naukowego państwo Curie przyjęli nagrodę, ale odmówili przyjazdu do Szwecji, co jak dotąd, było pierwszym takim przypadkiem”.
„(…) Maria Curie nigdy nie przyjęła do wiadomości, że to jej ukochany rad mógł dopuścić się wobec niej zdrady. Był to ten sam rodzaj wyparcia, jak wówczas, gdy twierdziła, że nie potrafi mówić, czytać, pisać, czy w ogóle nie rozumie znienawidzonego przez siebie języka rosyjskiego, mimo, że w Warszawie, jako wzorowa uczennica, biegle władała tym językiem. (…) Mimo, iż państwo Curie sami ostrzegali przed napromieniowaniem, nie opodal swojego łóżka trzymali fiolkę z solami radu, aby zasypiając, patrzeć na jego piękny blask. Maria nazywała rad „swoim dzieckiem”.
Autor: Tomasz Kwiatek